0:000:00

0:00

Unijne „prędkości”, albo inaczej „kręgi integracji”, to pomysły oparte na przekonaniu, że wszystkie kraje UE nie są w stanie (także z braku woli politycznej) integrować się w tym samym tempie. I dlatego chętnym należy pozwolić na przyspieszenie integracyjnego tempa. Choć przy założeniu (przynajmniej teoretycznym), że wszyscy jadą - jedni szybciej, drudzy wolniej - w tym samym kierunku.

Pewnym wyjątkiem byli Brytyjczycy (teraz na brexitowym wylocie) oraz są nadal Duńczycy, którzy mają traktatowe zwolnienie z obowiązkowej jazdy w kierunku członkostwa w strefie euro.

„Ta dyskusja o Europie dwóch, czy wielu prędkości wraca co kilka lat i zawsze gaśnie po dwóch, trzech tygodniach. Myślę, że podobnie będzie także i w tym przypadku”
Półprawda. Prędkości nie są tematem nowym, ale dyskusja teraz nie zgaśnie
Program Trzeci Polskiego Radia,14 marca 2017

Przypomnijmy, że dyskusja mocno ożyła już 4 lutego podczas szczytu UE na Malcie, gdzie kanclerz Angela Merkel pierwszy raz publicznie tak stanowczo wsparła wieloprędkościową wizję Unii. W ostatnich latach o prędkościach w Niemczech chętniej mówili socjaldemokraci, a kanclerz była bardzo powściągliwa.

Obecny niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble (chadek) już w latach 90. postulował wydzielenie z Unii grupy „Kerneuropa”, czyli twardego trzonu Europy. To było jeszcze przed rozszerzeniem UE o naszą część Europy.

Wprawdzie obecna strefa euro jest daleka od tak głębokiego zintegrowania, jakie miało cechować Kerneuropa, ale euroland, zwłaszcza po rozszerzeniu UE, w zasadzie przejął funkcje „pierwszej prędkości”. Toczące się teraz debaty w Polsce powinny zatem dotyczyć raczej pogłębiania się podziałów, a nie samego faktu tworzenia różnych prędkości integracji.

Przeczytaj także:

Bo Polska bez euro tkwi przecież na dobre w drugiej prędkości, choć z pełnym prawem dołączenia do tej pierwszej, jeśli zachce, a także wypełni kryteria gospodarcze.

Temat Europy dwóch prędkości powraca od lat. Może i tym razem to tylko puste hasło?

„Tym razem to wygląda poważnie. Niemcy widocznie uznały, że muszą pójść dalej, muszą umiędzynarodowić długi, czyli wziąć na siebie kolejne ciężary. Bez tego może upaść cała Unia, a na pewno upadnie strefa euro”
Bliskie prawdy. Sprawa prędkości wygląda tym razem rzeczywiście poważnie
wpolityce.pl,14 marca 2017

Sprawa wygląda poważniej niż dyskusja na dwa-trzy tygodnie w wersji Magierowskiego. Ale jest i łyżka dziegciu - Niemcy nie uznały, że muszą „umiędzynarodowić długi”. Prezes PiS tak nieprecyzyjnie wyraża się prawdopodobnie o idei uwspólnienia części długów krajowych w ramach strefy euro m.in. przez euroobligacje. Ale to nadal jest w Niemczech iście tematem wybuchowym.

Wielu ekspertów ostrzega, że euroland - dla zachowania zdrowia na dłuższą metę - potrzebuje wspólnych narzędzi dłużnych. Jednak dla chadeków kanclerz Angeli Merkel to na razie jest nie do przełknięcia (oznaczałoby pewną współodpowiedzialność za długi Włochów czy Hiszpanów).

Życzliwie patrzą na to socjaldemokraci, ale nawet jeśliby wygrali wrześniowe wybory parlamentarne, to do euroobligacji i tak droga daleka. Część niemieckich konstytucjonalistów twierdzi bowiem, że euroobligacje byłby nie do pogodzenia z obecnymi traktatami UE interpretowanymi w świetle ustawy zasadniczej Niemiec.

Uwspólnienie części długów (nie chcą tego także Holendrzy czy Finowie) wymagałoby powołania wręcz federalnych instytucji eurolandu, które zarządzałyby emisją i wykupem euoobligacji w imieniu wszystkich krajów strefy euro.

Spór o euroobligacje jest zatem jednym z ważniejszych hamulców spowalniających zacieśnienie integracji eurolandu, a tym samym spowalniających jeszcze mocniejsze instytucjonalne i polityczne wyodrębnienie eurolandu z reszty Unii.

Z czysto polsko-egoistycznego punktu widzenia ten spór jest zatem pomocny, bo przeszkadza w mocnym i bardzo szybkim pogłębianiu podziału Unii na dwa kluby (euro i bez euro)

„Pani Merkel, stawiając na Tuska, musi mieć pewność, iż poprze on Europę dwóch prędkości’
Fałsz. Tusk uparcie akcentuje potrzebę jedności, a nie rozwarstwiania UE
wpolityce.pl,14 marca 2017

„W dyskusjach o różnych scenariuszach dla Europy naszym wspólnym celem powinno być wzmocnienie zaufania oraz jedności między 27 krajami Unii. Po szczycie powiedziałem: Jeśli chcesz iść szybko, idź sam. Ale jeśli chcesz zajść daleko, to idźmy razem” - powiedział Tusk w Parlamencie Europejskim 15 marca w ramach sprawozdania ze szczytu UE.

Podobną mocną deklarację złożył też na swoim profilu na twitterze.

View post on Twitter

(EU27 pełna zgoda. Głównym celem jest i musi być wzmocnienie wzajemnego zaufania wśród EU27, a nie wiele prędkości)

A co może jeszcze ważniejsze - jeśli w UE już zaczną zapadać decyzje o prędkościach, to zgoda Tuska nie będzie do tego potrzebna. Nie jest przywódcą Rady Europejskiej, lecz raczej jej koordynatorem z umiarkowanymi możliwościami wpływu na ostateczne decyzje Unii ( co przecież PiS zwykł tak często podkreślać).

A dla porządku powtórzmy jeszcze raz: dwie prędkości - kraje euro i bez euro - już istnieją, o chodzi o ewentualne pogłębienie podziału.

„Europa dwóch prędkości to projekt skierowany przeciwko Unii Europejskiej. To także projekt skierowany przeciwko państwom naszego regionu”
Półprawda. Nie przeciw UE, raczej nacisk na maruderów z naszego regionu
wpolityce.pl,14 marca 2017

Trochę w tym prawdy, bo prędkości w zamyśle ich niektórych promotorów to sposób na ratowanie UE, ale jednocześnie także polityczne narzędzie nacisku na kraje naszego regionu - „nie chcecie iść razem, to zostawimy was w tyle”.

To uzasadnienia, które są przywoływanie przez Francuzów czy kraje Beneluksu, chętniej niż przez Niemców. Jednak ich powody zniecierpliwienia są podobne - m.in. kłopoty z praworządnością w Polsce, a także podważający unijną wspólnotę wartości sprzeciw wobec przyjmowaniem nawet bardzo małej liczby uchodźców.

Czy Polska może zablokować projekt dwóch prędkości?

„Unia dwóch prędkości wymagałaby zmiany traktatów, czyli ratyfikacji przez wszystkich, jednomyślności. Skorzystanie z istniejących zapisów o dobrowolnej współpracy państw byłoby w tym wypadku jawnym nadużyciem”
Fałsz. Prawo weta wobec reform UE zostało bardzo osłabione
wpolityce.pl,14 marca 2017

Próbował po weto sięgać ówczesny brytyjski premier David Cameron, gdy w 2011 r. blokował wprowadzenie do Traktatu o UE zapisów wzmacniających dyscyplinę budżetową w krajach euro. Brytyjczyk nie był przeciwny samej dyscyplinie w eurolandzie, lecz zamierzał w zamian za wycofanie weta (zmiany traktatów wymagają jednomyślności) wytargować ustępstwa Unii w innej dziedzinie. Ten plan nie wypalił, bo zablokowane przez Camerona zapisy umieszczono... w odrębnym pakcie fiskalnym z 2012 r. podpisanym przez wszystkie kraje oprócz Brytyjczyków.

Bodaj największą reformą strefy euro w ostatniej dekadzie było stworzenie funduszu ratunkowego udzielającego tanich pożyczek krajom w tarapatach w zamian za ścisły nadzór nad ich reformami.

Ten fundusz ESM (Europejski Mechanizm Stabilizacyjny) został umocowany w 2012 r. w osobnym traktacie (wersja angielska tutaj), podpisanym tylko przez kraje euro, choć jest „obsługiwany” m.in. przez wspólną dla całej Unii Komisję Europejską (uczestniczącą w monitorowaniu reform w ratowanych krajach euro).

I jeśli euroland przyspieszy swą integrację, to jest bardzo prawdopodobne, że będzie oparta właśnie na strukturze ESM - a zatem bez wymogu zmiany traktatów ogólnounijnych, czyli tym samym bez prawa weta Polski.

Polska poza "wzmocnioną współpracą"

Prezes Kaczyński wspomniał o „dobrowolnej współpracy”, czyli traktatowym prawie do „wzmocnionej współpracy” co najmniej dziewięciu krajów UE. Na razie ten mechanizm jest bardzo rzadko praktykowany, a Polska nigdy się do niego nie włączyła.

Warszawa w 2010 r. nie przystąpiła do wzmocnionej współpracy 17 krajów UE co do reguł wyboru prawa rozwodowego dla małżeństw międzynarodowych. W 2016 r. nie przystąpiła do wzmocnionej współpracy 18 krajów UE, które uzgodniły zasady co do praw majątkowych w międzynarodowych małżeństwach i związkach partnerskich (te reguły zaczną obowiązywać od 2019 r.). Polska nie weszła też do wzmocnionej współpracy w kwestii unijnego patentu i jest poza grupą szykującą się teraz do stworzenia Prokuratury Europejskiej.

Prezes PiS ma rację, że gdyby doszło do radykalnego rozwarstwiania się Unii, to zapisy o „wzmocnionej współpracy” nadawałyby się do tego bardzo kiepsko (m.in. nie mogą rozszerzać traktatowych uprawnień instytucji UE).

Tyle że dogodniejszą drogę do ominięcia weta unijnych hamulcowych pokazuje - opisany wyżej - precedens „traktatów dla wybranych” (pakt fiskalny, ESM).

Także prawna specyfika strefy Schengen sprawia, że gdyby doszło do tworzenia mini-Schengen, np. dla krajów akceptujących nową politykę azylową (w tym kwoty uchodźców), to też weto nic by nie dało.

Czy będzie aż tak dramatycznie?

Przed końcem tego roku trudno spodziewać się propozycji głębokich instytucjonalnych reform UE. A jeśli do nich dojdzie, to stopniowo i w perspektywie najbliższych 5-10 lat.

Natomiast coraz głębszy - choć zachodzący głównie na drodze nieformalnej - podział członków wśród członków Unii możemy ujrzeć już bardzo wkrótce np. przy rozmowach o nowym budżecie UE o 2020 r., przy pomyśle wydzielenia z niego pieniędzy dla eurolandu (rozmowy zaczną się za kilka miesięcy), polityce obronnej oraz innych projektach UE, również w polityce zagranicznej.

Chodzi głównie o unijną praktykę polityczną, w której szukanie konsensusu może być coraz częściej zastępowane przegłosowywaniem krajów z unijnych peryferii. A także niedopraszanie takich państw, jak Polska (wbrew ich wielkości i ludności) do obrad głównych graczy (jak niedawno np. w Wersalu), gdzie dyskutuje się o strategicznych kierunkach rozwoju Europy.

;

Udostępnij:

Tomasz Bielecki

Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.

Komentarze