„Jak jest alarm, to nie biorę prysznica, bo trochę przytyłam i wstydziłabym się, jakby mnie sanitariusze mieli nagą wynosić”. Humor i ironia jest także naszą bronią w tej wojnie – opowiada nam Oksana Forostyna, ważna postać ukraińskiej kultury
Po wyjątkowej nocy, w której w Kijów nie uderzył ani jeden dron, spotykamy się w kawiarni w pełnym życia centrum stolicy. Oksana Forostyna, redaktorka, pisarka, wydawczyni, business woman, spóźnia się kwadrans (korki!), a po wywiadzie pędzi dalej, by odebrać sześcioletnią Stanisławę ze szkoły.
Pytania zadajemy jeden przez drugiego: Taras Ibragimow, korespondent wojenny telewizji publicznej Suspilne, operator filmowy, który z nami pracuje – po ukraińsku, a my z Robertem Kowalskim, autorem serii dokumentalnej „Szwedy”, po angielsku i po polsku, bo Forostyna trochę polski zna, a nasze języki są bardzo podobne.
Oksana Forostyna*: To, o czym w końcu mamy rozmawiać?
Piotr Pacewicz, OKO.press, Taras Ibragimow, Robert Kowalski: O „war life balance”. O społeczeństwie i państwie. O ukraińskim poczuciu humoru. O przyszłości. O Trumpie...
Może się przedstawię? Nazywam się Oksana Forostyna. Jestem redaktorką działu opinii magazynu „Ukraina Moderna”. A także autorką i wykładowczynią.
Prowadząc jeden z międzynarodowych paneli, zadałaś pytanie, co właściwie oznaczałoby zwycięstwo w tej wojnie, a co byłoby porażką.
Porażką byłby powrót do statusu, jaki mieliśmy przed 2014 rokiem.
Czyli przed Euromajdanem, rewolucją godności (2013/2014), która wywróciła kraj do góry nogami i doprowadziła do ustąpienia prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza.
Tak. Do tego czasu o wielu rzeczach, a w pewnych sferach o wszystkim, decydowała Moskwa. Celem Putina jest przywrócenie tego quasi-kolonialnego systemu. Chce ustanowić w Kijowie marionetkowy rząd pod kontrolą Moskwy, a Ukrainę objąć tym, co Rosja określa jako „strefę wpływu”.
A zwycięstwo? Bardzo podoba mi się idea wielkiego przyjaciela Ukrainy Krzysztofa Czyżewskiego**. Powiedział, że ukraińskiego słowa peremoha nie da się przetłumaczyć na żaden język. To nie to samo, co „zwycięstwo” po polsku, czy „victory” po angielsku.
To coś więcej, dosłownie przekroczenie granic możliwości.
Może dlatego Ukraińcy mają tak duże oczekiwania. Ukraina ma wrócić do granic z 1991 roku, które Rosja naruszyła już w 2014 roku, okupując Krym. Ale najważniejszy jest powrót do domu naszych dzieci porwanych przez Rosjan, naszych żołnierzy z niewoli, a także osób, które uciekły przed wojną za granicę.
Ludzie są dla nas ważniejsi niż terytorium, co nie oznacza, że mielibyśmy się zrzec terytoriów.
To niemożliwe właśnie ze względu na to, że są tam nasi ludzie, którzy stali się zakładnikami Putina. Żeby ich uwolnić, musimy odzyskać zabrane ziemie.
W jaki sposób państwo, które się wyrwało z quasi kolonialnej zależności na Euromajdanie, było w stanie zaledwie osiem lat później obronić się przed pełnoskalową agresją Rosji?
W dramatycznych okolicznościach pokazaliśmy odporność, jakiej może nawet sami od siebie nie oczekiwaliśmy. W ocenie organizacji międzynarodowych i ukraińskich analityków, nasze instytucje w 2022 roku wciąż były słabe. Tak było, ale jakimś cudem tym instytucjom udało się przetrwać. Blitzkrieg się nie udał,
Kijów miał paść w trzy dni, trzy lata później stoi niepokonany.
Właśnie zaczął się czwarty rok wojny, a my siedzimy sobie w hipsterskiej kawiarni. Pijemy coffee filter.
Hipsterski dowód siły państwa (śmiech). Nawet w miastach na wschodzie jest prawdziwa kawa.
W Konstantyniwce w Donbasie, tuż obok linii frontu, możesz sobie w kawiarni zamówić coffe filter, a do tego, co tylko chcesz, sałatkę grecką, wegetariańską, wrapy z tuńczykiem...
Z drugiej strony, pod tą samą kawiarnią może być stoisko starszej pani, która ratując się przed nędzą, sprzedaje owoce czy pietruszkę nie zwracając uwagi na odgłosy wybuchów. Życie jest silniejsze.
Słuchałem twojej dyskusji online z Timothym Snyderem i Marci Shore z Yale University 10 marca 2022. Pokładałaś wtedy nadzieję w aktywistach Euromajdanu, a nawet w bohaterach studenckiej rewolucji „na granicie” jeszcze za ZSRR w 1990 roku. Nie brzmiało to uspokajająco.
Nie docenialiśmy tego, że Ukraina jest – na dobre i na złe, w tym przypadku na dobre – krajem nieformalnych związków horyzontalnych, międzyludzkich. One rekompensują słabość instytucji.
Rok 2022 to było wspaniałe zaskoczenie. Bo mieliśmy w głowie naszą bezradność wobec ataku w 2014 na Krym, Ługańsk, Donieck. Inna rzecz, że Rosjanie uderzyli tuż po rewolucji godności, zajęli Krym w lutym i marcu, a wybory prezydenckie mieliśmy dopiero w maju 2014 [wygrał je Petro Poroszenko – red.]. Dopiero zaczynały się zmiany, nowa historia Ukrainy.
Ukraina narodziła się w 2014 roku?
Tak, ale ta ciąża trwała o wiele za długo, od 1991 do 2014 roku. 23 lata!
Wojną na wschodzie po 2014 roku świat się specjalnie nie zainteresował, w ogóle wiedza na temat Ukrainy była niewielka. Także Rosjanie na szczęście nie byli nami tak bardzo zainteresowani.
Ukraiński sukces 2022 roku to w pewnej mierze wynik rosyjskiego lenistwa i arogancji.
Nie zauważyli, że ukraińskie państwo i społeczeństwo się zmieniło, nie rozumieją Ukrainy.
Wyobraźcie sobie, że koronawirus pojawiłby się nie w 2020 roku, ale w 2000. Pandemia uderzyłaby mocniej, bo nie byłoby tak sprawnej komunikacji i koordynacji, nie byłoby pracy i nauki zdalnej, usług on-line. Tak samo teraz. Rosjanie nie zauważyli, że Ukraina jest innym krajem, nie tylko technologicznie.
Przejechaliśmy po Ukrainie parę tysięcy kilometrów i ani razu nie straciliśmy zasięgu. Poza momentami, np. w Zaporożu, gdy był atak dronów i pracowały zagłuszarki.
A musicie wziąć pod uwagę, że Ukraina jest dwa razy większa od Polski. Jest oczywiste, że wojnę odczuwa się inaczej w Charkowie lub Dnieprze niż w Kijowie, nie mówiąc już o Lwowie. Ale wspólnota doświadczenia jest zasadnicza. Każda miejscowość, każdy region wysyła ludzi na front. Do wszystkich miast i wsi wracają ciała tych, którzy zginęli.
Wywiad z Oksaną Forostyną przeprowadziliśmy 2 kwietnia 2025 roku podczas wspólnej z Robertem Kowalskim podróży po Ukrainie, w której dotarliśmy do oddziałów walczących na froncie na wschód od Zaporoża. Wkrótce kolejne materiały z naszej trasy: Kijów – Dnipro – Zaporoże – miejscowości przyfrontowe – Kijów – Lwów, a także nowe odcinki serialu dokumentalnego Roberta Kowalskiego „Szwedy” (zobacz tutaj poprzednie odcinki)
A ty sama? Jak sobie radzisz z wojną? W Kijowie mówi się o trudnej równowadze „war life balance”.
Jestem w uprzywilejowanej sytuacji, bo mój mąż nie walczy na froncie. Gdy tylko Rosjanie zaatakowali, mieszkaliśmy wtedy z małą Stanisławą we Lwowie, zaangażował się w pomoc uchodźcom, którzy uciekali przed wojną. Od początku do dzisiaj organizuje zbiórki pieniędzy i zakupy dla wojska, uznał, że w ten sposób lepiej służy krajowi. Wieczorem wraca jednak do domu. Nie stoję przed wyzwaniami, jakie przeżywa tyle kobiet, których mężowie są na froncie.
W Kijów prawie codziennie uderzają drony.
Tak, to już norma. Wróciliśmy do Kijowa w 2023 roku i najpierw jak były alarmy, to schodziliśmy do metra. Ale teraz, jeśli alarm nas obudzi, słuchamy leżąc w łóżku, jak nasi strzelają do dronów. Inna rzecz, że mieszkamy w centrum miasta, gdzie ochrona przeciwlotnicza jest najlepsza. Znowu – przywilej.
Pisałaś ostatnio o humorze czasów wojny.
Żart, humor, ironia to nasza broń w tej wojnie. Nasze poczucie humoru bierze od dawna udział w kształtowaniu tożsamości ukraińskiej.
Bo tożsamość ukraińska jest nierozerwalnie związana z wyśmiewaniem tożsamości ukraińskiej.
W ten sposób wykorzystywaliśmy na swoją korzyść naśmiewanie się z nas przez siły imperialne. Paradoks: agresywne dowcipy tego typu powinny nas dołować, a tymczasem wzmacniają.
W ogóle znaleźliśmy się przecież w sytuacji ironicznej: producent i aktor programów komediowych, m.in. serialu, w którym przez przypadek zostaje prezydentem, naprawdę nim został. Zełensky stał się globalnym celebrytą, ale przemawia na festiwalu w Cannes nie jako impresario komediowy, ale jako przywódca narodu w stanie wojny, protagonista wielkiego dramatu, bohater tego, co może być tragedią Zachodu.
Mój artykuł dotyczył jednak głównie nieprzetłumaczalności ukraińskiego humoru. Między innymi dlatego, że jest blisko związany z tzw. surżykiem, czyli mieszanką języków ukraińskiego i rosyjskiego, która jest dla nas zabawna.
Żołnierze walczący na froncie, z którymi rozmawialiśmy, używają w rozmowach, także z dowódcami, dowcipnych przezwisk. „Desantnikiem” nazywają gościa, który podczas szkolenia wojskowego spadł z piętrowego łóżka. „Dart” ma wąsik jak d'Artagnan. „Terrorysta” sam tłumaczy, że zawsze mówi, co myśli.
Ale jest też czarny humor frontowy. Ludzie, którzy żyją w obliczu śmierci, mogą sobie pozwolić na żarty ze śmierci. Granice tego, co dozwolone, są tam przesunięte. Pamiętam, jak kiedyś żartowaliśmy o śmierci, dziś nie ośmieliłabym się nawet cytować takich dowcipów.
Tam, gdzie panuje względny spokój, wręcz przeciwnie – staliśmy się ostrożniejsi, uważniejsi, ponieważ rozumiemy, że jakieś nieostrożne słowo może kogoś zranić. Widzę to nawet w reklamach, popularny stał się motyw uścisków, ciepła, przytulności. Czyli ukraińskie zatyszku, jak to przetłumaczyć.
Komfort, dobrostan.
Tak, staliśmy się mięksi, wrażliwsi. Skoro istnieje konieczność udowodnienia swojej męskości na froncie, nie jest ona pożądana na tyłach.
I staje się śmieszne, kiedy facet, który nie walczy z wrogiem, odgrywa rolę maczo.
Cała męskość jest tam, w Donbasie. Dzięki temu tradycyjny w Ukrainie maczyzm słabnie.
Jest wiele memów o tym, jak reagujemy na ostrzały. Ktoś sobie na balkonie pali, pije kawę i ogląda latające drony. I śmiesznie to komentuje.
Jakaś pani ogłasza wszem i wobec, że
jak jest alarm, to nie bierze prysznica, bo trochę przytyła i wstydziłaby się, jakby ją sanitariusze mieli nagą wynosić.
Słychać czasem, że inteligencja po pierwszym zrywie stara się uniknąć powołań do wojska. I na front trafiają głównie przedstawiciele niższych klas.
Nie wiem. Wielu pisarzy, historyków, intelektualistów jest na froncie. Pawlo Kazarin, dziennikarz z telewizji publicznej Suspilne, albo słynny pisarz, poeta i muzyk rockowy Serhij Żadan. Ale to jest decyzja każdego mężczyzny, nie oceniam żadnego wyboru.
Trochę ponad rok temu, w pobliżu Bachmutu zginął mój kolega z klasy Jewhen Hulewicz. Był ostatnią osobą na świecie, o której pomyślałabym, że może pójść na front. Pacyfista, o lewicowych poglądach, z nosem w książkach, introwertyk, typ medytacyjny. Ale jak tylko Rosjanie uderzyli, poszedł na front, był ranny, ale wracał, by dalej walczyć. I już go nie ma, straciliśmy świetnego redaktora.
Walczył pisarz Artem Czech, w bitwie pod Bachmutem w maju 2023 doznał obrażeń głowy. Artem Czapaj, pisarz, tłumacz i reporter, nagrodzony m.in. za książkę „Tata na urlopie tacierzyńskim" (2016), jest w wojsku od lutego 2022.
Ukraiński PEN Club non stop organizuje transporty pomocy dla frontu, terenów przyfrontowych i dla terenów de-okupowanych. Z oczywistych względów nie używamy określenia „wyzwolonych”.
Maksym Budkiewicz, weteran ruchu anarchistycznego i antyfaszystowskiego, który przed inwazją był słynnym obrońcą mniejszości, szczególnie etnicznych i imigrantów, po wyjściu z dwuletniej rosyjskiej niewoli, dołączył do armii.
Nie wszystko jest u nas czarno-białe. Ukraina jest ciekawa również z tego punktu widzenia, że nie ma stereotypowych reguł wyznaczających stosunek do wojny.
Rozmawialiśmy z neurochirurgiem w Dnieprze, dr. Dawidem Likarem, który operuje setki osób rannych na froncie. Większość z nich to mężczyźni. Kobiety odnoszą inne rany?
Kobiety przeżywają ciągły stres, czy mąż, syn, brat przeżyje i wróci z frontu, a przy tym muszą wziąć na siebie całą opiekę nad dziećmi, starszymi rodzicami, wszystkie sprawy. Do tego starają się wspomagać oddział męża. Zbierają pieniądze, kupują produkty.
Ciężko mają także Ukrainki, które są za granicą, na przykład u was w Polsce. Daleko od rodziny, środowiska, same z dziećmi, pracują często byle gdzie. W dodatku nie zawsze otrzymują od nas wsparcie,
wiele osób je potępia, że nie wracają.
Zwłaszcza jeśli mieszkały w Ukrainie w miejscu w miarę bezpiecznym.
Jest jeszcze kwestia rynku pracy. Setki tysiące mężczyzn są na froncie, są też faceci, którzy próbują uniknąć poboru, oni także wypadają z rynku pracy. Coraz więcej kobiet obejmuje więc stanowiska uważane za „męskie". To dobra zmiana, bo nasze społeczeństwo, jak wszystkie poradzieckie, było bardzo patriarchalne. Na rynek pracy wracają także osoby starsze, które ukończyły 60 lat i nie mogą iść walczyć. To też jest dobre.
Podobnie było w latach 1940 w Niemczech czy USA. Wojna sprzyja emancypacji kobiet.
Na samym początku inwazji system patriarchalny się wzmocnił: mężczyźni mieli zapewnić bezpieczeństwo, kobiety zostały z dziećmi w domu. Teraz sytuacja nam sprzyja. Także z powodu dyskryminującego czynnika, że mężczyznom w wieku poborowym nie wolno opuszczać kraju. Więc to kobiety jeżdżą załatwiać sprawy. Łatwiej też o rozwód, wyjście ze związku, który nie wytrzymał próby czasu, zwłaszcza gdy kobieta pozostaje długo za granicą.
Analogie do II wojny światowej są o tyle zawodne, że wtedy kobiety poszły pracować w fabrykach, teraz chodzi raczej o firmy. Znacie pewnie te statystyki, że w Polsce to raczej Ukrainki niż Ukraińcy otwierają nowe biznesy. Tutaj jest tak samo.
Jak ta wojna może się zakończyć? Trump rzuca coraz to nowe terminy i warunki.
Na razie nie widać szansy na pokój. Putin poza Krymem żąda czterech obwodów: Ługańska, Doniecka, Zaporoża, Chersonia. To w ogóle nie wchodzi w grę. Także w ukraińskich sondażach zdecydowana większość mówi nie.
W przypadku Krymu liczy się głos wojskowych. Krym w rękach Rosji to zagrożenie, kontrolowaliby Morze Czarne, mogą stamtąd atakować. Po drugie, jest kwestia Tatarów krymskich. Ukraina nie zrobiła dla nich tego, co powinna była, jesteśmy im winni obronę ich ziemi. Sytuacja na Krymie jest o tyle jaśniejsza, że wielu Rosjan przyjechało tam po 2014 roku. Mamy więc przypadek jawnej kolonizacji. Rozwiązanie jest proste.
Jeżeli przyjechaliście po 2014 roku – bardzo proszę, do domu!
Trudniejsza jest sytuacja z Rosjanami mieszkającymi w Ługańsku czy Doniecku.
A rozejm z zachowaniem obecnej linii frontu jako granicy?
Nie sądzę. Nie. Trzeba się raczej pogodzić z tym, że wojna jeszcze potrwa.
My w Ukrainie patrzymy na Trumpa bez przesadnych nadziei, ponieważ nikt nie wie, co mu przyjdzie do głowy jutro rano. Pewnie łącznie z nim samym.
Za to w Europie obserwujemy konsolidację sił. To, co mówił Radek Sikorski, wasz polski jastrząb, że Europa potrzebuje własnych sił zbrojnych i że trzeba zwiększać wydatki na armię, staje się powszechną euro-opinią. Nawet najostrożniejsze gołębie zdały sobie sprawę, że bez amerykańskiego parasola jesteście niemal bezbronni. I Europa próbuje to nadrobić, a także inwestować w naszą obronę, która was chroni przed Rosją.
Są żarty z Trumpa?
Żarty nie są potrzebne, bo on sam jest żartem.
Ale był taki mem, że do schronu trzeba pędzić około naszej godziny 15:00, bo wtedy Trump się budzi i może coś ogłosić. Różnica czasu...
Jak odebrałaś starcie Trumpa i Vance'a z Zełenskim w Białym Domu 28 lutego 2025?
Oczywiście, to była inscenizacja. Chodziło im dokładnie o to, by sprowokować Zełenskiego i pokazać, że to przez niego nie ma pokoju z Rosją. Reakcja naszego prezydenta sprawiła, że jego notowania dosłownie skoczyły w górę.
My w Polsce przeżywaliśmy gniew i upokorzenie.
Upokorzenie? Nie, raczej szok i gniew.
Nawet moi znajomi, którzy nie są zwolennikami Zełenskiego, poczuli się dotknięci do żywego. A do tego takie poczucie dekonstrukcji porządku świata, czegoś surrealistycznego. Jakbyśmy żyli w filmie braci Coen.
W 2015 roku twoje wydawnictwo TAO wystartowało z publikacją biografii Muska „Elon Musk. Tesla, SpaceX i droga do fantastycznej przyszłości”.
Taka karma... Muszę się też przyznać, że jeszcze mam gdzieś w domu zwój plakatów reklamowych z portretem Muska. Nie wiem jednak, czy wiecie, że kiedy w 2022 roku rozpoczęła się inwazja, Musk był ukraińskim bohaterem, ponieważ udostępnił nam Starlinka. Myślałam nawet o kolejnej edycji biografii, zapłaciłam zaliczkę za prawa do niej, więc można powiedzieć, że spłaciłam swój karmiczny dług.
Czy wybory prezydenckie Ukrainie powinny się odbyć? I kto by je wygrał?
To jest proceduralnie niemożliwe. Nie wiemy przecież, gdzie są wyborcy. Ile osób jest za granicą. Wiele wyborczyń i wyborców przebywa na terenach okupowanych. Mamy blisko milion osób w wojsku. Jak zorganizować głosowanie na linii frontu?
Osoby, które służą w wojsku, nie mogłyby kandydować, co także narusza równość wyborów.
Nowy prezydent, czy to Zełenski, czy nie Zełenski, byłby narażony na podważenie legalności wyborów. To grozi rozpadem państwa. Dlatego Rosja na to naciska, bo mogłaby wstrząsnąć Ukrainą od środka.
Czy Ukraina jest teraz demokratycznym krajem?
Tak, chociaż mamy wojnę i stan wojenny. Nie milknie krytyka prezydenta, czasem nawet ostra. Oczywiście mamy ograniczenia wolności prasy. I to pozostaje problemem. Pojawia się pokusa, aby kontynuować to nadużycie w przyszłości. Ale mimo wszystko w naszym społeczeństwie wciąż toczą się gorące dyskusje, prezydent jest otwarcie krytykowany.
Ale czy nie jest naruszeniem zasad demokracji, że Zełenski nie pozwala Poroszence wyjeżdżać za granicę?
Oczywiście, to jest naruszenie demokracji. Ale wiedząc, jak wiele pokus nadużycia władzy stwarza stan wojny, myślę, że jest z nami mniej więcej OK. O wiele lepiej niż się spodziewałam.
Jako osoba uprzywilejowana, bo mnie przecież nie zmobilizują, uważam, że moim obowiązkiem jest myśleć kilka kroków naprzód, o Ukrainie po wojnie. Ten kolejny etap martwi mnie nie mniej niż obecny. Bo teraz odczuwamy przypływ adrenaliny, społeczeństwo jest zmobilizowane. Ukraina po wojnie to będzie wyzwanie, nawet jeśli osiągniemy zwycięstwo na najkorzystniejszych warunkach, problemy nie znikną. Moment, kiedy się zrelaksujemy, będzie niebezpieczny.
Sytuacja demograficzna komplikuje wszystko. Na przykład utrzymanie infrastruktury. Jak zapewnić ochronę wszystkim, którzy będą jej potrzebować? Ludzie potracili zdrowie na froncie, są osoby, które potrzebują wsparcia i reintegracji ekonomicznej, nie wspominając o psychologicznej.
To jest i będzie społeczeństwo straumatyzowane.
Wschodnie regiony się nie rozwijają, aktywność gospodarcza przenosi się na zachód. Co zrobimy z obwodem czernihowskim, który już przed inwazją miał fatalną sytuację demograficzną? Będziemy mieli dynamiczny zachód, niezły region centralny i zagrożony wschód.
Według badań Ukraińskiego Centrum Strategii Ekonomicznej pod koniec 2024 roku 43 proc. uchodźców przebywających w UE planowało wrócić do Ukrainy, w tym tylko 20 proc. na pewno. W listopadzie 2022 roku to było 74 proc., w tym 50 proc. na pewno.
To kolejny problem. Młodzi ludzie nie będą chcieli wracać z obecnej emigracji, a następni będą korzystać z możliwości opuszczenia kraju.
Nie możemy czekać na zakończenie wojny, żeby zająć się odbudową. Musimy to robić teraz. Paradoksalnie, po to, by zakończyć wojnę. I tworzyć atrakcyjne rynki pracy.
A jak prosperuje Yakaboo Publishing, które współzakładałaś w 2016 roku. Jako dyrektorka informowałaś klientów, że zapewniacie dostawę zamówionej książki tego samego dnia w Kijowie i dzień później do dowolnego miasta w Ukrainie. Teraz to niemożliwe.
Wręcz przeciwnie. Firma dotrzymuje terminów. W ogóle w Ukrainie przeżywamy boom czytelnictwa, wydajemy masę książek, otwierają się nowe księgarnie. W każdym odzyskanym mieście najpierw uruchamiana jest poczta, doskonale działa sieć kolejowa.
Swoje udziały w Yakaboo Publishing sprzedałam w zeszłym roku. Miałam to zrobić na spotkaniu wyznaczonym 1 marca 2022 roku...
Czy Ukrainie wiedzą, kim był Jerzy Giedroyc (1906-2000), polityczny wizjoner, który w niepodległości Ukrainy (a także Białorusi i Litwy) widział gwarancję bezpieczeństwa Polski?
Oczywiście, mamy w Kijowie ulicę Giedroycia. Kiedy ktoś ma o coś pretensje do Polaków, to zwykle pada ten argument: A o Giedroyciu, to zapomnieliście.
U nas chyba więcej osób wie, kto to był Stepan Bandera. Występuje wyłącznie w roli mordercy Polaków.
Uważam, że powinniśmy w Ukrainie więcej mówić o ciemnych kartach naszej przeszłości, o Wołyniu, bo jest takie przekonanie, że to był jakiś lokalny konflikt, i tyle, a większość ludzi nic o mordowaniu ludności cywilnej nie wie.
W lipcu 2021 roku ministrowie spraw zagranicznych Ukrainy, Polski i Litwy podpisali w Lublinie deklarację „O wspólnym europejskim dziedzictwie i wspólnocie wartości”. Mało kto zwrócił na to uwagę. Tam była mowa, że Unia Lubelska jest także dla Ukrainy ważnym etapem.
Rzeczpospolita Dwojga Narodów była tak naprawdę Trojga Narodów?
To był wyważony, dobry dokument, który podkreślał, że właśnie w Rzeczpospolitej powstała społeczność ukraińska. Tuż przed rosyjską inwazją mieliśmy ożywione dyskusje na temat miejsca Ukrainy w Rzeczpospolitej. Padły argumenty, że nie powinniśmy mówić o „zniewoleniu”, bo to było także nasze państwo. Że nasze elity były częścią elit Rzeczpospolitej, że uczestniczyliśmy w życiu politycznym. I nie powinniśmy tego dziedzictwa odrzucać, bo to był ważny czas dla Ukrainy, który definiuje nas do dzisiaj. Ale niestety rosyjski atak przerwał tę dyskusję.
W odpowiedzi na kolejny głos „Trójkąta lubelskiego” ukazał się głośny artykuł Putina „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”, który zaprzeczał tożsamości ukraińskiej. Napisał, że Rosja narodziła się w Kijowie. Że Ruś Kijowska to już byli Rosjanie i do dziś jesteśmy jednym ludem. Uczyłam się jeszcze w radzieckiej szkole, więc to wszystko znam na pamięć.
Chciałabym powtórzyć to, co mówię przy każdej okazji, że nie ma ważniejszego czynnika dla bezpieczeństwa europejskiego niż silny sojusz ukraińsko-polski. Cokolwiek złego się wydarzyło, minęło wystarczająco dużo lat, by to zostawić w spokoju.
Bezpieczeństwo kontynentu zależy od tego, jak silny i skuteczny będzie sojusz ukraińsko-polski.
Kiedyś żołnierze nazywali Rosjan orkami. Teraz upowszechnił się termin pidary (pedały).
To dla nich sposób wyrażania pogardy.
Podobno nawet geje w armii używają tego słowa.
Tak, bo oni nie myślą o sobie jako „pidarach”. Geje i lesbijki, które walczą na froncie, mają swoje media społecznościowe, gdzie często pod nazwiskiem mówią, że walczą zarówno o wolność Ukrainy, jak i swoją osobistą, o prawa osób LGBT.
Taras: Ich znakiem jest jednorożec, noszą takie naszywki na mundurze. To kolejny przykład ukraińskiej ironii, bo został wybrany jako piękne stworzenie, które podobno nie istnieje.
Walczący geje budzą szacunek, zamykają usta homofobom. Hej, jestem gejem i walczę na froncie, masz mi jeszcze coś do powiedzenia, to zapraszam tutaj. Homofobiczne postawy słabną. Dzięki wojnie społeczność LGBT się emancypuje.
Nie wiem, jak to dokładnie działa na froncie. Wiem, że w ukraińskich miastach postawa homofobiczna stała się moralnie podejrzana, także ze względu na udział osób LGBT w walce z najeźdźcą.
Ale słowa mają swoją moc. Powiesz „pidar„ i wydaje ci się, że to ty mówisz, ale to już homofobiczny język mówi przez ciebie. I może uderzyć w kijowskiego „pidara”.
Geja, geja! Ale, masz rację, żołnierze nie powinni używać tego słowa. Tylko czy my, którzy żyjemy bezpiecznie dzięki ich poświęceniu, mamy prawo ich pouczać?
* Oksana Vitaliivna Forostina (ur. 1978 we Lwowie), dziennikarka, pisarka, tłumaczka i wydawczyni. Członkini PEN Clubu. W 2015 r. jej wydawnictwo TAO opublikowało tłumaczenie biografii Elona Muska „Elon Musk. Tesla, SpaceX i droga do fantastycznej przyszłości”. W 2016 roku współzakładała Yakaboo Publishing, głównego w Ukrainie dystrybutora książek on-line.
Redaktorka działu opinii magazynu „Ukraina Moderna”, wcześniej naczelna czasopisma „Krytyka” i projektu „Decyzje Krytyczne” (do 2015 roku). W latach 2016-2018 członkini rady redakcyjnej Eurozine.
W 2003 roku dziennikarka polityczna w dzienniku „Lvivska Gazeta”, a później reporterka radia Voice of America. Od 2006 roku jako freelancerka publikowała w BusinessWeek , Transitions Online i The Ukrainian Observer. Jej eseje ukazują się w Eurozine, Visegrad Insight, The Interpreter, Transit, Res Publica Nowa, Dwutygodniku, Gazecie Wyborczej.
** Krzysztof Czyżewski – pisarz, reżyser i animator działań międzykulturowych, współtwórca Ośrodka „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach w woj. podlaskim oraz Fundacji Pogranicze. W 2011 w dworku w Krasnogrudzie przekazanym fundacji przez spadkobierców (m.in. Czesława Miłosza), otworzył Międzynarodowe Centrum Dialogu.
*** Rewolucja na granicie. Protesty studentów na Majdanie (wtedy – Placu Rewolucji Październikowej) w październiku 1990 roku, z żądaniami niezależności republiki w ramach ZSRR. Szerokie poparcie studenckiego buntu doprowadziło do ustąpienia Przewodniczącego Rady Ministrów Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej Witalija Masoła.
Kobiety
LGBT+
Świat
Uchodźcy i migranci
Elon Musk
Władimir Putin
Radosław Sikorski
Donald Trump
Wołodymyr Zełenski
Bandera
Euromajdan
majdan
Oksana Forostyna
Petro Poroszenko
Wiktor Janukowycz
wojna w Ukrainie
zbrodnia wołyńska
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze