Zapowiadany od lat przez ministerstwo Piotra Glińskiego projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego (dawniej: „o statusie artysty”) wszedł na oficjalną ścieżkę legislacyjną. W ubiegłym tygodniu na konferencji prezentowali go twórcy niekoniecznie związani z PiS – np. popularny pisarz Zygmunt Miłoszewski. Projekt dotyczy przede wszystkim kwestii socjalnych tych twórców, którzy zarabiają najmniej. Powstał w ramach Ogólnopolskiej Konferencji Kultury.
„Artystów, którym się powiodło, nie ma wielu. 60 proc. z nich zarabia poniżej średniego wynagrodzenia. 30 proc. – poniżej minimalnego wynagrodzenia. Bez ubezpieczenia zdrowotnego, bez szans na emeryturę” – mówił na konferencji Zygmunt Miłoszewski. Podkreślał też, że on sam osobiście nic z ustawy mieć nie będzie.
„Brak ubezpieczeń społecznych oznacza również wykluczenie kobiet” – tłumaczyła Julia Ruszkiewicz z Koła Młodych Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
„Podstawowe prawa pracownicze, takie jak chorobowe czy urlop macierzyński, są dla ogromnej większości artystów poza zasięgiem” – dodała.
Teraz ma się to zmienić.
Przedstawiona 6 maja przez Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, a pisana z częścią polskich środowisk twórczych, ustawa o uprawnieniach artysty zawodowego ma ułatwić artystom opłacanie składek emerytalnych i zdrowotnych. Jak podkreślono w uzasadnieniu, „projekt ustawy zakłada, że każda działalność artystyczna ma charakter twórczy, bez względu na fakt, czy w świetle prawa autorskiego artyście przysługują prawa majątkowe (»twórcy«) czy prawa pokrewne (»wykonawcy«)”
Najważniejszy element nowego systemu to dopłaty dla tych artystów, którzy mieli dotąd problem z samodzielnym opłacaniem składek zdrowotnych i emerytalnych. W przypadku artystów niepracujących w oparciu o umowy o pracę, ani nieprowadzących działalności gospodarczej podstawa do ich wyliczeń ma wynosić 1191,96 zł (kwota obowiązująca obecnie dla płacy minimalnej).
Wysokość dopłaty ma zależeć od przeciętnego dochodu uzyskiwanego przez artystę w roku poprzedzającym wniosek o dopłatę.
Wysokości dopłat określa poniższa tabela:
Oznacza to, że np. artysta zarabiający średnio 3,5 tys. zł będzie otrzymał dopłatę w wysokości 40 proc. podstawy, czyli: 478 zł i 68 gr, a płacić będzie 718 zł składki.
Kto za to zapłaci? Opłata reprograficzna budzi emocje
Zwolennicy ustawy i Ministerstwo Kultury argumentują, że nie obciąży ona budżetu państwa – ma być finansowana z tzw. opłaty reprograficznej, która ma być zreformowana.
Opłata reprograficzna jako taka istnieje od lat. Tyle, że lista objętych nią artykułów jest dziś nieco anachroniczna. Obejmuje np. magnetowidy i kasety VHS, kasety magnetofonowe czy kserokopiarki.
Towarzyszący projektowi ustawy projekt rozporządzenia ma ją rozszerzyć. M.in. na telewizory i dekodery z możliwością odtwarzania czy nagrywania (praktycznie każdy nowy telewizor ma dziś port USB). A także na tablety czy komputery. W projekcie opłata dla każdej z tych kategorii urządzeń ma wynieść 4 proc. wartości. Niższa opłata proponowana jest dla czytników e-booków – wynosi ona 2 proc.
Twórcy popierający ustawę tłumaczą, że podobne rozwiązania funkcjonują w krajach, gdzie elektronika bywa tańsza niż w Polsce. I że opłata niekoniecznie musi oznaczać podniesienie ceny objętych nią artykułów o około 40 zł od każdego wydanego tysiąca. Na co zwracają z kolei uwagę producenci i dystrybutorzy.
Kto może się starać?
Co uprawnia do uzyskania ewentualnych dofinansowań? Czyli – co czyni kogoś „artystą zawodowym”?
Po pierwsze, fakt posiadania tytułu magistra z uczelni artystycznej bądź dyplomu ukończenia Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej. By figurować w systemie ubezpieczeń, trzeba będzie zgłosić się w ciągu pięciu lat od uzyskania dyplomu. Jeśli się go nie posiada, pozostaje zatwierdzenie dorobku artystycznego przez specjalną komisję. Komisje te będą powoływać reprezentatywne organizacje branżowe.
Minister zdecyduje, jaki będzie próg dochodu uprawniający do dofinansowania. A także jakie będą progi liczebne, od których daną organizację uważa się za „reprezentatywną”.
Jeśli chodzi o literaturę czy teatr, w działaniach wokół ustawy brały udział relatywnie młode i dynamiczne organizacje. Np. Unia Literacka, czy np. Gildia Reżyserek i Reżyserów Teatralnych.
W środowisku artystów wizualnych pojawiły się z kolei zastrzeżenia co do spodziewanej reprezentacji. „W przypadku sztuk wizualnych mamy do czynienia ze wspomnianym Związkiem Polskich Artystów Plastyków, który, mimo faktycznie długiej i w wielu momentach chwalebnej historii, jest organizacją niebędącą obecnie nawet cieniem swojej przeszłości. Jej reputacja może być porównana jedynie do estymy, jaką kibice darzyli PZPN w okresie Euro 2012” – pisali o projekcie Mikołaj Iwański (ekonomista z Akademii Sztuki w Szczecinie, obecnie jej prorektor) i artystka Katarzyna Górna w „Krytyce Politycznej”.
Szereg z przedstawionych w ich tekście krytycznych uwag zdążyło się zdezaktualizować w czasie prac nad ustawą. Nie ma już bombastycznej preambuły, urealniona ma być np. kwota opłaty reprograficznej. Tę ostatnią co do zasady Górna i Iwański popierali, ale jej stawkę uznawali za nierealną do przeprowadzenia.
Dopłaty do składek nie będą wpłacane na konto bankowe artysty, by sam je przelewał dalej ZUS-owi. Trafią bezpośrednio na jego rachunek składkowy w ZUS.
Artyści walczą o swoje
Przedstawiciele Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej mieli wątpliwości co do sposobu oceny dorobku artystycznego. Bali się: „zmonopolizowania dostępu do systemu przeznaczonego dla artystów przez mocno kontrowersyjne stowarzyszenia reprezentatywne”.
Te obawy i zastrzeżenia ze strony akurat artystów sztuk wizualnych nie są zupełnie bezpodstawne, bo ZPAP jest organizacją mocno konserwatywną. I ma niewiele wspólnego z tym, co ważnego działo się w ostatnich 30 latach w polskiej sztuce. Już samo zestawienie pojęć – „sztuk wizualnych” i „artystów plastyków” – pokazuje różnicę epok. Prezes ZPAP Janusz Janowski mówił na konferencji o zadaniach sztuki w kategoriach dbania o „wymiar duchowy”, czy „zdrowie moralne” narodu, czy o tegoż narodu „ubogacaniu”.
Co, gdyby faktycznie okazało się, że artyści sztuk wizualnych mają problem z uzyskaniem uprawnień ubezpieczeniowych? Strategią dla nich może być odwoływanie się od negatywnych decyzji do Rady Izby Artystów, która jest drugą instancją tego procesu. Ma ona składać się z różnych środowisk. Zostaje również jeszcze ścieżka polegająca na nagłaśnianiu ewentualnych przypadków niesłusznych decyzji. Widać bowiem, że autorom ustawy – zarówno ministerstwu, jak i zaangażowanym twórcom – zależy na pokazaniu jej jako działania „ponad podziałami”. Nie bez podstaw – w pracach wzięło udział wielu przedstawicieli ważnych organizacji twórczych. M.in. ZAiKS-u, STOART-u czy Gildii Reżyserów Polskich.
Minister Gliński się chowa
Ekumeniczne ambicje mogą tłumaczyć, dlaczego na konferencji poświęconej projektowi, który ministerstwo obiecuje od pięciu lat, nie było nikogo z resortu kultury. Po pierwsze, wielu ludziom kultury osoba ministra kultury kojarzy się po sześciu latach „dobrej zmiany” jak najgorzej.
Gliński ma się czego bać. Np., że po latach wojny z artystami i propagowaniu przez TVP wizji sztuki jako przestrzeni demoralizacji i bluźnierstwa, twardy prawicowy elektorat nie zrozumie gestu w stronę środowiska twórców. Przecież ostatnio – po rozdaniu wsparcia z Funduszu Wsparcia Kultury – do tłumaczenia się przed Sejmem wezwali Glińskiego m.in…. koalicjanci z Solidarnej Polski.
Teraz postarano się więc, by wilk był syty i owca cała. Na piśmie przewodnim kierującym projekt do konsultacji nie ma podpisu Piotra Glińskiego – tylko wiceminister Wandy Zwinogrodzkiej. Zygmunt Miłoszewski, mówiąc o projekcie na konferencji, podkreślił dwukrotnie: „To nie jest ustawa dla Krystyny Jandy” .
Dla prawicowych komentatorów, którzy krytykowali Glińskiego za Fundusz Wsparcia Kultury, Janda jest symbolem znienawidzonych „liberalnych elit” . Które, jak stwierdził Jacek Kurski w tygodniku „Sieci”, „ostro krytykują polski rząd, a jednocześnie wyciągają ręce po rządowe dotacje, uważając, że one się im należą z racji zajmowanej pozycji społecznej, choć już od dawna nie mają nic ciekawego artystycznie do powiedzenia”.
I nieważne, że pieniądze akurat dla fundacji Jandy były przeznaczone na utrzymanie dziesiątek ludzi: pracowników zaangażowanych we wstrzymane produkcje Teatru Polonia i Och Teatru. „Wiadomości” TVP i tak pokazały aktorkę jako wroga, a działanie Glińskiego – jako wątpliwe.
Co więcej, opłata reprograficzna, krytykowana od miesięcy jako „opłata od smartfonów”, nie obejmie smartfonów. Tak przynajmniej jest w obecnym projekcie rozporządzenia towarzyszącego ustawie.
Widać w tym ruchu ministerstwa próbę zaaranżowania kompromisu pomiędzy interesami twórców projektu i „oszalałego z chciwości lobby”, jak Miłoszewski określił na konferencji producentów i dystrybutorów sprzętu elektronicznego.
Jerzy Kornowicz, dyrektor Festiwalu Warszawska Jesień, sugerował podczas konferencji, że smartfony mogłyby być ewentualnie objęte opłatą w wysokości 1,5 proc., czyli mniejszą, niż reszta elektroniki.
Poparcie coraz szersze
Inna sprawa, że artystom udało się przekonać do wielu założeń projektu również inne środowiska polityczne niż PiS. Podobne postulaty w swoim programie z ostatnich wyborów parlamentarnych zawarła Lewica. A Koalicja Obywatelska złożyła niemal bliźniaczy projekt do tego, który stworzyło Prawo i Sprawiedliwość. Z tą różnicą, że w założeniu finansowany z budżetu państwa, a nie opłaty reprograficznej.
Projekt oprotestowała natomiast na konferencji 11 maja Konfederacja: „Tworzona jest cała ta nowa artystyczna biurokracja, która ma dzielić między artystów pieniądze i pewien przywilej. Przywilej częściowej refundacji ubezpieczeń społecznych dla artystów. Jest rzeczą wielce dyskusyjną, dlaczego akurat artyści mają być na tle całego społeczeństwa takim przywilejem wyróżnieni” – mówił poseł Konfederacji Krzysztof Bosak.
Oficjalne konsultacje projektu ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego mają potrwać do 2 czerwca. Później trafi on do Sejmu.
Czyli jesli dobrze rozumiem, YouTuberzy beda musieli sie zarejstrowac w ZAiKSie? Miejmy nadzieje, ze zmieni to troche oblicze tej organizacji, ale zasadniczo jestem sceptyczny. ZAiKS byl jedna z organizacji popierajacych ACTA, i internet do dzis im tego nie wybaczyl.
Jaki procent dzialalnosci bezdzie wymagany do rejestracji? Wiele osob ma blogi/kanaly wideo jako hobby, albo poboczny wymiar dzialanosci zawodowej.
Czy dziennikarze podchodza pod artystow, a jesli nie – jak traktowani beda blogerzy niefikcyjni/felietonisci itp?
"projekt ustawy zakłada, że każda działalność artystyczna ma charakter twórczy, bez względu na fakt, czy w świetle prawa autorskiego artyście przysługują prawa majątkowe (»twórcy«) czy prawa pokrewne (»wykonawcy«)". To zdanie wskazuje, że nie tylko nie trzeba mieć żadnych utworów w ZAiKSie, ale nawet nie trzeba mieć żadnych praw autorskich czy wykonawczych do czegokolwiek. Kolejne dwa pytania (kto to jest artysta? co to znaczy być artystą zawodowym?) będą za to tematem gównoburzy pewnie przez kolejne dekady. Ja nie jestem pewny co jest lepsze – pomoc, która będzie wiele osób trochę arbitralnie wykluczać, czy solidarne i sprawiedliwe nic.
A skąd ta pewność, że cała sprawa nie dotyczyć będzie smartfonów? W rozporządzeniu jest zapis "Komputer przenośny (w tym laptop, netbook, notebook), tablet i podobne urządzenia". Czy smartfony nie wpadną w tą kategorię jako urządzenia podobne do tabletu?
Inna sprawa, że cała ta opłata jest bez sensu, szczególnie, że większość treści audio/video przeszła do sieci. Absurdalne są przy tym tłumaczenia Pana Jerzego Kornowicza z ostatniej konferencji, który mówi o tym, że następuje kopiowanie treści do pamięci tymczasowej. Pokazuje to jego brak wiedzy o tym jak w ogóle działają komputery bo przecież każdy komputer oparty o architekturę von Neumana działa w ten sposób, że procesor komunikuje się z szybką pamięcią tymczasową. Trafiają tam fragmenty danych, a po restarcie wszystko z tej pamięci znika. Jak więc taka ulotna kopia fragmentu danych ma być uznawana za pełnoprawną kopię?
(…)A skąd ta pewność, że cała sprawa nie dotyczyć będzie smartfonów?(…)
Bo niektóre modele smartfonów mają tak wysoką bazę, że będzie się opłacało się jechać do obcego państwa, aby go kupić…
Mam skończone studia techniczne (nie artystyczne). Czy jak mi nie będzie szło zarabianie to też dostanę dopłatę od Państwa?
Czyli mamy placic pod przymusem dla trefnisiow,połykaczy ognia i linoskoczkow?Niby dlaczego z moich pieniedzy ma zyc jakas Janda albo Janerka,przeciez ja nie znosze ich,tfu,"tworczosci".Mam sie skladac na kolejny samochod dla jakiejs Wieniawy ,kolejnego mieszkania dla jakiegos Szpaka i kolejnego wyjazdu na antypody dla jakiegos Dehnela.Piertole
Szeroko pojęta sztuka jest ważnym składnikiem cementu naszej kultury i tożsamości. W każdym cywilizowanym państwie sztuka jest pod specjalną ochroną i tak powinno być. To dzięki temu każdy student może pójść do teatru za 20 zł, a nie np. za 200. Równie dobrze można by powiedzieć "a dlaczego szkoły mają być opłacane z moich podatków, przecież ja nie znoszę szkoły!". A opłata reprograficzna to jest akurat podatek solidarnościowy rekompensujący niemożliwe do kontrolowania piractwo. On zawsze będzie trochę dziwny, zawsze lista sprzętu objęta podatkiem będzie trochę arbitralna, definicja artysty trochę niesprawiedliwa itd, tu nie ma niestety idealnego rozwiązania. Na pocieszenie możesz myśleć o tym w ten sposób, że to jakiś Warszawiak płaci Janerce i Jandzie, a ty płacisz swoim ulubionym artystom :). Trzeba się cieszyć, artyści mocno dostali po tyłku w czasie pandemii, dostaną wreszcie chociaż kasę o którą się nie mogą doprosić od 20 lat
A czy "prawdziwi" artyści nie mogą poprzez swoje organizacje ścigać piratów? Ta opłata to kolejna danina! Może ktoś poda ilości sprzedawanych rocznie w Polsce urządzeń? 2, 5 czy 7 milionów?
Już odpowiadam – otóż nie mogą. Niby jak? Czy ZAiKS albo STOART to są organy ścigania? Czy mogą wystąpić do dostawcy internetu o przekazanie adresów IP osób pobierających dane z serwerów z czarnej listy? Czy mogą dostać sądowy nakaz rewizji? A nawet jeśliby mogły, to to nic nie
da. Nie istnieją skuteczne narzędzia walki z piractwem. Skala jest tak wielka, że większość muzyków przestała postrzegać nagrania jako źródła zarobków, tylko jako koszt marketingowy trasy koncertowej. Na całym świecie stosuje się po prostu opłatę reprograficzną żeby zrekompensować to masowe przywłaszczenie. Sztuka utrwalana na nośnikach stała się po prostu niechcący dobrem publicznym, więc wynagradzana jest z publicznej kasy.
Jak nie mogą?? A co robią kontrole ZAiKS i STOART np. w dyskotekach?? Przychodzą zbadać stan BHP? Przecież od tego właśnie są OZZ, wspierane zresztą przez takie organy państwowe jak skarbówka czy milicja. To po pierwsze.
Po drugie właśnie ta nowoczesna technologia i smartfony drastycznie skróciły drogę pomiędzy artystą a odbiorcą. Dziś to rzekome piractwo praktycznie nie istnieje – nikt prawie nie ściąga i nie kopiuje nielegalnie żadnych treści bo po co? Książki kupuje się w księgarniach, ich wersje elektroniczne – w sieci, za oglądanie filmu w kinie płaci się bilet – a w sieci abonament za dostęp do nich. Przecież w okresie pandemii kupowaliśmy na potęgę dostępy do przedstawień on-line, żeby wesprzeć artystów, bo teatry były zamknięte.
Na jakiej teraz podstawie "artyści" chcą kolejnej opłaty od podatników? Komputer czy smartfon nie służą do kopiowania treści, zwłaszcza smartfon do tego nie służy. Teoretycznie na komputerze można ale tak się akurat składa, że nawet legalną płytę DVD z Biedronki nie da się skopiować – wszystko jest dziś zabezpieczone przez nielegalnym kopiowaniem.
Nie wiem, w którym roku mentalnie Pan żyje, ale już minęły czasu kiedy na rynkach obok warzyw były stoiska z filmami, muzyką grami.
Piractwo jest na ten moment jest zjawiskiem marginalnym dzięki nowoczesnym technologiom, które skróciły dystans między twórcą a odbiorcą do minimum, umożliwiając mu łatwą dostępność i łatwą możliwość zapłaty za otrzymany produkt.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
artyści? Chyba pseudo, darmozjady, jak nie potrafią zarobić na życie to niech chwytają się innej roboty, która da im kasę i ubezpieczenie, a nie wyłudzają ją od innych, którzy nie biadolą się nad swoim losem jak pseudo artyści tylko pracują w postaci haraczu tj. opłaty reprograficznej.
Dlaczego tylko artyści bez sukcesów? Kelnerzy, fryzjerzy, hodowcy rybek akwariowych, tapeciarze, cukiernicy…. setki zawodów potrzebującyh wsparcia. Jak nie ma pracy, warunków, pomysłów i zbytuto ludzie szukają w innych zawodach. Ale tu minister chciał błysnąć. I błysnął! Smartfon jest właściwe komputerem, telefonem, tabletem czy laptopem w bryle telefonu. I trzeba być naiwnym wierząc w obietnice pominięcia smartfonów w grupie opłat.
Czym się różni nieudaczny emeryt artysta od nieudacznego emeryta śmieciarza? A tym drogi panie, że ten pierwszy potrafi się dogadać z pisem, a tego drugiego nie wpuszczą nawet do sejmu, no chyba, że na emeryturze będzie sobie dorabiał wywożąc śmieci z Wiejskiej.
Panie Miłoszewski, obiecuję, że te 10% które mi Pan wyciągnie z kieszeni odbiję sobie ściągając Pana e-booki z Chomika. Jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Nie nie i jeszcze raz nie. Co to za opłata i na co ona idzie? Wątpię czy artyści będą nasyceni, jak dostaną może tylko 30% z tego na emerytury…