0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Wołodymyra JermołenkoFoto Wołodymyra Jerm...

Na zdjęciu u góry: Tetjana Ogarkowa i Wołodymyr Jermołenko na tle samochodu, który zakupili za pieniądze ze zbiórki, obdarowani żołnierze zasłaniają twarze

  • Uważam, że zarówno Rosja, jak i Ameryka są dziś imperiami schyłkowymi. A imperia w kryzysie patrzą wstecz – widzą swą złotą erę w przeszłości i próbują odbudować przyszłość jako powrót do przeszłości.
  • Europejczycy przegrali wyścig w dziedzinie technologii cyfrowej i wojskowej. Wsparcie dla Ukrainy to może być także szansa dla Europy, żeby nadrobić straty. Więc jeśli Europejczycy nie chcą bronić Ukrainy z powodów wartości czy empatii, niech kierują się własnym interesem. Bo ten, kto dziś wygra wojnę technologiczną, będzie kontrolował wydarzenia w drugiej kwarcie XXI wieku.
  • Europa nadal śni swój sen o złotym wieku stabilizacji. Myśli, że to, co dziś przeżywamy, w Ukrainie, w Rosji, w Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa, to tylko koszmar, z którego się jutro obudzimy i będzie znowu dobrze. Ale będzie coraz gorzej i gorzej

Powyżej fragmenty wywiadu dla OKO.press Wołodymyra Jermołenko, znanego w świecie filozofa, publicysty, tłumacza i organizatora, razem z żoną Tetjaną Ogarkową, akcji wspierania ukraińskiej armii. Pewną szansę dla Ukrainy i Europy Jermołenko widzi w tym, co wyprawia Donald Trump.

Rozmawiamy po angielsku w nowoczesnej siedzibie PEN Clubu przy zaskakująco stromej uliczce w centrum Kijowa. Jermołenko jest skupiony, uważny, mówi zdaniami, które nie wymagają redakcji.

Nie miałem wyboru

Piotr Pacewicz, OKO.press: Jest pan autorem kilku ważnych książek, dziesiątek artykułów, prezesem PEN Clubu, ukraińskim „towarem eksportowym” w debatach na najważniejszych uniwersytetach światach. A zarazem poświęca pan masę czasu na jeżdżenie na front i wspomaganie żołnierzy, o czym pan zresztą napisał też książkę. Dlaczego pan to robi?

Wołodymyr Jermołenko: Dlaczego mielibyśmy NIE napisać tej książki? A..., rozumiem, pan pyta, dlaczego jeżdżę na front. Jasne. W tragicznych okolicznościach, w jakich jesteśmy, oczywistą reakcją jest działanie, co Hannah Arendt nazywała vita activa (*przypis 1 pod tekstem).

Po prostu nie miałem wyboru, żeby nie działać. Pytanie brzmiało tylko, jak. Jakie są moje możliwości? Możliwości mojej żony? PEN Clubu? Zasadniczo opcje są dwie: albo wstępujesz do wojska i walczysz, albo pomagasz armii. W tej chwili należę do drugiej grupy.

Jeździcie na front razem z żoną Tetjaną Ogarkową. Właśnie ogłosiła kolejną zbiórkę na samochód dla jednostki, w której walczy Jaryna Chornoguz, żołnierka i poetka, laureatka Nagrody Szewczenki.

Tak, czasem namawiam żonę, by została, ale ona stawia na swoim.

Od lewej: Wołodymir Jermołenko, jego żona Tetjana Ogarkowa oraz Jaryna Chornoguz, żołnierka i poetka. Ogarkowa wzywa na FB do zbiórki na samochód dla oddziału, w którym walczy Chornoguz. Fot. FB Tetjany Ogarkowej

Może słusznie, bo jak ginąć to razem.

Powinien pan przemyśleć tę opinię. Mamy troje dzieci, najmłodsze ma sześć lat, nigdy by nam nie wybaczyły, że straciliby oboje rodziców.

To chyba państwo powinni to przemyśleć, ja patrzę z perspektywy człowieka, który ma dzieci od dawna dorosłe. Ale wracam do pytania, czy w waszym przypadku nie lepiej walczyć słowami?

To bez dwóch zdań za mało. Nie jestem fanem mówienia o „froncie kulturowym” czy „froncie informacyjnym”. Oczywiście, to, co robimy z żoną przy pomocy słów, ma swoją wartość i dlatego robimy to dalej. Ale z wrogiem nie można wygrać przy pomocy słów.

Co dostarczacie żołnierzom?

Przede wszystkim samochody, wcześniej inne rzeczy, teraz samochody. Organizujemy zbiórki pieniędzy. Kupiliśmy już 47 aut. Potrzeby są ogromne. Zdarza się, że dostarczamy samochód, a po miesiącu zostaje zniszczony przez drona. Kupujemy je także w Polsce – wiele ma wciąż polskie tablice rejestracyjne.

Najbardziej obrzydliwy dźwięk na świecie

Będąc blisko frontu, bierzecie udział w rosyjskiej ruletce, bo nigdy nie wiadomo, kiedy coś wybuchnie.

Nigdy nie wiadomo, ale cóż, tu gdzie rozmawiamy, też nie wiadomo... Mieszkamy w Browarach (*2), to godzina drogi stąd. W ostatnich miesiącach nad Browarami jest jeden z korytarzy, którym przelatują rosyjskie drony (*3). Co noc lecą nad naszymi głowami. Nie widzę ich w ciemności, ale słyszę. Silnik drona wydaje brzydki dźwięk, estetycznie odpychający.

Jeden z najobrzydliwszych dźwięków na świecie.

A czasem obserwujemy „gwiezdne wojny”, czyli bitwę na niebie, kiedy nasza obrona strzela do dronów.

Po Ukrainie krąży opinia, że po pierwszej fali ochotników, w której walczyć poszło wielu inteligentów, bogatsi ludzie rzadziej idą teraz na front, a biedniejsi nie są w stanie uniknąć poboru. Czy wasze jazdy na front to przywracanie więzi międzyklasowych?

Nie używałbym tutaj kategorii klasowych. Znam wielu bogatych ludzi, którzy są na froncie. Znam biznesmenów, którzy pomogli budować zdolność bojową całych batalionów. Oczywistym przykładem jest Chartia (*4), stworzona przez przedsiębiorcę, który prowadził świetny biznes w Austrii, ale wrócił i zaangażował się w obronę.

Z drugiej strony, widzę też ludzi biedniejszych, którzy unikają służby. Nie dzieliłbym nas według klasy, pochodzenia etnicznego czy religii. Podziały w Ukrainie wynikają dziś z tego, co robisz podczas wojny – to jest najważniejsze kryterium.

Wywiad z Wołodymyrem Jermołenką przeprowadziłem 3 kwietnia 2025 roku podczas wspólnej z Robertem Kowalskim podróży po Ukrainie, w której dotarliśmy do oddziałów walczących na froncie na wschód od Zaporoża. Wkrótce kolejne materiały z naszej trasy: Kijów – Dnipro – Zaporoże – miejscowości przyfrontowe – Kijów – Lwów, a także kolejne odcinki serialu dokumentalnego Roberta Kowalskiego „Szwedy” (zobacz tutaj poprzednie odcinki)

USA i Rosja – upadające imperia

„Mówię Europejczykom: Wyobraźcie sobie, że Trump znów dochodzi do władzy i dogaduje się z Putinem. Putin od dawna chciał podzielić Europę na pół jak w czasie zimnej wojny. Ale tym razem to byłby już sojusz Rosji i USA przeciwko Chinom. Rosjanie mówią Amerykanom: przechodzimy na waszą stronę, ale ceną za to jest połowa Europy. Jak myślicie, czy Trump nie odda połowy Europy Rosji? Może powiedzieć, że Ameryka opuszcza NATO, a Europa jest niczym bez NATO. Jeśli Ukraina upadnie, Rosjanie przemaszerują przez pół Europy, podbijając połowę Niemiec, całą Polskę, Czechy, Słowację i Bałkany". Poznaje pan ten cytat?

To mogła być moja wypowiedź.

Fragment Pana wywiadu w OKO.press z sierpnia 2022 roku.

Od dawna tak uważam. Widzicie? Jestem prorokiem.

Ale trzeba uzupełnić opis sytuacji. Ukraińska armia to dziś najsilniejsze wojsko w Europie. Może polska jej dorównuje – nie wiem – z pewnością się stara. Niektórzy Europejczycy, którzy do nas przyjeżdżają, mówią, że to Ukraina może dawać gwarancje bezpieczeństwa krajom Europy Wschodniej, a nie odwrotnie.

W takiej rzeczywistości żyjemy. Pytanie brzmi, czy Europejczycy już sobie zdają sprawę, że Amerykanie was nie obronią. I że Rosja ma jasno sprecyzowane ambicje geopolityczne. To właśnie wyrazili w ultimatum wobec NATO z 2021 roku: „wróćcie do granic sprzed 1997” (*5).

Zamiary Rosji wobec Europy są od wieków podobne. Rosja chce panować nad Międzymorzem (*6) – obszarem między Bałtykiem a Morzem Czarnym. To region, który razem z wami – Polakami – szczególnie cenimy, bo tu była kolebka Rusi Kijowskiej w średniowieczu, Wielkie Księstwo Litewskie, potem tu była Rzeczpospolita. W XVIII wieku to wszystko zniknęło i Rosjanie zajęli te ziemie. Po pokonaniu Napoleona Rosja kontrolowała pół Europy. Stracili tę przewagę po I wojnie światowej, odzyskali po drugiej.

Po upadku ZSRR znów ją stracili. Teraz chcą odzyskać. To prosta gra, której Europa wciąż nie rozumie.

Przeczytaj także:

O Ameryce Trumpa mówi pan, że przypomina Rosję, która też chce być znowu wielka.

Rzeczywiście, jest analogia w postaci geopolitycznej nostalgii właściwej wszystkim imperiom w stanie upadku.

Uważam, że zarówno Rosja, jak i Ameryka są dziś imperiami schyłkowymi.

A imperia w kryzysie patrzą wstecz – widzą swą złotą erę w przeszłości i próbują odbudować przyszłość jako powrót do przeszłości. Podobnie w latach 20. i 30. XX wieku we Włoszech wzorowano się na Cesarstwie Rzymskim, w Niemczech – na Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego. Na tym wyrósł faszyzm.

Imperialna fantazja w Stanach Zjednoczonych jest jednak inna niż rosyjska. Rosja tworzy pionową strukturę przypominającą więzienie – z warstwą siłowików (*7) na górze, którzy sprawują brutalną, fizyczną władzę nad resztą obywateli – więźniów.

W Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia raczej z porządkiem korporacyjnym. To rodzaj skrajnego kapitalizmu, który narzuca hierarchię, stosując logikę przedsiębiorstwa. Zgodnie z podejściem Elona Muska i Donalda Trumpa chodzi o to, by zburzyć wszelkie relacje poziome, które budują demokrację i stworzyć system, w którym decyzję podejmuje jedna osoba, jak zarząd firmy, a instytucje i mechanizmy kontroli nie mają znaczenia.

Amerykanie odzwyczaili się od walki

Mój syn, profesor na Uniwersytecie Brown, mówi, że na uczelniach nie widać odruchu solidarności z atakowanymi przez Trumpa uniwersytetami. W Polsce za rządów PIS kolejne środowiska stawiały władzy opór.

Amerykanie odzwyczaili się od walki.

Uznali, że wolność jest dana raz na zawsze.

I teraz są zagubieni, nie wiedzą, jak reagować. Ale mam nadzieję, że z czasem się obudzą. To jest kluczowe pytanie: Czy Amerykanie są gotowi przeciwstawić się tej sile?

Trump o Putinie mówi z nieskrywaną życzliwością, wyłączył też Rosję z wojny celnej, jaką wypowiedział światu. Czy to już sojusz Moskwy z Waszyngtonem?

Amerykanie są podatni na iluzje. Skończmy szybko tę wojnę, przestańmy pomagać Ukrainie, dogadajmy się z Rosją, to razem pokonamy Chiny... To wszystko złudzenia, które szybko runą. Już się sypią. Żadnego sojuszu nie będzie.

Trump chce skończyć wojnę jak najszybciej. Putin chce podporządkować sobie Ukrainę i usankcjonować okupację naszego kraju, a nawet ją rozszerzyć. Żąda Chersonia, a nawet Zaporoża skąd właśnie wróciliśmy. Ale Rosjanie nie będą w stanie zdobyć tego miasta. Jedynym sposobem byłoby zrzucenie bomby atomowej albo kilku. Co, nawiasem mówiąc, też nie jest wykluczone.

Hamlet Europy

Jak z perspektywy filozofa-aktywisty widzi pan rolę Ukrainy? Rok temu powiedział pan w panelu na uniwersytecie Yale z Timothy Snyderem i Marci Shore, że Ukraina jest Hamletem Europy. Stawia przed nami pytanie: być albo nie być.

Historia Ukrainy to nieustanna walka życia ze śmiercią. Zresztą – Polski również. Dlatego mamy podobne odpowiedzi na wyzwania, przed jakimi stajemy. Idea ukraińska zawsze miała niesamowitą zdolność do życia i odradzania się. Śmierć, którą niesie Rosja, szuka – co zabrzmi paradoksalnie – swojej przestrzeni życiowej, Lebensraum, w której może robić to, co kocha najbardziej: niszczyć dla niszczenia. Ukraina stoi na drodze tej tanatokracji.

Może śmierć ruszy dalej na zachód, ale na razie zatrzymaliśmy ją na naszych granicach. I dopóki chcemy żyć, ta walka będzie trwać.

To jeden z motywów przewodnich ukraińskiej kultury: życie pomimo śmierci. Życie w sytuacji, gdy wydaje się, że śmierć już wszystko opanowała, że istnienie jest niemożliwe.

Mamy w naszej tradycji coś, co nazywam resurekcjonizmem, ideą zmartwychwstania. To dziedzictwo romantyzmu, które dzielimy z Polakami. To nie tylko kwestia naszych hymnów [w ukraińskim i polskim pada identyczne sformułowanie o ojczyźnie, że „jeszcze nie zginęła” – red.], to cały sposób myślenia: nasze państwo nie istnieje, ale wierzymy, że można je wskrzesić. Są tu liczne paralele: Mickiewicz, Cieszkowski, Wroński – po stronie polskiej; Szewczenko, Kostomarow po ukraińskiej.

Z drugiej strony mamy estetykę śmierci, która wywodzi się od Gogola i jego „Martwych dusz”. Wizja, w której jesteśmy tak przesiąknięci śmiercią, że funkcjonujemy jak automaty.

Jak sztuczna inteligencja – albo raczej sztuczna głupota.

To też jest obecne w naszej kulturze.

Warto patrzeć na kulturę ukraińską przez ten pryzmat: pomimo śmierci, przemocy, represji wciąż istnieją wyspy życia, kreatywności, działania.

Czyli nie jest aż tak zaskakujące, że Ukraina w warunkach wojennych rozwija się kulturowo, cywilizacyjnie, gospodarczo?

Tak się rzeczywiście dzieje. I nie chodzi tylko o gospodarkę. Rozwój jest możliwy dzięki wewnętrznemu wysiłkowi i wsparciu z zewnątrz. Jeśli zabraknie wsparcia zewnętrznego – pojawi się duży znak zapytania.

Dlatego Europejczycy muszą odegrać większą rolę. Jeśli Amerykanie odetną pomoc, a Europejczycy tego nie zrekompensują, Ukraina nie przestanie walczyć, ale będzie znacznie trudniej.

Mamy ogromne wewnętrzne zasoby, które możemy jeszcze uruchomić. Naszym błędem było nadmierne poleganie na zewnętrznych partnerach. Musimy to przemyśleć – w gospodarce, obronności, także w ideach.

Bo świat się zmienia. Tracimy świat zglobalizowany, kosmopolityczny. Nadchodzi świat, w którym każde państwo ma polegać przede wszystkim na sobie.

Wołodymyr Jermołenko, zdjęcie typu selfie. Fot. FB Tetjany Ogarkowej

Śmierć jako narzędzie polityki

Co właściwie stoi za ekspansją Rosji? Po co im ta wojna, której koszt jest przecież ogromny?

Rosja nie potrafi sobie wyobrazić siebie bez imperium, w przeciwieństwie do innych byłych potęg europejskich, które – choć w bólach – po utracie imperiów zbudowały nowoczesne państwa narodowe. Rosja robi coś odwrotnego: interpretuje swoją imperialną historię jako historię narodową. I mówi: to wszystko stanowi osiągnięcie rosyjskiego ludu. Dlatego właśnie potrzebują Kijowa. Dlatego potrzebują Rusi.

Mówią: od św. Włodzimierza w X wieku (*8) rozwijaliśmy swoją państwowość. Najpierw przez 500 lat, potem przerwa na najazd Mongołów, potem się z niego otrząsnęliśmy – i dalej budowaliśmy imperium.

Takie jest podstawowe kłamstwo rosyjskiej narracji. Prawda jest przecież inna.

Początki państwowości rosyjskiej są nie w Kijowie, lecz w Moskwie i to dopiero od XV wieku.

Gdy zrzucili jarzmo mongolskie, przejęli jego strukturę i zaczęli ekspansję. W ciągu stu lat, w XVI i XVII wieku, dotarli aż do Pacyfiku. To stworzyło mit nieskończoności, że Rosja nie ma granic, że jej natura to nieustanna ekspansja, podbój za podbojem.

Na tym polega ich choroba, że podbój wymaga władzy opartej na przemocy. Nie na dialogu. Nie na umowie społecznej. Na strachu. Rosyjscy przywódcy to zawsze rozumieli.

Dlatego najbardziej skuteczni byli ci, którzy byli gotowi do ekstremalnej przemocy: Iwan Groźny, Piotr I, caryca Katarzyna, Mikołaj I, Lenin, Stalin, dziś Putin.

W Ukrainie przemoc jest odbierana z oburzeniem. Jeśli ktoś stosuje brutalność wobec obywateli – jak Wiktor Janukowycz [w 2013 roku podczas Euromajdanu red.] – milion ludzi wychodzi na ulice. W Rosji – przeciwnie. Jeśli nie pokażesz brutalności, nie jesteś uznawany za prawowitego władcę.

Używa pan terminu tanatokracja, rządy śmierci.

To moja refleksja w duchu tego, co Achille Mbembe nazywa nekropolityką (*9). Czyli sytuacja, w której śmierć nie jest wyjątkiem, lecz narzędziem politycznym.

Władza w Rosji nie działa przez przekonywanie – tylko przez zadawanie śmierci, by wywołać strach.

Jak pisał Monteskiusz, despota rządzić może tylko przez strach. A żeby wywołać strach, trzeba produkować śmierć. I właśnie to się dzieje.

W naszych rozmowach z ukraińskimi żołnierzami uderzająca była reakcja na każdą śmierć kolegi. Nie tylko żal, nie tylko łzy, ale coś w rodzaju protestu. To nie powinno się zdarzyć, on nie powinien zginąć.

Tak. I to kontrastuje z postawą Rosjan – o której też pewnie słyszeliście. Od początku wojny dochodzą do nas historie o tym, jak Rosjanie nie dbają o bezpieczeństwo swoich ludzi, a także o rannych. Nasi żołnierze znajdowali ciała Rosjan zadźganych nożem.

Ranni byli dobijani przez swoich towarzyszy broni, żeby nie trzeba było ich wynosić.

Szara strefa się poszerza

Tragedia tej wojny polega na tym, że tzw. szara strefa przy linii frontu się stale powiększa. Jeśli jesteś w strefie zero [na pozycji bojowej – red.] i zostaniesz ranny, ewakuacja jest niemal niemożliwa.

Z powodu dronów.

Tak, przez drony. Dziś jest tak, że jeśli sześć osób rusza, żeby wynieść jednego rannego – może zginąć cała szóstka. A jednak takie decyzje trzeba podejmować, bo człowieka nie można zostawić.

Dlatego musimy rozwijać technologie, które ratują życie.

Znam przypadki, w których rannych Ukraińców ewakuowały roboty.

Dziś wygląda to tak: jest punkt kontaktu z wrogiem, potem szeroka, zaminowana szara strefa. Dotarcie na pozycję i powrót z niej to najbardziej niebezpieczne momenty. Żołnierze podejmują dramatyczne decyzje: Czy ratować jedno życie, ryzykując sześć kolejnych?

Zawsze mówię Europejczykom: Naszym przeciwnikiem jest ktoś, kto nie dba o ludzkie życie. A my próbujemy je chronić. Choć, oczywiście, w armii też są różne przypadki, są dowódcy, którzy nie szanują życia żołnierzy.

Trump jako szansa dla Europy

A może Trump to dla Europy szansa?

Tak, oczywiście! Pytanie brzmi: jak Europa na niego zareaguje?

Dla Europy Trump to błogosławieństwo. Dlatego nie rozumiem tych wszystkich, którzy lamentują.

Nareszcie mamy jasno zdefiniowanego wroga.

Wróg Europy to nie są migranci. Można mieć różne poglądy na politykę migracyjną. Ja uważam, że nie można być ani zupełnie otwartym, ani całkowicie zamkniętym, trzeba znaleźć równowagę. Ale dziś kierunek stał się jasny. I nawet europejska skrajna prawica – ludzie pokroju Zemmoura, Bardelli, Le Pen (*10) – jest w trudnej sytuacji. Przez lata walczyli z amerykańskim imperializmem, a teraz Ameryka naprawdę staje się imperialna.

Czy widzi pan „efekt Trumpa” w podejściu Zachodu do Ukrainy?

Widzę dużą zmianę u dziennikarzy i polityków. Problemem jest jednak opinia publiczna. Nie ma jeszcze takiej emocjonalnej zmiany. Ludzie nie mają poczucia, że sytuacja wymaga pilnej reakcji. I to jest zrozumiałe – żyją spokojnym życiem. Dlaczego to miałoby się zmienić?

Nikt nie oczekuje, że Europa wyśle 100 czy 200 tysięcy żołnierzy. Dyskusje o wysyłaniu oddziałów są wręcz śmieszne, bo nawet gdyby tak się stało, nie zmieniłoby to sytuacji.

Realną zmianę może wywołać skierowanie wysiłku gospodarczego Europy na rzecz Ukrainy.

Stworzenie zaplecza logistycznego i przemysłowego.

Nie chodzi tylko o wysyłanie broni, bo Ukraina już jej dużo produkuje. Są fabryki, które mogłyby produkować więcej, ale nie mają pieniędzy. Trzeba je wesprzeć finansowo i technologicznie.

A technologia europejska jest daleko z tyłu za tym, co potrzebne na froncie. I to widać jak na dłoni. Zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie opierają się na produktach chińskich. Europejczycy przegrali wyścig w dziedzinie technologii cyfrowej i wojskowej. Wsparcie dla Ukrainy to może być także szansa dla Europy, żeby nadrobić straty.

Cynicznie rzecz ujmując, wojny sprzyjają rewolucjom technologicznym. Więc jeśli Europejczycy nie chcą bronić Ukrainy z powodów wartości czy empatii, niech kierują się własnym interesem. Bo ten, kto dziś wygra wojnę technologiczną, będzie kontrolował wydarzenia w drugiej kwarcie XXI wieku.

Napisał pan kiedyś, że empatia wobec narodu cierpiącego jak ukraiński to wyjątek, a regułą jest dystans, obojętność, powierzchowne zainteresowanie. Z żalem muszę przyznać, że w Polsce bywa gorzej – odradzają się demony antyukraińskie, a politycy chcą ograniczać świadczenia dla uchodźców. Jest więcej niechęci. Ludzie widzą zamożnych Ukraińców w sklepach i mówią: „Co to, do cholery, ma być?”

Z tym ostatnim w pełni się zgadzam. Sam się wstydzę, kiedy przejeżdżam przez Polskę i widzę Ukraińców – najczęściej rosyjskojęzycznych – w drogich samochodach. Albo jak reprezentacja Ukrainy gra mecz za granicą i trybuny są pełne młodych Ukraińców. Co tam robią?

Mieszkają bezpiecznie za granicą i udają patriotów?

Ale wie pan, takie są problemy każdego społeczeństwa. Dlatego nie powinniśmy myśleć o narodach jak o zbiorowych osobowościach. Że jeden naród jest święty, a drugi diabelski.

Każde społeczeństwo ma w sobie ciemne strony. W przeszłości ukraińsko-polskiej jest wiele demonów, musimy się z nimi zmierzyć. Może teraz nie mamy na to czasu ani emocjonalnej siły. Trzeba to odłożyć w czasie. Ale po wojnie przyjdzie moment, by usiąść razem z polskimi historykami, zająć się pamięcią, opisać ofiary – wspólnie.

Musimy przestać patrzeć na świat kategoriami: „ten naród dobry, tamten zły”.

Musimy zacząć myśleć w kategoriach konkretnych ludzi i konkretnych czynów. Co zrobiłeś? Jak się zachowałeś? Jaki wysiłek podjąłeś? To jest jedyna sensowna oś podziału.

Żyjemy wszyscy w przedwojniu

Zasadnicze pytanie. Czy ta wojna jest zwiastunem apokalipsy, czy raczej szansą na odbudowę porządku moralnego i politycznego, w którym będzie można żyć?

Jestem pesymistą. Uważam, że najpierw będzie gorzej, zanim będzie lepiej.

Widzę eskalację zła.

I trzeba to jasno powiedzieć: Rosja naprawdę tego chce. Rosja została zaskoczona tym, że Ukraina tak długo się trzyma.

Jeśli moja diagnoza aspiracji Rosji jest trafna i Putin chce odzyskać kontrolę nad Międzymorzem, to wszyscy jesteśmy zagrożeni. Kraje bałtyckie Estonia, Łotwa, Litwa, ale też Polska, Finlandia – wszyscy.

Cała Europa jest zagrożona także przez prawicową krucjatę ideologiczną. Jeszcze parę lat temu twierdziłem, że Rosja nie ma żadnej ideologii. Myliłem się. Dziś jest tam wyraźny przekaz skrajnie konserwatywny, zwłaszcza w kwestiach gender. Ten nurt narasta, w USA, w Europie. Rosja go aktywnie wspiera. Nie można tego lekceważyć.

Mówiąc o pesymizmie ma pan na myśli klęskę Ukrainy?

Nie, nie sądzę, żeby Ukraina się załamała. Problem w tym, że ciągle myślimy kategoriami powojennymi. Że po tej wojnie będzie odbudowa jak po 1945 roku. Ale moim zdaniem żyjemy w przedwojniu. Wojna w Ukrainie może potrwać nawet kilka dekad.

Ukraina żyje w historii. Europa – jak pisał Stefan Zweig w swojej książce „Świat wczorajszy” (*11) – nadal śni swój sen o złotym wieku stabilizacji. Myśli, że to, co dziś przeżywamy, w Ukrainie, w Rosji, w Stanach Zjednoczonych, to tylko koszmar, z którego się jutro obudzimy i będzie znowu dobrze. Ale będzie coraz gorzej i gorzej.

I ludzie dobrej woli, czyli ci, którzy wierzą, że prawa człowieka się liczą, że życie każdego człowieka się liczy, że liczy się wolność,

wszyscy muszą zrozumieć, że te wartości mogą zniknąć.

I że trzeba walczyć o nie wszystkimi dostępnymi środkami.

W pana pesymistycznym scenariuszu jest sprzeczność. Przecież jedynym sposobem, by zrealizował się rosyjski plan zajęcia części Europy, jest kapitulacja Ukrainy.

Nieprawda. Wystarczy, że Ukraina się zmęczy, że nie będzie w stanie przeprowadzić kontrnatarcia. Rosja się wtedy przegrupuje, zgromadzi siły i ruszy dalej. Na przykład na Bałtów.

Wyobraźcie to sobie: Rosja atakuje jedno z państw bałtyckich. Zajmuje kilka wiosek, może miasteczko. I zatrzymuje się. Zaminowuje teren, stawia fortyfikacje. Europa mówi: musimy coś zrobić. Ameryka: to wasz problem.

I co wtedy? Część Unii Europejskiej jest okupowana. NATO jest bezradne. To realny scenariusz.

Ale przecież mamy artykuł 5. Traktatu NATO, klauzulę wzajemnej obrony.

Tak. Ale jak szybko go uruchomicie? Powiedzmy, że reakcja wojskowa zajęłaby tydzień. A przez ten czas na miejscu są już fakty dokonane. Spójrzcie na obecną wojnę. Ukraińcy weszli z zaskoczenia do obwodu kurskiego. Byli tam przez osiem miesięcy. Nie wiem, czemu się wycofali – może polityczna decyzja, może coś innego.

Podobnie Rosja większość terenów zdobyła w pierwszych tygodniach. Taka jest logika błyskawicznej wojny, Blitzkriegu. Uderzasz tam, gdzie nikt nie jest gotów, zajmujesz teren, budujesz umocnienia, minujesz. To samo może się zdarzyć w Europie. Artykuł 5 – okej. Ale jak szybko dotrą czołgi niemieckie do Łotwy? I ile tych czołgów w ogóle mamy?

Dziękuję Krystynie Garbicz za pomoc w przygotowaniu do wywiadu

Przypisy

1 Vita activa – pojęcie z filozofii Hannah Arendt, odnoszące się do aktywnego życia politycznego, działania w świecie jako podstawowej formy ludzkiego istnienia. Kontrastuje z vita contemplativa.

2 Browary – miasto położone ok. 20 km na wschód od Kijowa, które znalazło się na trasie przelotów rosyjskich dronów kamikadze.

3 Chodzi o duże drony bojowe, przede wszystkim shahedy irańskiej produkcji, o długości 3,5 m i rozpiętości skrzydeł 2,5 m, które w liczbie 100-200 dziennie atakują ukraińskie miasta. W 60-70 proc. są strącane przez obronę lotniczą.

4 Chartia – oddział ochotników założony przez biznesmena Wsiewołoda Koszemjako do obrony Charkowa, potem już jako samodzielna brygada Gwardii Narodowej uczestniczyli w bitwie o Bachmut. W 2024 roku dołączył do nich Serhij Żadan, słynny poeta i muzyk.

5 Chodzi o ultimatum z grudnia 2021, w którym Rosja zażądała od „kolektywnego Zachodu” m.in. gwarancji, że NATO nie będzie rozszerzane na wschód, a także wycofania niektórych rodzajów broni z krajów NATO graniczących z Rosją.

6 Międzymorze – koncepcja geopolityczna sformułowana m.in. przez Józefa Piłsudskiego, zakładająca współpracę państw położonych między Bałtykiem, Morzem Czarnym a Adriatykiem jako przeciwwaga dla imperializmów Rosji i Niemiec.

7 Siłowicy (ros. siłowiki) – ludzie związani ze strukturami siłowymi w Rosji (służby specjalne, wojsko, MSW), dzisiaj elita władzy Putina, wywodząca się z KGB/FSB.

8 Nekropolityka w ujęciu kameruńskiego filozofa Achille'a Mbembe to opis działania władzy, która nie tylko decyduje o tym, kto żyje i kto umiera, ale także instrumentalizuje śmierć jako element zarządzania społeczeństwem.

9 Wołodymyr (Włodzimierz) I Wielki (958-1015), władca ruski z dynastii Rurykowiczów, książę Nowogrodu, wielki książę kijowski i władca Rusi Kijowskiej. W 988 roku wprowadził na Rusi chrześcijaństwo. Święty zarówno kościoła prawosławnego, jak i katolickiego.

10 Trójka polityków francuskiej prawicy. Eric Zemmour, polityk tradycyjnie prorosyjski uzyskał 7,1 proc. w wyborach prezydenckich 2022. Jordan Bardella, od 2022 roku lider Zjednoczenia Narodowego, po Marie Le Pen, która jako kandydatka ZN w II turze wyborów prezydenckich 2022 zdobyła 41,5 proc. głosów przegrywając z Emmanuelem Macronem.

11 Stefan Zweig pisał „Świat wczorajszy. Wspomnienie pewnego Europejczyka” od 1934 roku. Uciekając przed Holocaustem, wyjechał do Wielkiej Brytanii, a następnie Brazylii. Po wysłaniu ostatniej wersji książki popełnił w lutym 1942 roku – wraz z żoną Lottą Altmann – samobójstwo protestując przeciwko hitleryzmowi.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze