0:000:00

0:00

Aktualizacja z godz. 0:03. Jestem już w bezpiecznym miejscu, ale na ulicach wciąż są protestujący ludzie próbujący przetrwać w nierównym starciu z siłami OMON-u. Władza używa granatów hukowych, strzela gumowymi kulami, po ulicach ściele się gaz łzawiący, skrzyżowania przecinają karetki na sygnale. To chyba brutalniejsza noc, niż podczas wczorajszych protestów, MSW potwierdziło jedną ofiarę śmiertelną. W Mińsku jest już po godz. 1, teraz kończę relację. Aktualizację informacji z nocy i materiały wideo mam nadzieję przesłać do redakcji we wtorek rano.

Aktualizacja z godz. 23:20. Łzawią mi oczy i piecze twarz od granatów i gazu. Przebijam się powoli do bezpiecznego miejsca. Z głośników w samochodach i z telefonów ludzie puszczają piosenkę "Chcemy zmian" zespołu Kino

Aktualizacja z godz. 23:07. Aleksiej Michalewicz: "Tylu ludzi nie było na ulicach od 1991 roku, właściwie cała młodzież wyszła na ulicę, a więc to oznacza, że ich rodzice popierają protesty, inaczej byłyby znacznie mniejsze. OMON wyraźnie sobie nie radzi, nie wie, gdzie będą kolejne barykady. jeśli Łukaszenka chce to stłumić, musi wprowadzić stan wyjątkowy. I bardzo prawdopodobne, że to zrobi

Aktualizacja z godz. 23:00. Białoruskie MSW potwierdziło jedną ofiarę śmiertelną starć z milicją i służbami specjalnymi.

Aktualizacja z godz. 22:47. Jestem przy barykadzie obok stacji metra Puszkinskaja, wybuchają granaty hukowe, w powietrzy czuć rozrzedzony już nieco gaz łzawiący. OMON atakuje, tłumy ludzi uciekają. Biegnę razem z nimi.

Aktualizacja z godz. 22:26. Spotykam Aleksieja Michalewicza, opozycjonistę, byłego kandydata na prezydenta. "Reakcja świata? Sam pan wie, panie redaktorze, że mało wiemy, jesteśmy tu odcięci" - mówi. Opowiada o solidarności społecznej w obliczu protestów: "Wczoraj ukryło się u mnie 40 ludzi uciekających przed OMON-owcami. Ochroniarz sklepu na dole zamknął drzwi przed służbami i puścił ludzi tyłem.

Jedziemy teraz razem ulicami Mińska, słyszymy klaksony, patrole policji na skrzyżowaniach w centrum nie przepuszczają samochodów.

Aktualizacja z godz. 22:20. Dzwoni Jędrzej Nowicki, fotoreporter "Gazety Wyborczej". Mówi, że pod siedzibą Gazprom Banku w centrum Mińska trwa regularna bitwa manifestujących z OMON-em. Jest niebezpiecznie.

Aktualizacja z godz. 21:17:

Żeby dostać się w pobliże stref zamkniętych przez oddziały wojska i milicji bierzemy z posłem Koalicji Obywatelskiej Michałem Szczerbą rower wodny i próbujemy dostać się rzeką Świsłoczą w pobliże miejsc, które odcięły służby bezpieczeństwa. Wszystko po to, by maksymalnie utrudnić protestującym gromadzenie się w większych grupach.

Pomysł, by płynąć rowerem, wydaje nam się na początku niedorzeczny, nieadekwatny do tego, co dzieje się na ulicach, z innej czasoprzestrzeni. Ale jednak płyniemy, warto spróbować. Jest godzina 20 lokalnego czasu, miasto na pierwszy rzut oka wygląda spokojnie, niczym normalna, europejska metropolia w piękny wakacyjny wieczór. Ale to tylko pozory.

Poniedziałek na Białorusi: znów słychać huk granatów

Rower skrzypi, im dalej płyniemy, tym bardziej skrzypienie zagłuszają klaksony samochodów - tak samo jak w niedzielę mieszkańcy Mińska manifestują w ten sposób bunt przeciwko reżimowi Łukaszenki. Teraz okrzyki: "Niech żyje Białoruś!" i w stronę Łukaszenki - "Odejdź!". Już widzimy ich źródło: setki osób na bulwarach. Idą w jedną stronę, później biegną, oglądając się za siebie. Przez chwilę nie jesteśmy pewni, ale już za moment wiemy, że uciekają. I widzimy, przed kim.

Przeczytaj także:

Biegną OMON-owcy w pełnym rynsztunku, pałki gotowe do bicia, przejeżdżają nimi po barierkach na moście, żeby przestraszyć protestujących. Z miasta słyszymy echa huku granatów - znów, tak jak w niedzielę. No i gaz.

Rozmawiam z Walentinem Stefanowiczem z Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna”: mówi o zielonych mundurach, które widzi się na mieście. To zapewne Łukaszenka sięgnął po wojsko do tłumienia protestów.

Wciąż nie działa internet, kolejną osoby mówią mi, że mają wyłączane telefony. Mój działa. Jeszcze. Coraz więcej informacji, że od południa sztab Swiatłany Cichanouskiej nie ma z nią kontaktu. Informacje potwierdza litewskie ministerstwo spraw zagranicznych. Gdzie jest Cichanouska? Czy jest wolna? Na razie nie sposób tego zweryfikować.

Białorusini oniemiali

Przed południem w poniedziałek 10 sierpnia zostały ogłoszone oficjalne wstępne wyniki wyborów, w których prawie 81 procent miał rzekomo zdobyć Łukaszenka. Sztab kontrkandydatki dyktatora, której państwo postanowiło przydzielić 10 procent głosów, nie zgodził się z tymi wynikami i podkreślił, że ostateczne rezultaty, nawet te sfałszowane, znane będą dopiero 14 sierpnia.

Mimo tego sztab Swiatłany Cichanouskiej podkreślił swoją pewność, że liczby podawane przez Centralną Komisję Wyborczą znacząco mijała się z prawdą. Według Marii Kolesnikowej w ponad 50 lokalach wyborczych komisje zdecydowały się wywiesić prawdziwe wyniki, które jednoznacznie, z kilkukrotną przewagą, wskazują na zwycięstwo Cichanouskiej. Stosunek głosów wynosił w nich średnio 1 głos na Łukaszenkę do 5 głosów na kandydatkę opozycji.

Jak pisał w OKO.press Nikita Grekowicz, powyborczy niedzielny wieczór skończył się w Białorusi dopiero nad ranem. Przez całą noc docierały do nas wiadomości, zdjęcia i materiały wideo z brutalnych prób rozpędzania demonstracji. Białorusini obudzili się w poniedziałek oniemiali, nie mogąc uwierzyć w brutalność, z jaką potraktował ich reżim.

Oficjalne wyniki wyborów oraz pierwsza ofiara śmiertelna protestów (władze zaprzeczają, by ktokolwiek zginął) zwiastują jeszcze bardziej intensywne, ale wciąż pokojowe demonstracje. Łukaszenko nie chce cofnąć się nawet o pół kroku.

;

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze