0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.pl *** Local Caption *** . .Fot. Agnieszka Sadow...

Nie pierwszy już raz władza ośmiesza polski mundur, tym razem jednak z pomocą związkowców ze Straży Granicznej. Histeryczna reakcja tych ostatnich na zwiastun filmu Agnieszki Holland ujawnia, że jakaś część funkcjonariuszy SG uważa samych siebie za bohaterów pełniących „ofiarną służbę” na ogarniętej wojną granicy polsko-białoruskiej. To ciekawe i zarazem smutne zjawisko – bo wygląda na to, że niektórzy ze strażników granicznych zdążyli już uwierzyć w retorykę obozu władzy – według której granica jest permanentnie „broniona” przed „szturmami” agresywnych, „licznych rzesz krzepkich intruzów”, działających „na zlecenie” reżimu Łukaszenki. Bo właśnie takiego języka używają w napisanym przez siebie oświadczeniu.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości.

Strażnikom wtóruje rządowa propaganda. Nie dalej niż w poniedziałek 11 września, „Wiadomości” TVP nadały utrzymany w martyrologicznym tonie materiał o „odpieraniu ataków” na granicę – oczywiście również po to, by zaatakować Agnieszkę Holland. Bez mrugnięcia okiem wymieniono nawet najnowszy przykład „agresji” – otóż patrol SG miał zostać ostrzelany... z procy.

Drodzy funkcjonariusze i funkcjonariuszki, zanim zaczniecie się domagać przyznawania wam orderów Virtuti Militari, spróbujmy może na moment odzyskać proporcje.

Dlaczego ciągle jojczycie, płaczecie i chlipiecie?

Owszem, zadania wykonywane przez was na granicy polsko-białoruskiej rzeczywiście uległy w 2021 roku zasadniczej zmianie. Tak, to już nie jest trzepanie bagażu babinie przenoszącej przez granicę papierosy metodą na mrówkę. Z całą pewnością to też coś trudniejszego niż zwijanie kajakarzy, którzy nie ogarnęli, że na spływ granicznym odcinkiem Bugu trzeba było mieć zezwolenie.

Zostawmy na razie kwestię tego, co tak naprawdę kazali wam robić wasi przełożeni. Z punktu widzenia taktyki i pragmatyki waszej służby musieliście po prostu nieco wyżej podnieść poprzeczkę. Wykonujecie zadania, które ćwiczyliście na różnych ANAKONDACH i innych manewrach już od kilkunastu lat. Reagujecie na znaczące (ba, wręcz lawinowe) zwiększenie liczby prób przekroczenia polskiej granicy. Obserwujecie, patrolujecie, zatrzymujecie, pilnujecie płotu. Mniej więcej za to zawsze wam płaciliśmy i płacimy.

To, co jest w tym naprawdę nowego – to jedynie pushbacki. Do tego jeszcze wrócimy.

Dlaczego więc ciągle jojczycie, płaczecie i chlipiecie? Dlaczego uważacie się za bohaterów i zarazem ofiary? Co się takiego z wami stało, że czujecie się osobiście urażeni – ba, „szkalowani” – powstaniem filmu fabularnego, którego zresztą nikt z was jeszcze nie obejrzał?

Nie jesteście na wojnie

Wyjaśnijmy kilka spraw.

Nie, nie jesteście na żadnej „wojnie”. Owszem, aktywny udział reżimu Łukaszenki w wywołaniu kryzysu na granicy nosi znamiona działań hybrydowych, ale próg wojny nie został przekroczony.

Co więcej, wciąż jest do niego bardzo daleko.

Jeśli nie wiecie, czym jest prawdziwa wojna – zapytajcie weteranów Sił Zbrojnych Ukrainy. Jeśli nie wiecie, czym jest otwarty konflikt asymetryczny – zapytajcie żołnierzy Wojska Polskiego, którzy brali udział w misjach w Afganistanie czy Iraku. Jeśli nie wiecie, czym jest ostra postać wojny hybrydowej – zaproście na warsztaty ukraińskich pograniczników z obwodu czernihowskiego czy sumskiego. Opowiedzą wam, jak wygląda zapewnianie szczelności ostrzeliwanej z oddalenia granicy, przez którą starają się przenikać uzbrojone grupy dywersantów.

Nie, nikt was nie „szturmuje”. To, że takich określeń używa propagandowa machina władzy na czele z TVP, nie uprawnia do tego samego ludzi szkolonych także do walki – a przecież nimi jesteście. Szturmowany to był Mariupol – obecnie zaś szturmowana jest na przykład rosyjska linia „Surowikina” na Zaporożu. Dopóki nikt nie wali do was z automatów (nie mówiąc już na przykład o termobarycznych „Trzmielach”), a zza drzew nie wyłania się armatohaubica samobieżna z lufą wycelowaną na wprost, dopóty nawet nie staliście obok szturmu.

Nie, nie doświadczacie żadnej szczególnej martyrologii. A przy tym w gruncie rzeczy niewiele wam grozi.

Wszyscy pamiętamy, że na przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej 16 listopada 2021 roku doszło do regularnych zamieszek, w wyniku których rannych zostało 9 policjantów. Problem tylko w tym, że od tych zajść minęły już prawie 2 lata. Przez cały ten czas wasi koledzy z policyjnych jednostek prewencji doświadczali identycznych zagrożeń i doznawali obrażeń na co drugim meczu polskiej ligi piłkarskiej. Taka praca, taka służba.

Tak, wiem doskonale, że przez granicę lecą czasem kamienie a wasze radiowozy – znów cytuję tu list związkowców z oddziału nadwiślańskiego SG – wracają z patroli z wgnieceniami. Rozumiem, że czasem możecie się czuć jak dzielnicowy z Bałut czy Szmulek. Nadal jednak to wy jesteście uzbrojonymi funkcjonariuszami państwowych służb. Byliście do tego szkoleni, macie procedury i schematy taktyczne. I to wy dysponujecie monopolem państwa na stosowanie przemocy.

Jest za to coś, czego szczerze wam współczuję

Zostaliście przez swych przełożonych i ich politycznych mocodawców nakłonieni lub zmuszeni do systemowego łamania polskiego prawa azylowego i międzynarodowych konwencji. Nie, nie winię was za to jakoś specjalnie. Funkcjonariusz czy żołnierz musi wykonywać polecenia i rozkazy, choć ma prawo tego odmówić, w wypadku gdyby miała mu za to grozić odpowiedzialność karna. Niespecjalnie korzystacie z tego prawa, ale to jednak przełożonych i mocodawców się z tego rozlicza – mam nadzieję, że tak będzie i w tym wypadku.

Wciąż jednak wierzę, że zatrzymywanie wycieńczonych i głodnych ludzi, a następnie wypychanie ich z powrotem na Białoruś to nie jest robota, która przynosi wam realną satysfakcję. Wierzę, że na szkoleniach nie było zajęć z ładowania na pakę pojazdu ludzi, którzy jedyne, czego potrzebują, to natychmiastowej pomocy medycznej. Wierzę, że nie po to składaliście przysięgę, żeby potem tropić działaczy organizacji humanitarnych, wykonujących swą powinność albo zatrzymywać dziennikarzy podczas ich pracy. Wierzę też, że nie jesteście dumni ze swej niemal całkowitej nieskuteczności w zwalczaniu gangów przemytników ludzi, a także z tego, co czuliście, wypychając za płot kobiety i dzieci.

Wierzę, że po niektórych akcjach ciężko wam potem spojrzeć w lustro. Ale mimo to, nie napiszę wam, żebyście „wzięli się w garść”. Bo prawda jest taka, że część z was potrzebuje w tej chwili pomocy i terapii, by uporać się z tym, czego doświadczyliście tam, na granicy.

Za to proszę was o jedno. Przestańcie ośmieszać polski mundur. Nie róbcie z siebie „szkalowanych” ofiar. Przestańcie mówić, że bronicie polskiej granicy, podczas gdy po prostu jej pilnujecie. Przestańcie lamentować.

Zastanówcie się, proszę, co będzie napisane na pomnikach i tablicach pamiątkowych waszego heroizmu, gdy już naród postanowi wystarczająco je uczcić. „W tym miejscu, 21 listopada 2021 roku funkcjonariusze Straży Granicznej po ciężkim boju spotkaniowym wypchnęli przez granicę dwie rodziny z małymi dziećmi. Temperatura wynosiła -7 stopni! Przechodniu, powiedz Sparcie…”.

Tak to sobie wyobrażacie?

Tuż za naszą granicą – tyle że nie tą, której pilnujecie – toczy się prawdziwa wojna. Codziennie dziesiątkami i setkami giną w niej ludzie. Wzdłuż liczącej setki kilometrów linii frontu w okopach walczą żołnierze Sił Zbrojnych Ukrainy. Tak, to jest właśnie ofiarna służba – a szturmy i obrony mają tam miejsce naprawdę, a nie w propagandowej telewizji – i to codziennie. Tyle tylko, że żołnierze SZU w swych relacjach z frontu nie jojczą i nie użalają się nad sobą. Zamiast patosu mają czarny humor, a zamiast lamentów – minutę ciszy.

Weźcie z nich przykład. Koniec tego pochlipywania. Murem za polskim mundurem – po prostu przestańcie ten mundur ośmieszać.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze