"Rafał Trzaskowski nie daje gwarancji, że po wyborach nie zmieni kolejny raz zdania, a Robert Biedroń i cała lewica trwa przy swoich poglądach, niezależnie od tego, w którą stronę wieje wiatr" - mówi OKO.press Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, nowa szefowa sztabu kandydata Lewicy
Restart swojej kampanii ogłosił 20 maja 2020 Robert Biedroń. Lewica nie wymienia kandydata na prezydenta, jak Koalicja Obywatelska, ale zmienia sztab. Będzie nim kierować posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, wraz z dotychczasowym szefem sztabu - Tomaszem Trelą.
Grupa wyborców popierająca Biedronia topnieje z sondażu na sondaż (według ostatniego sondażu Kantar - 2 proc.) i paradoksalnie dlatego sytuacja Dziemianowicz-Bąk jest dość komfortowa: wzrost o każdy punkt procentowy będzie jej sukcesem. Co nie znaczy, że będzie o to łatwo, bo wyborcy Lewicy z sympatią spoglądają dziś zarówno na Rafała Trzaskowskiego, jak i na Szymona Hołownię. I na razie nie chcą słuchać wezwań lewicowych liderów, by głosowali zgodnie z własnymi poglądami, a nie wyborczymi kalkulacjami.
Dziemianowicz-Bąk jest jedną z najpopularniejszych posłanek Lewicy. Nie należy do żadnej lewicowej partii, była w zarządzie Razem, później związała się z Wiosną Biedronia, ale legitymacji nie ma. Lobbowała wewnątrz lewicowej koalicji za tym, żeby wystawiła kobietę w wyborach prezydenckich. Sama Dziemianowicz-Bąk była wśród kandydatek na kandydata. Ostatecznie jednak Lewica wybrała jednego ze swoich liderów.
Agata Szczęśniak, OKO.press: Dlaczego lewicowy wyborca miałby dziś głosować na Roberta Biedronia?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Bo wszyscy pozostali to kandydaci prawicowi. Tylko Biedroń daje nadzieję na sprawiedliwe, normalne, bezpieczne państwo. Po 15 lat nieprzerwanych rządów prawicy widać, co nie działa. Czas wychodzenia z kryzysu to szansa na nową umowę społeczną. Realizacja postulatów lewicy i przychylność dla nich Pałacu Prezydenckiego jest dziś nie tylko właściwa, ale wręcz konieczna.
Dofinansowanie ochrony zdrowia, ochrona pracowników przed zwolnieniami, wsparcie dla młodych ludzi, którzy zaraz będą wchodzić na trudny i pokiereszowany kryzysem rynek pracy. To konieczne zadania do wykonania i lewica najlepiej wie, jak je wykonać - bo rozumie te potrzeby od lat. Czas po kryzysie to okazja do tego, żeby konsekwentną lewicową wizję wdrażać. Dla lewicowego wyborcy wybór powinien być jasny.
Jednak nie jest. Dla wielu wyborców opozycji, w tym Lewicy, liczy się przede wszystkim to, by kandydat wygrał z Andrzejem Dudą. Wyborcy Lewicy w sondażu OKO.press w końcu kwietnia wybierali Biedronia tylko w 40 proc., Hołownię i Kosiniak-Kamysza w 20 i 17 proc. A teraz wchodzi do gry Trzaskowski.
Wyborcy oczekują sprawczości, siły, energii. I trudno się im dziwić. Szukają kandydatów, którzy będą w stanie ich przekonać w trakcie kampanii, że walczą - i przede wszystkim, po co walczą - o fotel prezydencki.
Robert Biedroń nie wejdzie do drugiej tury.
A skąd ta pewność?
Żadne sondaże na to nie wskazują.
Jest taki kłopot, że mnie jest bardzo trudno zniechęcić do walki sondażami. Dostałam się do Sejmu z 28. miejsca, organizując kampanię bez dużego budżetu, za to przy wsparciu ruchów społecznych, aktywistek, działaczy związkowych. Jakbym się przejmowała ostatnim miejscem na liście czy nieobecnością w sondażach, to bym przegrała. A tak, jestem tu, gdzie jestem. A wszyscy jesteśmy mniej więcej pięć tygodni przed wyborami.
Pięć tygodni to w polityce mnóstwo czasu. Pięć tygodni temu sondaże sugerowały pojedynek Duda - Kosiniak, kandydatka KO jeszcze się trzymała, wszystko było inaczej. Kampania dopiero przed nami. Startujemy z nową kampanią, w odnowionym składzie. Z niezmiennie konsekwentną wizją tego, jak państwo powinno być urządzone, ale z nowym, świeżym pomysłem na kampanię.
Poprzednia była nieudana?
Poprzednia nie była, bo nie mogła być, prawdziwą kampanią. Była zaburzona przez chaos związany z wyborami. Wszystko, przed nami, piłka w grze. Orzekanie dziś, kto na pewno wejdzie, a kto nie do drugiej tury, to ruletka.
Czyli Robert Biedroń walczy o drugą turę?
No jasne. A potem o Pałac Prezydencki. Kandydata w wyborach prezydenckich nie wybiera się na ulotkę czy na bilbord, tylko do Pałacu. Wybiera się osobę, którą chciałoby się widzieć jako głowę państwa przez 5 czy 10 lat. Gdybyśmy jako lewica nie wierzyli, że Robert Biedroń może wejść do drugiej tury i wygrać z Andrzejem Dudą, to nie byłoby się po co podnosić z kanapy. Ja wierzę, że to możliwe.
Do gry wszedł Rafał Trzaskowski. I od razu zadeklarował, że zlikwiduje umowy śmieciowe, co jest jednym z postulatów Lewicy. Ma też mniej konserwatywne poglądy w kwestii praw kobiet nie dotychczasowi kandydaci, chodzi na Parady Równości.
Rafał Trzaskowski wszedł jako nowy kandydat starej kampanii. Otrzymuje premię za nowość, rozumiem to. Ale dużo czasu przed nami, ta świeżość będzie poddawana sprawdzianowi.
A w sprawie umów śmieciowych - deklaracje z okazji wyborów to zbyt mało. Warszawa to nie tylko prezydent i ratusz. Warszawa to także mieszkańcy, lokatorzy, pracownicy, ruchy miejskie, z którymi Lewica i ja osobiście od lat współpracujemy. Wiedzą, z jakimi problemami, także w kwestii zatrudnienia, borykały się instytucje miejskie. Rafał Trzaskowski może likwidować np. outsourcing w usługach publicznych, może wykazać się w działaniu jako samorządowiec, same deklaracje, że zrobi to po wyborach prezydenckich nie wystarczą.
Takim zniechęcaniem będziecie przekonywać wyborców, którzy są skłonni zagłosować na Rafała Trzaskowskiego, żeby jednak oddali głos na Roberta Biedronia?
Do głosowania na Roberta Biedronia będziemy przekonywać intensywną kampanią, która - mogę o tym zapewnić - nie zamknie się w granicach największych miast. Właśnie ruszamy w trasę. Polska się otwiera, gospodarka powoli wraca do życia - ruszamy dopilnować, żeby ten powrót był bezpiecznym powrotem.
W tej trasie spotkamy się z osobami z różnych grup. Z pracownikami, z pielęgniarkami, z przedsiębiorcami. Także z samorządowcami, nie tylko - bo miasta to nie tylko ich włodarze, to przede wszystkim ich mieszkańcy. Najpierw pojechaliśmy na Śląsk.
Górnicy zagłosują na Roberta Biedronia? Jak będziecie ich przekonywać?
Jasnym i rozpisanym na lata planem na sprawiedliwą transformację energetyczną. Taką, która zacznie się od zatrzymania absurdów takich jak importowanie węgla z Rosji. Która będzie zmierzała do zatrzymania katastrofy klimatycznej, ale jednocześnie zabezpieczy górników, stworzy nowe miejsca pracy.
A fryzjerkę np. z Garwolina? 20-tysięcznego miasteczka na Mazowszu, gdzie wygrywa PiS?
Nie mam pewności, że nadal wygrywałby PiS. Ja od takich fryzjerek, kosmetyczek, instruktorek fitness i innych drobnych przedsiębiorczyń słyszę głosy głębokiego rozczarowania niewystarczającymi działaniami rządu. On się w kryzysie po prostu nie sprawdził. Lewica ceni pracę i ludzi pracy. I wiemy, że żeby móc ją dobrze wykonywać, potrzebne jest poczucie stabilności i bezpieczeństwa. I pewność, że w razie trudności, państwo nie zostawi na lodzie.
Jest kłopot: nie można teraz prowadzić kampanii.
Nie można, dopóki nie zostaną ponownie zarządzone wybory. Ale to nie znaczy, że da się zawiesić wszelką działalność. Na naszych spotkaniach nie będzie ulotek, nie będziemy prowadzić agitacji. Nie oszukujmy się jednak: można na moment zamrozić gospodarkę, ale nie można zamrozić polityki. A kampania czy prekampania to nie tylko agitacja. To jest świetna okazja, żeby zebrać doświadczenia ludzi o tym, co przeżyli w ciągu ostatnich tygodni, w jakim stopniu państwo było przygotowane, a w jakim nie, jak oceniają działania rządu. O tym właśnie będziemy rozmawiać.
Robert Biedroń ma rewelacyjny kontakt z ludźmi, potrafi rozmawiać i słuchać, to rzadka cecha u polityków. Umie się wsłuchać w głos nie tylko swoich wyborców.
W dotychczasowej kampanii to Szymon Hołownia był bliżej ludzi. A Robert Biedroń przedstawiał plany naprawy gospodarki. To był błąd?
Rzadkością i wartością jest posiadanie planu na naprawdę gospodarki, odbudowę demokracji i zaufania obywateli do państwa. To w żadnym wypadku nie jest błąd. Nie chodzi nam o to, żeby symulować spotkania z ludźmi, nagrać filmik do internetu, tylko naprawdę rozmawiać i spotykać się.
Rozpoczynając kolejną kampanię, nie zrywamy z dotychczasowym doświadczeniem - ani kampanii ani doświadczeniem parlamentarnym Lewicy. Ale faktycznie bezpośrednich kontaktów zabrakło. Głównie dlatego, że żyliśmy w izolacji i zamknięciu. Wracamy do życia, do pracy, do kontaktów międzyludzkich. Nowa kampania daje nowe możliwości.
Biedroń
Jedna główna różnica między Biedroniem a Trzaskowskim?
Jedna? Jest ich wiele. Robert Biedroń pochodzi z niewielkiego Krosna, zna Polskę powiatową, rozumie, że Polska to coś więcej niż Warszawa i inne metropolie. Jest konsekwentny w swoich poglądach, nie dostosowuje ich do sondaży i chwilowych taktyk. Stoi po stronie kobiet, mniejszości, pracowników, od lat walczy o rozdział kościoła od państwa. Przetarł niejeden szlak, idąc pod prąd.
Rafał Trzaskowski i cała KO to środowiska, których głównym celem jest „być w mainstreamie”. Przed kryzysem nikt z Platformy nawet nie zająknął się o likwidacji umów śmieciowych - a przecież rządzili 8 lat, mieli pełnię władzy. Trzaskowski nie daje żadnych gwarancji, że po wyborach nie zmieni kolejny raz zdania - Robert Biedroń i cała lewica trwa przy swoich poglądach niezależnie od tego, w którą stronę wieje wiatr.
A różnica z Hołownią?
Doświadczenie. Biedroń był posłem, prezydentem Słupska, jest europosłem, jednym z liderów Lewicy. Hołownia nie ma żadnego politycznego doświadczenia, nie ma - przynajmniej jawnie - żadnego politycznego zaplecza, żadnego środowiska. Nie wiemy, co miałoby świadczyć, że sprostałby zadaniu pełnienia najwyższego urzędu w państwie.
Z Kosiniak-Kamyszem?
Osobiście bardzo szanuję i cenię Władysława Kosiniaka Kamysza, ma dużą klasę i spokój potrzebny w polityce. Ale ideowo jest to polityk chrześcijańsko-konserwatywny, jego poglądy - na przykład w kwestii praw kobiet - są dla mnie nie mniej groźne, niż te prezentowane przez resztę prawicy. Nawet jeśli prezentuje je z miłym uśmiechem.
Poparcie dla Lewicy utrzymuje się na poziomie 10 procent, w porównaniu z 12,6 proc. w wyborach 2019 trudno to uznać za wielki sukces. Ale notowania Biedronia są znacznie niższe, czyli kandydat wypada gorzej niż jego partia. Jak Pani to tłumaczy?
Lewica jest w parlamencie, przez ten czas kryzysu gospodarki i demokracji pokazywała się jako siła konstruktywna. Zgłosiliśmy kilkaset poprawek do pierwszej tarczy antykryzysowej, wyszliśmy z inicjatywą okrągłego stołu wokół wyborów. Ludzie widzą naszą inicjatywę i sprawczość, widzą, że zamiast lamentować po raz setny o końcu demokracji, bierzemy się do roboty, żeby tę demokrację odbudować.
A Biedroń jest daleko, w Brukseli. Jego decyzja, by objąć euromandat budziła wątpliwości, teraz ogranicza jego szanse?
Trudniej jest prowadzić kampanię i ścigać się z parlamentarnymi politykami nie będąc w Sejmie. Ale doświadczenie unijne Roberta Biedronia - nawet jeśli utrudnia mu np. obecność medialną, dla realnego sprawowania urzędu prezydenta jest ogromnym atutem. Jednym z kluczowych zadań nowej głowy państwa będzie odbudowa dobrych relacji z Europą, zdewastowanych przez Andrzeja Dudę. Polityk z wiedzą i doświadczeniem europarlamentarnym jest do tego najlepszą osobą.
Choć wierzy Pani, że Robert Biedroń będzie w drugiej turze, załóżmy, że znajdzie się tam inny kandydat opozycji. Czy jest jeden postulat, którego spełniania będziecie się domagać od takiego kandydata?
Ta kampania jest wyjątkowa, bo dzieje się w wyjątkowym czasie. Kluczowe będzie to, aby pilnować, żeby kryzys nie stał się okazją do dokręcenia śruby tym, którzy nie mają silnego lobby, nie mają dostępu do struktur władzy. Na przykład ludzi pracy - pracowników, przedsiębiorców. Będziemy pilnować praw pracowniczych i wsparcia dla małych przedsiębiorstw oraz tego, żeby otwieranie gospodarki odbywało się w sposób bezpieczny i zrównoważony. Żeby otwierające się usługi publiczne - edukacyjne, opiekuńcze - były nie tylko dostępne dla wszystkich, ale i bezpieczne. Rodzice dzieci posyłający dzieci do żłobków i przedszkoli nie powinni się zastanawiać, czy tam będą zapewnione standardy bezpieczeństwa.
Wszyscy kandydaci będą mówić o bezpieczeństwie i wspieraniu przedsiębiorstw. Czyli nie ma specyficznego lewicowego warunku poparcia kontrkandydata Dudy w II turze?
Jeden postulat niczego nie zmieni. Nie będziemy nikomu mydlić oczu i udawać, że jednym sloganem da się zbudować prawdziwe, nowoczesne państwo dobrobytu. To musi być działanie całościowe, kompleksowe.
Ale gdybym miała wskazać sprawę bliską dla mnie, to byłoby to dopilnowanie, żeby kryzys nie stał się pretekstem do niepotrzebnych zwolnień, do redukcji zatrudnienia bez sieci wsparcia, do łamania praw pracowniczych. To dla mnie szalenie ważne, bo na co dzień widzę, jak kryzys uderza w pracowników.
Przekształciłam moje biuro w poselską pomoc pracowniczą. Każdego dnia odbieram liczne telefony i mejle. Ktoś został wysłany na przymusowy bezpłatny urlop, komuś została rozwiązana umowa bez okresu wypowiedzenia. Albo była umowa śmieciowa, a powinien to być kodeksowy stosunek pracy. Kryzysy stwarzają pokusę, żeby dokręcać śrubę tym, których prawa nie są dostatecznie ugruntowane - a nie są, bo nie zadbały o to przez 15 ostatnich lat kolejne rządy prawicy.
Jaka będzie Pani rola w kampanii Roberta Biedronia?
Zostałam nową szefową, a dokładnie współszefową sztabu. Wspólnie z dotychczasowym szefem Tomaszem Trelą.
Czyli nie „wiceprezydentka”?
Nie, tandem w kierowaniu kampanią. Parytet w szefostwie sztabu. Wszyscy liderzy Lewicy nadal stoją murem za Robertem Biedroniem. Zmieniamy natomiast model funkcjonowania sztabu - także dlatego, że ruszamy w trasę.
Nie żałuje Pani, że Lewica nie wystawiła kobiety w wyborach prezydenckich?
Jest czas wyboru kandydata, jest czas kampanii, a potem jest czas prezydentury. Podtrzymuję wielokrotnie wygłaszaną przeze mnie opinię, że Lewica, żeby się rozwijać i poszerzać, musi stawiać również na silne kobiety - takie, które będą włączać do polityki i działań lewicy kolejne kobiety i środowiska. Wierzę, że zmiana w kierownictwie sztabu będzie do tego okazją.
Zobowiązuję się, że to będzie widać. To, że będę kierować kampanią, nie sprowadzi się do tego, że jedna kobieta pojawi się w męskim środowisku. Mamy na lewicy fantastyczne kobiety, świetne, pracowite i błyskotliwe posłanki. Bardzo się cieszę ze współpracy ze środowiskami feministycznymi, ale także nauczycielskimi, które przecież są niezwykle sfeminizowane. Będę starała się włączyć silne kobiety w kampanię. Tym bardziej, że tak się składa, że kobiety są na pierwszym froncie walki z kryzysem i - jak wynika z badań - są najbardziej narażone na negatywne skutki kryzysu.
Ważną rolę w sztabie będzie odgrywać np. posłanka Katarzyna Kotula, posłanka z Pomorza Zachodniego, która jak lwica walczyła o pracowników transgranicznych, jest aktywistką Strajku Kobiet i ruchów kobiecych. Takich osób będzie wiele.
To nowe otwarcie na lewicy na silne polityczki. Jednak nie rezygnujemy z wyraźnej obecności polityków, w tym liderów partii tworzących klub parlamentarny, bo Lewica to trzy pokolenia i cztery partie.
Reprezentowane przez mężczyzn.
Tak. Ale najwyższy czas, by obok tenorów stanęły silne kobiety Lewicy - tym, bardziej, że jest ich naprawdę wiele.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze