0:000:00

0:00

Piszecie do nas:

„Czy możecie wyjaśnić, przed głosowaniem do PE, czy na »siłę« głosu ma wpływ oddanie głosu na innego kandydata niż będącego na miejscu pierwszym na liście? Sporo ludzi boi się »zmarnować głos« gdy głosują na kogoś innego niż jedynka”.

„Jeżeli zagłosuję np. na »szóstkę« na liście, a kandydatura ta nie uzyska odpowiedniej liczby głosów, to co się stanie z moim głosem? Przejdzie na innego kandydata tej listy, czy nie będzie już miał żadnego znaczenia = przyniesie korzyść innym partiom?”

Najprostsza odpowiedź na oba pytania brzmi: nie, głos nie zostanie zmarnowany.

Najlepiej po prostu wybrać kandydata, który nam odpowiada, na liście komitetu, który jest nam najbliższy. I nie przejmować się niczym innym.

Poniżej wyjaśniamy zawiłości ordynacji wyborczej w wyborach do parlamentu Europejskiego i odpowiadamy na najczęstsze pytania.

Jeden kandydat na jednej liście

Wybory do Parlamentu Europejskiego są dużo prostsze niż wybory samorządowe czy nawet wybory parlamentarne z perspektywy karty wyborczej.

Tutaj głosujemy na jednego kandydata na jednej liście. Krzyżykiem zakreślamy tylko jedną kratkę.

Sprawa nieco się komplikuje w momencie, gdy PKW rozdziela mandaty między poszczególne partie. Czy sposób rozdziału mandatu powinien mieć wpływ na nasze decyzje wyborcze? Z pewnością warto go poznać.

52 europosłów z Polski

26 maja 2019 roku wybieramy 52 europosłów. Mały chaos wprowadziła tutaj Wielka Brytania. Według pierwotnego planu, do maja 2019 brexit miał się stać rzeczywistością. Dlatego Unia Europejska ustaliła nowy rozkład mandatów w Parlamencie Europejskim, który lepiej odzwierciedlałby populacje poszczególnych państw. W tym układzie Polsce przypadł dodatkowy jeden mandat.

Wielka Brytania przesunęła jednak termin ewentualnego wyjścia z Unii na ostatni dzień października 2019, dlatego w majowych wyborach europejskich bierze udział. Jeśli z Unii wyjdzie, brytyjscy europosłowie wrócą do swojego kraju, a Polsce przypadnie dodatkowy mandat. Jeśli Brytyjczycy z Unii nie wyjdą, wszystko zostanie po staremu.

Wybieramy jednak 52 europosłów – ewentualna dodatkowa osoba musi zostać wybrana według tych samych zasad co reszta. Kandydat lub kandydatka, która w wyborach otrzyma 52. mandat, na swoją kolej w Brukseli będzie musiała poczekać do momentu, gdy Wielka Brytania opuści wspólnotę.

Jak rozdziela się mandaty

W wyborach do Parlamentu Europejskiego mandaty przelicza się w dwóch krokach:

  • najpierw metodą d’Hondta ustala się, ile mandatów zdobyły poszczególne ugrupowania;
  • następnie systemem Hare Niemeyera rozdziela się mandaty na poszczególne okręgi.

Metoda d’Hondta polega na wyliczeniu ilorazów dla poszczególnych ugrupowań.

Oznacza to, że wynik poszczególnych ugrupowań dzieli się przez kolejne liczby naturalne (1, 2, 3, 4…) aż do 52 (tyle Polska będzie miała mandatów). W ten sposób każde ugrupowanie otrzymuje 52 ilorazy. Następnie są one porządkowane od najwyższego do najniższego.

W uproszczeniu wygląda to tak:

Rozdział mandatów w okręgach jest nieco bardziej skomplikowany. Dla każdej partii ustala się, w którym okręgu zdobywa ile mandatów – w ramach puli ustalonej w kroku pierwszym. Kluczem podziału jest liczba głosów, która padła na tę partię w poszczególnych okręgach.

W szczegółach tłumaczyliśmy go tutaj.

Przeczytaj także:

Konsekwencje wyborczej matematyki

Warto pamiętać, że wybory do Parlamentu Europejskiego rządzą się zupełnie innymi prawami, niż wybory Sejmowe, chociaż metoda ustalania liczby mandatów jest ta sama. Wynika to z różnic w wielkościach okręgów i mniejszej liczby mandatów. W wyborach do Sejmu walka toczy się o 460 miejsc w 41 okręgach (średnio około 11 miejsc na okręg). W niedzielę 26 maja wybieramy 52 osób z 13 okręgów (średnio - 4 osoby na okręg).

Kolejna różnica jest taka, że w wyborach do Sejmu każdy okręg ma przypisaną konkretną liczbę mandatów. W wyborach europejskich – nie.

Wszystko zależy od frekwencji i rozkładu głosów w poszczególnych okręgach.

W praktyce, konsekwencje kombinacji obu metod można podsumować kilkoma ogólnymi zasadami:

  • teoretycznie możliwa jest sytuacja, gdzie w jednym z okręgów frekwencja była wyjątkowo niska, przez co kandydaci z tego okręgu nie otrzymają żadnego mandatu;
  • jest to jednak bardzo mało prawdopodobne. Najpewniej w okręgach do zebrania będzie między dwoma mandatami w najmniej ludnych (Lublin, Bydgoszcz - najmniej ludne województwa, które nie zostały połączone z innymi w jeden okręg) a siedmioma w najbardziej ludnych (Katowice, Kraków);
  • teoretycznie jest możliwe, że okręg bardziej ludny otrzyma mniej mandatów niż mniejszy od niego. Tak się stanie, jeżeli frekwencja w nim będzie znacząco mniejsza. Frekwencje pomiędzy okręgami różnią się, ale w praktyce różnice są za małe, aby znacząco zmienić ogólną zasadę, że im ludniejszy okręg, tym więcej mandatów;
  • dwa największe komitety mogą być spokojne, że w każdym z okręgów uzyskają przynajmniej jeden mandat. W kilku mają szansę na trzy;
  • mniejsze komitety, które przekroczą próg, mogą liczyć na kilka mandatów, najpewniej mniej niż 10. Otrzymają je w najludniejszych okręgach;
  • w okręgach mniej ludnych na mandat nie mają szans, ale dalej muszą walczyć w nich o głosy, bo liczą się one do puli krajowej, od której zależy ilość mandatów.

Pytanie i odpowiedź

Zmierzmy się teraz z kilkoma mitami.

Pytanie: Czy głos na osobę na pozycji numer jeden jest „mocniejszy” niż głos na osobę z niższej pozycji?

Odpowiedź OKO.press: Nie. W polskiej konstytucji możemy przeczytać, że "wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym". To słynna zasada pięcioprzymiotnikowości. W tym przypadku najbardziej interesuje nas przymiotnik „równe”. Ten zapis gwarantuje nam, że każdy głos jest tak samo ważny.

Głos na osobę na „jedynce” od głosu na osobę na miejscu siódmym różni się tym, że w przypadku największych komitetów najpewniej głosujemy na osobę, która zdobędzie mandat. Dlaczego? Ponieważ partie na szczycie listy umieszczają najbardziej rozpoznawalnych, najważniejszych z ich perspektywy kandydatów. Znaczna część wyborców jest bardziej skłonna zagłosować na znanego byłego ministra niż na nazwisko, które mniej im mówi.

Pytanie: Czy to prawda, że głos na kogoś z niższej pozycji jest zmarnowany, bo ta osoba nie ma szans wejść do Parlamentu Europejskiego?

Odpowiedź OKO.press: Nie. O tym, kto z danej listy wchodzi do Parlamentu Europejskiego, decyduje rozkład głosów na poszczególnych kandydatów na tej liście. Jeżeli dla partii X w okręgu warszawskim przypadną dwa mandaty, a najwięcej głosów zdobędą kandydaci z miejsc numer jeden i trzy, to osoba z drugiego miejsca nie jedzie do Brukseli i zostaje w polityce krajowej.

Pytanie: Czy to prawda, że głosując na osoby na dalszych pozycjach, które nie dostaną się do PE, pomagamy innej partii?

Odpowiedź OKO.press: Nic z tych rzeczy. Załóżmy, że oddajemy głos na numer sześć na liście, która w danym okręgu zdobyła dwa mandaty. Rozkład głosów na liście zadecydował, że te mandaty otrzymały osoby z pozycji numer jeden i dwa. W żaden sposób nie sprawia to, że nasz głos przepada, ani tym bardziej, że działa na korzyść innych komitetów.

Głos na konkretną osobę jest także głosem na listę. To ilość głosów na poszczególne listy decyduje o tym, ile mandatów w skali kraju otrzyma dany komitet.

Im więcej głosów na listę X, tym więcej mandatów otrzymają jej kandydaci (jeżeli oczywiście przekroczą próg wyborczy). Nie ma tutaj znaczenia, czy kandydat lub kandydatka, na którą zagłosowaliśmy, dostanie się do PE czy nie.

Pytanie: Czy należy bać się sytuacji z 2015 roku, kiedy PiS otrzymał nieproporcjonalnie dużo mandatów w stosunku do ilości głosów?

Odpowiedź OKO.press: Jest to praktycznie niemożliwe. Jak pisał dla nas w lutym 2019 Leszek Kraszyna:

„W wyborach do Parlamentu Europejskiego, gdzie cały kraj jest na potrzeby dzielenia mandatów traktowany jak jeden 52-mandatowy okręg, podział mandatów jest niemal idealnie proporcjonalny, jeśli tylko partia przekroczy ustawowy próg 5 proc.”.

Poza tym są to zupełnie inne wybory. Nawet jeśli zwycięska partia otrzymałaby nieproporcjonalnie więcej mandatów, to nie będzie to oznaczało samodzielnej władzy, tak jak w 2015 roku, a jedynie dwadzieścia kilka mandatów wśród 751 europosłów i europosłanek.

Nie ma co kombinować

Podsumujmy:

  • każdy z nas wybiera jedną osobę na jednej liście;
  • głos na kandydata, który nie otrzyma mandatu, nie marnuje się, bo wpływa na wynik listy;
  • kandydat z niższego miejsca ma szansę odebrać mandat kandydatowi z miejsca pierwszego, ale zwykle mandaty zdobywają osoby na najwyższych pozycjach.

Główny wniosek? Najlepiej po prostu wybrać kandydata, który nam odpowiada, na liście komitetu, który jest nam najbliższy. I nie przejmować się niczym innym.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze