Po zabójstwie prezydenta Adamowicza media prorządowe protestują przeciwko zajęciom o mowie nienawiści w szkołach i kwestionują sam sens jej zwalczania. Oficjalnie - bo boją się „lewackiej cenzury”. Na serio - bo wiedzą, że mowa nienawiści to ich cenna broń w walce o władzę
Pomysł przeprowadzenia lekcji o mowie nienawiści w szkole - co po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza zapowiedział prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski - wzbudził protesty części rodziców w podstawówce, do której chodzi moja ośmioletnia córka.
Motorem protestu była matka jednej z dziewczynek. „Każdy powinien mieć świadomość i możliwość wyboru, czy chce, aby dziecko w tym uczestniczyło” - napisała. Powołała się przy tym na stanowisko Ordo Iuris z 16 stycznia 2019. (Akcję Ordo Iuris omawialiśmy w OKO.press tego samego dnia). „Tak nie buduje się atmosfery szacunku i dialogu” - pisało Ordo Iuris. Organizacja przygotowała także „oświadczenie rodzicielskie” dla tych rodziców, którzy nie chcą, żeby ich dzieci brały udział w lekcjach.
Ordo Iuris wykorzystało przy okazji argument, nad którym warto się chwilę zatrzymać.
„Problem polega na tym, że pod nieostrym pojęciem »mowy nienawiści« mieści się dzisiaj dowolne treści w znacznej części stanowiące realizację postulatów radykalnej lewicy, która pod pozorem walki z nienawiścią próbuje zgasić wszelką dyskusję o tak podstawowych sprawach jak: tożsamość narodowa, tożsamość małżeństwa, rola rodziny i rodziców w wychowaniu dziecka, rola religii w życiu rodzin i życiu wspólnoty narodowej…”
Organizacja dodała, że „mową nienawiści” jest według materiałów linkowanych przez prezydenta Warszawy „postrzeganie żądań politycznych (lobby LGBT) jako nieuzasadnionych” oraz „świecka krytyka Islamu” (o świeckiej krytyce chrześcijaństwa materiał nie wspomina).
Prawica - niezależnie od podziałów - sprzeciwiła się postulatom wysuwanym przez niektórych polityków opozycji, żeby państwo polskie aktywnie zwalczało mowę nienawiści (dziś robi to rzadko i niekonsekwentnie).
Wielu polityków opozycji i publicystów twierdziło, że nieustanne ataki na prezydenta Adamowicza ze strony mediów związanych z PiS, w tym „mediów narodowych”, mogły popchnąć niezrównoważonego psychicznie mordercę do zbrodni. Same „Wiadomości” TVP atakowały prezydenta Gdańska blisko sto razy. Jeden z powodów ataków na Adamowicza to otwarta polityka integracji imigrantów prowadzona przez Gdańsk.
Wiceprzewodniczący Ruchu Narodowego Krzysztof Bosak odrzuca takie pojęcie mowy nienawiści. Na Twitterze alarmuje: „UWAGA RODZICE: Zwracam uwagę że lewicowy termin „mowa nienawiści” i chrześcijańskie pojęcie „nienawiść” to dwie różne rzeczy. „Mowa nienawiści” to słowne wyrażanie nienawiści plus dodatkowo brak akceptacji lewicowej ideologii (tzw. „równe traktowanie”, wymóg „słownej akceptacji”)” (pisownia oryginalna)
Przeciwko lekcjom o mowie nienawiści jest także portal wpolityce.pl braci Karnowskich: „Całkiem sporo uwagi poświęcono gejom, islamowi, migrantom, Żydom i muzułmanom. Mało tego, czytając podręcznik do zajęć, jakie mają odbyć dzieci w warszawskich szkołach, można by wręcz odnieść wrażenie, że najważniejszym problemem Europy i świata jest dyskryminacja homoseksualistów i muzułmańskich uchodźców”.
Oto argumenty prawicy przeciw walce z mową nienawiści.
Wykładał to profesor z uczelni o. Rydzyka i częsty gość Radia Maryja Mieczysław Ryba: „Sam termin »mowa nienawiści« został wprowadzony w ramach pewnej rewolucji kulturalnej, która miała miejsce w Europie Zachodniej.
Jest to pewien rodzaj cenzury, którą próbuje się wprowadzić. Jest to kwestia na poziomie prawnym, na poziomie wychowawczym. Wojna toczy się o język, pojęcia. Jeżeli się ją wygra, to ma się praktycznie możliwość sterowania umysłami”.
Powiedzmy to w prostszy sposób: ten argument mówi, że lewica chce zdefiniować jako „mowę nienawiści” krytykę tego, co sama ceni.
To argument fałszywy, jak zobaczymy niżej, ale trzeba go odnotować.
Jacek Karnowski: „Chodzi o cofnięcie czasu do okresu przedsmoleńskiego. O zbudowanie takich mechanizmów - w ramach »walki z mową nienawiści« - które uniemożliwią realny opis i ocenę rzeczywistości. Zarówno w odniesieniu do polityki, jak i życia społecznego (gospodarka, samorządy, wymiar sprawiedliwości)”.
Tak mówił m.in. Bronisław Wildstein: „W ramach walki z mową nienawiści we Francji - ale nie tylko - można kogoś skazać za antyaborcyjne wystąpienia. Można człowieka skazać - i tak czyniono - za stwierdzenie, że szerokie otwarcie się na muzułmańską imigrację doprowadzi do zmiany kulturowej we Francji. To były wypowiedzi czysto teoretyczne”.
Czyli na Zachodzie za pomocą walki z mową nienawiści prawicę skutecznie „zakneblowano”, zakazując jej mówić brzydko m.in. o muzułmanach czy gejach.
Antoni Macierewicz podkreślał, że „nienawiść była strasznie skierowana” przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu.
Media prorządowe nagłaśniały też agresywne wypowiedzi czy wpisy w mediach społecznościowych polityków i celebrytów związanych z opozycją. „Jarosławie Kaczyński - WYP…J” - napisał na Facebooku dawny działacz opozycji demokratycznej i polityk Unii Wolności Andrzej Celiński. „Tak przeżywa żałobę?” - pytał z przekąsem portal braci Karnowskich.
Przykładów było więcej, chociaż ich autorami były postaci odgrywające dziś marginalną rolę w życiu publicznym - np. brat znanego dziennikarza Tomasza Sekielskiego (ale nie on sam) czy dziennikarz Kamil Durczok, który nazwał Jarosława Kaczyńskiego „małym i zakompleksionym facecikiem, rozwalającym Polskę na kawałki”.
Podejrzliwość wobec wyrażenia „mowa nienawiści” polska prawica zaczerpnęła od prawicy amerykańskiej. Na popularnych serwisach zwolenników Donalda Trumpa - w dużej części należących do tzw. alt-right, czyli nowej, radykalnej prawicy - informacje dotyczące zwalczania mowy nienawiści traktowane są sceptycznie i z dużą nieufnością.
Czytamy tam, że walka z mową nienawiści (zwykle w ironicznym cudzysłowie — „mową nienawiści”) służy do zamykania ust prawicy - czy to mówiącej o (domniemanych lub realnych) przestępstwach popełnianych przez imigrantów, czy o innych tematach niewygodnych dla tzw. mediów głównego nurtu. Amerykańska prawica twierdzi też często, że o mowę nienawiści nigdy nie jest posądzana lewica czy centrum - ale zawsze prawica, co uważają za krzywdzące i niesprawiedliwe.
Popatrzmy, co pisze na ten temat serwis Breitbart.com - jedno z najważniejszych mediów popierających Trumpa i ultrakonserwatywnych Republikanów w USA.
3 listopada 2018 roku serwis zamieścił wideo zmontowane z wypowiedzi ważnych figur liberalnych mediów w USA nazywających Donalda Trumpa „wirusem”, „nazistą” i „niegodnym miana człowieka”. Morał: lewica ignoruje agresję własnych gwiazd, wytykając równocześnie prawicy mowę nienawiści.
31 października Breitbart opublikował relację z wystąpienia wysokiej rangą funkcjonariuszki brytyjskiej policji, która protestowała przeciwko nadawaniu „przestępstwom z nienawiści” priorytetowej rangi - twierdząc, że „odciąga to policjantów” od podstawowych zadań, takich jak np. wykrywanie sprawców włamań czy zwalczanie gangów.
Breitbart pisał też wielokrotnie - z obawą - o ogłaszanych przez największe media społecznościowe, zwłaszcza Facebooka, próbach zwalczania mowy nienawiści. Kiedy 15 listopada 2018 szef Facebooka Mark Zuckerberg pisał na blogu o tym, jak Facebook zamierza ograniczyć dostęp do „obraźliwych i prowokacyjnych treści”, Breitbart pytał: „Obraźliwych dla kogo? Czy chrześcijanie będą w ten sam sposób chronieni przed obraźliwymi treściami jak muzułmanie?”.
Także inne prawicowe media w USA chętnie piszą o usuwaniu z mediów społecznościowych osób, które narażą się wypowiedziami uznawanymi przez lewicę za mowę nienawiści (a przez prawicę nie).
25 listopada 2018 Redstate.com opisał np. przypadek kanadyjskiej feministki Megan Murphy, która nazywała osoby transpłciowe nieprawidłowymi formami („on” zamiast „ona”).
Według regulaminu Twittera „misgendering” (to angielskie słowo oznaczające celowe przypisanie osobie transpłciowej niewłaściwej płci) jest traktowane na równi z wypowiedziami o charakterze seksistowskim, obraźliwym, mającym na celu dehumanizację innych osób. Wolność słowa oznacza także - zdaniem cytowanego z aprobatą przez Redstate.com komika Roba Schneidera (13 stycznia 2019) - wolność mówienia rzeczy, które inni ludzie uważają za obraźliwe.
Amerykańska prawica uważa więc często mówienie o mowie nienawiści jako sposobie narzucenia przez lewicę czy liberałów cenzury - zabronienia im mówienia o tym, co uważają za ważne. Używa też identycznych argumentów jak prawica polska.
Z prawnego punktu widzenia z pewnością są przesadzone. Polski kodeks karny (art. 256) definiuje termin „mowa nienawiści” jako znieważenie lub nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym, rasowym, etnicznym czy wyznaniowym (ale już nie np. z powodu tożsamości płciowej).
To nie oznacza, że każda agresywna wypowiedź w sferze publicznej jest od razu mową nienawiści - zwłaszcza z prawnego punktu widzenia. To ważne rozróżnienie, które w powodzi wezwań do porzucenia mowy nienawiści w polityce po śmierci prezydenta Adamowicza często się zaciera.
Sprawa ma też subtelniejszy wymiar, którego nie można zignorować. Wolność słowa w istocie oznacza bowiem również wolność mówienia rzeczy, które inni ludzie odbierają jako przykre i krzywdzące. Różne rzeczy są dla różnych ludzi „zniewagą”. Mądry ustawodawca powinien to uwzględnić tworząc prawo.
W czasie mszy podczas pogrzebu prezydenta Adamowicza 19 stycznia o. Ludwik Wiśniewski apelował o to, żebyśmy nie byli „obojętni na truciznę nienawiści”. Definicja prawna nie jest jedyną, którą mamy. Przegląd innych przygotował we wpisie na Facebooku portal Uchodźcy.info 19 stycznia. Np. socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Lech Nijakowski definiuje ją tak:
„Mowa nienawiści polega na przypisywaniu szczególnie negatywnych cech i/lub wzywaniu do dyskryminujących działań wymierzonych w pewną kategorię społeczną, przede wszystkim taką, do której przynależność jest postrzegana jako »naturalna« (przypisana), a nie z wyboru”.
Dla prawicy te subtelne rozróżnienia nie mają jednak znaczenia. Kiedy protestują przeciwko walce z mową nienawiści, chodzi o co innego: o walkę o władzę i o jej utrzymanie. „Nie da się bowiem utrzymać władzy, nie prezentując własnej opowieści o Polsce, zarówno w odniesieniu do przeszłości, jak i teraźniejszości czy przyszłości” - pisał Jacek Karnowski w portalu wPolityce.pl.
Przyznawał w ten sposób pośrednio, że ta prawicowa „opowieść” zawiera słowa, które lewica określa jako mowę nienawiści.
To jasne - ataki na uchodźców, muzułmanów czy lesbijki mobilizują wyborców współczesnej demagogicznej prawicy i w Polsce, i za granicą. I dlatego prawica tak boi się walki z mową nienawiści: odbiera to jej oręż.
[0]=68.ARCDpoEF4UUqpgrNDNPj6L-AKyMGsr76tEYnkH5qy3kVOnixhRC4om5UOb-mfhcuxbheZ6jAus-ZO1jm8wjZI0Ik7JktgQu6rjQFzPSW7ZInoF31yQtxi1gySsSUxnnWlwNuMOzrj8s3zEC2jfziy854uiQQv-bRZYrfrrU5VFQp-cMBBbFcKRegI6PFUlVIi2_s03-dpMbarRcLDUXn1z9bgtPC7gue4aIrp1knoGX8vtfvfndTxOjBnxmfl4nSKYa7S-Njz_2SeKkCsVSi2Hi7Ujn-VJ2l9RSa0XFZhZ0SW0CKB40GPoTlL1pTcQLS4y5hvrrMhs6QKsrtZc79Yw&__tn__=-R
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze