Polski Związek Łowiecki może otwierać szampana. Do ustawy, której celem jest zwalczanie chorób zakaźnych u zwierząt, ktoś życzliwy wpisał kary za utrudnianie polowań oraz możliwość otwarcia dla myśliwych parków narodowych. Ustawę podpisał 28 grudnia prezydent Andrzej Duda. Obu przepisów dotychczas myśliwym nie udawało się wpisać do ustawy o łowiectwie
Ustawa, którą podpisał prezydent Duda ma niewinnie brzmiący tytuł: ustawa o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt (pełny tekst jest tu). Powodem jej uchwalenia jest rozwijająca się w Polsce epidemia Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF). Walka z tą chorobą jest obecnie jednym z priorytetów rządu.
Wśród wielu znowelizowanych przepisów, które znalazły się w podpisanej prezydenta ustawie, jest również prawo łowieckie. Wprowadzono dwie bardzo kluczowe zmiany.
(Nie nie tylko prezydent Duda nie czytał ustawy, którą podpisał. Również w Sejmie, gdzie jest wielu przeciwników obu wprowadzonych do prawa łowieckiego zmian, ustawa przeszła bez głosu sprzeciwu (433 za, 0 przeciw, 0 wstrzymało się), i w podobny sposób przez Senat.)
Zobaczmy, co to za zmiany.
Pierwszy zapis zmienia art. 8 ust. 2 ustawy Prawo łowieckie. Dotychczas ten fragment brzmiał tak:
A teraz brzmi tak:
Nowy zapis odsyła do art. 34 pkt 4 ustawy Prawo łowieckie. A tam czytamy: "Do zadań Polskiego Związku Łowieckiego należy ustalanie kierunków i zasad rozwoju łowiectwa, zasad selekcji populacyjnej i osobniczej zwierząt łownych".
A to znaczy, że to PZŁ ma teraz decydować o odstrzałach zwierząt w parkach narodowych i rezerwatach przyrody.
"Wcześniej odstrzały redukcyjne zwierząt prowadzone były w nielicznych parkach narodowych wyłącznie w celu ochrony danego parku" - mówi OKO.press Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. - "Zmiana w prawie łowieckim sprawia, że żyjące w parkach narodowych zwierzęta łowne dostają się w tryby gospodarki łowieckiej i jej reguły. W ten sposób w Polsce nie ma już terenów, na których zwierzęta byłyby bezpieczne przed myśliwymi" - dodaje.
Nie mniej ważna jest druga zmiana w prawie łowieckim, którą zatwierdził prezydent Duda. Wprowadza kary za przeszkadzanie myśliwym. Do art. 52 ust. 1 dopisano punkt 8: "kto umyślnie utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania – podlega karze grzywny".
Ten przepis wymierzony jest przede wszystkim w coraz powszechniejszy społeczny opór przeciwko polowaniom. Coraz częściej zdarzają się blokady polowań. Ale nie tylko.
"Wielu moich przyjaciół przyrodników i miłośników lasów miało wątpliwą przyjemność usłyszeć od myśliwych: »Wyp...dalaj z lasu. My tu polujemy«. Do tej pory - jeżeli mieli mocne nerwy - mogli na takie słowa zareagować wzruszeniem ramion. Teraz w rządzonej przez PiS Polsce, myśliwskie »wyp...dalaj z lasu« nabrało mocy prawnej" - napisał Adam Wajrak .
"PZŁ - w aurze wybawcy Polski od ASF - przemycił przepis, którego nie był w stanie wprowadzić do nowelizowanego właśnie w Sejmie prawa łowieckiego. Ugrali to, co było dla nich najcenniejsze: spokój na polowaniach" - komentuje dla OKO.press Ślusarczyk.
Przepis może uderzyć w każdego, kto nie jest myśliwym. Grzybiarzy, biegaczy, rowerzystów, miłośników pieszych wędrówek, obserwatorów przyrody. Wszystkich tych, bywają w lesie rekreacyjnie i las kochają. Będą musieli się wycofać, jeśli takie będzie życzenie polujących. Jeśli tego nie zrobią, to zapłacą grzywnę za umyślne zakłócanie polowania.
Co gorsze, trudno będzie zapobiec takiej sytuacji, ponieważ uzyskać informację o tym, gdzie odbywa się polowanie wcale nie jest łatwo. Owszem, koła łowieckie muszą podawać nadleśnictwom i lokalnym władzom samorządowym terminy polowań zbiorowych. Ale z różną skutecznością przekazują tę informację społeczeństwu, np. wywieszając ją tylko w gablotce ogłoszeniowej w okolicznych wsiach. A jeśli chodzi o polowania indywidualne, to koła łowieckie w ogóle nie muszą o nich nikogo informować.
Organizacje ekologiczne proponowały, by każde polowanie - zbiorowe i indywidualne - było odnotowane w publicznie dostępnej online książce ewidencji polowań. Każdy mógłby sobie w ten sposób sprawdzić, czy tam, gdzie chce się udać, nie ma przypadkiem polowania. Ale pomysł został odrzucony przez posłów w toku prac nad nowelizacją prawa łowieckiego.
OKO.press szerzej pisało o tym tu:
Zaakceptowane przez prezydenta Dudę zmiany Pracownia na rzecz Wszystkich Istot nazwała "skandalem przyrodniczym o randze dewastacji Puszczy Białowieskiej".
"Tak jak w Puszczy zrodził się fenomenalny ruch obrońców jej przyrody, tak społeczeństwo nie pozwoli zamienić parków narodowych i rezerwatów przyrody w myśliwskie strzelnice.
Lasy Państwowe i Polski Związek Łowiecki wymagają pilnych zmian i swoimi działaniami uruchamiają lawinę, która niechybnie do tego doprowadzi" - piszą w komunikacie ekolodzy.
Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot w rozmowie z OKO.press podkreśla, że ustawa jest bardzo korzystna dla PZŁ, który od lat ma złą opinię. I to nie tylko wśród mieszkańców miast, którzy nie zgadzają się na polowania z powodów etycznych. Ale też u tych rolników, którym myśliwi nie chcieli wypłacać odszkodowań za szkody poczynione przez dzikie zwierzęta. Albo zaniżali wartość tych odszkodowań.
"I żeby ratować swoją reputację PZŁ znalazł sobie doskonały temat: ASF. W ten sposób odpowiada na oczekiwania rolników, którzy chcą odstrzału dzików i prezentuje się w roli ich zbawców" - mówi Ślusarczyk.
I to pomimo tego, że głównym powodem rozprzestrzeniania się tej choroby nie są dziki, ale brak skutecznej higieny (bioasekuracji) w gospodarstwach rolnych. Potwierdza to zresztą minister środowiska Jan Szyszko, który w specjalnym oświadczeniu napisał, że "winę ponosi tu człowiek", bo nie widziano, by "dzik przychodził do chlewni i zarażał w ten sposób świnie". A "pełna bioaskuracja [...] to klucz do likwidacji ASF w Polsce".
Ponadto brak naukowych dowodów na to, że intensywny odstrzał odstrzał jest w stanie zatrzymać pochód ASF. "PZŁ ratuje swój wizerunek kosztem zwierząt" - oskarża Ślusarczyk.
Wiadomo już, że polowania na dziki przynajmniej w niektórych parkach narodowych będą nie tylko indywidualne, ale również zbiorowe. Taką możliwość daje np. dyrektor Magurskiego Parku Narodowego Marian Stój, który w sierpniu 2017 wydał w tej sprawie stosowną decyzję.
Tymczasem polowania zbiorowe wprowadzają ogromny niepokój w przyrodzie. Idąca przez lasy i pola nagonka wypłasza zwierzęta, a huk strzałów jest przyczyną stresu. Podczas takich polowań wiele zwierząt nie ginie od razu, ale zostaje ciężko ranna. Część z nich nigdy nie zostaje odnaleziona i dobita, by skrócić ich cierpienie. Na dodatek - w przypadku Magury - myśliwi mają dostać 200 zł za zastrzelenie dzika.
Wydaje się to być niezgodne z oficjalną etyką łowiecką PZŁ, która głosi, że "myśliwy nie szuka w łowiectwie korzyści materialnych, myślistwo bowiem nie może być środkiem do ich osiągania".
Natomiast otwartą kwestią pozostaje to, czy w polowaniach na terenach parków narodowych będą mogli brać udział myśliwi niebędący pracownikami danego parku.
OKO.press zajmowało się już tematem odstrzału dzików w parkach narodowych z powodu ASF już w sierpniu 2017 roku, kiedy sprawa wypłynęła po raz pierwszy. Wtedy planowano odstrzelenie ponad 7 tys. zwierząt, o czym pisaliśmy tu:
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze