0:00
0:00

0:00

„Minister Krzysztof Ardanowski oraz Główny Lekarz Weterynarii Bogdan Konopka zapewnili mnie, że szukają szczęśliwego rozwiązania dla stada z Deszczna. Jestem pewien, że je znajdą, mimo, że przepisy UE nakazują zabić te zwierzęta. Polak potrafi! Trzymamy kciuki za stado z Deszczna” – napisał na Twitterze prezydent Andrzej Duda.

Chodzi o sprawę stada 180 dzikich krów żyjących od kilkunastu lat wolno w gminie Deszczno w województwie lubuskim. O ich historii poczytacie w naszych poprzednich tekstach:

Przeczytaj także:

Jak niedawno informowaliśmy w sprawie krów, które urzędnicy uparcie skazują na śmierć, nastąpił przełom. Interweniować miało samo kierownictwo PiS.

Dziś, 29 maja, minister Ardanowski oświadczył, że stado zostanie odizolowane, przebadane i włączone do systemu Identyfikacji i Rejestracji Zwierząt.

„Zostaną odizolowane - i to jest warunek absolutnie niezbędny - od możliwości stwarzania dalszych zagrożeń, ale również ewentualnego roznoszenia chorób, które mogą być w ich organizmach. Zostaną odizolowane w jednym z państwowych gospodarstw” – zapowiedział minister. Jeśli okażą się zdrowe – poszukiwani będą nowi właściciele.

Deklaracja ministra nie znosi obowiązującej decyzji Powiatowego Lekarza Weterynarii o zabiciu krów – trudno powiedzieć, jakim prawem miałaby znosić – ale zapewne zostanie zrealizowana.

To dość nagła zmiana, bo Główny Lekarz Weterynarii jeszcze wczoraj przekonywał, że dzikie krowy są zagrożeniem dla gospodarki narodowej.

„Polak potrafi”

Minister Ardanowski oraz Główny Lek. Weterynarii szukają szczęśliwego rozwiązania dla stada z Deszczna. Jestem pewien, że je znajdą, mimo, że przepisy UE nakazują zabić te zwierzęta.
Przepisy UE nie nakazują zabicia krów, a Główny Lekarz Weterynarii nie był dotychczas zwolennikiem "szczęśliwych rozwiązań".
Twitter,29 maja 2019

Wydźwięk tweeta Andrzeja Dudy jest taki: zła Unia ze swoimi bezdusznymi przepisami każe nam zabić piękne stado dzikich krów, ale Polacy (PiS) nie pozwolą na takie barbarzyństwo.

Prawo unijne nie zobowiązuje jednak do zabicia dziko żyjących krów, to polscy urzędnicy arbitralnie podjęli tę decyzję.

„Te krowy wychodzą poza ramy prawne i urzędnicy wyraźnie sobie z tym nie radzą” - mówi OKO. press Dorota Niedziela, posłanka PO, lekarz weterynarii i była wiceminister środowiska.

„Przepis, na podstawie którego organ [Powiatowy Lekarz Weterynarii] wydał decyzję nakazującą zabicie krów, tj., art. 1 ust. 2 rozporządzenia 494/98, nie powinien być interpretowany automatycznie, lecz systemowo, z uwzględnieniem całego unijnego porządku prawnego, obejmującego także ochronę zwierząt. Jej podstawową zasadą jest, że zwierzę podlega zabiciu tylko w ostateczności” – komentuje mec. Karolina Kuszlewicz, Rzeczniczka ds. Zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym.

Przepis dotyczy krów hodowanych na ubój

Art. 1 ustawy 2 rozporządzenia 494/98 Komisji UE po zmianie z 18 listopada 2010 brzmi następująco:

„Jeżeli właściciel zwierzęcia nie może potwierdzić autentyczności jego identyfikacji i identyfikowalności, właściwy organ, w stosownych przypadkach i na podstawie oceny ryzyka dla zdrowia zwierząt i bezpieczeństwa żywności, zarządza zniszczenie takiego zwierzęcia bez odszkodowania”.

„Przepisy prawa unijnego, na których podstawie podjęto decyzję, w ogóle sytuacji krów z Deszczna nie dotyczą. Mówi się tam o ryzyku dla bezpieczeństwa żywności, a żadna z tych krów nie ma przecież spełniać celów produkcyjnych” – tłumaczy mec. Kuszlewicz.

Po krowy zgłosiły się w dodatku organizacje, które zobowiązały się zapewnić im miejsce i warunki do życia. O celach produkcyjnych, czyli mówiąc po ludzku - zabiciu i zjedzeniu, nie ma mowy, ogranicza je szereg przepisów i obowiązek kontroli.

Samo posiadanie krów nie upoważnia do produkcji i sprzedaży mięsa czy mleka.

Jeśli chodzi o ocenę zdrowia zwierząt, to logika nakazuje najpierw je zbadać. Urzędnicy stwierdzili jednak najwyraźniej, że najlepiej najpierw je zabić, a potem zbadać czy były chore.

Krowy zagrożeniem narodowym

Wspomniany w prezydenckim tweetcie Główny Lekarz Weterynarii udzielił w środę 29 maja wywiadu dla "Tygodnika Rolniczego", w którym przekonuje, że wolne krowy zagrażają Polsce.

Powołuje się przy tym na aferę z „leżakami” w ubojni pod Ostrowią Mazowiecką ujawnioną przez dziennikarzy śledczych TVN. Sprawa dotyczyła nielegalnej sprzedaży mięsa chorych i pourazowych krów, które zgodnie z przepisami powinny trafić do utylizacji. Skandal był międzynarodowy, mięso z nielegalnego polskiego uboju trafiało bowiem do 14 krajów Unii.

„Jednak afera leżakowa w porównaniu do konsekwencji, jakie mogłaby ponieść Polska w przypadku wprowadzenia do łańcucha żywnościowego nieidentyfikowalnych, wolno żyjących od 20 lat krów z Deszczna, jest jedynie małym piwem” – straszył Konopka.

„Sankcje wynikające z zagrożenia bezpieczeństwa żywności nałożyłoby na nasz kraj większość państw unijnych i wiele krajów świata”.

Dalej wspomniał jeszcze, że porzucone stado może stanowić „zagrożenie dla gospodarki narodowej".

Afera leżakowa i sprawa krów z Deszczna łączy jednak tylko jedno - podważają zaufanie do urzędu Głównego Lekarza Weterynarii.

Afera leżakowa świadczyła o braku kontroli ubojni, a w sprawie krów z Deszczna nie podjęto żadnych kroków przez 20 lat ich wolnego życia.

Czy urzędnicza nieudolność to wystarczający argument, żeby zapobiegawczo zabić 185 krów?

Nie dam wam gwarancji na to, co gwarantuję

„Nie wierzę, by ktoś mógł dać gwarancję, że to stado nie przeniknie w sposób nielegalny do łańcucha żywnościowego” - dodał Konopka, zakładając tym samym, że

1) krowy są chore, chociaż nikt ich nie badał, a Polska ma oficjalnie status państwa, które jest wolne od gruźlicy, brucelozy oraz enzootycznej białaczki bydła;

2) nowy ewentualny właściciel krów tylko czeka, żeby złamać prawo i zrujnować Polską gospodarkę.

„To kuriozalne - Główny Lekarz Weterynarii, który mówi, że nie panuje nad tym, co się dzieje. A przecież to on odpowiada za bezpieczeństwo żywności” - dziwi się Dorota Niedziela. - „Jeśli je zakolczykuje, to musi wiedzieć, gdzie są. W wywiadzie sam sobie zaprzecza, podważając przy tym autorytet lekarzy weterynarii, którzy ciężko pracują, badają krowy i sprawują nad nimi kontrolę".

„Porównanie do leżaków jest absurdalne. Tam chodziło o przestępstwo nielegalnego uboju, a tutaj jest człowiek, który ani nie ubijał nielegalnie, ani nie sprzedawał, popełnił za to przestępstwo zaniedbania zwierząt".

Na wyrok sądu rejonowego, który uznał zasadność decyzji o zabiciu krów, powołuje się także Konopka, używając go jako kolejnego argumentu przeciwko zachowaniu krów przy życiu. „Zaprezentowane rozwiązanie alternatywne [do uboju] stoi niestety w sprzeczności z wyrokiem wydanym przez sąd, który uznał hodowcę winnym znęcania się nad zwierzętami i zakazał mu posiadania krów, jałówek, byków i cieląt".

Problem w tym, że sama decyzja sądu jest sprzeczna z ideą ustawy, na której się opiera - ustawy o ochronie zwierząt. To tak jakby w przypadku właściciela znęcającego się nad psem, skazać psa na śmierć. O absurdalności wyroku szczegółowo pisaliśmy tutaj.

Lekarz (!) argumentując za zabiciem zwierząt mówił też o:

  • czasochłonności badań, konieczności powtarzania ich i ewentualnego długotrwałego leczenia.

Krowy i tak muszą zostać zbadane, nawet jeśli dojdzie do uboju. Takie są wymogi sanitarne. „Pomysł zabicia i utylizacji bez badań jest skrajnie nieodpowiedzialny. Skąd będzie wiadomo czy na tym terenie była na przykład gruźlica? Likwidacja chorego stada wymaga specjalnych procedur. Zbadanie krów nie jest zresztą wielkim problemem, wystarczy chcieć” - mówi Niedziela.

  • o statystykach, „pogarszamy sobie krajowy, procentowy wynik występowania chorób zwalczanych z urzędu i niebezpiecznych, bo przenoszonych na ludzi".

Jak wskazuje Krytyka Polityczna statystyki by się nam od tego nie popsuły, bo stado z Deszczna to kropla w morzu milionów krów hodowanych w Polsce.

  • kosztach utrzymania krów, wymaganiach terenowych etc. Kogo na to stać - pyta Konopka? Kto ma odpowiedni sprzęt i warunki?

Podpowiadamy: organizacje, które zadeklarowały się je przyjąć i zapewnić odpowiednią przestrzeń.

Nikt nam nie będzie mówił, jak łamać prawo

„Jednym słowem, nieprzestrzeganie unijnych przepisów to cios dla narodowej gospodarki, której jednym ze strażników jest właśnie Inspekcja Weterynaryjna” - podsumowuje Konopka, ignorując fakt, że zgodnie z przepisami ustawy o ochronie zwierząt (które są tutaj bardziej odpowiednie niż przepisy dotyczące zwierząt przeznaczonych do uboju) powinno nastąpić odebranie ich właścicielowi i przekazanie w dobre ręce.

„Uważam, że Inspekcja Weterynaryjna jest dziś fundamentem nowoczesnego państwa – członka Unii Europejskiej i nikt nie może jej dyktować, co ma robić i jak łamać prawo".

Mec. Kuszlewicz informowała 28 maja o sygnałach, „że jest przestrzeń do rozmowy z Inspekcją o uratowaniu tych zwierząt".

„Wygląda na to, że zmiana wyszła od kierownictwa partii rządzącej” - mówił OKO.press etyk i zoolog prof. Andrzej Elżanowski z Polskiego Towarzystwa Etycznego.

„Może krowy zatrząsną tymi powiatowymi układami, a Inspekcja Weterynaryjna nauczy się respektować wrażliwość społeczną w sprawach, których sama nie rozumie, czyli kwestii etycznego podejścia do zwierząt" - dodał.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze