Po omikronie będziemy mieć kilka miesięcy spokoju, a jesienią pandemia wcale nie musi wrócić - mówi szef WHO na Europę Hans Kluge. Pierwszy raz takie słowa padają z ust przedstawiciela tej bardzo ostrożnej w prognozach organizacji. Nadzieja płynie stąd, że ta fala jest ogromna
"Możliwe, że Europa zbliża się do końca pandemii. Będziemy mieć na pewno kilka tygodni, miesięcy globalnej odporności - albo dzięki szczepionce, temu, że ludzie mają odporność po przechorowaniu, no i z powodu niższego poziomu zakażeń w lecie" - powiedział Kluge w rozmowie z agencją AFP. I dodał: "Przewidujemy spokojny okres, zanim pod koniec roku nie wróci COVID-19, ale niekoniecznie wróci pandemia".
To ważna deklaracja, bo Światowa Organizacja Zdrowia nie szafuje pochopnymi oświadczeniami - zwlekała z ogłoszeniem pandemii COVID-19, bardzo długo opierała się rekomendacji noszenia maseczek przez "cywilów", a nie tylko personel medyczny i osoby opiekujące się chorymi, czekając na odpowiednio wiarygodne i sprawdzone wyniki badań.
Hans Kluge wygłosił taką opinię, bo omikron jest tak zaraźliwym wariantem wirusa SARS-CoV-2, że szacuje się, iż zarazi w najbliższym czasie 60 proc. ludzi na Ziemi. Wtedy rzeczywiście większość nabędzie odporność - przynajmniej na jakiś czas. Trzeba bowiem do tych 60 proc. dodać setki milionów, które się nie zarażą omikronem, bo są odporne po szczepieniach lub zakażeniu poprzednim wariantem.
Według zdecydowanej większości ekspertów SARS-CoV-2, jak inne wirusy atakujące górne drogi oddechowe, stanie się endemiczny, czyli będzie występował stale na danym terytorium, a przebieg zakażeń z nim związanych będzie przewidywalny — tak jak np. dzieje się z wirusem grypy sezonowej.
Zakażenia, a co za tym idzie hospitalizacje i zgony będą się utrzymywać na niższym poziomie — właśnie dlatego, że większość populacji będzie na nie odporna. A będzie odporna, bo wskutek wielokrotnego przejścia zakażenia uzyska tzw. odporność krzyżową na kolejne warianty. Coraz poważniej jest również rozpatrywana hipoteza, że przeciw COVID-19 będzie się trzeba szczepić co sezon, jak przeciw grypie.
Więcej o tym, jak skończy się pandemia, można przeczytać tutaj:
Kluge zaleca jednak ostrożność, bo ten etap może, ale nie musi, nadejść już pod koniec 2022 roku. "Dużo się mówi o endemiczności, ale ona oznacza, że można przewidzieć, co się stanie. Ten wirus zaskoczył nas już więcej niż raz, więc musimy być bardzo ostrożni" - mówi.
W scenariuszu pesymistycznym ewolucja wirusa byłaby tak skuteczna, że kolejny wariant doskonale ominąłby bariery immunologiczne naszego organizmu i znów był w stanie sparaliżować nasze życie. Na polepszenie sytuacji musielibyśmy wtedy poczekać np. do następnego sezonu.
W podobnym tonie wypowiedział się dla Sky News specjalny wysłannik WHO ds. COVID-19 dr David Nabarro. On jednak użył metafory sportowej: "To tak jakbyśmy biegli w maratonie i właśnie minęli znak połowy trasy. Tak, zbliżamy się do końca i szybcy biegacze wysforowują się do przodu. Nadal jednak mamy do pokonania bardzo długą drogę i będzie ona trudna".
Ci najszybsi biegacze to przede wszystkim kraje, w których zaszczepiło się dużo ludzi - ponieważ z każdym kolejnym dominującym wariantem szczepionka gorzej chroni przed zakażeniem, ale dobrze przed ciężkim przebiegiem i śmiercią, mogą sobie pozwolić na zniesienie większości restrykcji. Tak robi Wielka Brytania (choć tam część środowiska medycznego i eksperckiego protestuje, że to za wcześnie), Irlandia, nawet Francja. W tych krajach, które szczepionki się nie boją, można również liczyć na to, że duży odsetek ludzi będzie się szczepił w kolejnych sezonach.
Wśród faworytów biegu mogą być również kraje, które bardzo ciężko przechorowały COVID-19 poprzednio, nie hamując zbytnio rozprzestrzeniania się wirusa poprzez lockdowny. Raczej nie będzie wśród nich Polski - bo poziom zaszczepienia mamy niski, a seroprewalencję, czyli odsetek osób z przeciwciałami w populacji - nie wiadomo jaki, bo ostatnie duże badanie zakończyło się kilka miesięcy temu.
A to dane bardzo ważne, żeby przewidzieć, co się stanie w 5. fali, która właśnie się rozbujała. Minister zdrowia pociesza nas, że ponieważ przeszliśmy ciężko falę delty, to omikron potraktuje nas łagodniej. O ile wiadomo, nie ma jednak twardych danych na temat seroprewalencji. A ponieważ to wariant tak zaraźliwy, to może nam grozić:
Już teraz na kwarantannie jest rekordowa liczba osób: 819 tys., czyli ponad 2 proc. populacji Polski. To dlatego kwarantanna została od poniedziałku 24 stycznia skrócona z 10 do siedmiu dni - żeby państwo mogło funkcjonować (niektóre państwa w fali omikrona skracały ją nawet do pięciu dni).
Najważniejszym problemem pozostaje jednak wydolność systemu ochrony zdrowia. Choć omikron statystycznie powoduje łagodniejszą chorobę niż delta - są już przekonujące dowody, że gorzej radzi sobie z atakowaniem płuc - to rozprzestrzenia się jak tsunami. Nawet jeśli odsetek wymagających hospitalizacji będzie mniejszy, to w liczbach bezwzględnych może ich być więcej.
Poniedziałek to dopiero pierwszy dzień wzrostu hospitalizacji - to nawet za wcześnie, żeby mówić o trendzie. Najwcześniej za tydzień będzie można ocenić, jaka jest dynamika hospitalizacji - i czy system to wytrzyma. Rządzący deklarują, że mogą uruchomić 40 tys. łóżek, a nawet 60 tys. (np. w sanatoriach), ale to będzie się już wiązało, jak ostrzegł minister zdrowia, z kolejkami do SOR. Same łóżka zresztą to nie wszystko - potrzebny jest personel do opieki nad chorymi. Tu rząd deklaruje, że w razie czego wykorzysta wojsko.
Na razie dysponujemy więc tylko modelami przebiegu pandemii. Pierwszy, grupy MOCOS, prognozuje, że w szczycie, ok. 10 lutego, hospitalizacji będzie wymagało między 22,5 a 34 tys. osób (a w szpitalach już jest 13 tys. osób chorych na COVID-19, w większości jeszcze z poprzedniej fali). Z kolei według modelu ICM UW może to być w 3. dekadzie lutego pomiędzy 34 a prawie 86 tys. zajętych łóżek. Te prognozy zostaną zrewidowane, jak będzie można coś wnioskować z dynamiki wzrostu hospitalizacji.
Nie powinniśmy raczej porównywać się do dobrze wyszczepionych krajów zachodniej Europy - tam hospitalizacje rosną, ale nie na tyle, żeby sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Ale np. we Francji (75,9 proc. w pełni zaszczepionych, 49,4 z dawką przypominającą) hospitalizacje sięgają już poziomu z zeszłego sezonu. W Stanach Zjednoczonych (63,3 proc. w pełni zaszczepionych) przebiły te z poprzednich fal.
W Polsce zaszczepiło się 57 proc. populacji, a dawkę przypominającą przyjęło zaledwie 24 proc.
Zasada jest tu prosta - im więcej zaszczepionych, i to świeżo zaszczepionych, tym mniej zajętych szpitalnych łóżek.
[caption id="" align="alignnone" width="1200"]
Efektywność szczepionek mRNA w zapobieganiu hospitalizacji na COVID-19[/caption]
Dostępne dane na razie przemawiają na niekorzyść Polski. Jak będzie w rzeczywistości, dowiemy się już wkrótce. Dobra wiadomość, jeśli chodzi o omikrona jest taka, że fala zakażeń tak jak bardzo szybko rośnie, tak i szybko opada.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze