Dariusz Wieromiejczyk pożegnał się ze stanowiskiem w Filmotece Narodowej. Zastąpił go kolega Grzegorza Brauna. Zaufany człowiek Glińskiego stracił pracę za... film o wibratorach. Minister kultury wykonuje coraz bardziej nerwowe ruchy, rozpaczliwie w prawo
„Gazeta Wyborcza” opisała jak Dariusz Wieromiejczyk, dyrektor Filmoteki Narodowej - Instytutu Audiowizualnego (FINA), został odwołany przez ministra, bo nie chciał ocenzurować odbywającego się w jego instytucji festiwalu kobiecych dokumentów HER Docs. Jak czytamy w tekście Wojciecha Czuchnowskiego, poszło o dwa filmy: "Vibrant Village” w reż. Weroniki Jurkiewicz oraz „Nie masz dystansu” w reż. Kariny Paciorkowskiej.
„Pierwszy, to siedmiominutowy dokument o węgierskiej wiosce, w której mieści się wytwórnia wibratorów. Drugi - czterominutowa animacja o werbalnej przemocy wobec kobiet” - opisuje Czuchnowski.
Gliński chciał, by filmy usunięto z programu. Wieromiejczyk ich bronił.
„Krótki film studencki, nawet zabawny. Wibratory istnieją, ktoś je produkuje, ktoś kupuje (w większości kobiety), nawet najbardziej konserwatywny moralista nie może temu faktowi zaprzeczyć. Nic oburzającego” - pisał w mailu do ministra.
Ten jednak nie dał się przekonać - Wieromiejczyk stracił stanowisko. Z tekstu „Wyborczej” ani z komunikatu Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu nie wynika jednak, jaki był formalny powód odwołania dyrektora. Ustawa wymienia ściśle określoną listę sytuacji, kiedy minister może to zrobić - m.in. złamanie przez dyrektora prawa w związku z zajmowanym stanowiskiem czy rezygnacja.
Gliński jako minister wielokrotnie lekceważył jednak te przepisy, przegrywając w sądach m.in. z odwołanymi przez siebie szefami Instytutu Adama Mickiewicza Pawłem Potoroczynem czy Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdaleną Sroką.
Tak, to nie pierwsze odwołanie dyrektora z obyczajowo-polityczno-cenzorskich powodów w długiej już karierze Piotra Glińskiego - jest ministrem kultury (obecnie także sportu) od 6 października 2015, a wicepremierem od 16 listopada 2015.
Ale ta sprawa jest wyjątkowa z dwóch powodów. Po pierwsze, ministerialna "kuchnia" rzadko wychodzi na jaw. Teraz opinia publiczna poznała treść korespondencji dyrektora Wieromiejczyka i resortu, wskazującej na jawne naciski, którym podlegał szef instytucji kultury. To nie powinno mieć miejsca - ale od lat wiadomo było, że resort próbuje "ręcznego sterowania".
Po drugie, inaczej niż wcześniej zwalniani przez Glińskiego dyrektorzy, Wieromiejczyk był dotąd żołnierzem "dobrej zmiany".
Jako szef FINA odciął - jak przyznał, na polecenie Glińskiego - finansowanie Dwutygodnika, ważnego pisma o kulturze.
Wcześniej - z nadania Glińskiego i mimo protestów środowisk twórczych - przejął na drodze połączenia Narodowy Instytut Audiowizualny. Czyli - instytucję stworzoną przez Michała Merczyńskiego, przekształconą za PiS właśnie w FINA.
Jeszcze wcześniej - jako dyrektor departamentu w ministerstwie Glińskiego - dyscyplinował podległych ministerstwu kultury dyrektorów sprzed czasów dobrej zmiany. Wieromiejczyk w kręgu PiS znajdował się od lat. Za prezesury Bronisława Wildsteina w telewizji publicznej (2006-2007) był dyrektorem Agencji Filmowej TVP.
Jeśli tacy żołnierze lecą ze stołków, to znaczy, że w kręgach rządowych zaostrza się walka o kulturę.
Zwłaszcza że następcą Wieromiejczyka został Robert Kaczmarek - współpracownik posła-reżysera Grzegorza Brauna, z którym nakręcił m.in. film „TW Bolek” o Lechu Wałęsie, producent „smoleńskich” filmów Ewy Stankiewicz „Solidarni 2010” i „Krzyż”.
Na jego tle Wieromiejczyk to umiarkowany technokrata. Dodajmy, że Kaczmarek od stycznia 2021 jest też nowym szefem rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Przypomnijmy, że wicepremier Gliński jest w części obozu rządzącego na cenzurowanym. Ostatnio - 25 lutego - Solidarna Polska głosowała razem z opozycją, by zmusić go do wyjaśnień przed Sejmem w sprawie wydatkowania niemal 400 mln z Funduszu Wsparcia Kultury - Gliński był tym wyraźnie zdenerwowany na mównicy, zwłaszcza że strofowała go też wicemarszałkini Małgorzata Wassermann.
Wcześniej Gliński był m.in. krytykowany był przez prezesa TVP Jacka Kurskiego, którego zdaniem niechętni rządowi artyści niepotrzebnie wciąż dostają dotację. Minister był w ostatnich latach krytykowany też przez wpływowego publicystę Bronisława Wildsteina. Za co? Np. za to, że rozważał odwołanie powołanego przez siebie nieudolnego dyrektora Starego Teatru Marka Mikosa (w końcu później to zrobił).
Jednocześnie Gliński wchodzi w sojusze z prawym skrzydłem PiS. Np. byłym senatorem Janem Żarynem, którego zrobił szefem Instytutu Dmowskiego i z którym chce powołać Muzeum Dmowskiego. Albo ministrem Przemysławem Czarnkiem, z którym ogłasza wspólne projekty.
Teraz, żeby się bronić przed zarzutami z własnego obozu, Gliński poświęca nawet swoich ludzi. Ta panika nie wróży dobrze polskiej polityce kulturalnej. Możemy spodziewać się coraz więcej działań mających zaspokajać oczekiwanie prawej flanki Zjednoczonej Prawicy. Gliński będzie histerycznie pokazywał siłę, w praktyce obnażając własną słabość.
Kultura
Władza
Piotr Gliński
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
dariusz wieromiejczyk
feminizm
film
kino
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
Komentarze