0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Pexels/CC0Pexels/CC0

W wielu kuchniach są patelnie i garnki pokryte teflonem. Mają niezaprzeczalną zaletę: przygotowywane na nich potrawy niezwykle rzadko przywierają.

Wiele źródeł w internecie twierdzi też, że takie powlekane teflonem naczynia nam szkodzą. Teflon się z nich uwalnia i trafia do naszych organizmów.

Jeśli ktoś chciałby poznać szybką odpowiedź, to brzmi ona następująco. Owszem, teflon może uwalniać się z powłok naczyń. Raczej nie może nam zaszkodzić.

Teflon jest jednym z najbardziej obojętnych związków chemicznych. Właśnie ta jego właściwość sprawiła, że stosuje się go w medycynie: z teflonu wytwarza się nici chirurgiczne i pokrywa nim implanty.

Przeczytaj także:

Teflon, czyli poli(tetrafluoroetylen), czyli PTFE

Zacznijmy od tego, czym jest teflon. To polimer, czyli związek o strukturze długiego łańcucha zbudowanego z mniejszych ogniw, zwanych merami. Merami teflonu są cząsteczki tetrafluoroetylenu i zgodnie z chemicznym nazewnictwem teflon jest poli(tetrafluoroetylenem). Tę nazwę skraca się często do PTFE.

Związek ten został wynaleziony w 1938 przez chemika Roya J. Plunketta pracującego w Jackson Laboratory amerykańskiej firmy DuPont. Sposób na jego syntezę został opatentowany przez DuPont w 1956. Po 20 latach patent wygasł, jednak nazwa „teflon” pozostała zastrzeżonym znakiem towarowym. Każdy może wyprodukować poli(tetrafluoroetylen), ale tylko DuPont może go sprzedawać pod nazwą „teflon”.

Polskie Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach produkowały go pod nazwą „tarflen”. Dziś większość producentów posługuje się po prostu skrótem nazwy chemicznej tego polimeru, czyli PTFE. Nazwa „teflon” przyjęła się jednak potocznie, więc będę jej w tym tekście używał.

Związek odporny na wszystko

Jedną z najważniejszych cech teflonu jest jego wyjątkowo niska „swobodna energia powierzchniowa”, co laikowi niewiele mówi. W praktyce przekłada się na to, że teflon ma dobre właściwości smarujące i nie przywierają do niego zanieczyszczenia.

Ta właściwość sprawia, że stosuje się go jako smar i jako powłokę zapobiegającą tarciu i przywieraniu. Z tego powodu właśnie powleka się nim powierzchnie kuchennych naczyń. I nie tylko. Pokrywa się nim także pociski broni ręcznej (potocznie zwane nabojami lub kulami), co pozwala zmniejszyć ich tarcie o lufę.

Inną właściwością teflonu jest jego niebywała odporność chemiczna. Większość związków z czymś reaguje lub w czymś się da rozpuścić. Teflon z niczym nie reaguje i w niczym się nie rozpuszcza. Ta chemiczna odporność sprawiła, że teflonem pokrywa się wiele materiałów i elementów urządzeń pracujących z różnymi agresywnymi środkami chemicznymi. Pokrywa się nim wnętrza aparatur chemicznych oraz zewnętrza ubrań gazoszczelnych (popularnie zwanych skafandrami chemicznymi).

Ze względu na odporność chemiczną stosuje się też go w medycynie. Pokrywa się nim powierzchnie protez, implantów, sztyftów kolczyków i wytwarza nici chirurgiczne. Ponieważ nic nie rozpuszcza teflonu ani z nim nie reaguje, jest obojętny dla organizmu.

Teflon znajdziemy też na tkaninach gore-tex, które są powlekane specjalnie rozciąganym, czyli ekspandowanym PTFE (zwanym ePTFE). Tak potraktowany teflon staje się porowaty. Jego powłoka nadaje tkaninom wodoodporność i jednocześnie paroprzepuszczalność. Teflon w sprayu stosuje się także jako impregnat do tkanin.

Większość PTFE produkowanego na świecie ma jednak zupełnie inne zastosowanie. Teflon jest bardzo dobrym izolatorem elektrycznym i lepiej izoluje od zakłóceń mikrofalowych i radiowych niż tańszy polietylen. Połowę światowej produkcji PTFE zużywa przemysł elektryczny i elektroniczny.

Teflon na patelni

Teflon do powierzchni naczyń kuchennych jest przyczepiany mechanicznie. Przed jego nałożeniem naczynie jest piaskowane, by powierzchnia stała się chropowata. Potem natryskuje się cienką warstwę wstępną teflonu i spieka go z patelnią. Teflon wypełnia wszystkie mikroskopijne nierówności, przez co stabilnie łączy się z podłożem. Potem nanosi się właściwą warstwę (roboczą) i obydwie warstwy stapia, by się połączyły.

Teflon nie jest niestety odporny na ścieranie. Nawet jeśli używamy drewnianych lub plastikowych narzędzi kuchennych, w końcu się zetrze. Zetrze się znacznie szybciej, jeśli używamy narzędzi metalowych.

W 2022 roku australijscy naukowcy z Flinders University opublikowali badanie, z którego wynikało, że zarysowane patelnie pokryte powłoką teflonową uwalniają jego cząstki.

W notce prasowej uczelni przedstawiono to w nieco dramatyczny sposób. Pisano, że teflonowe patelnie „uwalniają miliony cząstek mikro- i nanoplastików”, a teflon należy do PFAS, czyli „wiecznych chemikaliów”.

Te wieści szybko obiegły świat. Cytował je nawet dość luźno związany z nauką „Business Insider”, powtórzyło je wiele mediów zagranicznych i w Polsce. Ile w tym prawdy?

Więcej przesady. W badaniu tym naukowcy oszacowali, że jedna rysa uwalnia około 9 tysięcy cząstek teflonu, zatem, aby były ich miliony, potrzeba by setek zarysowań.

Mikroplastiki w powietrzu, jedzeniu i wodzie

Cząstki tworzyw sztucznych o rozmiarach poniżej milimetra są nazywane mikroplastikami. To adekwatna nazwa również dlatego, że ich rozmiary mierzy się w mikrometrach (czyli tysięcznych częściach milimetra). Dla porównania ludzki włos ma grubość około 100 mikrometrów.

Gdy takie cząstki są mniejsze niż jeden mikrometr, ich rozmiary mierzy się w nanometrach (tysięcznych częściach mikrometra) i nazywane są nanoplastikami.

Według szacunków badaczy przeciętny czterdziestolatek ma w organizmie kilka gramów mikroplastikowych drobin. Te cząstki pochodzą głównie z plastikowych butelek napojów i opakowań żywności. W większości są zbyt duże, by trafić z jelit do krwi i ulegają wydaleniu.

Część z nich jednak jest tak mała, że przenika do krwi. Nie tylko z jelit, bowiem mikroplastiki także wdychamy. Ich drobiny są tak lekkie, że unoszą się z wiatrem po całym globie. Znajdowano je już nawet w Himalajach i na Antarktydzie.

Mikroplastiki we krwi (i nie tylko)

W pracy opublikowanej w „Environment International” brytyjscy badacze zmierzyli zawartość mikroplastików w próbkach krwi dwudziestu ochotników w Wielkiej Brytanii.

Najwięcej, bo średnio ponad 2,5 tysiąca na litr, wykryto cząstek polietylenu (PE). Polietylen o niskiej gęstości (LDPE) jest wykorzystywany do produkcji plastikowych opakowań (butelek, pudełek, folii), naczyń, czajników elektrycznych czy rur wodociągowych.

Drugim co do częstości występowania mikroplastikiem był EPDM, syntetyczny kauczuk stosowany powszechnie w produkcji opon samochodowych. Trzecim EVOH, kopolimer etylenu i alkoholu winylowego, stosowany w opakowaniach żywności. W tym badaniu wykrywano także pewne ilości innych kilkunastu polimerów, ale nie znaleziono teflonu.

Nawet w laboratoriach trudno uciec od obecności plastików. Z tego powodu ich cząstki wykryto także w kontrolnych próbkach wody, choć było ich znacznie mniej (nieco poniżej 50) niż we krwi ochotników (bliżej 200). Co ciekawe, w próbkach kontrolnych znajdowano PTFE, w próbkach krwi – nie. Może to oznaczać, że wśród różnych mikroplastików ten akurat rzadko przenika do krwi.

W innym badaniu, opublikowanym w “eBioMedicine” również w ubiegłym roku, ślady PTFE, czyli teflonu, znajdowano w moczu i nasieniu nieco ponad połowy (55 proc.) z ponad stu badanych osób. Obecność teflonu wyraźnie obniżała jakość nasienia, mierzoną liczbą i ruchliwością plemników.

Proszę nie wpadać w panikę. To badanie prowadzono w Chinach na pacjentach klinik medycyny reprodukcyjnej, którzy przez rok starali się bez powodzenia o poczęcie dziecka. Nie jest więc to reprezentatywna grupa populacji i nie należy z tych wyników wyciągać wniosku, że teflon szkodzi jakości nasienia.

Ile mikroplastiku na porcję jedzenia

W ubiegłym roku w “Science of the Total Environment” naukowcy opisali ciekawy eksperyment. Postanowili przygotować porcję jedzenia, 30 gramów dostępnej komercyjnie galaretki rozpuszczone w 100 g wody, na trzy różne sposoby.

Pierwszy, w metalowym garnku i szklanej misce z użyciem drewnianych i metalowych przyborów kuchennych. Drugi, w nowym garnku pokrytym teflonem, nowej plastikowej misce i z użyciem nowych plastikowych przyborów kuchennych. Trzeci, z wykorzystaniem używanego wcześniej garnka pokrytego teflonem oraz używanych plastikowych naczyń i utensyliów.

Przygotowana bez plastików porcja galaretki i tak zawierała mikroplastik – średnio nieco poniżej 3 cząstek na porcję. Porcja przygotowana w nowym teflonowym garnku i plastikowych naczyniach zawierała około 9 takich cząstek mikroplastiku. Zaś przygotowana w używanym teflonowym i plastikowym naczyniu – ponad 16 takich cząstek.

Nie, to nie są „miliony” cząstek teflonu

Pocieszające jest to, że cząstek teflonu było najmniej, około 2 cząstek w przypadku nowego garnczka i 4 w przypadku wcześniej używanego. Większość mikroplastików stanowiły polietylen (PE) i polipropylen (PP).

Na tej podstawie badacze oszacowali, że każdego roku z potrawami przygotowanymi w domu spożywamy około 2,5-5 tysięcy cząstek mikroplastików. PTFE stanowiłby z tego 20-25 procent – czyli pomiędzy pół tysiąca a tysiącem rocznie.

Na pewno nie są to więc „miliony cząsteczek”, jak sugerowały sensacyjne doniesienia prasowe z 2022 roku.

Nie smażymy wszystkiego na teflonie

Ten powyższy szacunek – około pół tysiąca do tysiąca cząstek PTFE uwalnianych przez teflonowe naczynie przez rok – mocno zawyża ich ilość. A to z pięciu powodów.

  1. Większość z nas do gotowania używa zwykłych metalowych garnków, a jedynie smaży na patelniach pokrytych teflonem.
  2. Nawet jeśli nasza patelnia jest teflonowa, nie jemy smażonych potraw codziennie.
  3. Smażona żywność stanowi zwykle mniejszą część porcji obiadowej (jemy również dodatek skrobiowy oraz warzywa) i znikomą część innych posiłków.
  4. Z powłoką PTFE wskutek konwekcji cieplnej styka się cała objętość cieczy w teflonowym garnku. W smażonej na teflonowej patelni potrawie tylko jej zewnętrzna powierzchnia ma styczność z PTFE.
  5. Usmażenie kotleta zajmuje wielokrotnie krócej niż ugotowanie zupy, co ogranicza czas ekspozycji.

Jeśli każdy z tych czynników zmniejsza ilość PTFE o połowę (w stosunku do codziennego gotowania w teflonowym garnku, jak w powyższym eksperymencie), musimy szacunki podzielić przez dwa pięciokrotnie (lub po prostu podzielić przez 32).

I tak okaże się, że rocznie spożywamy nie pół tysiąca do tysiąca, a prędzej 15-40 mikrocząstek PTFE. To znikoma ilość w porównaniu z innymi mikroplastikami.

Mikroplastik ze smażenia? Prędzej z wody i powietrza

Warto też znać proporcje. Z amerykańskich badań opublikowanych w styczniu ubiegłego roku wynika, że w litrze butelkowanej wody pływa 240 tysięcy takich drobin mikroplastików (sic).

Mikroplastiki pochodzą także z syntetycznych tkanin – odzieżowych, dywanowych, tapicerskich. W zamkniętych pomieszczeniach unoszą się pochodzące z tekstyliów mikrowłókna. Na każdy metr kwadratowy powierzchni opada ich około 1,5 do 10 tysięcy dziennie (sugerowała praca z 2018 roku), na nasz talerz w ciągu obiadu opada ich ponad sto (wyliczali inni badacze w tym samym roku).

Nawet jeśli skrobiemy po nieprzywierającej patelni (czego jednak nie polecam), ilość cząstek PTFE w porównaniu z mikroplastikami z innych źródeł jest znikoma.

Prawda czy fałsz?

Czy zarysowane teflonowe patelnie uwalniają „miliony cząsteczek mikroplastików”?

Sprawdziliśmy

Z tymi milionami to przesada. Jest to raczej kilkadziesiąt cząsteczek rocznie, wynika z eksperymentów. 

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Czy teflon jest stabilny – czyli punkt dymienia

Jak już wspominaliśmy, teflon jest bardzo stabilny chemicznie. Jest też odporny na wysokie temperatury.

Zaczyna być nieco mniej stabilny w temperaturze około 260 stopni (jego łańcuchy rozpadają się na krótsze, co sprzyja uwalnianiu się z powłoki patelni). W temperaturze 350 stopni natomiast teflon ulega chemicznemu rozkładowi, tłumaczył australijskiej sieci ABC prof. Oliver Jones, chemik z Royal Melbourne Institute of Technology.

Tu część czytelników zakrzyknęła zapewne: czyli teflonowa powłoka może się rozkładać. Może, ale takich temperatur podczas gotowania w kuchni nie osiągniemy.

Tłuszcze, zarówno zwierzęce, jak i roślinne, podgrzać można do określonej temperatury. Powyżej niej zaczynają rozpadać się na prostsze związki, które zaczynają się gwałtownie łączyć z tlenem. Objawem tego jest powstawanie gryzącego dymu – czego każdy stara się w kuchni uniknąć. Temperaturę, w której dochodzi do takiego rozkładu olejów, nazywa się „punktem dymienia”.

Najniższą temperaturę dymienia ma masło (około 150 stopni Celsjusza), oliwa z oliwek (nierafinowana, extra vergine) oraz smalec (około 190 stopni Celsjusza), nieco wyższą rafinowana oliwa i olej rzepakowy, jeszcze wyższą zaś olej słonecznikowy (210-230 stopni).

Najwyższe temperatury dymienia mają rzadko używane w polskich kuchniach oleje palmowy, sojowy i arachidowy (około 230-240 stopni) i masło klarowane (około 250 stopni). Wyższe mają tylko rafinowany olej z krokosza i rafinowany olej z awokado (nieco ponad 260 stopni). Podaję te temperatury za angielską Wikipedią, która z kolei cytuje je za kilkunastoma źródłami naukowymi.

Teflonowa powłoka patelni nie ma szans się rozłożyć – prędzej olej na patelni zadymi nam całą kuchnię. A jeśli smażymy bez tłuszczu, prędzej przypali nam się potrawa.

W badaniu z 2007 roku (opublikowanym w “Food Additives and Contaminants”) nie stwierdzono, aby PTFE uwalniał się z naczyń po 30 minutach podgrzewania ich do 250 stopni. Co równie istotne, w wodzie nie stwierdzono też obecności innych związków chemicznych.

Jeśli jednak olej zadymił nam kuchnię, a temperatura przekroczyła 350 stopni, teflon zacznie się rozkładać na pojedyncze ogniwa, z których składają się długie łańcuchy teflonu – czyli cząsteczki tetrafluoroetylenu.

Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (International Agency for Research on Cancer, IARC) klasyfikuje tetrafluoroetylen w grupie 2B, czyli jako “prawdopodobnie rakotwórczy”. Jednocześnie nie ma to znaczenia – jest to związek bardzo nietrwały. W obecności tlenu rozkłada się na węgiel oraz tetrafluorometan, znany też jako tetrafluorek węgla.

(CF2=CF2 -> C + CF4)

Tetrafluorometan jest obojętnym gazem, stosowano go jako czynnik chłodniczy pod nazwą freon-14 (lub R-14), lecz wyparły go związki mniej szkodliwe dla warstwy ozonowej. Nawiasem mówiąc, “freon” to także zastrzeżony znak towarowy, kiedyś firmy DuPont, dziś jednej z jej spółek córek.

(Produktem rozkładu tetrafluorometanu są natomiast tlenofluorek węgla, tlenek węgla, w obecności pary wodnej także fluorowodór. Wszystkie te związki są silnie trujące nawet w niewielkich stężeniach. Czy powinniśmy się tego obawiać? Nie, bo tetrafluorometan rozkłada się dopiero w temperaturze 1200 stopni, której nijak nie osiągniemy w kuchni).

Podczas rozkładu teflonu rozerwaniu ulegają wiązania między atomami węgla, podobnie jest podczas rozkładu jego monomeru tetrafluoroetylenu. Wiązania C-F pozostają nienaruszone (chyba że potraktujemy je palnikiem do spawania i temperaturą tysiąca dwustu stopni).

Są to najtrwalsze wiązania chemiczne, jakie istnieją.

PFAS, czyli wieczne chemikalia

Być może czytelnicy słyszeli o „wiecznych chemikaliach”, czyli PFAS.

Z chemicznego punktu widzenia to związki perfluoroalkilowe i polifluroaklilowe, skrót pochodzi od angielskich nazw (per- and poly-fluorinated alkylated substances). Są to związki organiczne, w których wiele atomów fluoru przyłączonych jest do łańcucha alkilowego (czyli łańcucha atomów węgla).

Wiązania między atomami fluoru (C-F) to najsilniejsze wiązania chemiczne. Niezwykle trudno je rozerwać. Gdy takie związki trafiają do środowiska naturalnego, będą w nim zalegać przez wieki. Stąd i nazwa “wieczne chemikalia”.

Ich najwięksi producenci, DuPont i 3M, od lat 70. ubiegłego wieku wiedzieli, że są to związki “wysoce toksyczne wziewnie i umiarkowanie toksyczne pokarmowo”. Wiele jednak zrobiły, by niekorzystne badania nie były publikowane. I podważały te, które zostały opublikowane – pisały w “Annals of Global Health” w 2023 roku Nadia Gaber, Lisa Bero oraz Tracey J. Woodruff.

Jakie mogą mieć szkodliwe skutki, pisałem w OKO.press w 2022 roku.

Dlaczego PFAS szkodzą?

Większość chemikaliów z grupy PFAS (ale nie wszystkie) do złudzenia przypomina budową chemiczną kwasy tłuszczowe. Jedne i drugie mają długie łańcuchy atomów węgla a na ich końcu grupę karboksylową – COOH.

(Niektóre PFAS zamiast grupy karboksylowej mają grupę sulfonową – SO2OH, ale ona również ma kwasowy charakter i jest wysoce reaktywna chemicznie. Podobnie jak kwasy karboksylowe, kwasy sulfonowe również tworzą estry).

Te dwie grupy różni tylko to, że w kwasach tłuszczowych przy węglu zawsze jest wodór. W PFAS zamiast wodoru jest w większości fluor.

Kwasy tłuszczowe są budulcem błon komórkowych, organizm wykorzystuje je również do syntezy hormonów. Chemika czy farmaceutę zapewne nieszczególnie zdziwi, że uderzająco podobne do kwasów tłuszczowych PFAS nie są obojętne dla organizmów żywych.

”Z wierzchu” wyglądają dla organizmu tak samo. Potem okazuje się, że zamiast wiązań węgla z wodorem zawierają niemożliwe do rozerwania wiązania węgla z fluorem. Są jak piasek w trybach biochemicznej maszynerii.

Formalnie teflon również należy do PFAS, bowiem atomy węgla są w nim połączone z atomami fluoru. Jednak w przeciwieństwie do innych związków z tej grupy, nie ma grupy karboksylowej, sulfonowej, ani żadnej innej – to łańcuch atomów węgla połączonych z atomami fluoru owym ciężkim do rozerwania wiązaniem C-F.

Teflon może udawać budową jedynie polietylen, więc powinien być dla organizmu obojętny i nieszkodliwy. Jednak o szkodliwości PTFE wiemy zaskakująco niewiele.

Z badań na ludzkich komórkach wynika, że mikrocząsteczki PTFE jednak wywołują w nich wiele niekorzystnych biochemicznych zmian, donosili badacze w 2023 roku w “Science of the Total Environment”. Natomiast wyniki badań na komórkach w laboratorium nie zawsze przekładają się na takie same wyniki badań na żywych organizmach.

Gdy badano to na myszach karmionym mikrocząsteczkami PTFE, nic się nie działo, wynika z kolei z badań opublikowanych w 2022 roku w “Polymers”.

To nie teflon nam szkodzi

Reasumując, jest dość prawdopodobne, że niewielkie ilości teflonu z zarysowanych patelni trafiają do potraw, a z nimi do naszych organizmów. Są to jednak ilości zupełnie śladowe w porównaniu do innych tworzyw sztucznych.

Większość tworzyw sztucznych jest dość obojętna chemicznie i trwała (po to je wynaleziono). Mikroplastiki w organizmie nie ulegają rozkładowi, natomiast stanowią mikroskopijne ciała obce. Co za tym idzie, ich obecność może wywoływać stany zapalne.

W marcu 2024 roku w „New England Journal of Medicine” naukowcy dowiedli, że cząstki tworzyw sztucznych są obecne w tętnicach większości (58,4 procent) badanych pacjentów, u których usuwano blaszki miażdżycowe. Gdy przez kolejne trzy lata po zabiegu monitorowano ich zdrowie, okazało się, że osoby, u których mikroplastiki wykryto miały czterokrotnie wyższe ryzyko zgonu z powodu zawału lub udaru. W tkankach zawierających mikroplastik wykrywano także wysokie ilości markerów zapalnych.

Jest to dość solidny dowód na to, że mikroplastiki nam szkodzą. Niewiele na to możemy pomóc – choćby dlatego, że większość mikroplastików w powietrzu pochodzi z opon samochodowych i klocków hamulcowych.

Czy szkodzi również teflon?

Teflonu nie wykrywano we krwi, zaś podawany myszom w formie mikrocząstek nie wywoływał szkód. Teflonem pokrywa się powierzchnie implantów ortopedycznych i dentystycznych. Nie ma doniesień o tym, by wywoływały jakieś niekorzystne skutki biochemiczne.

Smog z patelni

W kuchni czyha na nas inne zagrożenie. Powinniśmy martwić się związkami, które powstają w wyniku spalania gazu. Oraz tymi, które powstają w wyniku smażenia potraw. Obydwa te procesy wytwarzają sporo szkodliwych związków.

Azot stanowi niemal jedną piątą gazu ziemnego. Podczas spalania gazu część azotu zamienia się w tlenki azotu – głównie w tlenek i dwutlenek. Nie są obojętne dla zdrowia.

Dwutlenek azotu nawet w niewielkich ilościach podrażnia drogi oddechowe i może nasilać objawy astmy. Dzieci w domach, gdzie gotuje się na kuchence gazowej, częściej zapadają na astmę, wynika z badań. Te, u których już ją zdiagnozowano, częściej mają ataki.

W pomieszczeniach, gdzie nie ma dobrej naturalnej wentylacji ani włączonego wyciągu, stężenie tlenków azotu podczas spalania gazu zaczyna przekraczać dopuszczalne normy już po kilku minutach.

Podczas gotowania i smażenia powstają też drobiny pyłów o średnicy do 2,5 mikrometra (PM2,5). Takie pyły przyczyniają się do powstawania i zaostrzania się chorób układu oddechowego. Są także dowody na to, że zwiększają ryzyko rozwoju chorób układu krążenia, a nawet demencji.

Statystyki wskazują też, że ich wdychanie skraca życie. O tym wszystkim przypominałem w OKO.press w 2022 roku, dementując stwierdzenie, że „odrobina smogu nam nie zaszkodzi”. Szkodzi nawet odrobina.

Kuchnia, okno, wyciąg

Holenderscy badacze z niezależnej organizacji badawczej (Nederlandse Organisatie voor Toegepast Natuurwetenschappelijk Onderzoek, w skrócie TNO) postanowili w 2023 roku sprawdzić jakość powietrza w niemal 250 domach w siedmiu różnych krajach Europy. Wybrali te domy położone z dala od ośrodków przemysłowych czy ruchliwych dróg oraz te, w których nikt nie palił.

Pomiary wskazały, że w co czwartym domu z kuchnią gazową przekraczane są normy (zalecane przez Światową Organizację Zdrowia) dotyczące stężenia dwutlenku azotu. Natomiast wysokie stężenia pyłów zawieszonych PM2,5 notowano we wszystkich kuchniach, niezależnie od tego, czy gotowano na kuchence gazowej, czy elektrycznej.

Poziom zanieczyszczeń dwutlenkiem azotu był przekraczany także w domach, których mieszkańcy deklarowali, że zawsze lub regularnie włączają wyciąg nad kuchenką. Badacze spekulują, że mimo tych deklaracji wyciągi kuchenne jednak nie były włączane podczas gotowania lub były włączane zbyt późno.

Warto o tym pamiętać, bo prawidłowo zamontowany i sprawny wyciąg może zmniejszyć zanieczyszczenie powietrza nawet o 90 procent – czyli zmniejszyć poziom szkodliwych związków nawet dziesięciokrotnie. I z pewnością warto otwierać kuchenne okno podczas smażenia.

Jaką wybieramy do tego patelnię, ma doprawdy niewielkie znaczenie.

Dla OKO.press komentuje dr inż. Karolina Rolińska, Główny Specjalista Pionu Badawczego, Grupa Badawcza Technologii Polimerów, Sekcja Biomateriałów, Sieć Badawcza Łukasiewicz – Instytut Chemii Przemysłowej imienia Profesora Ignacego Mościckiego:

”Badania jednoznacznie wskazują na stały wzrost ilości mikro- i nanoplastiku w środowisku. Zjawisko to, obserwowane już od kilku dekad, staje się coraz poważniejszym problemem globalnym. W artykule opublikowanym w Nature Medicine (2025) wykazano obecność mikroplastiku w tkankach ludzkich, w tym w mózgu, wątrobie i nerkach. Przy czym jego stężenie w wątrobie i mózgu z 2024 roku było istotnie wyższe niż w 2016, co sugeruje rosnącą ekspozycję człowieka na plastikowe cząstki (Nihart, A.J., Garcia, M.A., El Hayek, E. et al. Bioaccumulation of microplastics in decedent human brains. Nat Med 31, 1114–1119 (2025). https://doi.org/10.1038/s41591-024-03453-1).

Akumulacja mikroplastiku nie dotyczy wyłącznie człowieka – cząstki te stwierdzono w organizmach morskich, w mięsie zwierząt hodowlanych, a także w roślinach uprawnych. Zatem potwierdza to jego obecność w łańcuchu pokarmowym (Cverenkárová, K., Valachovičová, M., Mackuľak, T., Žemlička, L., & Bírošová, L. (2021). Microplastics in the Food Chain. Life, 11(12), 1349. https://doi.org/10.3390/life11121349).

Spożywając zanieczyszczone produkty – zarówno roślinne, jak i zwierzęce – ludzie mogą stopniowo akumulować mikroplastik w organizmie. Wobec stale rosnących jego stężeń w środowisku i żywności, badania nad jego toksycznością i wpływem na zdrowie człowieka stają się jednym z najpilniejszych wyzwań współczesnej nauki”.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i słowniki. Ukończył anglistykę, tłumaczył teksty naukowe i medyczne. O nauce pisał m. in. w "Gazecie Wyborczej", Polityce.pl i portalu sztucznainteligencja.org.pl. Lubi wiedzieć, jak jest naprawdę. Uważa, że pisanie o nauce jest rodzajem szczepionki, która chroni nas przed dezinformacją. W OKO.press najczęściej wyjaśnia, czy coś jest prawdą, czy fałszem. Czasem są to powszechne przekonania na jakiś temat, a czasem wypowiedzi polityków.

Komentarze