Prezydent w kilka dni zapomniał o wszystkich błędach swojego obozu. Jeszcze niedawno wypowiadał się pojednawczo, w trakcie świąt o pojednaniu zdążył jednak zapomnieć. Zwala całą winę na opozycję i manipuluje faktami
Dzień po wybuchu sporu w Sejmie z 16 grudnia, związanego z ograniczeniem praw dziennikarzy, prezydent Duda starał się wypowiadać w pojednawczym tonie. Na stronie Prezydent.pl opublikował oświadczenie, w którym zapewnił, że je „gotów do mediacji”. Co prawda, uważał, że „sytuacja ta została wykorzystana przez część opozycji jako pretekst do zaburzenia wczorajszych obrad Sejmu”, jednak apelował „do wszystkich stron sceny politycznej o uspokojenie nastrojów” i liczył na „dobrą wolę, zdrowy rozsądek i propaństwową postawę, zarówno ze strony partii opozycyjnych, jak i większości parlamentarnej.”
Widocznie w przerwie świątecznej głowa państwa przemyślała sprawę raz jeszcze i doszła do odmiennych wniosków. W wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Andrzej Duda oskarża:
Opozycji najwyraźniej chodzi o wzniecanie niepokojów społecznych (...) Wszystko jest w porządku i wówczas opozycja na siłę przekonuje, że jest bałaga, niepokój, niebezpieczeństwo.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o mediacje. Prezydent całą winę zwala na opozycję, twierdzi, że opozycja chce rozniecić niepokoje społeczne i wzbudzić poczucie niebezpieczeństwa, bo nie ma podstaw, by merytorycznie krytykować rządzących. Nie wspomina jednocześnie o zachowaniu polityków PiS.
Owszem, blokowanie mównicy było działaniem niestandardowym, w oczywisty sposób łamiącym regulamin Sejmu. Prezydent Duda pomija jednak fakt, że zachowanie to było reakcją na niezgodne z regulaminem wykluczenie posła PO Michała Szczerby przez marszałka Kuchcińskiego. Niezgodność potwierdza stenogram i zapis wideo z posiedzenia. Tego wieczora Kuchciński złamał zresztą wiele punktów regulaminu, za co formalnie grożą mu nawet 3 lata więzienia.
Duda nie wspomniał też o dalszym zachowaniu rządzących. M.in. o słownych atakach na obywateli demonstrujących pod Sejmem prowadzonych wespół z prorządowymi mediami, nie mówi, że strona rządowa posądzała demonstrantów o uczestnictwo w spisku, organizowanie bojówek i planowanie „Majdanu w Warszawie”. Nie wspomniał także o decyzji ministra Błaszczaka i premier Szydło, by na ulicę wyprowadzić ogromne ilości policji, a nawet żandarmerii wojskowej. Trudno uwierzyć, że premier i szef MSWiA nie dostrzegli w tej decyzji potencjału wywołania poczucia „niebezpieczeństwa”.
We wcześniejszym oświadczeniu prezydent zapewniał także, że rozumie „głosy krytyki ze strony przedstawicieli mediów, zaniepokojonych propozycjami obostrzeń. W moim przekonaniu wszelkie zmiany powinny być wprowadzane po konsultacjach z przedstawicielami zainteresowanych redakcji. Tak, aby nie było nawet wrażenia, że możliwości relacjonowania prac parlamentarnych są ograniczane”.
„Gazecie Polskiej” powiedział:
Żadnego aku prawnego marszałka w tej sprawie nie było (...) de facto było to na etapie konsultacji.
W tym miejscu prezydent Duda w oczywisty sposób manipuluje faktami. Żadnego aktu prawnego w tej sprawie faktycznie nie było. Był komunikat. Stwierdzał, że nowe zasady zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2017 roku. Nie było jednak absolutnie żadnych konsultacji dotyczących nowych przepisów. Ani z dziennikarzami, ani z opozycją. Nie ogłoszono nawet takich planów. Marszałek senatu Stanisław Karczewski zorganizował ad hoc spotkanie dla dziennikarzy (na którym zresztą redaktorzy jednogłośnie odpowiedzieli się przeciw zmianom, również ci z mediów prorządowych). Była to jednak reakcja na aferę, która wywiązała się po próbie wprowadzenia zmian siłowo i bez konsultacji.
Prezydentowi Dudzie, z okazji zbliżającego się nowego roku, życzymy bardziej ustabilizowanych poglądów i bardziej pogłębionych analiz.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze