"Jeżeli Rosjanie zdominują Ukrainę - zaczną ją okupować lub uczynią z niej większą Białoruś - wszyscy znajdziemy się w trudnym położeniu". Dr Derek Averre, ekspert od rosyjskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, w OKO.press ostrzega przed konsekwencjami zwycięstwa Putina
Maria Pankowska, OKO.press: Zacznę może od najbardziej podstawowego pytania. Dlaczego Władimir Putin postanowił zaatakować Ukrainę?
Dr Derek Averre*: Putin wyjaśnił to dobrze w swoim przemówieniu. Stwierdził, że porozumienie kończące zimną wojnę było nie fair wobec Rosji. A do tego Zachód oszukał Rosję, obiecując najpierw, że NATO nie będzie rozszerzać się na wschód, a potem, że nie będzie wysyłać wojsk i broni do nowych państw członkowskich.
Putin chce więc to porozumienie obalić i uniemożliwić NATO dalszą ekspansję w kierunku rosyjskich granic. Chce też, by Sojusz wycofał infrastrukturę wojskową, która rozlokował w nowych państwach członkowskich, np. amerykańskie tarcze przeciwrakietowe. Domaga się prawnych gwarancji, że tym razem rosyjskie żądania będą respektowane.
Ale czy NATO rzeczywiście złamało obietnicę daną Rosji?
Wśród badaczy nie ma zgody co do tego, czy NATO kiedykolwiek jednoznacznie coś przyrzekło.
To i tak nieważne, bo w tamtym czasie,
w 1990 roku, nikt nie myślał o rozszerzaniu Sojuszu. NATO straciło wtedy wroga. Związek Radziecki porzucił Układ Warszawski i wycofał wojska z Afganistanu.
Podpisano traktat 2+4, który pozwolił na zjednoczenie Niemiec w ramach NATO, ale wykluczał obecność obcych wojsk i broni jądrowej na terytorium dawnego NRD. Potem mieliśmy traktat o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie i ogólne porozumienie, że obie dawne strony będą ograniczać zbrojenia. Wydawało się, że to idealne warunki na harmonijny koniec zimnej wojny.
Niewiele osób spodziewało się rozszerzenia NATO. Ale z upływem czasu państwa Europy Środkowej zaczęły domagać się członkostwa jako gwarancji swojego bezpieczeństwa. Najpierw Czechy, Polska i Węgry, potem Słowacja, kraje bałtyckie i inne.
Wszystkie te państwa są członkami NATO już od jakiegoś czasu. Dlaczego Putin zaatakował teraz?
Myślę, że ma to związek z aneksją Krymu w 2014 roku i interwencją zbrojną w Syrii w 2015. Z punktu widzenia Rosji to były udane kampanie. W Syrii Rosja poniosła niewielkie straty, zginęło kilkuset żołnierzy. Oczywiście śmierć poniosło wielu najemników, ale tych Kreml nie wlicza do oficjalnych statystyk. Wojna w Syrii nie kosztowała Rosji wiele, a pomogła Assadowi w odparciu sił opozycji i odzyskaniu dużej części terytorium.
To wzmocniło autorytet agencji obrony i bezpieczeństwa w rosyjskim systemie politycznym. Mogły zacząć przekonywać Putina, że Rosja to silny kraj, który odniósł sukces na wojnie i skutecznie zajął Krym. Że jest wystarczająco silna, by zacząć odpychać Zachód, odbudowywać swoją pozycję i stawiać żądania.
Myślę, że cały kompleks militarno-zbrojeniowy mógł mieć wpływ na decyzję o ataku. Konserwatywne rosyjskie elity są też coraz bardziej zaabsorbowane pozycją Rosji i wierzą, że Rosja ma zasoby, by przeciwstawić się Zachodowi.
Z drugiej strony część elit biznesowych niepokoi rozwój tego konfliktu. Nowe, przyjęte ekspresowo sankcje mocno w nie uderzą.
Sankcje przyniosą pożądany efekt?
Ursula von der Leyen ogłosiła, że UE zamierza ograniczyć możliwości rosyjskiego przemysłu, zablokować modernizację Rosji, uczynić sankcje wyjątkowo bolesnymi. To nie są ruchy na małą skalę, ale walka na wojnie.
Na pewno nie będzie to łatwy czas ani dla Rosji, ani dla Zachodu. Nie wiemy jeszcze, jak daleko posunięte te sankcje będą w praktyce.
Amerykanie obawiają się, że uderzą zarówno w gospodarkę rosyjską jak i amerykańską, w możliwość prowadzenia interesów w Rosji. W dodatku w Stanach zbliżają się wybory uzupełniające. Biden musi uważać na słowa. Jeśli się potknie, może zaszkodzić Demokratom, co za kilka lat odbije się na wyniku wyborów prezydenckich. Mimo to jak dotąd amerykański prezydent zajmuje twarde stanowisko w sprawie Rosji.
Europa dochodzi do siebie po pandemii. Sankcje dodatkowo uderzą w europejskie gospodarki, nadwyrężone przez rosnące koszty życia i zmniejszoną zdolność produkcyjną.
Rosja natomiast już od kilku lat walczy ze wzrostem cen. O ile handel z Europą i rosyjska gospodarka zaczęły znowu rosnąć po sankcjach z 2014 roku, to przez pandemię idą w dół. Gospodarka Rosji jest w kryzysie i jedyne, co trzyma ją przy życiu to wysokie ceny paliw.
Czy osłabiająca UE pandemia mogła wpłynąć na decyzję Putina?
Niewykluczone. Putin mógł kalkulować, że Europa jest osłabiona przez COVID i przez prezydenturę Trumpa. Biden próbuje teraz zakopać podziały między UE a USA, ale nie jest mu łatwo.
Putin liczy na te podziały, a także na rozbieżność zdań wewnątrz UE. Część europejskich państw członkowskich NATO ma problem, by się porozumieć. Niektóre wciąż wierzą w starą dobrą zasadę „zmiany przez handel”.
To się trochę zmieniło od czasu aneksji Krymu. A przy obecnej wojnie nawet Niemcy wydają się mocno poruszeni i to mimo silnych powiązań handlowych z Rosją. Putin może mieć nadzieję, że po tym początkowym przypływie jedności, stare podziały wrócą. Na to się jednak na razie nie zanosi.
Czemu reakcja Zachodu dziś jest dużo ostrzejsza? Gdy Putin zajął Krym w 2014 roku, mało kto się tym przejął.
W 2014 roku oczywiście nikt w „liberalnej” Europie nie kupił rosyjskich historii o Krymie – że niby mamy do czynienia z rosyjskimi ziemiami w sensie historycznym, że Rosja musi je odzyskać. Ale w efekcie wysiłków europejskiej dyplomacji powstał przynajmniej format rozmów, potem były porozumienia mińskie, a obserwatorzy OBWE wjechali na Ukrainę, choć na Krym już nie. Wiele osób wierzyło – a Rosja chciała, żeby wierzyły – że z tego kryzysu można wyjść drogą dyplomatyczną.
Później,
wraz z rozwojem sytuacji w Donbasie, po otruciu Skripala w Wielkiej Brytanii, gdy zaczęła się rosyjska wojna informacyjna i ingerencje w wybory w USA, Zachód powoli tracił złudzenia co do intencji Putina.
Rosło wrażenie, że Rosjanie chcą osłabić i zdestabilizować nie tylko swoje najbliższe sąsiedztwo, ale też inne kraje, zwłaszcza w Europie. Przestano wierzyć Rosji.
Czy inne państwa europejskie także powinny czuć się zagrożone? W Polsce ludzie boją się wojny. Wiele osób uważa, że Zachód nie pomógł nam podczas II wojny światowej, więc nie pomoże i teraz.
Zupełnie tego tak nie widzę. Cokolwiek by powiedzieć o NATO, opiera się ono na gwarancji z art. 5. Niektórzy komentatorzy wyrażali swoje obawy o los krajów bałtyckich, w których żyją duże rosyjskojęzyczne mniejszości. Dlatego wzmacniane są tam obecnie grupy bojowe NATO. Amerykanie wysyłają więcej żołnierzy, Brytyjczycy też.
Gdyby Putin spróbował zająć część terytorium państw bałtyckich, NATO musiałoby zareagować. To byłby najpoważniejszy konflikt na zachodniej półkuli od zakończenia II wojny światowej. Nie wierzę, że to się stanie.
Władimir Putin straszy bronią jądrową. Jest wiarygodny czy blefuje?
Według zachodnich źródeł Rosja ma kilka tysięcy taktycznych pocisków nuklearnych, z czego część została wycofana na bardziej odległe pozycje po zakończeniu zimnej wojny. To nadal więcej broni jądrowej krótkiego zasięgu niż to, co jest w posiadaniu Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza na terytorium Europy.
Rosję obowiązuje traktat o strategicznej broni jądrowej, tzw. Nowy START, który działa do 2026 roku. Ale taktyczne pociski jądrowe krótkiego zasięgu nigdy nie zostały uregulowane, a Stany Zjednoczone wycofały się z traktatu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu w 2019. Jako powód podały wielokrotne łamanie traktatu przez Rosję. Takie rodzaje pocisków można by zatem rozmieścić bez naruszenia prawa międzynarodowego. Stanowiłyby natychmiastowe zagrożenie dla dużej części Europy, a na pewno dla Polski.
Ale i tak uważam, że Rosjanie ich nie użyją.
Rosja dysponuje bronią konwencjonalną o dużej mocy, która może wyrządzić ogromne szkody. Niektóre typy broni nie zostały jeszcze sprawdzone, np. broń hipersoniczna.
Po co zatem Putin wspomina o broni jądrowej? Podczas zimnej wojny wszyscy najbardziej bali się wojny nuklearnej. Priorytetem numer jeden na każdym spotkaniu i w każdych negocjacjach było upewnienie się, że nie grozi nam jądrowa konfrontacja. Putin chce obudzić te wspomnienia i pokazać, że może z łatwością odtworzyć tamto poczucie zagrożenia.
Nie wierzę, że ktokolwiek poza najbardziej skrajnymi skrzydłami w rosyjskim establishmencie obronnym powiedziałby, że jest za reaktywacją potencjału nuklearnego.
Czy jest szansa na powodzenie negocjacji między Rosją a Ukrainą?
Jakiekolwiek ustępstwa po stronie Putina w tym momencie będą trudne do odmalowania jako wygrana. Putin bardzo potrzebuje pozytywnego wyniku tej konfrontacji. Choćby obietnicy ze strony Zachodu, jakiejś umowy, którą mógłby zabrać do domu i wykorzystać propagandowo. Tylko że jak na razie Zachód nie bierze udziału w oficjalnych negocjacjach na wysokim szczeblu.
Czy Zełenski odpowie Putinowi, że „o tak, wprowadzimy memorandum na nasze członkostwo w NATO” albo „OK, możecie zabrać Donbas”? Jakoś tego nie widzę. On raczej podbija stawkę, mówi, że to kluczowy moment dla USA i UE. Że jeżeli pozwolą, by Rosji uszło to na sucho, nagle nic już nie będzie wykluczone. Myślę, że Ukraina będzie dalej próbować dostać się do Zachodnich struktur, przede wszystkim do UE. Z członkostwem w NATO są dużo ostrożniejsi.
Wiemy, na co liczy Ukraina. A na co liczy Rosja?
Jeżeli idziesz na wojnę, musisz mieć jasność co do dwóch spraw.
Po pierwsze musisz mieć jasne cele. Wiemy, czego ogólnie chce Putin: cofnąć czas. Ale nikt do końca nie rozumie, jakie są bezpośrednie cele jego kampanii wojskowej. Czy chodzi o niepodległość Donbasu? Włączenie regionu do Rosji? Zmuszenie rządu Zełenskiego do poddania się i przywrócenie sytuacji z czasów Janukowycza? Nie wiemy.
Zatem
jeżeli Kreml ma bezpośrednie cele, to trzyma je w sekrecie. Dlatego wydaje mi się, że Ukraina może ponieść jeszcze wiele strat. Bardzo mnie to niepokoi.
Zachodnie media mówią o dzielnych żołnierzach ukraińskich, którzy powstrzymują Rosjan. Ale Rosja ma potężną siłę ognia, której jeszcze nie wykorzystała. Uderzenia pocisków samosterujących dalekiego zasięgu mogą wyrządzić Ukrainie ogromne szkody. Rosjanie mają więcej samolotów, więcej dział itd.
Druga rzecz, co do której musisz mieć jasność, jeśli decydujesz się na kampanię wojskową, to determinacja, by iść na całość: zniszczyć lub poważnie zdegradować zdolności bojowe wroga. Rosyjska doktryna wojskowa zakłada taktyki hybrydowe czy wojnę informacyjną, ale jako element początkowej fazy konfliktu. Co do zasady wojna w rozumieniu wojsk rosyjskich musi zawierać element walki zbrojnej. Więc jeżeli Putin poważnie myśli o odcięciu Ukrainy od Zachodu, będzie musiał zwiększyć skalę ofensywy. A wtedy będzie znacznie więcej ofiar po stronie Ukrainy.
Z drugiej strony Rosjanie twierdzą, że Ukraińcy są bratnim narodem. Zabijanie tysięcy ludzi zrobi z tej deklaracji kpinę.
Jeżeli Rosji uda się inwazja, co to będzie oznaczać dla Zachodu?
Jeśli Rosjanie zdominują Ukrainę, zaczną ją okupować lub uczynią z niej większą Białoruś, wszyscy znajdziemy się w trudnym położeniu.
Spójrzmy na mapę strategiczną. W regionie Morza Bałtyckiego Finlandia i Szwecja nie są członkami NATO, a to duża wyrwa w bezpieczeństwie. Rosja ma tam Kaliningrad, który może łatwością uzbroić. Niżej na południe miałaby Białoruś i Ukrainę, które stanowiłyby bufor przed szybkim atakiem z Zachodu. Dalej, dzięki Krymowi, Rosja dostaje możliwość ulokowania marynarki wojennej na Morzu Czarnym. To poprawiłoby strategiczną pozycję Rosji w regionie Morza Czarnego i wschodniego Morza Śródziemnego, gdzie obecnie ma tylko kilka niewielkich ośrodków wojskowych w Syrii.
Gdyby Rosja zajęła Ukrainę, uzyskałaby strategiczną przewagę. Dużą, w porównaniu do sytuacji sprzed kilku lat. Nie na tyle dużą, by walczyć z Amerykanami na Morzu Śródziemnym, ale wystarczającą, by rozpocząć rozmieszczanie sił morskich do obrony swoich pozycji w tym regionie.
Czy Rosja ma możliwości, nie tylko militarne, ale także gospodarcze, by przeprowadzić tego rodzaju strategiczną kampanię? Niekoniecznie, zwłaszcza jeśli ucierpi z powodu sankcji i jeżeli ceny ropy zaczną znowu spadać.
Dr Derek Averre - były dyrektor Centrum Studiów Rosyjskich, Europejskich i Euroazjatyckich na Wydziale Polityki i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu w Birmingham. W swoich badaniach koncentruje się na rosyjskiej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, stosunkach między Rosją a Europą oraz kontroli zbrojeń. Jest współautorem licznych książek, czasopism i artykułów z tej dziedziny oraz członkiem Rady Redakcyjnej czasopisma European Security. Obecnie wykłada Politykę Zagraniczną i Bezpieczeństwa Rosji w Kolegium Europejskim w Natolinie.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze