Rząd twierdzi, że dwa miesiące to dla Ukraińców czas na znalezienie pracy i zbudowanie nowego życia. Tymczasem średni czas znalezienia zatrudnienia w Polsce to o wiele więcej. „Pomoc krótkoterminowa nie wystarczy" - mówi OKO.press ekspert. Do tego dochodzi bariera językowa
Rząd zapewnia, że dzięki zmianom przepisów uchodźcy z Ukrainy szybko znajdą pracę w Polsce. W takim tonie wypowiadał się rzecznik prasowy rządu Piotr Müller w środę 30 marca 2022 roku w Radiu Plus. Był pytany m.in. o sytuację Ukraińców i o to, czy rząd planuje przedłużenie specustawy, która gwarantuje uchodźcom nocleg i wyżywienie.
Przypomnijmy, że teraz uchodźcy mają zapewnioną taką opiekę przez dwa miesiące. Od 16 marca 2022 roku osoby, które zapewniają zakwaterowanie i wyżywienie obywatelom Ukrainy, dostają świadczenie 40 zł za każdy dzień pomocy. Okres wsparcia przez rząd to 60 dni. Na razie nie wiadomo, czy zostanie wydłużony.
"Te dwa miesiące są liczone indywidualnie dla każdej osoby, od przekroczenia granicy. Jest to czas dostosowania się, możliwości znalezienia pracy, próby podjęcia drugiego życia na czas wojny. Po to te dwa miesiące były skonstruowane. Jesteśmy otwarci, aby tym osobom, które nie zdążyły sobie zorganizować pracy, czy mieszkania, innymi instrumentami pomagać, ale na ten moment pozostawiamy dwa miesiące jako okres przystosowawczy (…). Pod kątem znalezienia pracy sytuacja wygląda w Polsce bardzo dobrze. Zachęcamy, tworzymy wszystkie mechanizmy, żeby te osoby znalazły pracę i mogły mieć drugi dom" - mówił rzecznik PiS.
Sytuacja nie jest jednak tak prosta. Po ponad miesiącu od agresji pracę w Polsce podjęło na razie tylko 21 tys. osób z Ukrainy - na ponad dwa miliony osób, które do nas trafiły.
Dlaczego?
Po pierwsze, do Polski uciekają głównie rodziny z dziećmi. Trudno te osoby włączyć w rynek pracy w ciągu dwóch miesięcy ze względu na potrzebę opieki, nieletniość czy niezdolność do pracy. Część kobiet w wieku produkcyjnym, które uciekły z Ukrainy, będzie musiała zajmować się dziećmi.
Po drugie, osoby, które uciekły z Ukrainy, nie są standardową grupą osób szukających pracy. Bo uciekły przed wojną, w sytuacji ekstremalnej. Potrzebują podstawowej pomocy humanitarnej, psychologicznej i miejsca zamieszkania (a o to coraz trudniej, pisaliśmy o tym tutaj). Praca to dopiero kolejny krok i kolejna przeszkoda: bariera językowa.
Po trzecie badania pokazują, że średni czas szukania pracy w Polsce to więcej niż dwa miesiące.
Po kolei.
"Sytuacja na rynku pracy jest dobra, a bezrobocie jest niskie. Tyle tylko, że w Polsce nie ma jednego rynku pracy, a prawie 400 rynków powiatowych, które są ze sobą słabo połączone. Niewiele Polek i Polaków pracuje dwa powiaty dalej, a wynika to m.in. z niewydolnej sieci transportu publicznego. Teraz uchodźcy koncentrują się w konkretnych miastach. Prawdopodobnie nie rozmieszczą się tak, aby wypełnić luki pracy w poszczególnych powiatach. Oznacza to, że obecność osób, które będą szukać pracy, będzie różnie odczuwalna w poszczególnych regionach. W połowie powiatów być może jej nie zauważymy, w drugiej połowie będzie to poważny problem dla uchodźców z Ukrainy" - mówi OKO.press Łukasz Komuda, ekspert rynku pracy i redaktor portalu Rynekpracy.org w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych i współautor podcastu "Ekonomia i cała reszta".
Uchodźcy bowiem często miejsce zamieszkania wybierają losowo. Trafiają tam, gdzie znajdą pomoc. Trudno się spodziewać, że ich obecność rozłoży się proporcjonalnie na poszczególne regiony.
Według badania Randstad (Monitor Rynku Pracy) osoby już pracujące nigdy nie szukały aktualnej pracy krócej niż dwa miesiące. "Pytanie o czas szukania pracy zostało zadane w co najmniej 16 edycjach badania, czyli chodzi o okres ostatnich czterech lat do czwartego kwartału 2021 roku włącznie".
Ostatnia średnia to 2,8 miesiąca. Ale dla kobiet średni czas szukania pracy jest dłuższy - to 3,3 miesiąca.
"Mówimy o grupie szczęśliwców, czyli o tych, którym się udało".
Co z osobami, które szukają pracy i nadal jej nie znalazły? To właśnie do tej grupy trafią kobiety z Ukrainy, które będą się rozglądać za pracą.
Według Badań Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) przeciętny czas poszukiwania pracy wynosił ponad osiem miesięcy (dane z czwartego kwartału 2021 roku na podstawie odpowiedzi osób, które aktywnie szukają pracy i jeszcze jej nie znalazły).
To co najmniej pół roku więcej, niż przedstawił rzecznik PiS.
Najdłużej pracy szukają osoby w wieku 35-44 lata (10,0 miesięcy), 55–74 lata (9,7 miesiąca) i 45-54 lata (9,4 miesiąca). Najkrócej osoby młodsze, w grupie w wieku 15–19 lat (5,4 miesiąca) oraz 25-29 lat (6,1 miesiąca).
"To właśnie do grupy osób, które nadal szukają pracy i jeszcze jej nie znalazły, trafią kobiety z ukraińskimi paszportami, które będą się rozglądać za pracą" - mówi Łukasz Komuda.
"Osoby z Ukrainy, które szukają czy będą szukać pracy, nie są standardową grupą, bo nie mówią w języku polskim, a dokumenty potwierdzające ich wykształcenie i kwalifikacje (np. dyplomy wyższych uczelni) nie są uznawane w Polsce. Przyśpieszona i ułatwiona nostryfikacja dyplomów, o jakiej wspomina rząd, będzie możliwa jedynie dla wybranych zawodów, ale nawet w tych wybranych grupach pozostanie bariera językowa. Ta nie daje im możliwości szukania pracy zgodnie z kwalifikacjami, a w wielu branżach właściwie każde stanowisko pozostanie poza zasięgiem uchodźców".
Komuda wyjaśnia, że znajomość języka przynajmniej na podstawowym poziomie komunikatywnym nie wystarczy do rozpoczęcia pracy w sektorze sprzedażowym czy usługowym, które lokalnie zgłaszają zapotrzebowanie na pracowników. "Lepiej jest w firmach produkcyjnych, bo tam jest łatwiej przedstawić obowiązki pracownicze. Tym bardziej, gdy pracują już tam od dawna osoby, które już mówią w języku ukraińskim czy rosyjskim".
Na ten problem w rozmowie z OKO.press zwracał uwagę dr Benjamin Cope, badacz zmian społecznych z Fundacji „Nasz Wybór”, która prowadzi Ukraiński Dom w Warszawie. Dla uchodźców, którzy przyjeżdżają do Polski Ukraiński Dom to często miejsce pierwszego kontaktu.
„Rynek pracy w Polsce potrzebuje pracowników w różnych branżach. Przez ostatnie 10 lat Ukraińcy znajdowali zatrudnienie w sektorach takich jak IT, kultura, rolnictwo, budownictwo, prace domowe czy logistyka. Przez wojnę wielu Ukraińców, którzy do tej pory pracowali w Polsce może pojechać pracować za granicą albo wrócić do kraju, więc pracowników może brakować”.
„Nawet jeżeli miejsca pracy są, to na przeszkodzie w podjęciu zatrudnienia stoi bariera językowa i stan psychiczny osób, które przeżyły tramę wojenną.
Próbujemy znaleźć osoby z Ukrainy, które są wykształcone, mają duże doświadczenie zawodowe, aby mogły pracować zgodnie ze swoimi kwalifikacjami czy w zawodzie. Jest im jednak trudno te kwalifikacje wykorzystać, bo nie znają języka" - mówił OKO.press dr Cope.
Komuda: "Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że Polska nie jest jedynym potencjalnym rynkiem pracy dla osób, które uciekają z Ukrainy. Wiele osób pojedzie stąd do krajów zachodnich, chociażby do Niemiec czy Włoch, gdzie robiąc mniej więcej to samo, uda im się zarobić więcej i gdzie ukraińskich gastarbeiterów nie brakuje".
Jeżeli rząd chce zatrzymać Ukraińców, musi ponieść określone koszty, aby:
Im szybciej uchodźcy przełamią barierę językową, tym szybciej będą mogły rozpocząć pracę bliższą swoich kwalifikacji i aspiracji.
"Zwiększy to zasięg poszukiwania pracy. Branże z dużą liczbą wakatów jak np. usługi, będą mogły ich przyjąć do pracy” - tłumaczy ekspert FISE. Komuda przestrzega przed szybkim ucinaniem pomocy.
"Pomoc świadczona zbyt krótko sprawi, że wiele osób zostanie bez wsparcia. Wtedy albo będzie próbowała wrócić do Ukrainy albo będzie próbowała szukać pomocy w krajach zachodnich. Kraje zachodnie cenią pracowników ukraińskich, którzy wiele wnoszą do ich gospodarki i mogą pomóc w rozwiązaniu problemów demograficznych, z którymi się borykają”.
Jest skąd czerpać wzorce. "Możemy skorzystać z doświadczeń Niemiec czy Holandii (która teraz akurat nie ułatwia Ukraińcom migracji zarobkowej). To kraje, które mają konkretny model wspierania uchodźców. Gwarantują elementarne wsparcie finansowe i mają zaangażowaną politykę mieszkaniową, która opiera się m.in. na dopłatach do czynszu czy udostępnianiu niskopłatnych lokali.
Ekspert wskazuje, że potencjał osób z Ukrainy dla gospodarki może być ogromny. "To na pewno wiele wykształconych osób, które mają duże doświadczenie zawodowe i potrafią uczciwie pracować. Ważne, żeby go nie zmarnować, żeby nie doszło do sytuacji, w której wykształcona osoba pracuje na zmywaku".
Z kolei konsekwencje braku właściwej polityki państwa mogą być fatalne: "Jeżeli państwo sobie z tym odpowiednio nie poradzi, może w przyszłości zmagać się z dużą grupą osób, które żyją z pomocy rodzin, z oszczędności czy utrzymują się z prac dorywczych. Obawiam się, że jeżeli źródła pomocy się skończą, pewna grupa uchodźców może skończyć na ulicy".
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze