0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. ANDREW CABALLERO-REYNOLDS / AFPFot. ANDREW CABALLER...

W środę rano 10 września 2025 szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wraz ze swoimi doradcami pospiesznie modyfikowała treść corocznego orędzia o stanie Unii Europejskiej, by zawrzeć w nim odpowiednio mocną odpowiedź na to, co wydarzyło się w nocy nad należącą do najważniejszych krajów UE Polską. A zatem na bitwę powietrzną między NATO-wskimi myśliwcami a 20 rosyjskimi dronami, które wleciały na polskie i unijne niebo.

„Europa jest w stanie walki”, „Europa wyraża pełną solidarność z Polską", „Europa będzie bronić każdego centymetra kwadratowego swego terytorium” – mówiła von der Leyen, gdy w końcu z piętnastominutowym opóźnieniem rozpoczęła swe uroczyste wystąpienie przed Parlamentem Europejskim.

Przeczytaj także:

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump w tym czasie spał.

„Niech to się już skończy”

Gdy już się obudził, a w Polsce był to już środowy wieczór, znalazł moment na telefoniczną rozmowę z prezydentem Polski. Karol Nawrocki nie miał jednak po tej konwersacji właściwie niczego do przekazania polskiej opinii publicznej. Rozmowa była zdawkowa, Trump powtarzał w jej trakcie frazesy o nierozerwalnej więzi łączącej Polskę i USA, nie złożył jednak żadnej deklaracji dotyczącej możliwej odpowiedzi na rosyjski nalot, nie licząc jednego wpisu w mediach społecznościowych, nie zabrał też na ten temat głosu publicznie.

Za to już wkrótce po rozmowie z Nawrockim prezydent Stanów Zjednoczonych wygłosił w Gabinecie Owalnym bardzo emocjonalną mowę przed kamerami. Nie było w niej jednak ani słowa o dronach, Polsce, NATO czy Rosji. W całości poświęcona była zastrzelonemu przez zamachowca tego samego dnia stronnikowi Trumpa Charliemu Kirkowi, antyszczepionkowcowi, negacjoniście putinowskich zbrodni w Ukrainie i zagorzałemu zwolennikowi amerykańskiego izolacjonizmu.

Trump potrzebował jeszcze ponad doby, by odnieść się przed kamerami do dronowego nalotu na Polskę. A gdy już w końcu to zrobił, uszy nam wszystkim zwiędły.

„To mogła być pomyłka” – rzucił Trump dziennikarzom, choć było i jest absolutnie jasne, że to żadna pomyłka Rosjan nie była.

„Nie jestem zadowolony z tej sytuacji, mam nadzieję, że to się niedługo skończy” – tyle miał jeszcze do powiedzenia Trump w czwartkowy wieczór według polskiego czasu.

W piątek 12 września za tą narracją Trumpa postanowił podążyć bardzo krętą ścieżką polski prezydencki minister Marcin Przydacz. „Trzeba sprawdzić, czy wszystkie z tych kilkunastu dronów, które dotarły, rzeczywiście były wysłane przez Rosję. Być może tam są i takie, które przyleciały nieco przypadkowo” – mówił Przydacz przed kamerami TVN, choć chwilę wcześniej sam zarzekał się, że był świadkiem tego, jak w trakcie środowej rozmowy telefonicznej Karol Nawrocki miał uświadamiać Trumpa co do szczegółów zarówno rosyjskiego nalotu, jak i akcji polskiego i sojuszniczego lotnictwa. Relacje z trumpistami są jednak dla Kancelarii Prezydenta na tyle ważne, że Marcin Przydacz nie miał problemu ze złapaniem się prawą ręką za lewe ucho.

Czego bronili Holendrzy?

Jedno i drugie miało miejsce już po tym, jak Spiegel i Die Welt, opierając się na źródłach w NATO, opublikowały materiał rzucający nowe światło na nocną akcję polskiego, holenderskiego i włoskiego lotnictwa będącą odpowiedzią na naruszenie przestrzeni powietrznej przez ok. 20 rosyjskich dronów.

Według tej publikacji w nocy z 9 na 10 września 5 rosyjskich dronów miało obrać kurs na lotnisko w Jasionce pod Rzeszowem – będące głównym logistycznym hubem dostaw sprzętu dla Ukrainy o globalnym wręcz znaczeniu.

Lotnisko jest ochraniane przez dwie niemieckie baterie Patriotów – czyli zaawansowanych technologicznie wyrzutni pocisków przeciwlotniczych i antyrakietowych. Potencjalnymi celami rosyjskich dronów mogły być zarówno elementy infrastruktury lotniska, jak i niemieckie wyrzutnie. Według Spiegla i Welt drony zmierzające w stronę Rzeszowa miały być wyposażone w głowice (czyli zapewne należeć do rodziny irańskich Szahidów i ich rosyjskich kopii Gerani – a zatem dronów uderzeniowych typu kamikaze przenoszących po około 100 kg materiałów wybuchowych każdy). Brak informacji, czy głowice te okazały się uzbrojone.

To właśnie przeciwko tym pięciu dronom według Spiegla i Welt miały zostać wysłane holenderskie myśliwce F-35. I to one miały zestrzelić 3 (lub 4) z 5 potencjalnie zagrażających lotnisku w Jasionce maszyn. Pozostałe 2 (lub jeden) bezzałogowce miały się rozbić z niewiadomych przyczyn.

Informacje Spiegla i Welta nie zostały po publikacji oficjalnie potwierdzone, nie zostały też jednak zdementowane.

To, że to Holendrzy dokonali większości lub wszystkich zestrzeleń dronów w nocy z 9 na 10 września, było jasne już w środowy poranek. Był to dość spektakularny początek holenderskiej misji w Polsce, trwającej zaledwie od 1 września. Cztery należące do Sił Powietrznych Królestwa Niderlandów myśliwce F-35 stacjonują w 31. bazie lotnictwa taktycznego w Poznaniu-Krzesinach, przy czym dyżurna para maszyn pozostaje w całodobowej gotowości bojowej. Holendrzy są w Polsce nie tylko w ramach NATO-wskiego wsparcia sojuszniczego, ale także na podstawie podpisanej w lipcu bilateralnej umowy o współpracy w zakresie obronności.

W ramach tej umowy holenderskie baterie patriotów mają też od grudnia przejąć zadanie ochrony lotniska w Jasionce, a polscy i holenderscy piloci mają się wymieniać doświadczeniami związanymi z użytkowaniem samolotów F-35 i śmigłowców Apache. Trudno o bardziej wymowny przykład realnego sojuszniczego wsparcia.

Mówi się „trudno” i żyje się dalej

Pytanie, czy na analogiczne wsparcie można liczyć ze strony Donalda Trumpa. Słowa o „możliwej pomyłce” wyglądają niestety jak koło ratunkowe rzucone putinowskiej Rosji i wspierającemu ją białoruskiemu reżimowi Aleksandra Łukaszenki. Ze słów Donalda Trumpa przeziera po raz kolejny bardzo wymowna chęć powrotu do „business as usual” i przejścia jak najszybciej do porządku dziennego nad przykrą sytuacją z odległej Polski.

„Business as usual” zresztą się toczy. Zaledwie dzień po nalocie dronów na Polskę amerykańscy dyplomaci mogli pochwalić się ważnym sukcesem. Po prowadzonych od dłuższego czasu przez Amerykanów negocjacjach reżim Łukaszenki zgodził się nagle uwolnić grupę więźniów politycznych. Białoruską deklarację uwolnienia więźniów – w tym trójki Polaków i ośmiorga związanych z telewizją Biełsat Białorusinów, o których zwolnienie zabiegał nasz MSZ – można by teoretycznie potraktować jako akt ekspiacji za bierny współudział Białorusi w dronowej wyprawie nad Polskę. Problem jednak w tym, że wśród zwolnionych więźniów nie ma Andrzeja Poczobuta. A zatem człowieka, którego uwięzienie przez reżim Łukaszenki ma najsilniejszy wymiar symboliczny i o którego zwolnienie polski MSZ na różne sposoby zabiega od lat.

Na tym nie koniec – bo uściski dłoni między amerykańskimi a białoruskimi negocjatorami zaledwie dzień po nocnej akcji myśliwców nad Polską zyskują bardzo szczególne znaczenie polityczne, wcale nie świadczące ani o białoruskiej ekspiacji, ani o szczególnie poważnym traktowaniu problemu dronów przez Amerykanów.

***

Słowa Ursuli von der Leyen z orędzia o stanie Unii nie rozbrzmiewały w próżni. Po rosyjskim dronowym nalocie dodatkowe wsparcie dla Polski zadeklarowali liczni sojusznicy z Europy. Niemcy przedłużą misję Air Policing swoich myśliwców Eurofighter zabezpieczających przede wszystkim wybrzeże Bałtyku. Szwedzi wyślą nam uzbrojenie przeciwlotnicze i antydronowe. Czesi – trzy zmodyfikowane śmigłowce do operacji specjalnych Mi-171Sz dostosowane do zwalczania dronów wraz z załogami oraz pewien kontyngent żołnierzy. „Republika Czeska, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy, Finowie, Bałtowie – wszyscy są w gotowości do udzielania wsparcia i deklarują konkretne wsparcie” – podkreślał po środowej nocy szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. A my właśnie przekonujemy się, czy Donald Trump naprawdę jest naszym przyjacielem, czy też to mogła być pomyłka.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.

Komentarze