0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzałek / Agencja GazetaPatryk Ogorzałek / A...

Rząd Prawa i Sprawiedliwości od początku kwietnia przekonywał, że szykuje nadzwyczajne wsparcie dla polskiej branży turystycznej. Ta ucierpiała szczególnie mocno z powodu pandemii koronawirusa i związanych z nią ograniczeń w przemieszczaniu się obywateli.

Wicepremier Jadwiga Emilewicz jeszcze w połowie maja zapewniała, że osoby zarabiające poniżej średniej krajowej dostaną przed wakacjami „bon turystyczny” w wysokości 1000 zł. Podczas wiecu wyborczego w Stalowej Woli w sobotę 6 czerwca prezydent Andrzej Duda przedstawił jednak własną wersję projektu.

„Wiele się ostatnio mówi o tak zwanym bonie turystycznym, po to, by wesprzeć polską branżę turystyczną, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Chciałbym, żeby branża turystyczna została wsparta przez polską rodzinę” - powiedział Duda.

„Bon turystyczny będzie kierowany do rodzin tak, jak teraz kierowane jest 500 plus. Rodziny będą mogły przeznaczyć go na wyjazdy, na wakacje. O szczegółach powiem wkrótce” - zapewnił prezydent.

Podkreślił też, że mamy do czynienia z „inicjatywą prezydencką”, choć opracowywaną we współpracy z rządem.

Na trzy tygodnie przed wyborami PiS podmienia autora nośnego medialnie projektu i powraca do sloganów sprawdzonych w kampanii sprzed pięciu lat. Choć trudno w to uwierzyć, w czerwcu 2020 prezydent Duda obiecuje obywatelom kolejne 500 plus.

Przeczytaj także:

Bon turystyczny, czyli „pieniądze dla polskich rodzin”

W poniedziałek 8 czerwca prezydent odwiedził Ustkę. Tam na briefingu prasowym tłumaczył, jak wyobraża sobie funkcjonowanie swojej inicjatywy w praktyce.

„Mam nadzieję, że ten bon turystyczny będzie już w te wakacje, ale uspokajam wszystkich, którzy się niepokoją, czy zdążą wydać te pieniądze,

czy nie. Proszę państwa, bon będzie miał długi termin realizacji, bo bon będzie mógł być zrealizowany do końca 2021 roku” - zapewnił prezydent.

Duda poinformował, że bon będzie miał postać elektroniczną, a rejestracji będzie dokonywało się za pośrednictwem platformy cyfrowej ZUS. Dodatkowe środki będzie można wykorzystać np. przy rezerwacji noclegu lub w momencie zakwaterowania.

Dostaną je jednak tylko ci, którzy posiadają potomstwo, bez kryterium dochodowego. W tej wersji program mógłby kosztować 3,25 mld złotych.

„Jeżeli ktoś wychowuje dzieci, jeżeli w rodzinie są dzieci, będzie mógł na dzieci ten bon turystyczny otrzymać. To będzie 500 zł na każde dziecko. Ponieważ szacujemy, że mamy w Polsce około 2,5-2,0 miliona rodzin wychowujących dzieci, z tego znakomita większość, bo prawie 2 miliony to rodziny, które mają tych dzieci co najmniej dwoje, wiec można śmiało mówić, że w 80 proc. będzie to co najmniej 1000 zł dla rodziny” - tłumaczył prezydent.

W ten sposób Andrzej Duda, przejmuje projekt przygotowany już wstępnie przez ministerstwo rozwoju. Pieniądze powędrują do dotychczasowych beneficjentów 500 plus, by odświeżyć im pamięć o sukcesach „ekipy dobrej zmiany".

PiS szachuje opozycję

Duda miał już rozmawiać na ten temat z marszałek Sejmu Elżbietą Witek, która obiecała mu, że uczyni wszystko, by Sejm przyjął ustawę jeszcze przed wakacjami. „Mam zatem nadzieję, że Sejm będzie ją rozpatrywał na najbliższym posiedzeniu” - powiedział prezydent.

Tym samym prezydent - organ władzy wykonawczej - przyznaje wprost, że wywiera naciski na legislatywę. Posłowie i posłanki mają obradować jak najszybciej, bo tego chce Andrzej Duda.

Wynik obrad, zaplanowanych na 19 czerwca, czyli tydzień przed cisza wyborczą, też w zasadzie jest już znany.

„Ale oczywiście apeluję też do Senatu, żeby zaraz po tym, gdy już Sejm tę ustawę przyjmie, gdy ona trafi do Senatu, nie zwlekał 30 dni, tylko jak najszybciej podjął nad nią pracę. By ten bon jak najszybciej był rzeczywiście w dyspozycji polskich rodzin, zafunkcjonował jak najszybciej, aby te pieniądze jak najszybciej trafiły do naszej branży turystycznej” - podkreślił prezydent.

Także Senat ma zatem obradować pod prezydenckie dyktando. PiS tym samym stawia opozycję pod ścianą.

Jeżeli szybko nie przyjmie projektu Dudy, oskarży się ją o działanie na szkodę gospodarki i polskich rodzin. Fala krytyki na kilka dni przed wyborami spadnie na kandydata PO Rafała Trzaskowskiego.

Złudzeń nie pozostawił rzecznik prezydenckiej kampanii Adam Bielan.

„Wiemy, że mamy początek czerwca, ale zrobimy wszystko, żeby cały proces decyzyjny, a później legislacyjny, czyli prace parlamentu, trwały jak najszybciej. Nie możemy w pełni obiecywać za Senat, bo wiemy, że Senat stał się w ostatnim czasie izbą obstrukcji, która próbuje wszystko, co proponuje rząd, torpedować” - mówił w radiowej "Jedynce" 8 czerwca.

Z drugiej strony rzecznik PiS Radosław Fogiel tego samego dnia przyznał, że choć inicjatywa prezydenta „jest już skończona”, to musi jeszcze zostać przekuta w konkretny projekt ustawy.

Bon wakacyjny 1.0

Niewykluczone, że prezydent zdąży z inicjatywą przed wyborami, bo podwaliny podobnego projektu powstały już w ministerstwie rozwoju.

O pomyśle bonu wakacyjnego, którym rząd planował wesprzeć krajową branżę turystyczną dotkniętą przez pandemię koronawirusa, po raz pierwszy wspomniała wicepremier Jadwiga Emilewicz. Było to jeszcze na początku kwietnia.

11 maja Emilewicz przekonywała, że rządzący wydadzą na ten cel nawet 7 mld złotych. Początkowo bon miał zresztą wynosić nie 500, a 1000 złotych. Wsparcie miały otrzymać jeszcze przed tegorocznymi wakacjami osoby zarabiające poniżej średniej (5 200 zł brutto) i zatrudnione na umowach o pracę.

„Nie będziemy sięgać do kieszeni pracodawców, bo ten rok nie jest rokiem na to, żeby zmuszać pracodawców do wzmożonych wydatków, dlatego w tym roku taki bon będzie w 90 proc. sfinansowany z budżetu państwa, 10 proc. to będzie wkład własny pracodawcy” - tłumaczyła 11 maja Emilewicz w programie „Money. To się liczy".

Wkład pracodawców miał wzrastać z każdym kolejnym rokiem. Przedsiębiorcy mieliby jednak możliwość, by odpisać sobie go od kosztów działalności, podobnie jak robią to przypadku bonów świątecznych.

Jak wyjaśniał wiceminister rozwoju Andrzej Gut-Mostowy, bon miał mieć formę przedpłaconej elektronicznej karty, którą będzie się płaciło za usługi turystyczne. Głównym operatorem projektu miała zostać Polska Organizacja Turystyczna.

Plan wyglądał na dość szczegółowo opracowany, a do jego założeń swoje uwagi zgłosić zdążył Rzecznik Praw Obywatelskich. RPO argumentował, że program powinien objąć wszystkich podatników. Podobny postulat przedstawił także Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców.

Duda ratuje sytuację

Ale pod koniec maja rząd zaczął rakiem wycofywać się z pomysłu takiego świadczenia. Bon turystyczny miał być jednym z głównych tematów rozmów między minister Emilewicz a prezydentem Andrzejem Dudą 28 maja. Według Adama Bielana Duda „dopingował” minister Emilewicz, by takie świadczenie trafiło do Polek i Polaków jeszcze przed wyborami prezydenckimi.

Wkrótce potem dowiedzieliśmy się, że wicepremier miała nie skonsultować pomysłu na wsparcie branży turystycznej z szefem rządu. W rozmowach z „Wirtualną Polską” politycy z rządowego zaplecza mieli ubolewać, że w dobie kryzysu ciężko będzie „spiąć” budżet z takim wydatkiem.

Wkrótce potem resort Jadwigi Emilewicz zamilkł. Wiceministrowie, którzy wcześniej chętnie prezentowali założenia projektu, przestali odpowiadać na pytania dziennikarzy.

W piątek 29 maja rzecznik rządu Piotr Müller przyznał, że bon jeśli będzie, to w innej formie.

„W środowisku związanym z turystyką spotkaliśmy się z krytycznymi głosami co do tej koncepcji” - mówił. Wskazywał też, że być może konieczna będzie „bardziej ukierunkowana” pomoc.

Na początku mogło się wydawać, że Andrzej Duda straci na nieporozumieniu między członkami rządu. Ostatecznie to on miał jednak „uratować” całą koncepcję i wziąć ją na sztandary kampanii.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze