Dlaczego wśród migrantów próbujących się przedostać przez Białoruś do UE najwięcej jest Kurdów z Iraku? Dlaczego piszą znad granicy, że nie mają nic do stracenia? - rozmawiamy z Soranem Omarem Saeedem, były szefem Komisji Praw Człowieka w Parlamencie Regionalnym Kurdystanu
"To wstyd dla krajów Unii Europejskich, szczególnie dla Polski, że nie chcą widzieć tego kryzysu humanitarnego. Polski rząd powinien zobaczyć migrantów jako ludzi, którzy doświadczyli opresji. Dostaję wiele wiadomości od migrantów, którzy skarżą się, że są traktowani z dużą agresją zarówno przez służby białoruskie, jak i polskie. To nie powinno się wydarzyć w XXI wieku.
Jeden z mężczyzn wysłał mi zdjęcia dwóch córek, zupełnie wyziębionych i głodnych, które potrzebowały lekarza. Nie wiem, co się z nim stało.
Rodacy codziennie do mnie piszą. Najczęściej czytam: „Możemy umrzeć tutaj, albo w Kurdystanie. Nie ma to dla nas żadnego znaczenia, gdzie się to wydarzy. Nie mamy już siły"
- mówi OKO.press Soran Omar Saeed, był szef Komisji Praw Człowieka w Parlamencie Regionalnym Kurdystanu. Rozmawiamy z nim m.in. o motywacjach imigrantów i o sytuacji politycznej w Kurdystanie (cała rozmowa w dalszej części tekstu).
To ważny temat, bo najwięcej osób pragnących wyemigrować do Unii Europejskiej przybyło na polsko-białoruskie pogranicze właśnie z irackiego Kurdystanu. Dlaczego stamtąd?
Jeszcze niedawno ten autonomiczny region leżący na północy Iraku był najspokojniejszą i najlepiej radzącą sobie gospodarczo częścią tego państwa, czerpiącą dochody przede wszystkim z ropy naftowej. 27 mln Kurdów zamieszkuje tereny na pograniczu Iraku, Syrii, Iranu i Turcji. Nauka jest trochę bezradna, jeśli chodzi o ich pochodzenie – etnicznie nie mają bowiem wiele wspólnego ani z Arabami, ani z Turkami. Wyznają w większości islam, choć m.in. ze względu na swoje dążenia niepodległościowe stronią od jego radykalnych nurtów.
Kurdowie są też ważnymi sojusznikami Stanów Zjednoczonych – ich żołnierze, peszmergowie, skutecznie walczyli z Państwem Islamskim, które w drugiej dekadzie XXI wieku zajęło znaczne obszary Iraku wprowadzając tam bezprzykładny terror.
Niestety w ostatnich latach Region Kurdystanu podupadł gospodarczo – część jego kłopotów jest wynikiem dysputy budżetowej z rządem w Bagdadzie. Coraz więcej jest jednak dowodów na wszechogarniającą korupcję – po upadku Saddama Husajna pod amerykańskimi auspicjami miały rozkwitnąć tam demokratyczne rządy, w praktyce jednak Kurdystan rządzony jest przez dwie partie – Demokratyczną Partię Kurdystanu kontrolowaną przez klan Barzanich i Patriotyczną Unię Kurdystanu nad którą kontrolę ma klan Talebanich. Podzieliły one Region Kurdystanu na dwie strefy wpływów i obie posiadają liczną polityczną klientelę.
Według cytowanych przez „The Financial Times„ kurdyjskich aktywistów powołujących się na raport Delloitte, tylko 29 proc. zysków z 4,5 mld zysków z wydobycia ropy naftowej w 2020 roku trafiło do rządowych kas. „FT” cytuje również amerykańską dyplomatyczną depeszę z 2006 roku, która mówi, że gospodarka regionu jest „ciasno owinięta mackami DPK i PUK".
Pracownicy budżetówki w Regionie Kurdystanu od miesięcy dostają obniżoną pensję albo nie dostają jej wcale. W szczególnie ciężkiej sytuacji są przebywający tam uchodźcy.
„Gdy wybuchła wojna, otworzyliśmy granice i w pewnym momencie mieliśmy 2 mln uchodźców – z Syrii, z zajętych przez ISIS terytoriów Iraku. Teraz jest ich 900 tys.„ – tłumaczy Ziyad Raoof, pełnomocnik rządu Regionu Kurdystanu w Polsce. „Część tych ludzi to Jazydzi, którzy po 2014 roku, kiedy ISIS dokonał na nich ludobójstwa, nadal są w obozach w Kurdystanie. Nie mogą wrócić do swoich domów, bo tam rządzą obecnie szyickie milicje”.
O Jazydach, prześladowanych przez islamistów wyznawcach synkretycznej religii zamieszkujących region Mosulu w Iraku, którzy próbowali się przedostać do UE przez polską granicę i byli wypychani pisaliśmy m.in. tutaj
W 2017 roku Region Kurdystanu przeprowadził referendum, w którym przeważająca większość mieszkańców opowiedziała się za niepodległością. W odpowiedzi władze w Bagdadzie zajęły sporny region Kirkuku, powodując kolejną ucieczkę ludności.
„Jedna z osób, która zmarła w Polsce, to był właśnie uchodźca z Kirkuku" – mówi Raoof, który jest zaangażowany w procedury związane z transportem zwłok z powrotem do Kurdystanu.
Napięta sytuacja panuje również na pograniczu iracko-tureckim, gdzie pograniczne wioski i miasteczka są bombardowane przez Turcję, walczącą z bojownikami PKK, Partii Pracujących Kurdystanu, separatystycznej organizacji Kurdów z Turcji.
„Te wszystkie problemy powodowały niewłaściwe decyzje pewnych ludzi. Każdy z nich ma inny powód, żeby wyjechać z Kurdystanu, ale to są generalnie problemy, które popychają ludzi do desperacji i podejmowania ryzyka, tym bardziej że są manipulowani i oszukiwani przez reżim Łukaszenki" – tłumaczy zachowanie swoich rodaków Ziyad Raoof.
W większości z irackich Kurdów składała kilkutysięczna grupa migrantów sprowadzona przez Białorusinów pod przejście graniczne Bruzdy-Kuźnica. Kilkanaście-kilkadziesiąt osób z tej grupy poduszczonych przez białoruskie służby obrzuciło polskich policjantów kamieniami. W odpowiedzi polskie służby użyły armatek wodnych.
Rząd w Irbilu (po kurdyjsku Hewlêr) zamknął linię lotniczą, która organizowała loty migrantów bezpośrednio do Mińska, zamknięty został również honorowy konsulat Białorusi w stolicy regionu. W czwartek 18 listopada z Mińska do Irbilu poleciał pierwszy samolot z migrantami, którzy zdecydowali się wrócić. Wiele z tych osób sprzedało cały majątek, żeby zdobyć pieniądze na podróż do upragnionej Unii.
Według Ziyada Raoofa w ośrodkach zamkniętych Straży Granicznej w Polsce przebywa w tej chwili około 800 do tysiąca osób z Regionu Kurdystanu, które wystąpiły o ochronę międzynarodową i azyl.
O motywacjach Kurdów OKO.press rozmawia także z Soranem Omarem Saeedem, byłym przewodniczącym Komisji Praw Człowieka w Parlamencie Regionalnym Kurdystanu.
„Nie są szaleni, nie ryzykują życia bez powodu. Mają już dość życia w ciągłym zagrożeniu" – mówi polityk i aktywista.
Saeed stracił stanowisko, gdy oskarżył premiera Masroura Barzaniego o korupcję. W maju 2020 roku parlament przegłosował większością głosów zniesienie mu immunitetu. Prawie połowa posłów, w tym przewodniczący parlamentu Rewaz Fayaq, wyszła wówczas w proteście przeciwko głosowaniu. Trzy miesiące późnej Saeed zrezygnował z mandatu po tym, jak Sąd Apelacyjny w Irbilu wydał nakaz jego aresztowania na podstawie pozwu wniesionego przeciwko deputowanemu przez premiera za „oszczercze wypowiedzi”.
W raporcie z 2020 roku Freedom House, organizacja monitorująca przestrzeganie praw człowieka na świecie, uznała, że Region Kurdystanu wzmógł prześladowania mediów i dziennikarzy, w szczególności osób, które relacjonowały protesty związane z trudną sytuacją gospodarczą i korupcją. Pięć osób zostało skazanych za rzekome szpiegostwo w procesie skrytykowanym przez Human Rights Watch za złamanie zasady uczciwego procesu i naciski polityczne.
Szymon Opryszek, OKO.press: W trakcie podróży śladami migrantów najczęściej spotykałem Kurdów. Gdy pytałem ich o przyczynę ucieczki mówili mi często: „Jest mi obojętne, gdzie umrę”.
Soran Omar Saeed, były przewodnicząc Komisji Praw Człowieka w Parlamencie Regionalnym Kurdystanu: Sama prawda. Ludzie wyjeżdżają, bo nie mają już nic do stracenia. Ryzykują wszystko dla wolności, godności, ale też z prozaicznych powodów: braku jedzenia, wody, bezpieczeństwa i edukacji dla dzieci. Życie w Kurdystanie nigdy nie było łatwe, a ostatnimi laty jest coraz bardziej niebezpiecznie. Poza tym wiele osób, przesiedlonych z Iraku czy Syrii wciąż mieszka w obozach.
Szacuje się, że na terenie autonomii żyje pięć milionów ludzi. Jestem pewien, że gdyby rząd ogłosił, dajemy wam 24 godziny na opuszczenie Kurdystanu, to zostałoby może 500 tysięcy ludzi, reszta od razu wyjedzie.
Czemu?
Politycy kreują obraz Kurdystanu jako bezpiecznego i demokratycznego raju. Sam byłem członkiem parlamentu, ale odebrano mi immunitet, bo oskarżyłem premiera o korupcję. Jeśli członek parlamentu nie może liczyć na sprawiedliwość, to jak można oczekiwać, że prawa obywateli będą respektowane? Za krytykę rządu ludzie są zatrzymywani, torturowani, niekiedy zabijani.
Massoud Barzani, przywódca rządzącego klanu, zamknął parlament kurdyjski w październiku 2015 roku po wygaśnięciu swojej kadencji jako prezydenta Kurdystanu. Jak w tym przypadku możemy mówić o demokracji? Mamy instytucje quasi-demokratyczne. W rzeczywistości nie ma żadnej demokracji, ona jest tylko w nazwie największej partii.
Od wielu lat organizacje międzynarodowe czy obserwatorzy oskarżają rodziny rządzące, czyli de facto wysokich rangą urzędników o korupcję i pranie brudnych pieniędzy. Chodzi zwłaszcza o czerpanie zysków ze sprzedaży ropy naftowej. Dochody trafiają na ich konta.
Skutek jest taki, że pracownicy budżetówki nie dostawali pensji przez pięć miesięcy z rzędu i wyszli na ulicę. Prywatny sektor też jest kontrolowany przez partyjnych oficjeli. Jeśli chcesz dostać pracę, to musisz mieć znajomego czy krewnego, który zna odpowiednich ludzi.
Ile osób wyjechało w ostatnim czasie z terytorium Kurdystanu? Niektóre doniesienia mówią o 8 tys. Kurdów na Białorusi.
To nie jest nowe zjawisko. Ludzie uciekają od lat. Przemytnicy oferowali im podróż do Europy przez Morze Śródziemne. Wielu dostało się do Grecji czy Włoch, a potem dalej do Niemiec, czy Szwecji. W tych pierwszych falach migracyjnych do Europy uczestniczyli głównie młodzi mężczyźni.
Teraz widzimy więcej rodzin z dziećmi, a nawet starszych osób. Wszystko dlatego, że przemytnicy sprzedawali tę podróż jako bezpieczną. Lot, hotel, kilka kilometrów drogi przez las – ludzie wierzyli w te opowieści. Zresztą, jeśli nie masz nic do stracenia, szukasz każdej okazji.
Mam wrażenie, że dopiero w białoruskim lesie Kurdowie zostali zauważeni przez świat. I to tylko ostatnia fala, bo przecież tysiące osób już przekroczyło granicę polsko-białoruską i są już w obozach przejściowych w Niemczech czy Wielkiej Brytanii.
Pamiętajmy, że migracja z Kurdystanu to nie jest nowa rzecz. Jeszcze kilka lat temu jako przewodniczący komisji przyjeżdżałem m.in. do Strasburga, by opowiedzieć unijnym urzędnikom prawdę. Powtórzę, to co mówię od lat. Kurdowie nie są szaleni, nie ryzykują życia bez powodu. Mają dość chaosu, braku sprawiedliwości, życia w ciągłym zagrożeniu.
Mam kontakt z kilkoma pracownikami mediów, którzy utknęli na pograniczu polsko-białoruskim i przekonują, że byli represjonowani.
Jako przewodniczący Komisji Praw Człowieka zajmowałem się m.in. wolnością słowa. Sam byłem kiedyś dziennikarzem. Dziś Irak zajmuje 162. miejsce na 180 krajów w Światowym Indeksie Wolności Prasy. Sytuacja w Kurdystanie jest pod tym względem dramatyczna. Wielu dziennikarzy zostało zabitych.
Przytoczę tylko kilka przykładów z ostatnich lat: Soran Mama Hama został zastrzelony przed swoim domem w Kirkuku, Sardasht Osman zginął z powodu artykułu, który napisał o wysokim rangą członku regionalnego rządu Kurdystanu, podobnie Kawa Garmyani.
Wszyscy wcześniej dostawali pogróżki. Ich zabójców nie znaleziono, nie było żadnych procesów. Zresztą w Kurdystanie sądy i prokuratura są kontrolowane przez konkretne partie. Żadna krytyka rządzących nie jest dozwolona. Ten problem dotyczy zarówno dziennikarzy, opozycjonistów, aktywistów, ale też zwykłych ludzi. Trudno jest żyć z zamkniętymi ustami.
Wśród migrantów słyszałem głosy, że przemyt jest możliwy dzięki PKK.
Rzeczywiście, PKK często jest oskarżana o kreowanie zjawiska migracji, by w ten sposób naciskać na Turcję. To skomplikowana polityczna układanka, w której każda ze stron chce ugrać coś dla siebie. Bez względu, czy to Białoruś, Polska, Turcja czy Rosja.
W mediach pojawiły się informacje, że weterani wojenni z Iraku przeszli szkolenia w białoruskich obozach wojskowych, by w ten sposób przygotować się do natarcia na polskie granice.
Nie wydaje mi się, by to była prawda. Ale nie mam wiedzy na ten temat.
Polski rząd przedstawia migrantów jako najeźdźców, terrorystów, a nawet jako pedofili czy zoofilii.
To wstyd dla krajów Unii Europejskich, szczególnie dla Polski, że nie chcą widzieć tego kryzysu humanitarnego. Polski rząd powinien zobaczyć migrantów jako ludzi, którzy doświadczyli opresji.
Dostaję wiele wiadomości od migrantów, którzy skarżą się, że są traktowani z dużą agresją zarówno przez służby białoruskie, jak i polskie. To nie powinno się wydarzyć w XXI wieku.
Jeden z mężczyzn wysłał mi zdjęcia dwóch córek, zupełnie wyziębionych i głodnych, które potrzebowały lekarza. Nie wiem, co się z nim stało.
Rodacy codziennie do mnie piszą. Najczęściej czytam: „Możemy umrzeć tutaj, albo w Kurdystanie. Nie ma to dla nas żadnego znaczenia, gdzie się to wydarzy. Nie mamy już siły."
Nie ma Pan wrażenia, że zawiodły unijne instytucje? Dopiero po trzech miesiącach kryzysu widać jakieś ruchy w kierunku rozwiązania problemu.
Jestem bardzo zły. To wstyd dla Unii Europejskie, zwłaszcza dla Polski. U podstaw wielu konwencji, choćby genewskiej, leżą prawa człowieka, możliwość złożenia wniosku o azyl, ochrona międzynarodowa dla represjonowanych. Wszyscy powinni je respektować. Wielu ludzi, którzy utknęli na granicy, nie może wrócić do Iraku. Nie mają do czego. Sprzedali wszystko, by uciekać, a nieświadomie stali się narzędziem w rękach reżimu białoruskiego, przedmiotami w sporze między Polską i Białorusią. Chcieli tylko człowieczeństwa. Proszę Polaków, by spojrzeli na nich ludzkim okiem, a nie przez pryzmat stereotypów, partyjnych przekazów czy wizerunkowych zagrywek reżimów.
Rozmowa odbyła się po angielsku przez what's up, z pomocą tłumacza
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Komentarze