Latem słońce dłużej oświetla domy i ulice. Czas letni wprowadzono, by z tego korzystać i zmniejszyć zużycie energii. Czy jednak rzeczywiście tak jest? To wątpliwe
Jesienią wskazówki zegarków przestawiamy do tyłu, więc pośpimy o godzinę dłużej. Rano będziemy mieć mniejszy kłopot ze wstawaniem, gorzej będzie nam za to zasnąć wieczorem - rytm biologiczny ma za nic zmiany czasu i upierać się będzie przy swoim “zasypianie to dopiero za godzinę”.
Wiosną odwrotnie, wskazówki zegarków przesuwamy do przodu, więc wstajemy o godzinę wcześniej - nie powinniśmy za to mieć problemów z zasypianiem.
I tak jest każdego roku. Można się zirytować. Po co to wszystko i czy to ma sens? W największym skrócie - nie ma najmniejszego. To jednak znakomity przykład, jak zaszłości historyczne potrafią rządzić naszym życiem.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Jako pierwszy o zmianie czasu latem pisał już Benjamin Franklin. W 1784 roku w „Journal de Paris” zwracał uwagę, że latem, gdy słońce jest już wysoko na niebie, ludzie jeszcze smacznie śpią. To marnotrawstwo dziennego światła, można mu zapobiec przesuwając wskazówki zegarów w ciepłej połowie roku - pisał. Humorystyczny wydźwięk jego artykułu sprawił, że nikt nie potraktował tego pomysłu poważnie.
Jak najbardziej serio pomysł zmiany czasu przedstawił ponad sto lat później australijski przyrodnik George Vernon Hudson. W 1895 roku wygłosił odczyt z propozycją wprowadzenia czasu letniego. Dwanaście lat po nim, w 1907 roku, broszurę wzywającą do zmiany czasu opublikował William Willett. Wówczas pomysł trafił nawet pod obrady parlamentu brytyjskiego.
Całkiem poważnie zabrali się do manipulowania czasem dopiero Niemcy w czasie I wojny światowej. Z ostatnim dniem kwietnia 1916 roku w Rzeszy i Austro-Węgrzech urzędowy czas przesunięto o godzinę do przodu (a pierwszego dnia października tego roku - do tyłu). Pomysł chwycił. Rok później zrobili to Brytyjczycy, a w 1918 roku także Amerykanie.
Założeniem wprowadzenia czasu letniego jest to, ze przesunięcie wskazówek zegarów latem, gdy dłużej jest jasno, pozwala włączać oświetlenie jeszcze o godzinę później. Co prawda przesunięcie wskazówek zegarów do przodu przydałoby się znacznie bardziej zimą. Wtedy jednak o godzinę dłużej ciemno byłoby rano, co zniweczyłoby popołudniowe oszczędności.
Czy rzeczywiście czas letni pozwala oszczędzić energię? Co ciekawe, długo przyjmowano to za pewnik, a jak jest w istocie, policzono dopiero pod koniec XX wieku.
Kiedy Australia wydłużyła czas letni o dwa miesiące, zużycie energii w tym kraju nie spadło (wynika z badań na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley). Wprowadzenie czasu letniego w stanie Indiana w USA spowodowało nawet niewielki (jednoprocentowy) wzrost zużycia prądu (pokazały badania Uniwersytetu Yale).
Zużycie energii spada tylko w krajach położonych na północy jak Norwegia i Szwecja, ale i tam raptem o 1 procent.
Czas letni jest więc w sumie zaszłością historyczną. Wprowadzoną na podstawie przypuszczeń, a nie twardych dowodów.
Założeniem wprowadzenia czasu letniego jest to, że przesunięcie wskazówek zegarów latem, gdy dłużej jest jasno, pozwala włączać oświetlenie dodatkowo o godzinę później.
Czy zmiany czasu mają inne skutki? Tak, niekorzystne dla naszego samopoczucia i zdrowia.
W poniedziałek po zmianie czasu na letni, gdy śpimy o godzinę krócej, rejestruje się więcej wypadków w pracy, więcej przypadków migotania przedsionków oraz przypadków zawałów serca.
We wtorek ich liczba nadal jest wyższa, wraca do normy w okolicach środy. Odwrotnie jest przy zmianie czasu na zimowy. Wtedy (jak wynika z tych samych badań), liczba zawałów serca przez dwa dni jest niższa niż przeciętnie.
Takie badania jednoznacznie pokazują, że żonglowanie czasem jest dla ludzi niekorzystne. I wskazują, że godzina snu mniej może mieć bardzo duże znaczenie dla zdrowia.
Badania opublikowane w "Current Biology" w 2007 roku pokazały z kolei, że nasz rytm dobowy nigdy nie dostosowuje się do czasu letniego. Są tego dwie przyczyny.
Pierwszą jest to, że w większości miejsc na świecie to czas zimowy jest bliższy słonecznemu. Drugą jest to, że zegar biologiczny łatwiej jest przestawić do przodu (czyli zasypiać i budzić się później) niż tak jak na wiosnę, cofnąć.
Mimo to po zmianie czasu na zimowy możemy mieć problemy z zasypianiem. Przez poprzednie pół roku zasypialiśmy o porze, która teraz przypada godzinę później czasu urzędowego…
Kilka lat temu Komisja Europejska rozpoczęła dyskusję o rezygnacji z czasu letniego. Przeprowadzono konsultacje społeczne, których wyniki ogłoszono we wrześniu 2018 roku. Zebrano 4,6 mln głosów, a 84 procent respondentów opowiedziało się za zniesieniem zmian czasu.
W marcu 2019 roku stanowisko to poparł Parlament Europejski. Zdecydował, że w 2021 roku przestanie obowiązywać unijna dyrektywa o zmianie czasu, decyzję miały podejmować odtąd kraje członkowskie. Pomysł był rozpatrywany na poziomie grup roboczych, nie znalazł jednak poparcia większości krajów.
Jak poinformował rzecznik Komisji Europejskiej, w Radzie Unii Europejskiej tylko kilka stolic poparło rezygnację ze zmiany czasu, zdecydowana większość (w tym Polska) opowiedziała się przy dotychczasowym systemie - zmian dwa razy w roku. Rzecznik poinformował, że ostatecznie projekt został zamrożony.
Państwa członkowskie miały obawy, jak przebiegałyby różne strefy czasowe po zmianie. Dziś sytuacja jest jasna: w większości krajów Unii Europejskiej obowiązuje zimą czas środkowoeuropejski, wyjątkiem są Portugalia (w której obowiązuje czas zachodnioeuropejski, późniejszy o godzinę) oraz Finlandia, kraje bałtyckie, Rumunia, Bułgaria i Grecja (gdzie obowiązuje czas wschodnioeuropejski). Wiosną wszyscy zgodnie zmieniają czas na letni, o godzinę wcześniejszy.
Niektóre kraje wolałby pozostać cały rok przy czasie letnim. Niektóre przy zimowym. Jeszcze inne pozostałyby przy zmianach czasu. To mogłoby wprowadzić chaos.
W ubiegłym roku Komisja Europejska zaleciła państwom członkowskim UE kontynuowanie obecnych regulacji dotyczących czasu zimowego i letniego przez najbliższe pięć lat, do 2026 roku włącznie.
Może do tego czasu rządy poszczególnych państw się dogadają. Ale to mało prawdopodobne. Hiszpanie nie lubią czasu letniego, w Galicji latem słońce zachodzi po 23:00, a ciemno robi się w okolicach północy. My nie lubimy czasu zimowego, bo robi się ciemno już po 15:00. Trudno się będzie porozumieć…
Ale czym w ogóle są strefy czasowe i czasy urzędowe?
Jeszcze w XIX wieku każde miasto miało swój własny czas wyznaczany przez słoneczne południe (czyli górowanie Słońca na niebie). Na przykład czas lwowski różnił się od krakowskiego o 12 minut.
W drugiej połowie XIX wieku większość miast w Europie połączyły koleje i sieć telegraficzna, a świat - parowce. Słoneczny czas lokalny okazał się bardzo niedogodny. Pierwsze kolejowe rozkłady jazdy zawierały informację, według jakiego czasu podano odjazdy i przyjazdy, np. warszawskiego. W południe, ale czasu krakowskiego, czy lwowskiego? Jeśli tego drugiego, to o 11:48 krakowskiego…
Trudno było się w tym połapać. W grudniu 1847 roku wszystkie kompanie kolejowe w Wielkiej Brytanii zdecydowały się na przyjęcie wspólnego czasu, zwanego wtedy "czasem kolejowym", opartego na czasie londyńskim. Okazał się bardzo pożytecznym ustaleniem. W ciągu kilku lat zaczęła go wskazywać większość publicznych zegarów w Wielkiej Brytanii.
(Oficjalnie przyjęto go dopiero w sierpniu 1880 roku, więc przez prawie trzy dekady niektóre zegary miały dwie wskazówki minutowe, jedną dla czasu "kolejowego", drugą dla lokalnego.)
Strefy czasowe zaproponował w 1878 roku kanadyjski wynalazca Sandford Fleming. Wprowadzono je sześć lat później, w 1884 roku. Ziemię podzielono wtedy na 24 strefy o szerokości 15 stopni wyznaczane przez południki (na morzach) lub (na lądzie) według granic państw. Londyn ze słynnym obserwatorium w Greenwich i zerowym południkiem stał się centrum tego podziału, reszta Europy żyła w strefie czasowej o godzinę późniejszej, środkowoeuropejskiej.
Na polskich ziemiach, poza zaborami niemieckim i austriackim, obowiązywał właśnie ten czas. Na ziemiach pod zaborem rosyjskim - o godzinę późniejszy czas wschodnioeuropejski.
W Polsce przyjęto go jako urzędowy w 1919 roku, był bowiem bardziej odpowiedni dla kraju rozciągającego się znacznie dalej na wschód niż dzisiaj. Z powodów politycznych i gospodarczych w 1922 roku przyjęto czas środkowoeuropejski, mniej odpowiedni dla ówczesnego terytorium.
W środkowoeuropejskiej strefie czasowej, w której żyjemy dziś (zimą), urzędowy czas odpowiada słonecznemu na 15. południku długości wschodniej. Przechodzi on przez zachód Polski, zatem od ostatniego weekendu października do ostatniego weekendu marca urzędowy czas odpowiada słonecznemu mniej więcej na linii Stargard-Zgorzelec.
Czas letni jest “mniej prawdziwy”, bo odpowiada słonecznemu na południku 30. długości wschodniej, który przebiega nieopodal Kijowa.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze