0:000:00

0:00

W wieczornym wywiadzie 27 marca 2022 dla rosyjskich niezależnych mediów prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski zdystansował się w niedzielę 28 marca od propozycji Jarosława Kaczyńskiego, by zorganizować misję pokojową NATO "z możliwością obrony" w Ukrainie. Tak to powszechnie zrozumiano w Polsce.

Ale dlaczego prezydent Zełenski miałby się dystansować publicznie od pomysłu ogłoszonego prawie dwa tygodnie temu i od dawna nieaktualnego?

Wywiad, którego Zełenski udzielił rosyjskim dziennikarzom z mediów niezależnych, ukazał się – pomimo ostrzeżeń RosKomNadzoru, rosyjskiego cenzora telekomunikacyjnego – w niedzielę wieczorem m.in. na stronie niezależnego rosyjskiego portalu Meduza (ma siedzibę na Łotwie). Trwał blisko półtorej godziny. Obszerne fragmenty zamieściliśmy w relacji na żywo z niedzieli. Wywiad wciąż jest głównym materiałem na stronie Meduzy.

Przeczytaj także:

Zełenski: nie rozumiem polskiej propozycji

Spór idzie o jedno zdanie, jakie Jarosław Kaczyński wygłosił w czasie wizyty w Kijowie 15 marca: "Potrzebna jest misja pokojowa NATO lub szerszego układu międzynarodowego, która będzie się w stanie również obronić".

Zapytali go o to rosyjscy dziennikarze. Przytaczamy to pytanie w całości, bo ono daje kontekst odpowiedzi prezydenta Ukrainy.

Pytanie: Prezydent Polski, pan Duda, zaproponował wprowadzenie do Ukrainy misji pokojowej NATO. Waszyngton jednoznacznie odrzucił możliwość jakiekolwiek wojskowej obecności USA w Ukrainie. Czy znany jest stosunek Bidena do tego, i na ile to się Panu wydaje realistyczne?

Wołodymir Zełenski odpowiedział na to tak:

„Mam zdecydowany pogląd. Na samym początku, kiedy tylko zaczęła się inwazja, kiedy były ryzyka związane z naszymi elektrowniami atomowymi i z innymi strategicznymi obiektami, proponowaliśmy zaprosić w tej czy innej postaci jakieś siły pokojowe. Ale nie doczekaliśmy się tego.

Ogólnie, to pomysł Polski – wprowadzić do Ukrainy siły pokojowe. Na razie nie do końca rozumiem tę propozycję.

Nam nie jest potrzebny zamrożony konflikt na terytorium naszego państwa i to podczas spotkania z polskimi kolegami wytłumaczyłem. Wiem, że oni kontynuują tę narrację.

Na szczęście, czy nieszczęście, to na razie nasze państwo, a ja jestem prezydentem, dlatego to my zdecydujemy, będą czy nie będą te, czy inne siły”.

Polski spór, czyli "nie kopie się leżącego" kontra "nie o to chodziło"

Premier Morawiecki i prezydent Duda zapowiadali, że propozycja Kaczyńskiego zostanie przez nich zgłoszona na szczycie NATO w Brukseli 24 marca, ale nawet jeśli tak się stało, szczyt nie potraktował jej poważnie. Nie była również przedmiotem jakichkolwiek ustaleń z prezydentem Bidenem w Warszawie.

W piątek 25 marca Kaczyński szczerze stwierdził w publicznym Radiu 24, że "zostało to zakwestionowane".

Rozżalony dodał, że "działaniem, które proponowałem w Kijowie i które uważam w dalszym ciągu za najskuteczniejsze, byłaby misja pokojowa NATO na terenie Ukrainy. Wobec tego chętnie usłyszę jakiś inny projekt. Ale taki, który prowadzi do pokoju w możliwie krótkim czasie, który daje szansę Ukrainie".

W sobotnim wywiadzie dla TVN 26 marca prezydent Duda unikał własnego komentarza do propozycji Kaczyńskiego. "Będzie na pewno położona na stole przed wszystkimi członkami Sojuszu. Na pewno będzie przez nich rozpoznawana i na pewno będzie dyskutowana" - mówił, choć właśnie to miało to wydarzyć się na czwartkowym szczycie NATO. Podkreślił, znowu w czasie przyszłym, że "to, czy i jaką ostatecznie postać mogłaby przybrać, jest decyzją wspólną Sojuszu, bo to musi być decyzja sojusznicza".

Opozycja cytuje słowa prezydenta Ukrainy jako ostateczne pogrzebanie pomysłu Kaczyńskiego. Michał Szczerba załącza wypowiedź Zełenskiego i tweetuje, że nie ma już sensu wracać do propozycji Kaczyńskiego. "Nie kopie się leżącego" - pastwi się nad prezesem PiS.

Podobnie media niezależne cytują wypowiedź prezydenta Ukrainy jako "krytykę Kaczyńskiego".

Politycy PiS wywołani do tablicy bronią prezesa. "Oczywiście to nie był pomysł na zamrożenie konfliktu. To był pomysł na to, żeby uruchomić korytarze humanitarne. Do tego jest potrzebne działanie zewnętrzne, bo Rosjanie ostrzeliwują korytarze humanitarne" – powiedział wicemarszałek i szef klubu PiS Ryszard Terlecki.

Dodał, że taka misja pokojowa mogłaby "zabezpieczyć korytarze humanitarne", co ukazuje istotę problemu: musiałoby się to wiązać z jakimś działaniem zbrojnym (Kaczyński mówił, że misja" będzie się w stanie bronić"), a to oznacza uwikłanie NATO w konflikt z Rosją.

Chyba że chodzi o zabezpieczanie w sensie polityczno-moralnym, z nadzieją, że Rosjanie nie strzelaliby do konwoju z udziałem "pokojowych sił NATO". Rzecz w tym, że to zbyt ryzykowne założenie.

Polskim politykom i obserwatorom umyka kontekst wypowiedzi Zełenskiego, z pewnością ważniejszy dla prezydenta Ukrainy niż polskie spory.

Zełenski: to Ukraina decyduje

Przypomnijmy: prezydent Ukrainy mówi do Rosjan. A w Rosji propaganda Kremla od kilkunastu dni przekonuje Rosjan, że wojna ("operacja specjalna") trwa w Ukrainie tak długo, bo nie ma z kim rozmawiać we władzach Ukrainy. Zełenski jest niesamodzielny, decydują za niego Amerykanie i "zbiorowy Zachód", którego Polska jest częścią. Relacjonujemy to regularnie w naszym cyklu GOWORIT MOSKWA, w który analizujemy przekaz rosyjskiej propagandy.

Na przykład 24 marca rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa mówiła: „Reżim kijowski podejmuje decyzje, które nie odpowiadają interesom narodu, ludności, obywateli Ukrainy.

Wszystko to odbywa się na sugestię Waszyngtonu poprzez odpowiednie kanały komunikacji. A potem przedstawiają te decyzje jako decyzje strony ukraińskie”.

Równocześnie propaganda podkreśla, że Rosja po prostu nie może istnieć bez Ukrainy. Podporządkowanie Ukrainy jest więc częścią jej racji stanu. Ukraina nie jest samodzielnym bytem. Może się to nie podobać Ukraińcom, ale takie są "prawa historii" (temu wywodowi rosyjskie niedzielne "Wiesti" poświęciły duży materiał chwilę przed spotkaniem prezydenta Zełenskiego z rosyjskimi dziennikarzami).

Zełenski odpowiedział więc Rosjanom:

Ukraina istnieje. To my decydujemy. Rosja może opowiadać różne rzeczy, nasi zachodni partnerzy, mogą nam doradzać różne rzeczy, czasem niezbyt przemyślane, których "nie do końca rozumiem", ale decyzje w sprawie przyszłości naszego kraju podejmuje Kijów.

I na pewno nie zgodzimy się na to, by zamrozić w Ukrainie konflikt wojskowy, który uniemożliwi nam rozwój i normalne życie.

Odcięcie się od nieaktualnej, ale znanej w Rosji i przypominanej za każdym razem, kiedy propaganda mówi coś o Polsce propozycji (Rosja zrozumiała ją zresztą jako propozycję stworzenia w Ukrainie zachodnich baz wojskowych i odpowiedziała, że ona też chce mieć takie bazy), dobrze pokazało, że to Ukraina decyduje.

Jasne jest też, że ten ukraiński przekaz może docierać do Rosji: propaganda rosyjska za dużo czasu i sił poświęca na dementowanie "fejków ukraińskich", żeby zupełnie lekceważyć znaczenie niezależnego przekazu w Rosji.

Zełenski pomaga wyjaśnić nieporozumienie?

Nie jest też wykluczone, że Zełenski chciał też pomóc stronie polskiej wyplątać się z zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, jeśli zobaczył, jak trudno odwieść wicepremiera od czegoś, co sobie zamyślił. To oczywiście czysta spekulacja, ale w czasie wojny warto dokładnie analizować każdy okruch informacji, jaki do nas dotrze.

Zełenski zdaje się mówić: rzeczywiście, na początku rosyjskiego najazdu, który zaczął się pod hasłem rzekomego nuklearnego zagrożenia ze strony Ukrainy, mogliśmy się obawiać rosyjskich prowokacji w naszych elektrowniach atomowych. Wtedy rozważaliśmy ściągnięcie tam jakiejś pomocy, czytaj — międzynarodowych sił pokojowych, obserwatorów itp. Ale to już nieaktualne.

Być może wicepremier Kaczyński przed wyjazdem do Ukrainy przeczytał o takich ukraińskich pomysłach w materiałach, które dostaje. Nie zorientował się, że to niekompletna wiedza i nie zauważył, że nieaktualna. Zełenski mógł o tym rozmawiać z prezydentem Dudą, o czym Kaczyński nie wiedział.

Propozycja została od razu uznana na Zachodzie za - w najlepszym razie - niezrozumiałą i jako taka porzucona. Ale skoro PiS ma z tym problem, Zełenski, niejako przy okazji, postanowił rzecz wyjaśnić.

;

Udostępnij:

Edward Krzemień

Redaktor w OKO.press. Inżynier elektronik, który lubi redagować. Kiedyś konstruował układy scalone (cztery patenty), w 1989 roku zajął się pisaniem i redagowaniem tekstów w „Gazecie Wyborczej”. W latach 80. pomagał w produkcji i dystrybucji „Tygodnika Mazowsze” i w prowadzeniu podziemnej Wszechnicy „Solidarności”. Biegle zna pięć języków, trzy – biernie. Kolekcjonuje wiedzę na każdy temat. Jego tekst „Zabić żubra” rozpoczął jeden z najgłośniejszych cykli w OKO.press.

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze