Słuchajcie głosu wykluczonych z debaty kobiet z niepełnosprawnościami! To też ich strajk! – przekonuje Anna Rutz.
Krzyczę w imieniu swoim i tych, którzy nie mają już sił
Od kilku dni czuję, że mnie dusi, a łzy cisną się do oczu.
Nie, proszę Państwa, to nie COVID. To złość na rządzących, którzy znów próbują podzielić nasze społeczeństwo.
Złość na rządzących, którzy do obrony swojej chorej ideologii tortur i martyrologii używają wizerunku osób z niepełnosprawnościami, w tym obrazków słodkich wysoko funkcjonujących maluchów z zespołem Downa.
To złość na ludzi, którzy twierdzą, że skoro urodziłam się z niepełnosprawnością, to muszę reprezentować uznane przez nich za słuszne poglądy odrzucające wybór kobiety, bo przecież wiadomo: „jesteś niepełnosprawna, nie potrafisz samodzielnie myśleć, na pewno ktoś Tobą manipuluje”. „Jak możesz popierać aborcję, przecież ktoś Tobie też pozwolił żyć?”, „Skoro jesteś taka mądra, to sama się zabij” – tak w skrócie można podsumować komentarze, które odczytywałam ostatnimi dniami pod moimi postami od tych „broniących życia”. [Ostatni z komentarzy jest autorstwa absolwentki Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej UKSW].
No więc drodzy pro-life’owcy, mimo Waszych zachęt nie zamierzam się zabić. Nie zamierzam też niczym bierny baranek podążać za Waszym białym tłumem, któremu nie zawdzięczam nic poza frazesami, że „niepełnosprawność to mój krzyż i powinnam go nieść z pokorą”.
Postanowiłam krzyczeć, w imieniu swoim i tych, którzy na ten krzyk i na takie pojmowanie niepełnosprawności nie mają już sił.
Krzyczę, bo linia merytorycznych argumentów już się wyczerpała, nie pomogły debaty w Sejmie, wystąpienia do Komitetu Generalnego ONZ w Genewie, dyskusje kuluarowe z politykami. Każda cierpliwość ma swój kres. Krzyczę w tłumie protestujących, bo….
- W Polsce prawa płodów, a po porodzie osób z niepełnosprawnościami kończą się, gdy opuszczą ciała swoich matek. Moja mama miała wsparcie swojej rodziny, to dzięki nim, rodzicom i rodzeństwu mojej mamy, jestem tu, gdzie jestem. Z wyższym wykształceniem, pracująca ze świetną szefową i wspaniałym zespołem, żyjąca w dużym mieście. Tak, miałam potwornie dużo szczęścia, ale zachowałam pokorę, żeby się nie wymądrzać i nie dyktować innym, jak mają żyć, bo wiem, ilu osobom tego szczęścia zabrakło i wgapiają się teraz w sufity swoich podupadłych mieszkań lub DPS-ów, bo państwo nie zapewniło im godziwego życia.
- Krzyczę, bo prawa kobiet i dziewczynek z niepełnosprawnościami, które przebywają w DPS-ach nadal nie są należycie zabezpieczone. Możesz poczytać o tym więcej w raportach Rzecznika Praw Obywatelskich, czy pracach badawczych Agnieszki Wołowicz.
- Krzyczę, bo mimo że Konwencja ONZ o Prawach Osób z Niepełnosprawnościami została ratyfikowana 8 lat temu, nadal nie ma ustawy, która pozwala mi się skutecznie bronić przed dyskryminacją ze względu na niepełnosprawność czy niepełnosprawność i inne przesłanki jak płeć czy wiek. Dyskryminacja intersekcjonalna w polskim prawie praktycznie nie istnieje. Owszem, mogę się poskarżyć, gdy budynek instytucji publicznej jest niedostępny, ale już nie, gdy dana usługa, zwłaszcza oferowana przez sektor prywatny, nie spełnia wymogów dostępności.
- Krzyczę, bo kobiety z niepełnosprawnościami nawet, gdy bardzo chcą zostać matkami, na własną rękę muszą szukać fachowej pomocy, dobrej opieki ginekologiczno-położniczej. A gdy już urodzą, często są nękane przyjazdami opieki socjalnej (czasem nawet w asyście policji), która wciąż sprawdza, czy na pewno sobie radzą, czy na pewno są dobrymi matkami, skoro mają niepełnosprawność. Kontrolują, ale nie wspierają realnie np. poprzez usługi asystenckie.
- Krzyczę, bo edukacja seksualna w Polsce to fikcja. W szczególności edukacja kobiet i dziewczynek z niepełnosprawnościami intelektualnymi, czy sensorycznymi (w tym wzroku i słuchu).
Świątobliwa Pani z różańcem, czy szanowny jegomościu w drogim płaszczu – zanim zaczniesz mnie pouczać o eugenice, wsłuchaj się w swoje własne słowa. Jak uprzedmiotawiasz osoby z niepełnosprawnościami, jak odmawiasz im prawa do posiadania własnego zdania, życia na równych prawach z innymi, realizowania się jako obywatel/ka. Gdzie byłeś/byłaś, gdy rodzice osób niepełnosprawnych protestowali w Sejmie? Gdzie byłeś, gdy musiałam brać dodatkowe prace, by uzbierać pieniądze na swój wózek, bo NFZ notorycznie odrzucał mój wniosek o dofinansowanie? Na te pytania odpowiedz sobie sam/a, bo mi nie chce się już z Tobą gadać.
Tak to wygląda z drugiej strony. Oczywiście "obrońcy życia" umywaja ręce po narodzeniu dziecka, a kiedy ich samych dotyka problem, często usuwają ciążę. Skoro jest ich ta wielu, nie powinno brakować pieniędzy ani wolontariuszy do opieki nad takimi dziećmi, więc czemu tak nie jest ??? Bo to męczennicy cudzymi rękami. Obłudni do szpiku kości. Katolicy- teoretycy.
Żaden zwolennik „życia za wszelką cenę” nie pojawił się swego czasu w Szpitalu Bielańskim, gdy przez kilkanaście dni umierało tam „dziecko Chazana” – noworodek bez szans na przeżycie, urodzony jako ofiara światopoglądu tego pana.
P.S> To nie obrońcy życia, tylko obrońcy porodów.
Trzeba sięgnąć do źródeł zła, do Krk. Ogłosić bojkot tej instytucji, wskazać malostkowość i absurdalność jej obrzędów i zwyczajów. Wyjaśnić, jak mało mają wspólnego z religią. Wszcząć akcje uproszczonej apostazji – tworzyć listy osób występujących, przekazywać je lokalnym biskupom i urzedom stanu cywilnego itp. Nie jestem znawcą kościelnych procedur i nie potrafię wskazać najwłaściwysz form protestu. Liczę na ekspertów. Trzeba skończyć z hasłami i demagogia i podjąć konkretne, powszechne działania.
A co na to nasi nadworni "prawdziwy Polacy i katolicy" – ferdinand, grzesiu ropczyński, osoba niebinarna? Dlaczego nie wyzywacie jej od lewaczek, k…wek, hołoty i nie-polaków? Przecież nie macie żadnej empatii więc skąd ta cisza? Odwagi zabrakło czy tego waszego katolickiego "miłosierdzia"?
Grzesia i ekipę aż szyja boli od wykręcania głowy w drugą stronę żeby nie widzieć niewygodnych artykułów 😀
A może boją się że ich oficer prowadzący to zobaczy i zamknie kurek z kasą. Oni są tak odważni jak ich idol – jaroslaw k. – najwiekszy tchórz PRL i III RP. Swoją drogą historia lubi sie powtarzać – w stanie wojennym chował sie pod pierzynką u mamusi i teraz też ma pełne gacie jak suweren przyszedł pod jego dom.
Dziękuję pani za ten list. Gęby pełne frazesów, a czyny haniebne! Rozdawnictwo pieniędzy na lewo i prawo, a nie pomoc tym, którym jest ona potrzebna. Przekupstwo polityczne, a nie ułatwienie życia osobom, które tej pomocy naprawdę potrzebują. Kiedyś przeczytałam w Dużym Formacie reportaż o małżeństwie, które mając dziecko z nieuleczalną chorobą wyjechało na stałe do Niemiec. Opisano również, jak państwo pomaga tam nie tylko choremu dziecku, ale i rodzinie, zwłaszcza matkom, którym przydziela się asystentów do pomocy, umożliwia pracę choćby w niewielkim wymiarze, oferuje urlop wypoczynkowy dla podratowania choćby psychiki. To dla mnie był opis różnicy między państwem-wspólnotą a państwem teoretycznym. Szok!