0:000:00

0:00

We wtorek 1 lutego dowiedzieliśmy się o 39 114 zakażeniach, a to by oznaczało, że ich wzrost nadal wyhamowuje - w stosunku do poprzedniego wtorku to tylko 5,73 proc. więcej. Dla porównania, w tamten wtorek wzrost tygodniowy wyniósł ponad 88 proc.

W porównaniu z poprzednimi falami ten wzrost wciąż wygląda groźnie, ale i krzywa 7-dniowej średniej zaczyna już powoli zwalniać.

Bardziej szczegółowo o tym, jakie mogą być przyczyny tak szybkiego załamania się fali, która groziła nam (i wciąż grozi, bo jeszcze za wcześnie na ostateczne konkluzje co do jej przebiegu) kilkudziesięcioma tysiącami zajętych szpitalnych łóżek, pisaliśmy w poprzednim raporcie:

Przeczytaj także:

Można do niego dodać, że zleceń na testy POZ 1 lutego było o ponad 10 proc. mniej niż tydzień wcześniej. Wykonano również mniej testów niż tydzień wcześniej, a odsetek osób z wynikiem pozytywnym w dobowej puli testów był również nieco niższy niż przed tygodniem. To wszystko świadczy o tym, że przyczyną wyhamowywania wzrostu wykrytych zakażeń nie jest zatkanie się systemu testowania, ale wolniej rosnąca liczba osób zakażonych.

Ministerstwo zdrowia zanotowało za to potężny skok liczby chorych z COVID-19 w szpitalach — w stosunku do poniedziałku o 910 pacjentów. Ostatni raz takie wzrosty mieliśmy podczas III fali na wiosnę 2020 roku. To zapewne wynik potężnego skoku liczby zakażeń, z którym mieliśmy do czynienia przed ponad tygodniem. Z drugiej strony omikron, jako wariant wysoce zakaźny, powoduje bardzo duży wzrost wykrytych zakażeń u pacjentów bezobjawowych, którzy trafiają do szpitala w związku z innymi dolegliwościami - np. w Danii dotyczyło to 30-40 proc. przypadków.

Nie rośnie za to liczba osób wymagających respiratora — co można wiązać z faktem, że pacjenci zarażeni omikronem rzadziej trafiają na intensywną terapię. W Danii liczba osób wymagających takiej opieki zaczęła wyraźnie spadać mimo wzrostu przypadków — najprawdopodobniej dlatego, że przewagę wśród chorych zdobyli pacjenci zarażeni omikronem, a nie deltą.

Podobnie wygląda sytuacja, jeśli chodzi o zgony — ostatnie dni to wypłaszczenie.

Znosić albo nie znosić, oto jest pytanie

A teraz obiecana Dania: od 1 lutego nie ma w tym kraju ŻADNYCH ograniczeń pandemicznych, mimo tego, że wykres zakażeń wygląda tak:

zakażenia SARS-CoV-2 w Danii
Dania, zakażenia SARS-CoV-2 na milion

Dania dotarła właśnie do szczytu zakażeń lub niedawno go minęła. Jednak — jak pisaliśmy wyżej — liczba osób na intensywnej terapii zaczęła maleć już wcześniej.

odsetek chorych z COVID-19 na intensywnej terapii w Danii
Dania, chorzy na intensywnej terapii na milion

Liczba osób w szpitalach jest wciąż wysoka, jeśli porównać ją z poprzednimi falami. Ale są to osoby przebywające w szpitalu krócej niż w poprzednich falach, no i zwiększył się odsetek osób, których stan się nie pogarsza. Przede wszystkim jednak Duńczycy się zaszczepili — osoby powyżej 60. roku życia praktycznie w 100 proc., a dawkę przypominającą wzięło 96 proc. z nich. A to zmniejsza liczbę osób, które wymagałyby hospitalizacji.

Strategię duńskiego rządu przedstawił na Twitterze jeden z rządowych doradców, prof. Michael Bang Petersen — psycholog społeczny. Wraz ze współpracownikami badał on, jak Duńczycy reagują na pandemię — bo oprócz czynników medycznych i epidemiologicznych przy decyzji o zakończeniu ograniczeń pod uwagę zostały wzięte również potrzeby społeczeństwa (i oczywiście gospodarki).

Bang Petersen pisze, że Duńczycy mają zaufanie do swojego systemu ochrony zdrowia — odsetek osób, które ocenia ją pozytywnie, przekracza 90 proc. Nie są spolaryzowani, uważają się za wspólnotę — i dlatego cel pokonania pandemii uznali za swój wspólny. W badaniach jako główny problem uważali to, że szpitale mogą zostać przeciążone — a nie obawę o własne zdrowie. Wysoki odsetek badanych pamięta też o tym, żeby nie narażać na zakażenie osób starszych lub schorowanych.

Władze unikały też polaryzowania społeczeństwa — przeciwstawiania tych, którym doskwierają restrykcje albo boją się szczepionek, reszcie, która stosuje się do rekomendacji i poleceń władz sanitarnych. Duński badacz podkreśla jednak, że opozycja zachowała się odpowiedzialnie i nie próbowała wykorzystać tych obaw do walki politycznej.

Jak widać, prawie wszystko w tej historii potoczyło się inaczej niż w Polsce.

Duński pomysł spotyka się z krytykami tych, którzy uważają, że władze lekceważą problem długiego covidu, czyli trwających jeszcze miesiącami po przechorowaniu dolegliwości. Jednak coraz więcej wskazuje na to, że u osób zaszczepionych, a także u nieszczepionych dzieci to zjawisko występuje w mniejszym stopniu.

Warto jednak przypomnieć, że duński rząd już raz chciał zdjąć wszystkie restrykcje — we wrześniu 2021 roku, tuż przed falą delty. Szybko musiał je przywrócić. Z omikronem, który zakaża na prawo i lewo — i z sukcesem programu szczepień pojawiła się jednak nadzieja, że zbudujemy taką odporność na kolejne warianty, że w następnym sezonie jesienno-zimowym fale pandemii nie będą już tak dotkliwe.

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze