Deklaracja z Great Barrington czy memorandum Johna Snowa? Odporność zbiorowa czy dotkliwe restrykcje? Uczeni spierają się o strategię w czasie pandemii, w tle są wielkie pieniądze, koncerny naftowe, ale też jak najbardziej zrozumiałe ludzkie pragnienie, żeby mieć to wszystko już za sobą
W ciężkich czasach potrzebujemy światełka w tunelu. Wielu z nas znalazło go w „Deklaracji z Great Barrington" – apelu amerykańskich naukowców o inną strategię walki z koronawirusem. Jej autorami jest trójka naukowców z renomowanych uczelni: epidemiolożka Sunepta Gupta z Oksfordu, specjalista od ekonomii ochrony zdrowia Jay Bhattacharya ze Stanfordu i epidemiolog Martin Kulldorff z Harvardu. Deklaracja powstała pod auspicjami libertariańskiego think tanku – Amerykańskiego Instytutu Badań Gospodarczych (AIER). To ważne, bo instytut znany jest ze zdecydowanie wolnorynkowych poglądów. Posiada własny fundusz inwestycyjny, który ma udziały w firmach wydobywających paliwa kopalne, jak Chevron i Exxon Mobil (jest krytykowany za zbyt pobłażliwy stosunek do kwestii globalnego ocieplenia). Finansuje go również konserwatywny miliarder Charles Koch.
Deklaracja z Great Barrington głosi, że należy inaczej podejść do trwającej pandemii, dążąc do „Ukierunkowanej ochrony" seniorów i osób z grup ryzyka i osiągnięcia odporności przez resztę populacji. W tym celu należy:
A reszcie społeczeństwa pozwolić wrócić do normalnego życia:
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Ukazała się ona w renomowanym naukowym piśmie „Lancet". Jej twórcy nazwali ją „Memorandum Johna Snowa", od nazwiska XIX-wiecznego lekarza, jednego z ojców współczesnej epidemiologii.
Podpisały ją takie tuzy epidemiologii jak prof. Marc Lipsitch z Harvardu, dr Angela Rasmussen z Columbii, prof. Walter Ricciardi z rzymskiego uniwersytetu Sacro Cuore. Badacze przypominają, że:
Co najważniejsze, autorzy memorandum przypominają, że dzieje poprzednich epidemii dowodzą, iż przed wynalezieniem szczepionek epidemie praktycznie nigdy się nie kończyły – odporność zbiorowa trwała tylko przez pewien czas, bo populacja traciła przeciwciała albo pojawiało się nowe, nieodporne pokolenie. Przykłady z wielu krajów pokazują zaś, że nie jest możliwe skuteczne rozdzielenie różnych pokoleń czy innych segmentów populacji.
To ważny argument np. w przypadku Polski, gdzie z dziećmi i wnukami mieszka 2,3 mln seniorów.
Twórcy memorandum podają również pozytywne ich zdaniem przykłady walki z epidemią: Tajwan, Koreę Południową i Nową Zelandię. Wszystkie te państwa rygorystycznie śledzą i izolują kontakty osób zakażonych, utrzymując liczbę zakażeń na bardzo niskim poziomie .
Twórcy Deklaracji z Great Barrington reprezentują mniejszość w świecie ekspertów. Mainstream podpisuje się pod memorandum Johna Snowa. Zdecydowana większość rządów słucha tej większości, choć w praktyce mało komu – patrz wyżej – udaje się spełnić jej zalecenia.
Paradoksalnie w tej chwili Polska praktycznie wcielała w życie – co najmniej do soboty 17 października, kiedy weszły nowe obostrzenia – dużą część postulatów pierwszej deklaracji. Otwarte są szkoły, restauracje, puby, były otwarte siłownie i baseny (choć z ograniczeniami). Testuje się głównie ludzi z objawami, a nie bezobjawowych, więc młodzi ludzie zakażali się swobodnie. Nie istnieją niestety upublicznione dane na temat wieku zakażonych dla całej populacji, ale władzom Warszawy udało się je wyciągnąć z Głównego Inspektoratu Sanitarnego dla stolicy.
Według tych danych we wrześniu zakaziło się koronawirusem w Warszawie stosunkowo mało seniorów: 12,6 proc. wszystkich zakażonych w porównaniu z 23,4 proc.średniej z poprzednich miesięcy. Największy wzrost był grupach wiekowych 20-30 i 30-40 lat, która odpowiadała za ponad połowę zakażeń, o prawie 10 proc. więcej niż wcześniej. Czyli zarażali się przede wszystkim ludzie młodsi. Można też założyć, że seniorzy uważali na siebie bardziej niż zwykle – nosili maseczki, unikali tłumnych zgromadzeń.
Danych za październik jeszcze nie ma, ale można przypuszczać, że w związku z większą ilością krążącego wirusa zaczęli się w większym stopniu zarażać również ludzie z grup ryzyka. Co ciekawe, wzrost zakażeń w grupie dzieci i młodzieży wyniósł we wrześniu zaledwie 3 proc., co może oznaczać, że to nie szkoły, ale zakłady pracy czy rodzinne uroczystości były głównymi źródłami zakażeń.
W każdym razie krzywa śmiertelności zaczęła w całej Polsce w połowie września gwałtownie wzrastać.
To oczywiście konsekwencja wzrostu zakażeń:
Ta krzywa powinna się piąć w górę jeszcze bardziej stromo, bo od września testowane są przede wszystkim osoby z objawami wskazującymi na COVID-19, a nie np. osoby bez objawów przebywające na kwarantannie.
A na tej grafice widać, że wraz ze skokiem śmiertelności zwiększył się odsetek zgonów u coraz młodszych ludzi:
Źródło: COVID-19 w Polsce/Michał Rogalski
Czarnych kropek, z których każda oznacza zgon, nie tylko jest w październiku więcej, ale ich zagęszczenie sięga poniżej 60. roku życia (dane do 10 października – w związku z coraz większą liczbą zgonów Ministerstwo Zdrowia przestało podawać wiek zmarłych w codziennych komunikatach).
Wiek emerytalny w Polsce to 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet. 2,3 mln seniorów mieszka w gospodarstwach wielopokoleniowych. Nie tylko nierealne jest w polskich warunkach odseparowanie osób zagrożonych od źródła zakażeń. Warto mieć świadomość, że wraz z tak wysokim wzrostem zakażeń będzie umierać znacznie więcej młodszych ludzi niż dotychczas.
Przez cztery dni z rzędu liczba łóżek w szpitalach zajętych przez chorych na COVID-19 zwiększała się o ponad 400. W takim tempie już pod koniec miesiąca osiągnęlibyśmy zarezerwowane dla zakażonych pacjentów 13,5 tys. łóżek – to wszystko kosztem innych wymagających pomocy chorych. A problemy z brakiem łóżek są już teraz.
W sobotę 17 października liczba hospitalizowanych pacjentów przyrosła aż o 600, a pod respiratorami jest już 604 pacjentów z COVID. Jeśli nie pomogą nowe ograniczenia i nasze samoograniczenia, system osiągnie koniec swoich możliwości już za kilka dni. Tak przynajmniej na razie kończy się polska próba przejścia epidemii bez restrykcji.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze