0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Zobaczyliśmy wczoraj, tj. w czwartek 15 kwietnia dwóch Michałów Dworczyków. Pierwszy najwyraźniej bał się, żeby swoją wypowiedzią nie narazić reputacji katolika lojalnego wobec polskich biskupów, drugi stanął już na wysokości piastowanego przez siebie stanowiska: szefa Kancelarii Premiera i pełnomocnika rządu ds. Narodowego Programu Szczepień przeciwko COVID-19.

Rano w TVN24 Konrad Piasecki zadał Dworczykowi pytanie, czy zaszczepi się preparatem koncernu AstraZeneca albo Johnson&Johnson. Dzień wcześniej komisja bioetyczna Konferencji Episkopatu Polski uznała, że

katolicy nie powinni tego robić, gdyż przy produkcji tych szczepionek korzysta się z „linii komórkowych stworzonych na materiale biologicznym pobranym od abortowanych płodów".

„Ten fakt budzi poważny sprzeciw moralny [...] katolicy nie powinni godzić się na szczepienie tymi szczepionkami, gdyż istnieją inne – wyżej wspomniane mRNA – które nie budzą wiążących sumienie zastrzeżeń moralnych" – pisze przewodniczący Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych bp Józef Wróbel. Wcześniejsza opinia zespołu, dotycząca ogólnie szczepionek, w których wykorzystywane są linie komórkowe, głosi:

„Nie ponoszą winy osoby, które są przeciwne aborcji i przemysłowemu wykorzystaniu ludzkiego materiału biologicznego, a także nie uczestniczą w procesie produkcyjnym tych szczepionek. Osoby te mogą jednak korzystać z tych szczepionek w trosce o swoje życie czy zdrowie. Osoby takie byłyby jednak winne moralnego poparcia dla tych szczepionek, technologii ich produkcji, jeżeli by je przyjmowały, mając do dyspozycji inne szczepionki wolne od powyższych zastrzeżeń".

Biskupi rekomendują więc, by – jeśli tylko jest możliwość wyboru – wierni wybierali szczepionkę wytworzoną na bazie technologii mRNA, czyli w naszym przypadku Pfizera i Moderny.

Przeczytaj także:

Pułapka na ministra

Michał Dworczyk: „Nie rozważałem jeszcze tej kwestii, moja grupa wiekowa jest jeszcze...

Konrad Piasecki: „No nie, nie wierzę panie ministrze, żeby pan, katolik po tym oświadczeniu komisji etycznej Episkopatu [nie rozważał tego]. Czy podjąłby pan taką decyzję?"

Michał Dworczyk: „Panie redaktorze, ja zawsze uważałem, że przekonania, sprawy związane z wiarą, czy też wyznaniem, mówiąc precyzyjniej, są prywatną sprawą każdej osoby. I tyle".

Tak wyglądała odpowiedź ministra Dworczyka na pytanie o szczepienie AstrąZeneką lub J&J w porannym paśmie telewizji. Była ona wysoce niewłaściwa z kilku powodów.

Po pierwsze, Dworczyk jest twarzą programu szczepień w Polsce. To jemu premier Mateusz Morawiecki zlecił zadanie ich zorganizowania, on też na konferencjach prasowych i w licznych wystąpieniach w mediach podaje informacje o programie i aktywnie zachęca do zapisywania się na szczepienia.

Już z tego względu jest nie do przyjęcia, żeby osoba piastująca takie stanowisko poddawała w wątpliwość jakąkolwiek szczepionkę.

A w sytuacji, gdy każda kolejna zaszczepiona osoba jest elementem układanki, która pomoże położyć kres epidemii i ratować w ten sposób ludzkie życia, on sam nie powinien się wahać, ani zachęcać do wahania się innych.

Po drugie, minister wielokrotnie podkreślał, że nie ma w tej chwili możliwości wyboru preparatu, którym chcemy się zaszczepić – szczepionek nie jest jeszcze tyle, żeby można było w nich wybierać. To prawda w takim sensie, że do szczepień są jeszcze kolejki i nie wszystkie grupy wiekowe mają prawo do rejestrowania się na nie (w czwartek została dopiero uruchomiona rejestracja dla rocznika 1965). Technicznie wybór istnieje: podczas rejestracji online system pyta, jaki preparat się wybiera, a dzwoniący na infolinię 989 czy do punktów szczepień mogą przebierać w ofertach tak długo, aż znajdą odpowiednią szczepionkę. Jednak Dworczyk w publicznych wystąpieniach nie promuje takich działań, mówiąc raczej o braku wyboru. Słusznie, bo AstrąZeneką można z reguły zaszczepić się szybciej niż innym preparatem. Nie powinien więc sam przebierać w szczepionkach.

Po trzecie, nacisk ministra Dworczyka na to, że szczepionki nie można wybrać, wynika również z tego, że AstraZeneca ma od początku w Polsce kłopoty – najpierw zaprotestowali przeciw szczepieniu nią nauczyciele, bo z wyników badań klinicznych III fazy wysnuli wniosek, że jest „gorsza", bo ma niższą skuteczność niż te Pfizera czy Moderny (dane ze szczepień populacyjnych w Szkocji pokazują tymczasem, że jej efektywność w codziennym stosowaniu jest nawet większa od szczepionek mRNA). Potem pojawiły się opowieści zaszczepionych nauczycieli o tym, jak ciężko przechorowali pierwszą dawkę – co znów wzbudziło obawy. W końcu doszły do tego informacje o bardzo rzadkich nietypowych zdarzeniach zakrzepowo-zatorowych, które – wiele na to wskazuje – mają związek ze szczepieniem. Podobne zdarzenia zaobserwowano później po stosowaniu szczepionki Johnson&Johnson, która jest oparta na technologii wektorowej jak preparat AstryZeneki.

W swoim publicznym życiu szef Kancelarii Premiera robi więc wszystko, by do „pechowej" AstryZeneki, a teraz już i do J&J przekonać. W odsłonie publiczno/prywatnej miał najwyraźniej ochotę zasłonić się klauzulą sumienia, a właściwie nawet zasłonić przed klauzulą sumienia wymijającą odpowiedzią.

Minister ucieka z pułapki

Na popołudniowej konferencji prasowej Dworczykowi zadano to samo pytanie. Tym razem odpowiedział jasno i zdecydowanie:

„Przyjmę tę szczepionkę, która będzie w punkcie szczepień, bo wszystkie są dopuszczone do obrotu na terenie Polski".

Gdyby i teraz nie odpowiedział jednoznacznie, sytuacja byłaby wręcz groteskowa, bo tuż obok stał Grzegorz Cessak, prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Dziesięć minut wcześniej tłumaczył, dlaczego szczepionka firmy Johnson&Johnson, która właśnie w czwartek trafiła do punktów szczepień, jest bezpieczna. Cessak mówił o tym, jak rzadkie były zdarzenia zakrzepowo-zatorowe po jej zastosowaniu: 0,0004 proc; porównał to z ryzykiem zakrzepicy w przebiegu COVID-u: 16,5 proc. Jego wystąpienie miało jeden cel: przekonać, że szczepionkę J&J można stosować bez obaw i wątpliwości.

Minister Dworczyk zachował się tym razem jak urzędnik państwowy, odpowiedzialny także poprzez swoje indywidualne wybory za powierzone mu zadanie.

W sukurs mogła przyjść mu również lektura dokumentu podpisanego przez bp. Wróbla. Czytamy w nim, że:

„Stanowisko to nie jest jednak ostateczną oceną moralną w kwestii ewentualnego korzystania ze szczepionek firm AstraZeneca i Johnson&Johnson. Trzeba bowiem pamiętać, że wierni, którzy nie mają możliwości wyboru innej szczepionki i są wprost zobligowani określonymi uwarunkowaniami (np. zawodowymi, posłuszeństwa w ramach określonych zespołów, struktur, urzędów, służb, dla których przeznaczono właśnie te szczepionki) mogą z nich skorzystać bez winy moralnej".

Jako urzędnik państwowy minister Dworczyk może więc czuć się „bez winy moralnej".

W zasadzie od władz powinno się również oczekiwać jakiejś negatywnej reakcji na komunikat Episkopatu – w sytuacji szalejącej wciąż epidemii i kolejek do szczepień, takie oświadczenie jest po prostu szkodliwe. Z jednej strony na szali są umierający ludzie, z drugiej namnażające się w laboratoriach komórki, którym początek pół wieku temu dał płód abortowany z powodu bardzo ciężkich wad – nie po to, by robić z niego szczepionki. Moralne iunctim jest tu dalekie – a dla kogoś, kto nie jest katolikiem i nie śledzi magisterium Kościoła katolickiego, zupełnie abstrakcyjne.

Jeśli zaś o to ostatnie chodzi, to oświadczenie watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary ws. szczepionek przeciw COVID-19 nie nakłada na wiernych obowiązku wyboru szczepionki w momencie niewystarczającego dostępu do „etycznych" preparatów. Dokument stanowi, że:

„Gdy nie są dostępne takie szczepionki przeciwko Covid-19, które nie budzą zastrzeżeń etycznych (na przykład w krajach, w których lekarzom i pacjentom nie są udostępniane szczepionki wolne od problemów etycznych, lub w których dystrybucja jest trudniejsza ze względu na szczególne warunki przechowywania i transportu lub też, gdy różne typy szczepionek są wprawdzie rozprowadzane w tym samym kraju, ale służby ochrony zdrowia nie pozwalają obywatelom wybierać szczepionki do zaszczepienia) jest moralnie dopuszczalne stosowanie szczepionek przeciwko Covid-19, które wykorzystały linie komórkowe z abortowanych płodów w procesie badawczym i produkcyjnym.

[...] Podstawowym powodem dla uznania za godziwe moralnie stosowania tych szczepionek jest to, że współdziałanie (bierna współpraca materialna) w złu aborcji, z której pochodzą wspomniane linie komórkowe, ze strony osób, które używają powstałych z nich szczepionek, jest odległe. Moralny obowiązek unikania takiej biernej współpracy materialnej nie jest wiążący, jeśli istnieje poważne zagrożenie, takie jak niepohamowane w inny sposób rozprzestrzenianie się groźnego patogenu: w tym przypadku pandemiczne rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2, który powoduje Covid-19. Należy zatem uważać, że w tym przypadku można używać wszystkich szczepionek uznanych za klinicznie bezpieczne i skuteczne z sumieniem pewnym, że ich stosowanie nie oznaczałoby formalnej współpracy przy aborcji, z której pochodzą komórki do ich produkcji".

Watykańską instrukcję można więc interpretować tak, że życie ludzi zagrożonych tu i teraz epidemią jest ważniejsze niż biologiczne preparaty, u których podstaw kiedyś była aborcja.

Z tym ostatnim trudno się nie zgodzić. Jednak uwikłany z polskim Kościołem w sieć zależności i wzajemnych korzyści rząd Zjednoczonej Prawicy zapewne nie zabierze w tej sprawie głosu, choć Episkopat wsadził właśnie szprychę w koła Narodowego Programu Szczepień. Przynajmniej minister Dworczyk poszedł po rozum do głowy i nie dołożył tam własnego patyczka.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze