Z biegiem lat przybywa dowodów, że otyłość często jest chorobą, a nie wynikiem słabości charakteru. Zaś od niedawna jest też lek, który pozwala zrzucić nawet jedną piątą wagi - coś, od wieku poszukiwań wydawało się niemożliwe
Nadwadze i otyłości towarzyszy społeczne odium. Gdy naukowcy z University of Connecticut postanowili stwierdzić, jak częste jest to zjawisko, okazało się, że dotyczy większości ankietowanych (56–61 proc.).
Niestety, w lekarskich gabinetach nie jest lepiej – wręcz gorzej. Stygmatyzację w placówkach opieki medycznej odczuło między 63 a 74 proc. ankietowanych. Lekarze i personel częściej odnoszą się do osób otyłych lekceważąco, rzadziej uważnie ich słuchają, zlecają im też mniej badań.
Wszystko za sprawą powszechnego odczucia, że nadwaga i otyłość są kwestią wyboru. „Grubi sami są sobie winni. Przecież wystarczy jeść mniej i więcej się ruszać”. Niestety, to tak nie działa.
Jest coraz więcej dowodów, że tradycyjne sposoby odchudzania wcale nie są takie skuteczne. Pojawił się też pierwszy skuteczny lek na odchudzanie, a to niezbicie wskazuje, że otyłość jest chorobą.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Zacznijmy od czegoś, co brzmi jak herezja - ruch fizyczny w niewielkim stopniu wpływa na ilość spalanych kalorii. Ponad dwie trzecie energii organizm zużywa na podtrzymanie procesów życiowych, na ruch fizyczny przypada mniej niż jedna trzecia. Z pożywienia pochodzi sto procent kalorii, w ruchu można spalić najwyżej trzydzieści.
Wszystko wskazuje też na to, że im więcej wysiłku, tym oszczędniej organizm wydatkuje energię. Gdy naukowcy porównali wydatek energetyczny typowych pracowników biurowych z liczbą kalorii spalaną przez członków zbieracko-łowieckiego ludu Hadzaa (pokonującego około 10 km dziennie) okazało się, że jedni i drudzy spalają mniej więcej tyle samo.
Z badań przeprowadzonych w 2016 roku wynika, że umiarkowany wysiłek fizyczny może zwiększyć dzienne zapotrzebowanie energetyczne organizmu raptem o około 200 kilokalorii (popularnie zwanych “kaloriami”). To raptem około dziesięciu procent dziennego zapotrzebowania.
To tyle w kwestii skuteczności odchudzania. Nie wynika z tego, że nie opłaca się ruszać, nawet niewielki ruch (zaledwie kilka minut co godzinę lub dwie) to zdrowie. Poprawia ogólną kondycję, zapobiega chorobom układu krążenia, zmniejsza ryzyko demencji, w każdym wieku poprawia pracę mózgu. Jednak skuteczność wysiłku fizycznego w spalaniu kalorii z pożywienia, jak wynika z badań, jest mocno ograniczona.
Jest jedna krzepiąca wieść - wysiłek fizyczny hamuje apetyt. Rośnie po nim we krwi ilość mleczanu fenyloalaniny. Po podaniu tego związku zaobserwowano zmniejszone spożycie pokarmów (aż o jedną trzecią), redukcję zawartości tkanki tłuszczowej i poprawę tolerancji glukozy. Na razie jednak dowiedziono tego u gryzoni, na badania na ludziach musimy poczekać.
Innym problemem jest to, że notorycznie przeceniamy liczbę spalonych kalorii. Zwykle około trzykrotnie. Spalamy więc dwieście i z błędnym przekonaniem, że spaliliśmy sześćset folgujemy sobie, co niweczy efekt wysiłku fizycznego. Notorycznie też nie doceniamy ilości spożytych kalorii. Większość jest przekonana, że mieści się w dziennej normie wynoszącej od 1800 do 2000 kcal. Jednocześnie większość z nas spożywa między 2400 a 3200 kcal.
Kolejnym problemem jest to, że kalorie na talerzu możemy policzyć wyłącznie teoretycznie. Listy kaloryczności pokarmów, jakie można znaleźć w internecie oraz całkiem naukowych źródłach, powstają, gdy naukowcy zmierzą, ile energii wytworzyło się w wyniku spalenia określonej porcji (zwykle 100 gramów) danej potrawy w specjalnym piecu rejestrującym ilość ciepła.
Sęk w tym, że te laboratoryjne pomiary niewiele mają wspólnego z tym, jak organizm wykorzystuje energię. Jeden człowiek “spala kalorie” lepiej, drugi gorzej.
Pewną (niektórzy twierdzą, że znaczną) rolę odgrywa mikrobiom jelit. Niektóre gatunki bakterii pomagają w trawieniu skrobi, co zwiększa ilość glukozy we krwi (i ułatwia przybieranie na wadze). Inne gatunki mikrobów produkują związki hamujące apetyt (mający ich więcej są szczuplejsi).
Dla spalania kalorii znaczenie ma przede wszystkim ilość produkowanej przez trzustkę insuliny i wrażliwość tkanek na ten hormon. Tu warto opowiedzieć o pierwszym naprawdę skutecznym leku na otyłość, bo to historia całkiem nowa.
Semaglutyd jest lekiem stosunkowo nowym. Od 2020 roku stosowany był w leczeniu cukrzycy typu II, czyli takiej, w której nie trzeba jeszcze przyjmować insuliny, ale trzeba kontrolować poziom cukru we krwi.
W początkach 2021 roku opublikowano wyniki badań na 2 tysiącach osób. Wykazały, że ten lek nie tylko poprawia poziom glukozy we krwi, lecz także prowadzi do długotrwałego spadku masy ciała. Było to wieloośrodkowe randomizowane badanie kliniczne ze ślepą próbą, czyli bardzo solidne naukowo.
Badani przyjmujący semaglutyd tracili średnio 15 procent masy ciała, co trzeci z nich aż 20 procent. Dla ważącej 100 kg osoby oznacza to 18 do 24 kilo mniej. Podobne wyniki osiągano jedynie z pomocą chirurgii bariatrycznej, zmniejszającej objętość żołądka. Żaden inny lek – a leki odchudzające badane są od początków ubiegłego wieku, czyli już ponad sto lat – nie wykazał nigdy nawet zbliżonej skuteczności.
Kilka miesięcy później amerykańska agencja do spraw żywności i leków (FDA) dopuściła semaglutyd do leczenia otyłości. Stał się pierwszym tak skutecznym lekiem na tę chorobę - jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, że otyłość to jednostka chorobowa.
Do leczenia nadwagi FDA dopuściła lek po innych badaniach, w których udział wzięło 4500 pacjentów. W nich efekt okazał się nieco słabszy: badani bez cukrzycy typu II schudli średnio o 12,5 procent. W grupie kontrolnej przyjmującej placebo badani tracili średnio 2,4 procent wagi (co świadczy o nader ograniczonych efektach diety i ruchu fizycznego w odchudzaniu).
Efekt spadku wagi był długotrwały - po kilkunastu tygodniach przyjmowania leku utrzymywał się do końca trwania badań, czyli przez 68 tygodni.
Nadwadze i otyłości towarzyszy społeczne odium. Wszystko za sprawą powszechnego odczucia, że nadwaga i otyłość są kwestią wyboru. „Grubi sami są sobie winni. Przecież wystarczy jeść mniej i więcej się ruszać”.
Semaglutyd podawany jest raz w tygodniu w formie zastrzyku. Naśladuje działanie obecnego w organizmie białka GLP-1 (glucagon-like peptide, peptydu glukanopodobnego), które zwiększa produkcję insuliny. Lek różni się od GLP-1 dwoma aminokwasami. Ta drobna zmiana jest istotna - zapobiega rozkładowi semaglutydu przez enzymy trawienne i ułatwia wiązanie leku z białkami osocza, dzięki czemu działa tydzień (a nie kilka godzin).
Insulina jest jednym z najważniejszych hormonów - można obrazowo powiedzieć, że otwiera glukozie furtki do wnętrza komórek, a w nich jest wykorzystywana jako paliwo. Gdy insuliny brakuje, niespalona glukoza krąży we krwi, co jest dla organizmu szkodliwe. Przede wszystkim jednak nadmiar niewykorzystanej glukozy organizm zamienia chętnie na tkankę tłuszczową.
Bywa również tak, że poziom insuliny jest w normie, ale organizm słabiej na nią reaguje. Mowa wtedy o insulinooporności. Istnieją doustne leki przeciwcukrzycowe, takie jak metformina, które ten stan mogą zmniejszyć.
Mamy więc do dyspozycji farmakologiczne sposoby, by zmniejszać nadmierną ilość glukozy we krwi i pomagać schudnąć. Nie są cudownymi lekami, które pozwalają na to bez wysiłku. Pamiętajmy, że biorący udział w badaniu semaglutydu stosowali również dietę o obniżonej ilości kalorii oraz regularnie ćwiczyli.
Do tego warto dodać, że zarówno metformina jak i semaglutyd nie są pozbawione skutków ubocznych. Najczęściej są to zaburzenia żołądkowo-jelitowe, w tym nudności. U niektórych są one na tyle dotkliwe, że rezygnują z leku (lub rezygnowali z udziału w badaniach klinicznych).
Biorąc pod uwagę, że znaczna część ludzi w krajach zamożnych ma nadwagę lub otyłość (w USA 78 procent dorosłych, w Polsce około 60 procent), semaglutyd mógłby stać się jednym z częściej przepisywanych leków w historii medycyny. Tak się jednak nie stanie przynajmniej do czasu, póki nie wygasną patenty, bo jest lekiem drogim.
Cena refundowana w Polsce to 110 złotych. Jak tłumaczyła portalowi abcZdrowie mgr Angelika Talar-Śpionek z portalu GdziePoLek, refundacja przysługuje pacjentom z cukrzycą typu 2, którzy są leczeni co najmniej dwoma lekami na cukrzycę. Muszą istnieć też specjalne wskazania takie jak otyłość oraz bardzo wysokie ryzyko sercowo-naczyniowe (na przykład współistniejąca miażdżyca).
Bez tych wskazań lekarz również może przepisać semaglutyd - wskazaniem może być otyłość - ale bez refundacji. Bez niej zaś cena leku waha się od 600 do ponad 2000 zł (wahania zależą zależności od kursu dolara oraz ilości, która trafia na rynek). Nie jest więc to lek tani.
Czy to oznacza, że zamożni będą szczuplejsi, a ubożsi częściej mieć nadwagę? Cóż, tak było i do tej pory. Zdrowa dieta, dietetyk, siłownia, trener personalny - to były i są nadal przywileje zamożnych. Teraz do tych przywilejów dołączył drogi lek na otyłość.
Pocieszeniem może być to, że w Unii Europejskiej ochrona patentowa leków trwa dekadę. Po tym czasie można produkować tak zwane leki generyczne, które zwykle są dużo tańsze.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze