Zachodnie media oraz propaganda Kremla zgodnie komunikują: w Ukrainie zaczęła się dawno oczekiwana ukraińska ofensywa. Informacje są jednak szczątkowe i opierają się na analizie danych wywiadowczych. A Ukraińcy dementują fakt rozpoczęcia ofensywy i odmawiają komentarzy.
Tymczasem Chersońszczyznę przez zniszczoną tamę w Nowej Kachowce zalewa woda. Rosja i Ukraina zareagowały na tę niewyobrażalną katastrofę w charakterystyczny dla swoich władz sposób. Putin zadzwonił z pałacu pod Moskwą do zarządcy okupowanych terenów. Prezydent Zełenski pojechał na miejsce. Prosił świat o pomoc dla ludzi.
W czwartek media zaczęły podawać informację, że ruszyła kontrofensywa. "Rozpoczęła się długo oczekiwana kontrofensywa ukraińskiego wojska przeciwko okupacyjnym siłom rosyjskim” – poinformował po południu (czasu polskiego) „Washington Post”.
Ukraińcy ogłosili jednak (a cytuje ich Reuters), że ofensywy jeszcze nie ma. A raczej, że “nic o tym nie wiedzą”.
Według czterech źródeł „Washington Post” w ukraińskich siłach zbrojnych „ukraińskie wojska zintensyfikowały ataki na linii frontu na południowym wschodzie kraju".
»Ukraińcy powiedzieli, że nie wydadzą oficjalnego oświadczenia po rozpoczęciu kontrofensywy«
- zaznacza „Washington Post”. Dziennik tłumaczy, skąd ta rezerwa ukraińskiego rządu. „Kijów próbował złagodzić oczekiwania w ostatnich tygodniach, ale ukraińscy urzędnicy od dawna mówili, że chcą odbić całe terytorium zajęte przez Rosję od czasu zeszłorocznej inwazji”.
Od wielu miesięcy Zachód wyposaża ukraińską armię w coraz bardziej zaawansowaną broń, między innymi: w systemy obrony powietrznej, czołgi, pociski rakietowe dalekiego zasięgu i drony.
Podobne informacje podaje „New York Times”. Wysoki rangą urzędnik amerykański powiedział w czwartek NYT, że ataki, jakie w nocy ze środy na czwartek Ukraińcy przeprowadzili w rejonie Zaporoża, „wydają się głównym elementem oczekiwanej ukraińskiej kontrofensywy”.
O początku kontrofensywy informuje też ukraińska sekcja BBC.
Wojskowy analityk z Center for Naval Analyses, Michael Kofman, powiedział NYT, że Ukraina zgromadziła dostarczone przez Zachód czołgi Leopard i amerykańskie wozy bojowe Bradley w pobliżu Zaporoża. Według Kofmana może to być oznaką, że trwa tam poważny atak.
„Kijów wysłał niemieckie czołgi do walki przeciwko rosyjskim pozycjom w południowo-wschodniej Ukrainie, rozpoczynając pierwsze ataki za pomocą ciężkiego uzbrojenia w ramach długo oczekiwanej kontrofensywy” – pisze „Financial Times”.
„Dwóch wojskowych, dwóch zachodnich urzędników w Kijowie i analitycy wojskowi powiedzieli, że ruchy te były wyraźnym sygnałem, że po miesiącach przygotowań i szkoleń, na dobre rozpoczęła letnia kampania Ukrainy, która ma wyzwolić okupowane terytoria” – pisze „Financial Times”.
Brytyjska agencja wywiadu stwierdziła w czwartkowej analizie, że „ciężkie walki trwają na wielu odcinkach frontu”. Agencja dodaje: „Na większości obszarów Ukraina utrzymuje inicjatywę”.
„Walki wydają się toczyć «wzdłuż osi Tokmak», strategicznego miasta w prowincji Zaporoże w górę rzeki od tamy na Nowej Kachowce” – powiedział „Financial Times” Michael Kofman.
Dalej FT: „Siły ukraińskie mają nadzieję na dokonanie przełomu na południu i przerwanie „mostu lądowego” łączącego Rosję z ukraińskimi prowincjami Zaporoże i Chersoń, odcinając linie zaopatrzenia na półwysep krymski znajdujący się obecnie pod kontrolą Moskwy”.
Powódź, która już spowodowała śmierć trzech osób, może stworzyć korzystniejsze warunki dla ukraińskiego natarcia — uważa Michaił Barabanow, ekspert Centrum Analizy Strategii i Technologii, moskiewskiego think-tanku zajmującego się obronnością, cytowany przez „Financial Times". „Rosyjskie pozycje na dolnym, „rosyjskim” brzegu Dniepru są zalane, a powódź nie potrwa długo – w ciągu siedmiu do dziesięciu dni woda ustąpi, a Dniepr może stać się płytszy niż przed wybuchem. To pomoże Ukraińcom go przekroczyć” – uważa Barabanow.
To i owo można wydedukować z przekazu Kremla. Jego propaganda przekonuje, że ukraińska kontrofensywa trwa już trzy dni, ale Rosja broni się skutecznie. „Przed nami ciężka praca. Wszystko dopiero się zaczyna” — ogłosił w czwartek w oficjalnym komunikacie dowódca 58. Armii Południowego Okręgu Wojskowego (SMD), generał dywizji Iwan Popow.
Propaganda już drugi dzień opowiada też o zwycięstwach rosyjskich, które polegają na tym, że przeciwnik “nie przeszedł”. W czwartek rosyjski sukces polegał na tym, że Ukraińcy nie przebili się do morza (i nie rozcięli rosyjskich sił na pół): “Wojska rosyjskie pokrzyżowały plany Sił Zbrojnych Ukrainy dostępu do morza podczas ofensywy na kierunku Zaporoże”.
8 czerwca pokazano ministra obrony Siergieja Szojgu, jak zwiedza zakłady zbrojeniowe i upewnia się, czy dostarczą broń na czas. Rzecznik rosyjskiej armii, a także poszczególni dowódcy znów – jak na początku pełnoskalowej wojny – ogłaszają w mediach rosyjskie sukcesy. Z wierzchu przypominało to triumfalne komunikaty z lutego 2022. Ale sukces armii Putina definiowany jest teraz w komunikatach jako “Ukraińcy nie osiągnęli celu”.
“Zgrupowanie sił «Wostok» nie pozwoliło na przełamanie Sił Zbrojnych Ukrainy (APU) w rejonie Nowodarowki i utrzymało korzystną linię. Stało się tak dzięki właściwej organizacji pracy bojowej żołnierza grupy wojsk” – powiedział TASS dowódca kompanii karabinów zmotoryzowanych, kapitan Rustam Chismatow.
Szojgu poinformował szczegółowo, że “7 czerwca przeciwnik stracił 945 ludzi i 33 czołgi”. Zanim jednak Czytelnik zmierzy się z ogromem tych strat, powinien wiedzieć, że od wielu już tygodni propaganda Kremla o postępach na froncie opowiada podając takie szczegółowe “straty” przeciwnika w ludziach i sprzęcie (nie wiemy, jak szacowane). A dlaczego? Bo nie może opisywać sukcesów przy pomocy nazw zdobytych miejscowości, jak to było przez wiele miesięcy najazdu. Ostatnim przed ukraińską ofensywą sukcesem było zdobycie “70 procent” osady Marjinka.
Informacje o rosyjskich stratach to co innego. Propaganda pokazuje je rzadko, i to raczej w kontekście, że „dobrotliwy rząd ułatwia żołnierzom powrót do zdrowia”. Tymczasem 6 czerwca telewizja pokazała po prostu rannych w szpitalu. Ranni byli co prawda tylko lekko kontuzjowani, ale szpital wyglądał na prawdziwy, z brudnymi ścianami (wcześniej propaganda pokazywała tylko wyselekcjonowanych rannych w nowoczesnych moskiewskich szpitalach). Do tego propaganda z dumą opowiada, że lekarze pracują w tych brudnych szpitalach “25 godzin bez przerwy”. Owszem, praca bez opamiętania jest w Rosji dowodem bohaterstwa i niedawno sam Putin opowiadał o rozmowie z żołnierzem, który nie spał już trzy dni. I Putin był z tego dumny. Jakby taka sytuacja była powodem dumy dla wodza naczelnego, którym formalnie Putin jest.
Ale tym razem nie spał nie żołnierz, a szef szpitala — więc może jest to dowód ofensywy?
Szojgu podał też liczbę Rosjan poległych jednego dnia – 6 czerwca: 71 żołnierzy. Ważne jest tu to, że jest to pierwsza zbiorcza dana podana oficjalnie od września 2022 r. Kiedy to rosyjskich poległych miało być dokładnie 5937.
Liczbę 71 można więc czytać „no, trochę strat mamy”.
Zachowuje się, jakby się nic nie działo. Co może oczywiście znaczyć, że jest odwrotnie. W czwartek 8 czerwca propaganda Kremla pokazała, że w swojej podmoskiewskiej rezydencji Putin podpisywał dziecięce pocztówki, które zostaną przekazane na front (propaganda od jakiegoś czasu daje do zrozumienia, że jakikolwiek kontakt z Putinem przywraca wojsku siłę — więc te pocztówki mogą, choć nie muszą świadczyć o powadze sytuacji).
Putin rozmawiał też o rozbudowie obiektów sportowych w guberni orłowskiej. Oraz, jak – o tym propaganda informuje od jakiegoś czasu – rozmawiał przez telefon z dowódcami na froncie. Bo w ten sposób uzyskuje niezależne informacje (tak mówi jego rzecznik Pieskow).
Pewnym problemem dla propagandy Kremla jest to, że Putin nie zamierza pojechać w rejon katastrofy na Dnieprze. A to tereny pod rosyjską okupacją są straszliwie doświadczone potopem wywołanym przez wysadzenie tamy w Nowej Kachowce. Putin po prostu zadzwonił do przedstawiciela okupacyjnej administracji, polecił Ministerstwu ds. Sytuacji Nadzwyczajnych „pomóc dotkniętym gospodarstwom domowym w regionie Chersonia”, a na miejsce wysłał “pierwszego zastępcę szefa administracji Prezydenta Federacji Rosyjskiej” Siergieja Kirijenkę.
Za to na tonąca Chersońszczyznę przyjechał prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski. Co ważne, bo obrazy z katastrofy, także te pokazywane w rosyjskiej telewizji, są naprawdę przerażające (i to mimo tego, że rosyjski codzienny przekaz pełen jest “zwykłych katastrof” — ulewne deszcze w Rosji zalewają całe miejscowości, bo najwyraźniej woda nie ma m tam jak odpływać, a pożary niszczą całe osady, bo nie ma strażaków. W tym tygodniu natomiast już kilkanaście osób zmarło po spożyciu cydru zaprawionego metanolem).
Katastrofa na południu Ukrainy jest jednak tak straszna, że propaganda zapomina nawet o obowiązkowym kłamstwie, że tamę w Nowej Kachowce Ukraińcy wysadzili HIMARSami. Pokazuje zrozpaczonych ludzi, zmoczonych, bosych, czasem z pustymi rękami, czasem z przemoczonym psem albo kotem w objęciach. Rozpaczających, pytających, “jak my będziemy żyć”.
Ukraińcy oskarżają Rosjan o ostrzeliwanie miejsc ewakuacji. Rosjanie odpowiadają tym samym. To skuteczna metoda dezinformacji. Aby napisać, jak jest, zachodnie media musiałyby móc to sprawdzić. A tak są zmuszone do podawania obu wersji.
Ale Putin się na miejsce nie wybiera.
Ratując wizerunek Putina wieczorne “Wiesti” doniosły 8 czerwca, że prezydent Zełenski nad Dnieprem “zrobił przedstawienie” i “show” (co ma przypominać, że był w przeszłości aktorem). I że nie był to “show przekonujący”. I w ogóle nie wiadomo, czy to w ogóle prawda. A jednocześnie chodziło w tej “reżyserowanej wizycie” (która w tej wersji, podanej na samym końcu “Wiadomości”, jednak się odbyła), by odwrócić uwagę od winy Ukrainy za zerwanie tamy. Bo – co szczególnie propagandowo trafne w tych okolicznościach – “na złodzieju czapka gore”.
Prezydent Zełenski — pokazywany na zdjęciach swoich służb prasowych — odwiedza ewakuowanych i rozmawia ze służbami ratunkowymi.
W tej chwili jedynym miejscem, gdzie widać w miarę dokładnie, jak wygląda starcie Ukrainy z Rosją, jest front propagandowy. Na inne informacje trzeba poczekać.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze