Do pewnego momentu pieniądze są najważniejsze dla naszego szczęścia, ponieważ musimy mieć zapewnione poczucie stabilności. Natomiast powyżej tego poziomu warto rozglądać się za czymś innym niż sam dobrobyt materialny – tak szczęście widzą naukowcy
W ostatnich latach dużo dyskutuje się na temat pokolenia Z (urodzeni po 1995 roku). W dyskusji pojawia się wiele uproszczeń i stereotypów na temat młodych ludzi. W powszechnej opinii Zetki nie chcą robić kariery za wszelką cenę i wypruwać żył, aby zarabiać jak najwięcej. Zwracają uwagę na work-life balance; mniej skupiają się na dobrach materialnych, a bardziej na przeżyciach, jak podróże czy jedzenie. W kontraście mamy starsze pokolenia, dla których dobra materialne i pieniądze mają być bardzo ważne. W pogoni za pieniędzmi wiele osób się przepracowuje, poświęcając życie rodzinne i towarzyskie. Nie chcę kwestionować prawdziwości tych stereotypów, ale zastanowić się nad tym, które podejście do życia przynosi więcej szczęścia. Do odpowiedzi na to pytanie wykorzystam ekonomię szczęścia, w której analizuje się szczęście na podstawie badań psychologicznych.
Kamieniem węgielnym ekonomii szczęścia jest pytanie o to, czy dają je pieniądze.
Ekonomia szczęścia rozwija się od końca XX wieku pod wpływem psychologii pozytywnej, która empirycznie bada szczęście. Ojcem założycielem ekonomii szczęścia jest ekonomista Richard Easterlin. W 1974 roku opublikował on artykuł, w którym na podstawie danych empirycznych wykazał, że wzrost PKB per capita nie doprowadził do wzrostu szczęścia w wielu krajach po II wojnie światowej. Zjawisko to nazwano „paradoksem Easterlina”.
Jest to paradoks, ponieważ w myśleniu ekonomicznym zakłada się, że jeżeli rośnie PKB, to ludzie powinni być szczęśliwsi.
Dla ekonomistów więcej pieniędzy zawsze jest dobre, bo dzięki nim jako konsumenci możemy kupować dobra i usługi, które spełniają nasze oczekiwania. Easterlin zakwestionował dominujący kult PKB, w którym celem jest ciągły wzrost gospodarczy, przynoszący szczęście. Pomimo krytyki i upływu czasu wnioski z paradoksu Easterlina się nie zdezaktualizowały i stanowią podstawę myślenia wielu ekonomistów zajmujących się szczęściem.
Sam Easterlin badał korelację pomiędzy szczęściem, a PKB per capita. Analizując dane empiryczne zauważył dwie rzeczy. Po pierwsze bogaci ludzie są szczęśliwsi niż ludzie biedniejsi w tym samym kraju, a bogatsze kraje są szczęśliwsze niż biedniejsze. Ale z czasem, pomimo wzrostu PKB, ludzie z bogatszych krajów nie stawali się szczęśliwsi. Po przekroczeniu pewnego poziomu dochodów pieniądze przestają mieć znaczący wpływ na szczęście.
Nie oznacza to jednak, że pieniądze nie mają żadnego wpływu. Do pewnego poziomu (75 tys. dolarów rocznie) są najważniejsze dla naszego szczęścia. Są niezbędne, żeby kupić jedzenie, mieć dach nad głową i zapewnić sobie bezpieczeństwo. Bez spełnienia tych podstawowych warunków ludzie nie będą szczęśliwi. Natomiast, jeżeli spełniliśmy swoje podstawowe potrzeby, pieniądze przestają mieć takie znaczenie. Nie ma większej różnicy czy zarabiasz 20, czy 40 tysięcy miesięcznie.
Mamy dwa główne wyjaśnienia paradoksu Easterlina. Pierwszy to hedonistyczna adaptacja. Ta koncepcja mówi o tym, że z czasem adaptujemy się zarówno do dobrych, jak i złych wydarzeń, i nasz poziom szczęścia pozostaje niezmieniony.
W najbardziej znanym badaniu przeanalizowano dwie grupy. Pierwsza to osoby, które wygrały miliony na loterii, a druga to osoby, które miały wypadek samochodowy, w wyniku którego były sparaliżowane od pasa w dół do końca życia. Początkowo pierwsza grupa była bardzo szczęśliwa. Osoby wygrywające loterię kupowały dom, podróżowały i cieszyły się życiem. Dla osób sparaliżowanych wypadek był tragedią, która oznacza ogromny spadek szczęścia. Kiedy jednak zanalizowano poziom szczęścia tych dwóch grup po roku, okazało się, że był podobny.
Tłumaczy to teoria hedonistycznej adaptacji. Osoby, które wygrały na loterii, po pewnym czasie przestają cieszyć się tak bardzo pieniędzmi, domem, czy podróżami. Natomiast osoby sparaliżowane po pewnym czasie widzą, że pomimo ograniczeń nadal mogą funkcjonować, mieć przyjaciół, rodzinę i pracę.
Nie można oczywiście z tego badania wyciągnąć wniosku, że tak samo dobrze jest wygrać na loterii i być sparaliżowanym do końca życia. Demonstruje ono, że mamy niesamowitą zdolność adaptowania się zarówno do dobrych, jak i złych wydarzeń i na przestrzeni czasu nasz poziom szczęścia pozostaje na podobnym poziomie. Badania pokazują, że dzieci czy małżeństwo początkowo dają bardzo dużo szczęścia, natomiast po pewnym czasie wracamy do jego normalnego poziomu. Z drugiej strony, potrafimy dostosować się do wydarzeń takich jak śmierć członka rodziny, czy rozwód.
Nasza zdolność adaptacji tłumaczy, dlaczego pomimo wzrostu bogactwa niekoniecznie jesteśmy szczęśliwsi.
Początkowo nowy samochód czy podwyżka w pracy zwiększają szczęście. Natomiast z czasem te rzeczy powszednieją.
Nowy samochód staje się zwykłym samochodem, a podwyżka staje się normalną pensją. Przyzwyczajamy się do nich i chcemy nowego samochodu i wyższej pensji.
Mechanizm hedonistycznej adaptacji jest wykorzystywany przez firmy, które generują coraz to nowe potrzeby. W systemie kapitalistycznym niewiele osób jest jak mnich buddyjski, który nie ma pragnień. Większość z nas przypomina bardziej chomiki, które ciągle kręcą się na kołowrotku w pogoni za nowymi przyjemnościami, a firmy to wykorzystują. 50 lat temu niewiele osób czuło potrzebę, by skakać ze spadochronem czy jeść kolację 50 metrów nad poziomem morza (dinner in the sky). Najczęściej firmy wykorzystują reklamy, aby generować potrzeby emocjonalne. Kup drogi samochód, a zdobędziesz prestiż, pij alkohol, żeby ludzie cię lubili itp.
Oprócz reklam firmy wykorzystują mechanizm postarzania produktów. Nie chodzi o to, że sprzęty elektroniczne jak pralki czy lodówki mają skrócona żywotność, ale o postarzenie produktów pod względem technologicznym. Dzisiaj firmy wypuszczają nowe modele smartfonów raz na rok. Nowy model niewiele różni się od poprzedniego, ma minimalnie szybszy procesor czy aparat. Pomimo niewielkiej różnicy ma to jednak wpływ na konsumentów. Wcześniej mieliście idealny telefon, który spełniał wszystkie wasze potrzeby. Widzicie teraz nowy, minimalnie lepszy telefon i wasz stary telefon przestaje być idealny, chcecie nowego.
Nie uda się nam jednak sprzedać pięciu pralek czy telefonów. Dlatego firmy coraz częściej zajmują się sprzedażą przeżyć, ponieważ ich potrzeba nigdy się nie wyczerpie. Jeżeli pójdziecie do restauracji, to na drugi dzień znowu możecie tam pójść. Jeżeli pójdziecie na koncert, to możecie iść na kolejny.
Jako ludzie mamy niewyczerpane zdolności konsumowania nowych przyjemności.
Jeżeli w przyszłości loty na Marsa zostaną skomercjalizowane, to wiele osób będzie chciało tam polecieć.
Zasada hedonistycznej adaptacji mówi nam, że więcej pieniędzy i dóbr nie zapewni nam szczęścia. Wynika to z tego, że przyzwyczajamy się do dobrych rzeczy i chcemy nowych podniet, które nigdy nas nie zaspokoją.
Drugim wyjaśnieniem paradoksu Easterlina jest teoria odniesienia. Mówi ona o tym, że poczucie dobrobytu (bogactwa) jest względne i uwarunkowane tym, co mają inni. Oznacza to, że kupno nowego samochodu niewiele będzie dla nas znaczyło, jeżeli sąsiad kupi samochód dwa razy droższy od naszego. Duża podwyżka w pracy nie będzie już tak wartościowa, jeżeli koleżanka w tej samej firmie będzie zarabiała 50 proc. więcej od nas. Porównywanie się z innymi w języku angielskim nosi nazwę „keep up with the Joneses” (dotrzymywanie kroku Kowalskim), co pokazuje powszechność tego zjawiska.
Najbardziej znane badanie związane z teorią odniesienia dotyczyło analizy zdjęć olimpijczyków i olimpijek na przestrzeni lat. Analizowano wyraz ich twarzy. Okazało się, że złota medalistka wydaje się super szczęśliwa, co nie jest zaskakujące. Natomiast srebrne medalistki nie tylko były wyraźniej mniej zadowolone, ale na ich twarzach pojawiał się grymas niezadowolenia. Co zaskakujące, brązowe medalistki były prawie tak szczęśliwe, jak złote, a zdecydowanie bardziej zadowolone niż srebrne medalistki. Jest to zaskakujące, ponieważ drugie miejsce jest obiektywnie lepsze niż trzecie. Tłumaczy to teoria odniesienia: srebrna medalistka myśli o tym, jak niewiele jej zabrakło do 1. miejsca i stąd niezadowolenie. A brązowa medalistka myśli o tym, jak niewiele dzieliło ją od 4. miejsca.
Z tej perspektywy trzecie miejsce jest świetną wiadomością.
Po finale Ligi Mistrzów w piłce nożnej widzimy u zawodników dwie skrajne reakcje. Piłkarze wygranej drużyny płaczą ze szczęścia, a przegrani płaczą z rozpaczy. Te obrazki są powszechne, ale reakcje piłkarzy są absurdalne, jeżeli weźmiemy pod uwagę szerszy kontekst. Piłkarze, którzy zajęli drugie miejsce, pokonali dziesiątki innych drużyn i z tej perspektywy bycie drugą drużyną w Europie jest ogromnym sukcesem. Natomiast z perspektywy finału drugie miejsce jest traktowane jako porażka, ponieważ zawodnicy myślą tylko o zwycięstwie. To pokazuje subiektywność naszego szczęścia. Możemy być drudzy na świecie, a traktować to jako porażkę.
Teoria odniesienia nie tłumaczy tylko rywalizacji sportowej, ale całe nasze życie społeczne, które jest zbudowane na porównywaniu się z innymi. Współczesny ekonomista Robert Harris Frank mówi o „wyścigu zbrojeń”, który polega na tym, że wszyscy walczymy o wyższą pozycję społeczną, wydając pieniądze. Według Franka „wyścig zbrojeń” to gra o sumie zerowej, ponieważ status jest rezultatem porównywania się z innymi. Przykładowo, wartość bycia VIP-em polega na tym, że inni VIP-ami nie są. Gdyby wszyscy byli VIP-ami, to nikt nie byłby VIP-em.
Wyścig zbrojeń doprowadza do tego, że wszyscy więcej wydają i w ostateczności nikt na tym nie korzysta pod względem statusu. Najlepszym przykładem są koszty organizacji wesel, które wzrosły na przestrzeni lat do niebotycznych poziomów. Chcąc nie chcąc ludzie wydają więcej pieniędzy, żeby nie czuć się gorzej od innych, którzy mieli wspaniałe – i drogie – ceremonie. Ten wyścig zbrojeń jest bezsensowny, ponieważ wszyscy wydają więcej i nikt się w ostateczności nie wyróżnia.
Porównywanie się ma najbardziej negatywny wpływ na osoby, które nie nadążają za innymi.
Ludzie pomimo polepszenia swojej indywidualnej sytuacji finansowej mogą czuć niezadowolenie, jeżeli reszta społeczeństwa wzbogaciła się bardziej. Z tej perspektywy możemy wyjaśnić głosowanie na populistów w krajach, gdzie jest dobra sytuacja gospodarcza. Również PiS doszedł do władzy w 2015 roku pomimo polepszających się warunków życia.
Teoria odniesienia może również tłumaczyć większą ilość samobójstw w krajach bogatych. Kiedy żyjemy w kraju, gdzie wiele osób osiąga sukces, nasze problemy są bardziej odczuwane. Natomiast jeżeli mamy ciężką sytuację w biednym kraju, gdzie większość ludzi ma problemy, to nasze problemy wydają się mniejsze.
Negatywny wpływ porównywania się z innymi jest potęgowany przez social media. Szczególnie negatywny wpływ ma na młode kobiety, co pokazano na przykładzie Instagrama. Oglądamy tam wyidealizowane zdjęcia i relacje innych ludzi, którzy uwieczniają niesamowite podróże, bywanie w modnych restauracjach i sukcesy na polu zawodowym i prywatnym. Oczywiście. to tylko wycinek z życia, a nie codzienność, jednak działa to na naszą psychikę deprymująco.
Głównym wnioskiem z paradoksu Easterlina jest więc to, że powyżej pewnego poziomu dochodów większe bogactwo nie sprawi, że będziemy szczęśliwsi. Po pierwsze, adaptujemy się z czasem do dobrobytu i chcemy więcej, co tłumaczy hedonistyczna adaptacja. Po drugie, poczucie dobrobytu jest względne. Nawet jeżeli moja sytuacja materialna się poprawia, ale inni bogacą się bardziej, to wcale nie będę zadowolony, co tłumaczy teoria odniesienia.
Do tej pory pisałem o poziomie szczęścia. A skąd badacze wiedzą, czy szczęście rośnie, czy spada? Jak mierzyć coś tak subiektywnego? Służy do tego miara SWB (subjective well-being), która oznacza subiektywny dobrostan. Są różne sposoby jej mierzenia, ale najczęściej są to pytania ankietowe, jak „Ogólnie rzecz biorąc, w jakim stopniu jesteś zadowolona/zadowolony ze swojego życia w skali od 1 do 10". The Gallup World Poll co roku pokazuje wyniki ankiet w perspektywie całego świata z podziałem na kraje.
Okazuje się, że tak prosta metoda jest wiarygodna. Po pierwsze, badacze mają ogromną ilość danych składających się z tysięcy ankiet. Niweluje to wpływ zdarzeń losowych, jak śmierć w rodzinie, czy wygrana w totka. Po drugie, jest silna korelacja wyników, a ludziom szczęście dają podobne rzeczy. Po trzecie, wyniki ankiet pokrywają się z pogłębionymi wywiadami przeprowadzonymi z członkami rodzin. Po czwarte i najważniejsze: szczęście jest subiektywne; w ostateczności to ludzie sami wiedzą, czy są szczęśliwi, czy nie.
Dzięki łatwości przeprowadzania ankiet badacze oprócz poziomu szczęścia w wybranych krajach mogą w szybki sposób poszukiwać związku (korelacji) pomiędzy różnymi czynnikami a szczęściem, m.in. poziom dochodu, zdrowie, zatrudnienie, bezrobocie, małżeństwo, dzieci, edukacja, religia, zanieczyszczenie środowiska, inflacja, system polityczny.
Oprócz prostych ankiet badacze zajmujący się szczęściem korzystają z „metody rekonstrukcji dnia". Polega ona na tym, że ludzie w różnych porach dnia dostają pytanie, w jakim stopniu są zadowoleni, a potem pytanie o to, co robili. Dzięki temu można sprawdzić, które aktywności przynoszą ludziom szczęście.
Najbardziej znane badanie zostało przeprowadzone na początku XXI wieku przez grupę psychologów na próbie badawczej kobiet w Teksasie. Badane miały umieścić swój poziom szczęśliwości na skali od 2 do 5.
Wyniki raczej nie są zaskakujące. Najwięcej przyjemności daje seks (4,7), ale dnia nim nie zapełnimy. Bardzo ważne są kontakty z innymi ludźmi (4,1) i odpoczynek (3,9). Nie znosimy natomiast dojazdów do (2,0) i z pracy (2,8). Nie lubimy również samej pracy (2,7). Być może zaskakującym wynikiem jest to, że dzieci nie przynoszą szczęścia (opieka nad dziećmi – 3,0), do czego jeszcze wrócę później.
Teraz chciałbym zwrócić uwagę na konstrukcję pytań. Badania są zrobione w taki sposób, że najpierw osoby zaznaczają swój poziom szczęścia, a potem co robią, kiedy czują się tak szczęśliwe lub nieszczęśliwe. Kolejność jest bardzo ważna, ponieważ gdyby była odwrotna, rodzice z powodu normy społecznej deklarowaliby wyższe poczucie szczęścia z zajmowania się dziećmi, a tak mamy prawdziwsze wyniki.
Czy badacze znaleźli dzięki ankietom przepis na szczęście? Nie do końca. Mierzenie szczęścia poprzez subiektywny dobrostan (SWB) podlega tym samym problemom, o których pisałem przy okazji paradoksu Easterlina. Po pierwsze, zachodzi proces adaptacji. Ciężko bazować na naszym subiektywnym deklarowanym szczęściu, jeżeli wiemy, że człowiek jest w stanie dostosować się do dobrych i złych rzeczy. Noblista z ekonomii Amartya Sen nazywa to adaptacją preferencji, podając przykład kobiet w krajach arabskich, które pod wpływem procesu socjalizacji uważają, że są szczęśliwe pomimo dyskryminacji. Nasza zdolność adaptacji oznacza, że deklaracje dotyczące szczęścia nie muszą być wiarygodne, ponieważ możemy przyzwyczaić się nawet do bardzo złych warunków.
Drugi problem związany z mierzeniem i porównywaniem szczęścia pomiędzy ludźmi wyjaśnia teoria odniesienia. Moje szczęście na poziomie 7 to nie to samo co 7 u innej osoby. Psycholog Dan Gilbert tłumaczy to „hipotezą rozciągniętego doświadczenia”, która mówi, że to samo wydarzenie będzie inaczej interpretowane w zależności od doświadczenia danej osoby. Wyobraźcie sobie, że idziecie pierwszy raz w życiu zanurkować do płytkiego jeziora z wykwalifikowaną panią nurek. Wychodzicie po 10 minutach z wody i oceniacie to nurkowanie 10/10. Natomiast pani nurek ocenia je na 3/10. Wynika to z tego, że setki razy w życiu nurkowała i widziała rafę koralową, a krótkie zanurzenie w jeziorze to dla niej nic specjalnego.
Hipoteza rozciągniętego doświadczenia może tłumaczyć, dlaczego niektóre biedniejsze kraje deklarują wyższe szczęście niż znacznie bogatsze kraje.
W bogatszych krajach ludzie mają większe oczekiwania w stosunku do jakości życia i nie doceniają tego, co mają.
Krytycy uważają, że mierzenie subiektywnego szczęścia może skutkować sprowadzeniem szczęścia do przyjemności jako najważniejszej wartości. Filozof Robert Nozick przy pomocy eksperymentu myślowego, nazwanego „maszyną przyjemności”, pokazał, że istnieją inne wartości niż szczęście.
Wyobraź sobie, że możesz zostać podpięty do komputera, który generuje wirtualną rzeczywistość, podczas gdy śpisz i nie wiesz, że to sen. Możesz zaprogramować sen w taki sposób, że będziesz przeżywał najprzyjemniejsze możliwe życie. Czy podpiąłbyś się do takiej maszyny do końca życia? Większość osób by tego nie chciała, co według Nozicka oznacza, że mamy inne wartości w życiu, niż sama przyjemność.
Skupienie na podążaniu za hedonistyczną przyjemnością jest tematem książki „Nowy Wspaniały Świat” Huxleya, w którym ludzie zażywają narkotyk „soma”, dzięki czemu są ciągle szczęśliwi. Huxley przedstawia groteskę takiego hedonistycznego życia, w którym ludzie odebrali sobie wolność w zamian za przyjemność.
Pomimo pewnych słabości mierzenia szczęścia przy pomocy subiektywnego dobrostanu, jest to powszechnie stosowana metoda w psychologii. Nie oznacza to jednak, że badacze znają sekret szczęścia. Ale przy pomocy ogromnej ilości badań empirycznych można wyciągnąć pewne ogólne wnioski.
Pieniądze są niezbędne, aby mieć mieszkanie, jedzenie i spokój psychologiczny. Natomiast powyżej 20 tys. zł miesięcznie większy dochód nie przyniesie nam znacząco więcej szczęścia.
Zakup drogiego samochodu nie sprawi, że staniemy się szczęśliwi. Rywalizowanie z innymi przy pomocy dóbr luksusowych jest wyścigiem zbrojeń, który nic nam nie da, bo zawsze będzie ktoś, kto ma droższy samochód.
Badania pokazują, że lepiej pojechać na wakacje, niż kupować kolejne dobra materialne. Po wakacjach zostaną nam wspomnienia, do których można wracać. Oczywiście, pieniądze są potrzebne, aby pojechać na wakacje. Natomiast najważniejsze we wspomnieniach nie jest to, że byliśmy w pięciogwiazdkowym hotelu, ale z kim ten czas spędziliśmy.
Badania pokazują, że najlepsza rzeczą jest pozbywanie się pieniędzy. Osoby udzielające się charytatywnie są dużo szczęśliwsze. Nie chodzi o samo przekazywanie pieniędzy, ale poświęcenie swojego czasu, aby pomagać innym.
Długookresowe bezrobocie ma bardzo negatywny wpływ na szczęście. Oprócz problemu z brakiem pieniędzy, brak pracy godzi w poczucie własnej wartości. Być może z powodu spadku bezrobocia Polska i inne kraje Europy Środkowej zanotowały wzrosty szczęścia w ostatnich latach.
Ludzie z lepszą płatną pracą są szczęśliwsi, ale inne rzeczy również mają wpływ na szczęście, np. autonomia w decydowaniu o sobie, nauka nowych rzeczy, czy interakcje z ludźmi. Z kolei stres czy przepracowanie zmniejszają szczęście. Dlatego niezbędny jest work-life balance.
Badania pokazują, że ludzie mający bliskich są szczęśliwsi. Nie chodzi tutaj o to, żeby mieć jak najwięcej znajomych. Bardziej o to, że brak jakiejkolwiek bliskiej osoby, z którą nie możemy porozmawiać jest największym katalizatorem depresji.
Według badań największe szczęście mają osoby w narzeczeństwie, zaraz przed ślubem. Po dwóch latach od ślubu szczęście zaczyna spadać, ale i tak średnio osoby w związkach małżeńskich są szczęśliwsze, niż osoby bez ślubu.
Badania pokazują, że wychowywanie dzieci zmniejsza szczęście. Mamy mniej czasu na własne zainteresowania, a więcej obowiązków. Natomiast po wyprowadzce dzieci z domu szczęście rośnie. Szczególnie na starość posiadanie więzi z dziećmi jest bardzo istotne. Kwestia wychowywania dzieci pokazuje ograniczenia ekonomii szczęścia, która skupia się na subiektywnym szczęściu, a nie bierze pod uwagę innych wartości ważnych dla ludzi. Dziecko nie jest jak obiad w restauracji, który przynosi nam natychmiastową przyjemność. Oprócz przyjemności liczą się również inne wartości jak miłość czy przywiązanie.
Wydaje mi się, że bez względu na wiek, wnioski z ekonomii szczęścia nie będą dla większości zaskakujące. Wszyscy wiedzą, że pieniądze nie są jedyną rzeczą, która ma wpływ na szczęście. Skąd w takim razie różnica w podejściu pokolenia Z, a starszymi, jeżeli chodzi o pracę i potrzebę bogacenia się?
Wydaje się, że najważniejszy jest kontekst społeczno-gospodarczy. Osoby starsze wychowały się w trudniejszych materialnie czasach, kiedy niewiele dóbr było dostępnych, a zarobki były niskie. Stąd większy nacisk na zarabianie pieniędzy. Z drugiej strony pokolenie Z wychowało się w lepszej sytuacji materialnej, kiedy jest mniejsza walka o to, żeby przetrwać od pierwszego do pierwszego. Dzięki temu Zetki mogą skupić się na innych aspektach niż pieniądze.
Można pogodzić różne pokolenia odwołując się paradoksu Easterlina. Do pewnego momentu pieniądze są najważniejsze dla naszego szczęścia, ponieważ musimy mieć zapewnione poczucie stabilności. Natomiast powyżej tego poziomu warto rozglądać się za czymś innym niż sam dobrobyt materialny.
Filozof ekonomii. Zatrudniony na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor książki "The Eclipse of Value-Free Economics. The concept of multiple self versus homo economicus”.
Filozof ekonomii. Zatrudniony na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor książki "The Eclipse of Value-Free Economics. The concept of multiple self versus homo economicus”.
Komentarze