Wiele operacji jest tak trudnych, że w czasach pokoju byłbym przy nich trzecim asystentem, ale widać Bóg miał taki plan, żebym to ja ich ratował – mówi David Staryk, 29-letni neurochirurg ze szpitala w Dnieprze. Przyjmują na dobę 30-40 rannych żołnierzy
Dr. Davida Staryka, neurochirurga ze szpitala w Dnieprze (ukr. Dnipro), milionowym mieście na południowym wschodzie Ukrainy, mieliśmy nadzieję zobaczyć 2 kwietnia 2025 przy pracy. Nie dostaliśmy jednak zgody na wejście do placówki, po tym, jak w nocy 29 na 30 marca rosyjskie drony uderzyły w szpital wojskowy w Charkowie. Noc przed naszym spotkaniem w Dnieprze była wprawdzie spokojna, ale 30 marca 2025 irańskie shahedy, śmiercionośna broń Putina, zabiły tu 4 osoby, a 26 zostało rannych.
Z dr. Starykiem rozmawiamy więc w kawiarni. Jest nas trzech: Taras Ibragimov, korespondent wojenny Suspilne, telewizji publicznej, jakiej możemy Ukrainie pozazdrościć, Robert Kowalski, dokumentujący od ofensywy pod Charkowem w maju 2022 losy bohaterskiego oddziału „Szwedów” i niżej podpisany Piotr Pacewicz. Taras robił już w 2023 roku materiał o pracy dr. Staryka.
Dr David Staryk, neurochirurg ze szpitala w Dnipro: Wezmę podwójne espresso. Wracam z nocnej zmiany. Przyjęliśmy dużo osób. Operowałem skomplikowaną ranę głowy. Zaraz wam pokażę (stuka w telefon). Chłopak stracił prawie całą podstawę czaszki.
Piotr Pacewicz, OKO.press, Robert Kowalski, Taras Ibragimov: Żołnierz?
Tak. Podobny przypadek do tego, który [do Tarasa Ibragimova] filmowałeś [w 2023 roku], tyle że gorszy, tam po prostu wstawiliśmy tytanową płytkę. Jest na oddziale intensywnej terapii, ale ma niezłe parametry i myślimy, że wróci do normalnego życia. Zagrożenie śmierci minęło.
Najprawdopodobniej miał hełm, ale energia kinetyczna wybuchu była zbyt duża. O tutaj (pokazuje zdjęcie). Styczna rana w prawym płacie czołowym. Uderzenie zmiażdżyło oczodół i złamało podstawę czaszki. Tu był krwiak podtwardówkowy. Usunęliśmy go.
Ile ma lat?
Niektórych danych nie będziemy zdradzać, ale OK. Rocznik 1983. Mężczyzna, który osiąga właśnie szczyt rozwoju. Ucierpiały też płaty czołowe, ale mam nadzieję, że nie wpłynie to na jakość jego życia. Potrzebuje trochę czasu, by dojść do siebie. Miał też złamania kości ramieniowej i barku, uszkodzoną klatkę piersiową.
Co to było?
Mina. Prawie nie mamy już ran postrzałowych. Kule wyciągałem ostatnio może dwa razy. Trafiają do nas rany od min albo ładunków zrzucanych z dronów.
Taras Ibragimov: W czerwcu 2023 roku obserwowałem cię przy pracy. Byłem pod takim wrażeniem, że powiedziałem Piotrowi i Robertowi, że spotkają ukraińskiego Henry'ego Marsha [wybitny brytyjski neurochirurg, rocznik 1950, znany z filmów dokumentalnych i książek – red.].
Czytałem książki Marsha i część mi pasuje, ale część nie, bo mamy inną sytuację. Warunki są trudniejsze. Musisz się rozwijać i zarazem wyrabiać psychoemocjonalnie. Nie możesz pozwolić sobie na jakieś liryczne dygresje. Przywożą ci kolejne przypadki. Chirurgów, neurochirurgów brakuje. To ty musisz to zrobić.
Czasami czujesz, że dosłownie z dyżuru na dyżur podwyższasz swój poziom, ponieważ
operujesz takie rzeczy, które w Europie operowaliby tylko profesorowie.
Nie sądzę, żeby europejscy koledzy – szanuję ich, mam wielu przyjaciół – pracowali kiedyś w choćby zbliżonych warunkach.
W zeszłym roku [2024] byłem na stażu w Australii. Pokazywałem im swoje przypadki. Pytali, ile mam lat. Wtedy miałem 28. Mówili, że jestem zbyt młody na takie operacje. W ich kraju zdawałbym ostatnie egzaminy.
Pracujemy w takich warunkach, że czasami muszę rozwiązywać niestandardowe problemy w niestandardowy sposób, z niestandardowym użyciem narzędzi, bo odpowiednich akurat nie mamy. To motywuje nas do rozwoju. Robimy z kolegami takie brain storms, burze mózgów, ktoś mówi, że dane narzędzie wykorzystał w ten sposób, a ja użyłem je inaczej, inny lekarz jeszcze inaczej...
Praca pod presją, brakuje rutyn. To Cię nie wykańcza?
Od dzieciństwa uwielbiałem naprawiać rzeczy i pracować rękami. Gram na pianinie, jak leciałem przez Warszawę, to zagrałem na lotnisku Chopina mały koncert, bo tam stoi instrument (śmiech). Lubię malować, lubię naprawiać małe mechanizmy.
Jestem jak rzemieślnik, jak artysta. Uwielbiam operować.
Za to nie znoszę dokumentacji. Wolałbym mieć trzy operacje więcej niż napisać jedną opinię. Na sali operacyjnej się nie męczę. Operuję przypadki, które w czasach pokoju oglądałbym jako trzeci asystent.
Wywiad z Davidem Starykiem przeprowadziliśmy 2 kwietnia 2025 roku podczas wspólnej z Robertem Kowalskim podróży po Ukrainie, w której dotarliśmy do oddziałów walczących na froncie na wschód od Zaporoża. Wkrótce kolejne materiały z naszej trasy: Kijów – Dnipro – Zaporoże – miejscowości przyfrontowe – Kijów – Lwów, a także nowe odcinki serialu dokumentalnego Roberta Kowalskiego „Szwedy” (zobacz tutaj poprzednie odcinki)
Ile najwięcej operacji wykonałeś w ciągu doby?
Cztery. Ale tak nie jest codziennie. Mamy za mało neurochirurgów na taką liczbę przyjęć. Jestem kierownikiem zmiany, biorę pacjenta, równolegle operuje inny chirurg. Były sytuacje, kiedy było naprawdę ciężko.
Ile trwa jedna operacja?
Dwie do trzech godzin, czasem dłużej. Nie możesz powiedzieć, że już nie możesz.
Podoba Ci się taka odpowiedzialność?
Nie boję się odpowiedzialności. I dzięki Bogu potrafię jej sprostać.
Dzięki Bogu?
Tak. Jestem protestantem. Wierzę, że Bóg ma plan na moje życie i w jakiś sposób przygotowuje mnie do tego wszystkiego. Na przykład ten cywilny przypadek (pokazuje), dzieciak z harpunem, który przebił mu całą głowę. Rana skrajnie ciężka, porwana tętnica szyjna, ale usunęliśmy harpun i dzieciak żyje.
Wiele operacji jest tak trudnych, że znając anatomię, wiesz, że
pracujesz na krawędzi życia i śmierci.
Bierzesz odpowiedzialność, ale też Bóg ci na sali pomaga. Jeśli Bóg tak mnie doświadcza, to wchodzę w to. Nie boję się. Czasami czuję, że jestem tylko narzędziem.
Nie sądzę, by istnieli neurochirurdzy, którzy tak naprawdę nie wierzą w Boga, no może jest takich 10 procent.
Czasami jednak Bóg ma inny plan dla tej akurat osoby. Robisz wszystko idealne, ale pacjent umiera.
W ogóle to nie masz pełnej kontroli. Nawet jeśli jesteś superprofesjonalistą. Wyciągasz odłamek, ręce ci się nie trzęsą, robisz, co trzeba, ale przecież wystarczy milimetr nie w tę stronę albo pacjent weźmie głębszy oddech, coś się przesunie i możesz uszkodzić arterię, przeciąć nerw.
A nie jest Ci trudno wierzyć w Boga, który zezwala na wojnę?
Miałem dużo pytań, do siebie i do Boga, dlaczego w Ukrainie tak się dzieje. Odpowiedź brzmi: Bóg kieruje także wojnami. Staram się nie zadawać Mu więcej pytań. Dlaczego taka cena, dlaczego Ukraina, dlaczego Dnipro, a nie zachód Ukrainy, dlaczego skierował mnie na tamten staż, dlaczego chciał, żebym się tyle nauczył? Rozumiem, że był taki plan.
Jest mi łatwo wierzyć w Boga, ponieważ umieścił mnie tutaj, abym ratował ludzi.
Operowałem żołnierza z Żytomierza, miał ranę od miny. Był odłamek, wyciągnąłem go (pokazuje zdjęcie). Przyjechała do niego dziewczyna, myślałem, że siostra. Chciała rozmawiać z chirurgiem, który operował. Bardzo ciepli ludzie. Parę miesięcy później przysyłają mi wideo z wesela. O, proszę, jaki przystojniak [pokazuje].
Nie byłoby tego wesela bez Ciebie.
Takie chwile dodają otuchy, radości, że robię to, co robię w tym mieście, w tym kraju, dla tych ludzi.
Był też chłopak, któremu odłamek przeszedł niemal na wylot przez kość czołową, roztrzaskał oczodół, uszkodził oboje oczu. Miałem nadzieję, że przeżyje, ale byłem pewien, że straci wiele funkcji. Jedno oko miał zniszczone, zostało może 5 czy 10 proc., płaty czołowe też naruszone. Statystycznie, po takich ranach mógłby być w śpiączce przez miesiąc. Trzeciego dnia idę mu zmienić bandaż i... widzę, że rozmawia z rodzicami i bratem. Trzy miesiące później napisali, że jadą za granicę na rehabilitację wzroku.
Widzi?
Wzrok mu się poprawia. Nie spodziewaliśmy się tego, a on tak (pstryka palcami). Bóg miał dla niego taki plan.
Młody ten żołnierz?
Tak, przed 30. To właściwie był cud.
Stosujemy taką zasadę, że operujemy nawet bardzo trudnych pacjentów, których można by nie operować.
Dajemy szansę każdemu. Każdemu.
A największa porażka?
Chłopiec z raną głowy i szyi, może 20, może 21 lat. Zabieramy go na salę operacyjną, przygotowujemy go, a tu spada ciśnienie krwi. Anestezjolodzy podają leki stymulujące pracę serca, ale już widzę, że nie dam rady operować.
Czas się zatrzymuje.
Jak delikatne jest życie. Ten chłopiec żył krócej ode mnie. Miał plany, miał rodziców, może narzeczoną. To był dla mnie message, że trzeba cenić życie. Jeśli Bóg daje ci żyć, to musisz spędzać każdy dzień na maksa. Jeśli pomagasz innym, to rób to na maksa.
Więc operujesz zgodnie z najwyższymi standardami, na jakie cię stać. Każdego, czy to wojskowy, czy cywil, z takiej klasy czy innej, czy to trzecia w dzień, czy trzecia w nocy. Ale i tak nie możesz przewidzieć wszystkiego.
Chirurg to osoba, która najlepiej rozumie, że jesteśmy organizmami z krwi i kości. Czy to nie paradoks, że wierzysz w Boga?
Nie, wręcz przeciwnie. Jest w naszym ciele wiele dziwnych i wspaniałych rzeczy. Kiedy patrzysz na jakikolwiek układ, możesz tylko podziwiać, jak to jest mądrze zaprojektowane. Widzisz takich „zbiegów okoliczności” pięć, dziesięć i myślisz…
Że to nie mogło powstać samo?
Właśnie. Każda osoba do tego dojdzie. Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, jak jest, wystarczą ci trzy argumenty, ale jeśli nie chcesz wiedzieć, znajdziesz 100 powodów, by nie wiedzieć. Ja za każdym razem podziwiam, jak to wszystko mądrze jest zaprojektowane. Neurolodzy nie zbadali w pełni mózgu, to jest nie do ogarnięcia.
Czy kiedy byłeś za granicą, nie proponowano Ci pracy? Zarobiłbyś 20, 50 razy więcej, może 100 razy. Mógłbyś pracować w jakimś świetnym ośrodku.
Chcę pracować tutaj, bo tu się urodziłem, bo jestem Ukraińcem. Marzę, żeby stworzyć u nas coś podobnego do tego, co jest najlepsze na świecie, żebyśmy osiągnęli taki poziom neurochirurgii. Jest już nawet parę pomysłów, jak to zrobić. Ale to wymaga dużej pracy, nie tylko przez neurochirurgów, jest wiele do zrobienia po stronie administracyjnej, potrzebna jest komunikacja z firmami.
Za granicą pracowałem w firmie Globus z robotem do neurochirurgii kręgosłupa. Z 15 lekarzy, którzy byli na stażu, byłem jedynym Ukraińcem. Do wszystkiego się zgłaszałem jako pierwszy.
Na stażu zauważyłem technikę, jakiej nie znaliśmy w Ukrainie. Po powrocie zastosowałem ją w naszym szpitalu i jeszcze w innej placówce. Moim marzeniem byłoby pojeździć po Europie, spędzać po miesiącu w dobrych klinikach w Niemczech, we Francji, zdobyć doświadczenie i wrócić. Współpracuję też z polskimi lekarzami. Globus ma swoje oddziały m.in. w Polsce. Myślę, że macie jednego lub dwa roboty z takimi robotic arm.
Wasz szpital im. Ilji Miecznikowa, ukraińskiego noblisty z 1980 roku*, ma aż 40 stacjonarnych oddziałów, blisko 1400 łóżek.
W samej neurochirurgii mamy trzy oddziały. Jeśli dojdzie do rany czy urazu głowy, to pacjent trafia do naszego szpitala. Jeśli nawet jest ewakuowany do innego szpitala, to i tak otrzymuje skierowanie do nas. Przyjmowaliśmy setki rannych z Bachmutu, Czasiw Jaru, innych miejscowości obwodu donieckiego. Czasami z Zaporoża.
Jak informował w czerwcu 2024 dyrektor waszego szpitala, Sergij Ryzhenko, od wybuchu pełnoskalowej wojny z 29 tys. rannych żołnierzy, których – już wtedy – przyjęliście, średnio 30-40 dziennie, utrzymujecie przy życiu aż 95 proc. z nich, tylko 5 proc. umiera. Ukraińscy neurochirurdzy mogliby chyba uczyć lekarzy z innych krajów?
Na temat urazów wojskowych – oczywiście tak.
Mamy największe doświadczenie na świecie.
Nikt nie robił tylu operacji. Prowadziłem wykłady w Brisbane w Australii, a także we Lwowie dla studentów zza granicy.
Mamy też doświadczenie w minimalizowaniu kosztów, np. w niektórych miastach obowiązuje limit na opatrunki hemostatyczne. Mamy technologie, które pozwalają wydajniej zarządzać materiałami.
Ostatniej nocy [z 1 na 2 kwietnia 2025] w ukraińskie miasta po raz pierwszy od początku 2025 roku nie uderzył żaden shahed. Czytałeś?
Tak? Dzięki Bogu wspaniale. Ale jak jest alarm, a ty akurat operujesz, to co można z tym zrobić? Nic. Jesteś ty, jest pacjent, sala operacyjna... Szpital miał wcześniej problemy z elektrycznością, ale zostały już dawno rozwiązane. Stworzenie sal operacyjnych w piwnicach czy w schronach przeciwbombowych, to byłaby za duża inwestycja.
Masz w telefonie aplikację, która informuje o alarmach?
Miałem, ale usunąłem. Było to przygnębiające.
I tak ci zresztą aplikacja nie pomoże. W 80 proc. się spóźnia, patrzysz na ostrzeżenie, a to już przyleciało.
Operowałeś podczas alarmu przeciwlotniczego?
Jasne (śmieje się). Nie raz. To już normalne, rutyna. Masz pacjenta, masz wskazania do operacji, masz wolną salę operacyjną. Albo będziesz go ratować, albo poczekasz i marnujesz czas, którego pacjent ma czasem mało. Albo go zoperujesz, albo...
Umrze.
Są różne stawki. Wracając do Marsha, na Zachodzie robisz taką czy inną karierę, rozwijasz się jako specjalista, doszkalasz, a u nas stawiasz na szali jego i swoje życie. Jak jest alarm, to co? Pacjent miałby iść na oddział intensywnej terapii, a ja do schronu?! Nie ma mowy.
Jesteś człowiekiem, więc pomagasz ludziom. Takie jest twoje przeznaczenie na tym świecie. Jeśli je znalazłeś, łatwiej ci przejść przez życie. Jeśli robisz coś, bo tak ci kazano, to się szybko wypalisz.
Proces rozwoju polega na szlifowaniu umiejętności zawodowych i ludzkich. Czasami musisz być psychologiem, kiedy rozmawiasz z chłopakami. Widzisz przez co przeszli, sprawdzasz, co możesz im powiedzieć, a czego nie trzeba, co może ich zachęcić do życia, a co zdemotywować.
Każdy ma swoje przeznaczenie i jeśli rozwija się zgodnie z nim, to motywacją jest już tylko stawanie się lepszym. Jeśli pracujesz tylko dla pieniędzy, to jest to jak kara. Jeśli lubisz pracę, staje się twoją pasją.
A jeśli jesteś pasjonatem, nie wypalisz się.
Nie ma już kwestii jakiejś „motywacji”, po prostu idziesz przez życie.
Jesteśmy specjalistami w chirurgii wojskowej. Bóg da i mam nadzieję, jestem pewien, że zapanuje pokój, i wykorzystamy tę wiedzę, jaką zdobywam. Na przykład, rozwijam się teraz w neurochirurgii kręgosłupa: urazy, przepukliny, zwężenia szyjne, lędźwiowe. Jak się wojna skończy, to wielu chłopaków będzie miało problemy z kręgosłupem od noszenia ciężkiego sprzętu i kamizelek kuloodpornych. To będzie kolejny etap – chirurgia czasu pokoju. Nie możesz wbić sobie do głowy, że jesteś tylko chirurgiem urazowym.
Bo jak się wojna skończy, to będziesz miał syndrom odstawienia.
Staram się rozwijać endoskopię kręgosłupa w Dnieprze.
A gdybyś miał operować rosyjskiego żołnierza? Pytanie hipotetyczne.
Nie, były takie przypadki (sprawdza w telefonie). Ostatnio w lutym 2024 roku. Chłopak miał rany od odłamków, jeden w głowie. Usunęliśmy go. Jego stan się ustabilizował.
Wiedziałeś, że operujesz wroga?
Tak, tak. Jeńca operujesz w obecności naszych żołnierzy. Umyliśmy ich i siedzieli w sali operacyjnej.
W grę wchodzi kilka czynników. Po pierwsze, jako medyk i człowiek ratujesz ludzkie życie, a po drugie, jeśli operacja się uda, możesz uzupełnić stan rosyjskich żołnierzy na wymianę i uratować życie jakiegoś naszego chłopaka, który jest u nich w niewoli. A ten rosyjski chłopak też wróci do domu.
Młody był?
Gdzieś między 35 a 40. Zapytaliśmy, czy Rosjanie przeprowadziliby taką samą operację na ukraińskim żołnierzu. Nie odpowiedział.
To ratowanie rosyjskiego życia może denerwować kogoś, komu oni zabili bliską osobę. Ja to rozumiem, mamy wiele traum i bólu. Ale jako człowiek wierzący, jako Ukrainiec i jako chirurg, wiem, że jest to słuszne. Robisz wszystko, co możesz. Zaryzykowałem, mogłem nie usuwać tego kawałka, ale go usunąłem. Nawet mi podziękował.
A gdyby do ciebie trafił Putin?
No, nie wiem.
Wyjąłbyś odłamek, czy wepchnął jeszcze głębiej?
Nigdy o tym nie myślałem. Musiałbym się zastanowić. Są ludzie, którzy nigdy się nie zmienią i są tacy, którzy mogą się zmienić. Jeśli jest plan, abym Putina operował, to tak by było. Bóg ma plan dla każdego, dla Putina też. Zobaczymy jaki.
*Ilja Miecznikow, wykształcony w charkowskim uniwersytecie im. Wasyla Karazina, profesor anatomii i zoologii na uniwersytecie w Odessie, wieloletni współpracownik Pasteura, odkrywca fagocytozy, czyli zjawiska pochłaniania i niszczenia na poziomie komórkowym m.in. bakterii. Za prace nad odpornością otrzymał w 1908 roku nagrodę Nobla z fizjologii / medycyny.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze