0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Antonina Palarczykfot. Antonina Palarc...

- Pidary wiedziały już wczoraj, że będzie nasz szturm – krzywi się Żenia, ochrzczony pseudonimem Optymista. Z dwoma towarzyszami nurkuje w chaszcze i zeskakuje na dno wydrążonego w ziemi korytarza. Biegną okopem wzdłuż pasa zarośli i drzew przecinającego pole aż do niewielkiej wnęki. Okop ma wysokość dorosłego człowieka. Żenia zrzuca z grzbietu całe żelastwo, kamizelkę i hełm, w którym posłusznie przesiedział w terenówce dwudziestokilometrową drogę z bazy w Orichiwie.

Żołnierze powtarzają mi, że dotarcie do okopu jest bardziej niebezpieczne niż siedzenie w nim. A poręczne walizki, z którymi biegną z samochodu do okopu, zdradzają, że nie są zwykłymi żołnierzami piechoty.

Rosjanie patrolujący z powietrza szeroką na kilka kilometrów strefę wzdłuż linii frontu rozpoznają w nich łatwo „kolegów po fachu”, czyli drończyków. Lokalizowanie operatorów drona przeciwnika, obok szukania ukrytego w krzakach ciężkiego sprzętu wroga, dział i wozów bojowych, to jeden z priorytetów pracy drończyka, wykonywany ze szczególną zaciętością.

Zaalarmowana artyleria dzięki precyzyjnym koordynatom może błyskawicznie pozbawić przeciwnika wykwalifikowanych żołnierzy-operatorów i niepozornego sprzętu wartego dziesiątki tysięcy złotych.

Kule świstają, idę po kubeczek

Szósta rano. Przycicha artyleria, trwa rotacja ekip po obu stronach frontu, w tym drończyków. Kilka godzin wcześniej wymienili się żołnierze piechoty. Na ich miejsce walki, linię zero, którą od znajdujących się w zasięgu wzroku okopów wroga dzieli tylko “szara strefa”, najlepiej dostać się pod osłoną ciemności.

Drończyk walczy z drugiej linii, zwykle kilometr od linii zero. Zasięg najpopularniejszego z używanych przez wojsko dronów komercyjnych, DJI Mavic 3, nie przekracza dziesięciu kilometrów.

Zaraz po wejściu pod prowizoryczne zadaszenie Optymista rozkłada cały swój sprzęt: drony, sterty kabelków, skrzynki z niedużymi ładunkami wybuchowymi. Gdy słyszy nad głową odgłosy szybkiej wymiany ognia, zaciera z zadowoleniem ręce.

- Ooo, zaczyna się. Dobrze!

- Kule świstają, idę po kubeczek na kawę – dodaje Witala, pseudonim Maj. Dźwięk nad naszymi głowami brzmi jak upadające na napięty brezent krople deszczu. Albo jak eksplodujące ziarenka kukurydzy.

- Co wy tam, na górze, popcorn robicie? – komentuje jeden z chłopaków.

- Witala, wkładaj, kurwa, hełm!

- Teraz będzie wesoło – mówi Wladik, trzeci z ekipy, zawsze uśmiechnięty, choć w nieco szaleńczy sposób. Starannie wciska w ścianę okopu tlący się niedopałek obok dziesiątków innych niedopałków, jak leśny ptak wciska orzech w szczelinę drzewa, na później.

Maj szamocze się z malutką kuchenką, przygotowuje wrzątek do kawy rozpuszczalnej.

Zaczyna się bardzo długi dzień na pozycjach gdzieś w zaporoskiej głuszy.

zdjęcie w okopie, na pierwszym planie ręką trzymająca dron, w głębi twarz młodego mężczyzny
Żenia Optymista przygotowuje dron do wypuszczenia z okopu. Fot. Antonina Palarczyk.
zdjęcie z okopu, montowanie pocisku do drona
Mocowanie ładunku. Fot. Antonina Palarczyk.

Ktoś będzie umierał

Szturm już trwa. Natarciu ukraińskich żołnierzy na rosyjskie pozycje towarzyszy kilka dronów monitorujących sytuację z powietrza.

- Ktoś będzie umierał – Żeni nie schodzi uśmiech z twarzy, gdy w skupieniu montuje ładunek wybuchowy do drona, wyposażonego w system zrzutu. To niewielkie szelki pod brzuchem urządzenia.

Dron wrócił właśnie z szybkiego rekonesansu, zlokalizował miejsca zrzucenia “podarunku”. Tak żołnierze nazywają ładunki wybuchowe – granaty lub amunicję termobaryczną – zrzucane na przeciwnika. Wideo z takich operacji należą do najchętniej publikowanych materiałów w mediach społecznościowych przez ukraińskich żołnierzy.

- No, co zrobić, to jest wojna. Ale bym chciał, żeby trafił się dzisiaj jakiś czołg! Albo chociaż BTR [rosyjski transporter opancerzony].

Maj delikatnie kładzie drona z ładunkiem na czterech konserwach z kaszą gryczaną ustawionych na odsłoniętym skrawku trawy przed okopem i szybko się wycofuje. Bo eksplozja gotowego “podarunku” we własnym okopie, jak i powrót drona z niezrzuconym ładunkiem figurują na długiej liście wypadków grożących drończykom przy pracy.

- Ojej, co jeśli pidarski dron się popatrzy z góry: “A cóż to za puszki sobie stoją, co to może być?” – komentuje z udawanym przerażeniem Maj.

- Uwaga, będzie bolało – mruczy w skupieniu Optymista, gdy po kilku minutach kierowany przez niego dron zawisa nad rosyjskim stanowiskiem strzelniczym. Ich okop też był kiedyś zakamuflowany krzewami, o czym świadczą osmolone pniaki sterczące wokół. Teraz rosyjskich żołnierzy chroni tylko rozpięta nad pozycją siatka. Widzimy ich na ekranie tabletu. Najwyraźniej nie usłyszeli bzyczenia śmigiełek, przeoczyli rozczapierzoną sylwetkę na niebie. Żenia zwalnia przycisk na kontrolerze i “podarunek” wpada precyzyjnie do okopu. Tam chmura siwego dymu, a w naszym okopie owacje dla celnego oka Żeni. Chłopaki zbijają piątki.

- Kiedy jesteś w okopie, biegniesz, uciekasz przed dronem, może jeszcze gdzieś skręcisz, może się uratujesz. A w szczerym polu lecisz, gdzie popadnie i tak wiesz, że jesteś w beznadziejnej sytuacji.

- I pamiętaj – Wladik odwraca się w moją stronę

– Jeśli widzisz niebo, niebo widzi ciebie.
okop wojskowy, mężczyzna z dronem w ręku
Fot. Antonina Palarczyk
mężczyzna odwrócony do nas plecami kładzie drona na puszkach - konserwach
Witala ustawia dron na konserwach. Fot. Antonina Palarczyk.
dwaj młodzi żołnierze w letnich mundurach zaglądają do laptopa obsługującego dron
Żenia i Witala przy ekranie do sterowania dronem. Fot. Antonina Palarczyk.

REB kradnie drona

- Radzę schylić głowę, popcorn lata – ostrzega mnie chwilę później Wladik, gdy sam musi gwałtownie schować głowę. Nawet wyciąga rękę po hełm, ale szybko ją cofa, hełm jest ciężki, a dzień zapowiada się długi.

- To nasza awiacja teraz poszła? – zastanawia się Maj. Do całej gamy dźwięków różnego kalibru doszedł teraz szum myśliwca.

Odzywa się krótkofalówka. Optymista po wypuszczeniu drona rozgląda się za kolejnym celem, kontaktując się z przełożonym. Ten również w czasie rzeczywistym obserwuje obraz zsyłany z drona do orichowskiego punkt dowodzenia. Na froncie mówią KSP (komandno-spostereżnnyj punkt).

Żenia mruży oczy. Jego uwagę przykuwa nieprawidłowo pokazywana na ekranie wysokość, na której zawisł dron. Wpadł najwyraźniej w pole działania rosyjskiego REBa, czyli systemu walki radioelektronicznej. Obie strony wykorzystują emisję elektromagnetyczną do zakłócania sygnału z drona przy próbach jego hackowania i przejęcia w powietrzu.

- Mamo, nie dzwoń teraz, Boże! – Optymista bezsilnie kręci kontrolerem ciemniejącego ekranu, gdy rozlega się skoczny hip-hopowy dżingiel jego telefonu.

Choć okopy na wysuniętych pozycjach są ostatnim miejscem, które może się kojarzyć z cywilizacją i internetem, to dzięki powszechnym starlinkom żołnierze są na łączach i z dowództwem, i z rodzinami. A w chwilach odpoczynku scrollują Instagram.

- Koniec, posadzili mnie – Żenia wzdycha ciężko, przekonany, że dron wylądował w rosyjskim okopie. – Przejęty!

- Dawaj, przełączamy się na drugiego drona. Szybko!

Przeczytaj także:

Uderzenie

Świst. Taki, który nie milknie, przelatując gdzieś nad głową, przeznaczony dla kogoś innego. Pewnie gdzieś tam po drugiej stronie rosyjski operator drona kieruje właśnie wyrazy uznania do rosyjskiego artylerzysty, bo na swoim ekranie widzi pióropusz dymu i pyłu.

My widzimy to nad naszymi głowami. Człowiek kuli się jak krocionóg. Iść, czy pełznąć? Gdzie?

Rozbiegamy się po ziemnym labiryncie z głowami jak najniżej, każdy w innym kierunku.

- Jeśli przeżyję ten dzień, będę mieć dwie daty narodzin – słychać skądś Witalę.

Z soczystym matem na ustach próbujemy wbić się w porzucone wcześniej kamizelki kuloodporne. Nogi same prowadzą w stronę wnęki najsolidniej przykrytej żerdziami, teraz przysypanej ziemią, rozszarpanymi liśćmi i leśnym drobiazgiem poderwanym przez uderzenie.

Wyobrażamy sobie, jak oni zbijają teraz rosyjskie piątki.

- Wszyscy uciekli, nikogo tu nie ma – wbiega zasapany Żenia i pada na dmuchany materac zajmujący prawie całą kryjówkę. Po chwili słychać resztę chłopaków.

- To nie zdarza się zbyt często, takie uderzenie. Nie tutaj.

- Pidarski dron! Chowaj się.

- Słyszę KAB [rosyjska bomba kierowana].

- Leci pewnie na Orichiw. Jeszcze KABa tu brakowało.

- Całe spodnie mam w ziemi.

- Dobrze, że tylko w ziemi.

- Zapach zwycięstwa – Wladikowi krzywi się uśmiech, gdy wącha brudną koszulkę.

- Wiesz, jaki jest problem? Patrz, jak pidary przykrywają okopy, a jak my.

- Pozwoliliśmy się im okopać, kurwa. Teraz każdy metr trzeba odbijać.

- Orzeszka? – Maj sięga po torebkę schomikowaną pod żerdzią i z niewinną miną odwraca się do Żeni.

- A to nie widzieliście, gdzie rozjebało? – pyta Optymista, kiedy w cieniu kryjówki pojawiają się inne twarze.

Uwadze chłopaków z sąsiedniej jednostki, którzy również postanowili schronić się w tym miejscu, najwyraźniej umknęły świeże ślady ostrzału.

Uderzenie rosyjskiego moździerza wypędza żołnierzy ze stanowisk na niedługi czas. A pozycja, choć powinna uchodzić za „spaloną”, znowu zostanie przez nich zajęta. Nie można jej zamienić na inną. Nie ma żadnej innej.

Cztery mięsa

- Moździerz? – Wladik nadstawia uszu, gdy chłopaki wracają do przerwanej roboty i porzuconego w chaosie sprzętu.

- Moździerz. Dobrze, że nie precyzyjny.

- Chwała Bogu, nikogo nie ma na tych pozycjach – mruczy do siebie Żenia, obserwując na ekranie wzbijający się w powietrze tuman. – Rąbią po naszych.

- To nasz? – Witala zagląda Żeni przez ramię, zauważając poruszającą się w okopie sylwetkę.

- Strzela do mnie z automatu, więc raczej nie.

- A tu w jamce mieszka mysz. Łazi mi czasem po kamizelce i po ramieniu. Dokarmiam ją.

- Kiesza pyta, jaką pizzę przywieźć – melduje Wladik konwersując na czacie ze zmiennikiem.

- Cztery mięsa.

- A nie Cztery sery?

- Cztery mięsa – upiera się Żenia z chytrą miną. – Ruskie, białoruskie, kadyrowskie i urkowskie.

Urkami w więziennej grypserce nazywa się recydywistów. Chodzi o członków Grupy Wagnera rekrutowanych w rosyjskich więzieniach.

- O, widzę ich. Uciekają.

- Trup leży.

- Leż, leż, odpoczywaj.

- Oni rzadko swoich zabierają.

- Ruski czy kadyrowiec?

- Wsio, zestrzelili – Optymista rozkłada ręce. Obraz łagodnie wiruje, gdy dron spada, okręcając się w powietrzu. Zachowuje świadomość do samego końca. Drugi dron stracony tego dnia.

Obraz z drona, widok poległego żołnierza rosyjskiego
Obraz z drona, ciało rosyjskiego żołnierza. Fot. Antonina Palarczyk.

Proszywka

- Ile myśmy tu dronów zostawili – Optymista zaczyna rozmowę z żołnierzami sąsiedniej jednostki, którzy znowu schronili się w kryjówce.

- Szybko się tracą.

- Nawet się nie zdążyłem porządnie nauczyć tym latać.

- Na poligonie jest REB.

- Tam, gdzie ja się uczyłem, REBa nie było.

- Drona kupiłem za swoją kasę.

- Gdzie proszywacie drony? – pyta Żenia – Mam kontakt do człowieka w Dnieprze, specjalista.

- O, dawaj, dawaj.

Proszywka to oprogramowanie drona, a proszywanie to wprowadzenie odpowiednich modyfikacji komercyjnego drona, zanim zacznie być używany przez wojsko. Pozwala zanonimizować lokalizację startu i lądowania.

Latanie dronem bez proszywania ułatwia przeciwnikowi lokalizować pozycję.

- Idź i zapytaj, czy oni latają nieproszytym dronem – Optymista wysyła Wladika do sąsiadów. Wciąż próbuje dojść, co było przyczyną dzisiejszych uderzeń rosyjskiego moździerza. – A jeśli tak, to niech, kurwa, więcej nie latają.

Włącza się radio. – Jest kontakt ze szturmowikami, doszli na pozycję, którą widzieliśmy z góry. Mówią, że pidary zaminowały trupa, zanim go zostawiły.

- Typowe.

Mrówka biednioszka

- KAB leci, kolejny.

- W wieś uderzył.

- Ajajaj, długo trzeba to będzie wszystko odbudowywać – wyrokuje Wladik.

- Co ty, mrówki energetykiem poisz?

- O, spodobało się, tylko żeby jej serce nie stanęło.

- Patrz, dałeś im się napić i teraz nie chodzą w jednej linii.

- Wcześniej szły prosto jak żołnierze.

- A tu patrz, mrówka siedziała na dronie. Biednioszka, pewnie nabawiła się bojowego stresu.

- Już po wszystkim, jesteśmy na ziemi, możesz schodzić.

- Kiedyś banderowcy jedli dzieci, a teraz jedzą biedronki. Mniam – dodaje Maj, tracąc zainteresowanie mrówkami na rzecz biedronki zdjętej ze ściany okopu.

- Wyobraźcie sobie miny pidarów, gdybyśmy przez pole popędzili na koniach? Albo lepiej na kucykach, bo lżejsze są, min nie zdetonują.

- Daj mi, proszę, łyżeczkę, będę jeść sardynki – chłopakom dopisują humory.

W głębi pogrążającego się w ciemności okopu słychać zbliżającą się rotację. Zza winkla wyłaniają się Romka i Kiesza. Kiesza ma uśmiech Kota z „Alicji w krainie czarów”. Kładzie paczkę papierosów na pudełku pizzy.

- Żeniczka, dla ciebie chuchałem na pizzę, żeby nie była zimna.

- Teraz to chcę tylko zadzwonić do domu i pooglądać Tik-Toka – mruczy Wladik zbierając swoje manatki. – I wyspać się.

Terenówka, która przywiozła dwóch chłopaków na nocną zmianę, ma zabrać jego i Witalę na odpoczynek w bazie. Żenia decyduje się przenocować w okopie jako awaryjny członek grupy. – Idę do kryjówki. Niech pracuje nade mną choćby czołg, będę spać.

Nocą aktywność “drończyków” jest mniejsza. Chłopaki mają tylko jednego drona z termowizją, którym wykonują rutynowe loty patrolowe.

młody żołnierz siedzi w kucki na skrzyni i patrzy w monitor do obsługi drona
Wladik steruje dronem. Fot. Antonina Palarczyk.
okop. Zbliżenie na twarze młodych żołnierzy w czapkach
Drończyki: Wladik i Witala w okopie. Fot. Antonina Palarczyk.

Świstulki, kawa i Barbie

- Nowy dzień, a my żywi. Wspaniale. I nic a nic się nie zmieniło – Optymista wyczołguje się ze śpiwora zadowolony, że z kryjówkowego materaca nie uszło przez noc powietrze. Zapina kurtkę pod nos i mijając odnogi okopu, idzie do wnęki, gdzie wczoraj puszczaliśmy drony. Siada na skrzyni po amunicji i rozprawia z ożywieniem o kinowej „Barbie”, a Kiesza opowiada kawał o amerykańskim konkursie prostytutek i dogląda wrzątku na kawę.

Nazywane tu świstulkami kule od rana piszczą cieniutko jak nowonarodzone żyjątka.

Maj pewnie jeszcze słodko śpi w bazie przed poranną rotacją, ale okop pamięta jego wczorajsze zapewnienie: „Kiedy się już wszyscy spotkamy w psychuszce, wpadajcie do mnie na herbatę”.

Wojna dronów

Drony zrewolucjonizowały wojnę w Ukrainie dopiero po 24 lutego. Używane przez obie strony, stały się synonimem nowoczesnej wojny. Uniemożliwiły prowadzenie jej w dotychczasowy klasyczny sposób. Choćby dlatego, że dzięki ich możliwościom zwiadowczym dalekiego zasięgu przeciwnicy są w stanie monitorować z dużą dokładnością przemieszczanie sprzętu i lokalizować infrastrukturę wojskową.

Przed okiem drona nie da się skutecznie schować.

Drony przekazują też koordynaty dla artylerii i towarzyszą grupom szturmowym w czasie natarć.

Upowszechnione z początkiem pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę jednorazowe drony kamikadze eksplodujące w kontakcie z celem uchodzą za broń o niemal stuprocentowej skuteczności przy stosunkowo niskiej cenie około czterystu dolarów. Obserwowany w Ukrainie technologiczny wyścig zbrojeń to walka na czujność i szybkie przejmowanie od przeciwnika skutecznych rozwiązań.

Wykorzystywane najpierw przez Ukrainę drony kamikadze przyjęły się błyskawicznie i po stronie rosyjskiej, która szybciej rozwinęła ich masową produkcję.

W Ukrainie to wciąż ręczna robota żołnierzy. Ukraińską przewagą jest łatwiejszy, dzięki starlinkom, dostęp do internetu niezbędny w pracy drończyków.

Rosyjska przewaga polega na systemie łączności i zagłuszania sygnału przeciwnika.

W lecie tego roku premier Denis Shymal ogłosił, że Ukraina przeznaczyła miliard dolarów na inwestycje we własny przemysł dronów, zaś wicepremier Mychajło Fiodorow dodaje, że „tworzą pierwszą na świecie flotę dronów nawodnych”, które są coraz ważniejszym elementem wojny na Morzu Czarnym i odpowiadają za skuteczne ataki na Most Krymski i flotę czarnomorską.

;
Na zdjęciu Antonina Palarczyk
Antonina Palarczyk

Pochodzi z Bielska Białej, rocznik 2001, studiuje psychologię na SWPS w Katowicach, pisze reportaże z Ukrainy, publikuje w Tygodniku Powszechnym.

Komentarze