0:000:00

0:00

Krowy są trochę nieśmiałe, ale węszą ciekawie, kiedy od strony koczujących nieopodal aktywistów zawieje wiatr. Odważniejsza grupka byczków podchodzi bliżej. Powąchały już jak pachną ludzie z Poznania, Szczecina, Piły, Łodzi, Gdańska czy Warszawy. Wszystko w błogim otoczeniu łąk Santockiego Zakola koło Ciecierzyc, przy równie błogiej nieświadomości wolnościowych krów, że toczy się walka o ich życie.

O historii krów z gminy Deszczno niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego, które od kilkunastu lat żyją na wolności pisaliśmy już wielokrotnie. Mimo presji opinii publicznej, która wstawiła się za krowami i absurdalnych podstaw wydania przez Powiatowego Lekarza Weterynarii nakazu uboju, w poniedziałek 28 maja Główny Inspektorat Weterynarii wydał komunikat, w którym podtrzymuje decyzję.

Obrońcy krów walczą dalej, dzisiaj złożono do prokuratury wiosek o kasację od wyroku sądu, który poparł wniosek weterynarzy zabicia krów uzasadniając go przepisami ustawy o ochronie zwierząt.

Przeczytaj także:

Niespodziewanie pojawiła się jednak nadzieja i sygnały o zmianie podejścia urzędników. Możliwe, że jest to wynik interwencji Jarosława Kaczyńskiego. Aktywiści, którzy koczują przy krowach od piątku, pełniąc warty w dzień i w nocy, wciąż boją się najgorszego. Sytuacja może się zmienić w każdej chwili.

Krótka historia krowiej wolności

O krowach z gminy Deszczno (woj. lubuskie) głośno zrobiło się na początku maja, chociaż hasały dziko po lokalnych polach od kilkunastu lat. Ich właściciel pewnego dnia po prostu je porzucił, a one zaczęły żyć po swojemu. Stado rozrosło się do 185 osobników. Są w dobrej formie, chociaż od lat nie były ewidencjonowane ani badane weterynaryjnie.

Krowy nie wiedziały niestety, że prawo zabrania im takiej samowoli, a w urzędniczych oczach nagle stały się zagrożeniem epidemiologicznym. Powiatowy Lekarz Weterynarii z Gorzowa Wielkopolskiego wydał nakaz uśmiercenia i zutylizowania zwierząt, a sąd nakazał wykonanie decyzji.

Aktywiści z Deszczna. Fot. Ewelina Gajda

Od tamtej pory toczy się nierówna walka: aktywiści kontra biurokratyczna machina. Bo nie chodzi już nawet o to, że z krowami nie ma co zrobić. W ciągu kilku dni od nagłośnienia sprawy znalazły się osoby i organizacje, które gotowe są przyjąć krowy na własne utrzymanie.

Wszystko wskazywało na to, że krowią historię czeka szczęśliwe zakończenie. „Po raz pierwszy społeczeństwo tak wyraźnie upomniało się o prawo do życia dla zwierząt zwykle traktowanych tylko jako produkt w przemyśle mięsnym” - mówi mec. Karolina Kuszlewicz, Rzeczniczka ds. Zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym.

Niestety, rzeźniczej machiny tak łatwo się nie powstrzyma.

Zutylizować

„Decyzją Inspekcji Weterynaryjnej wolne krowy z województwa lubuskiego zostaną zabite i zutylizowane. Egzekucja wykonana będzie tydzień po wyborach do Parlamentu Europejskiego” - poinformował na Twitterze Konrad Kuźmiński z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Informacje uzyskał nieoficjalnie od jednego z pracowników Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, który z obawy przed zwolnieniem wolał pozostać anonimowy.

Wszystko wskazywało na to, że urzędnicy chcieli przeczekać okres medialnego zainteresowania tematem i zabić „po cichu” krowy, gdy oczy mediów skupione będą na czym innym.

"Krowy padły ofiarą zdecydowanie zbyt uproszczonego stosowania prawa” - mówi OKO.press mec. Kuszlewicz, która złożyła już wniosek do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii o uchylenie decyzji, do Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii o stwierdzenie jej nieważności oraz do Prokuratury Generalnej o złożenie kasacji od wyroku w sprawie krów.

„Wszystkie te kroki prawne oparte są na przepisach prawa i organy Inspekcji mają obowiązek je rozpatrzyć” - mówi mec. Kuszlewicz.

Miejmy nadzieję, że wnioski zostaną rozpatrzone i do urzędników dotrze informacja o spiętrzeniu absurdów, które mają przesądzić o życiu lub śmierci zwierząt.

Absurd goni absurd

W październiku 2018 Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim zobowiązał właściciela krów do zabicia 170 sztuk. Właściciel tego nie zrobił.

„Rozmawialiśmy z nim i z jego bratem. To prości ludzie, mają tu niedaleko dom, są rolnikami. Urzędowe pisma niewiele im mówiły, krów nie chcieli zabijać. Tłumaczyli, że przegrali przetarg na pastwisko i nie mieli gdzie oficjalnie ich wypasać” - mówi Agnieszka z Gorzowa, jedna z aktywistek stojących na straży krów.

Właściciel odwiedza obozowisko codziennie. „Jest mu żal zwierząt, czuje się winny".

Urzędnicy przejęli więc obowiązek wykonania decyzji na siebie, utrzymując, że krowy muszą zostać zabite. Powoływano się przy tym na prawo unijne. „Kłopot w tym, że przepisy prawa unijnego, na których podstawie podjęto decyzję, w ogóle tej sytuacji nie dotyczą. Mówi się tam o ryzyku dla bezpieczeństwa żywności, a żadna z tych krów nie ma przecież spełniać celów produkcyjnych” - tłumaczy mec. Kuszlewicz.

Krowy mają zostać przebadane (mogłyby do tego posłużyć pieniądze - 300 tys. zł - które przeznaczono już na ich ubój, na razie prężnie działa zbiórka pieniędzy na Facebooku) i trafić do ludzi, którzy zdecydowali się zapewnić im odpowiedni teren i warunki do życia.

Jeśli decyzja Powiatowego Lekarza Weterynarii oparta jest na nieadekwatnych przepisach, to decyzja sądu, która ją podtrzymała jest już czystym nadużyciem.

Sprawa została wszczęta z ustawy o ochronie zwierząt, właściciela oskarżono o znęcanie się nad zwierzętami - nie zapewnił im jedzenia, opieki weterynaryjnej.

Zamiast odebrać mu zwierzęta i przekazać je w dobre ręce, sąd nakazał mu wykonanie decyzji o ich zabiciu. To tak jakby właściciela znęcającego się nad psem skazać za karę na zabicie zwierzęcia. Wszystko w ramach ochrony zwierząt.

„To aberracja” - komentuje mec. Kuszlewicz. - „Proces o ochronie zwierząt ma je chronić, a nie zabijać. Zgodnie z przepisami, jeśli zwierzęta są ofiarami, muszą być obligatoryjnie odebrane właścicielowi i przekazane pod opiekę podmiotu, który zapewni im odpowiednie warunki do życia. Tutaj wyrok sądu jest dla zwierząt gorszy niż zaniedbania właściciela”.

Krów nie oddamy

W niedzielę 26 maja, w dzień wyborów do europarlamentu, w Deszcznie przy krowach czuwało około 30 osób, teraz są 3, ale w najbliższych dniach uczestników ma przybyć. „Od piątku ciągle ktoś przy nich jest, jedni przyjeżdżają w dzień, inni pilnują w nocy” - mówi jedna z uczestniczek czuwania, Ewelina Gajda. „Na początku nie było nawet namiotu, więc jedna z dziewczyn spała w szczerym polu".

„Jest nas ciągle za mało, ale robimy, co możemy” - mówi Agnieszka. „Warty mamy także w nocy, boimy się, że będą chcieli zabrać krowy po cichu". Choć po cichu będzie trudno, bo z tego, co opowiadają miejscowi rolnicy, zaganianie tak wielkiego stada może zamienić się w rzeź.

"Najpierw zagania się młode, oddziela się je od reszty. Wtedy zaczyna się chaos, młode się przewracają, łamią nogi, mogą zostać stratowane. Potem przychodzi czas na resztę przerażonego stada. Trudno mi sobie to wszystko wyobrazić, to będzie rzeź" - kiedy Agnieszka opowiada, głos jej się łamie.

„Co wtedy zrobimy? Dużo o tym myślimy. Będziemy patrzeć na rzeź? Nie wiem, czy będę w stanie to wytrzymać".

Na zdjęciu krowa z Deszczna
Fot. Ewelina Gajda

„Liczę, że ktoś w końcu przejrzy na oczy, przecież my chcemy tylko je stąd bezpiecznie zabrać. Podchodzą do nas, nie są agresywne. Są przyjazne, spokojne. Trudno to opisać, panuje tu niesamowita atmosfera, chce się wracać".

Agnieszka pisze listy do wszystkich: „Do papieża, do Trumpa, do kogo mogę. W Anglii był spory odzew, pani z Yahoo odezwała się z poparciem, Pamela Anderson odpisała, że popiera, podpisała petycję. Ale do polskich urzędników jakby nic nie docierało".

Jeden z listów dostaje też prezes PiS Jarosław Kaczyński, który miał podobno interweniować w sprawie krów u Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

„Ostateczna decyzja nie leży jednak w kompetencjach posła na Sejm RP" - informował aktywistów Radosław Fogiel, dyrektor biura poselskiego Kaczyńskiego.

Nie wiadomo czy prezes opowiadał się za jakimś konkretnym rozwiązaniem. "Jego wielkie serce do zwierząt nie jest tajemnicą" - tłumaczył Fogiel.

Interwencja

"Dziś (28 maja 2019) jednak otrzymaliśmy sygnał, że jest przestrzeń do rozmowy z Inspekcją o uratowaniu tych zwierząt. Zobaczymy, jakie będą jej efekty, ale najważniejsze jest teraz, by organy nie działały pochopnie, tylko otworzyły się na to, że istnieją opcje pozwalające pozostawić te krowy przy życiu. Od jutra rana będziemy starali się podjąć te rozmowy" - mówi mec. Kuszlewicz.

"Wygląda na to, że zmiana wyszła od kierownictwa partii rządzącej" - mówi OKO.press etyk i zoolog prof. Andrzej Elżanowski z Polskiego Towarzystwa Etycznego. - "To nie zmienia oczywiście faktu, że będziemy kontynuować procedury prawne w związku z fatalną decyzją Powiatowego Lekarza Weterynarii i wadliwym wyrokiem sądu".

"Może krowy zatrząsną tymi powiatowymi układami, a Inspekcja Weterynaryjna nauczy się respektować wrażliwość społeczną w sprawach, których sama nie rozumie, czyli kwestii etycznego podejścia do zwierząt. Sytuacja krów wywołała wyjątkową reakcję, bo poruszyła zarówno środowisko miejskie, jak i wiejskie. Opinia publiczna była zdecydowanie po stronie krów".

"Spokojny będę jednak dopiero, kiedy krowy trafią bezpiecznie na przygotowane dla nich pastwiska" - mówi prof. Elżanowski.

Na razie decyzja wciąż jest jednak w mocy, a aktywiści obawiają się, że do zabrania krów na ubój dojdzie już w piątek. Apelują o obecność. Wszyscy, którzy nie mogą wybrać się na miejsce, mogą wesprzeć inicjatywę podpisując petycję. Czuwamy dalej.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze