Putin dziękuje na Kremlu siłom bezpieczeństwa za uratowanie skóry. A życie Prigożyna wisi na włosku. Łukaszenka opowiedział, jak wyperswadował Putinowi „rozwalenie” Prigożyna
Dwie doby po załamaniu się puczu Prigożyna – zwanego obecnie w Rosji „wydarzeniami 24 czerwca”, gdyż nazwisko Prigożyna stało się niewymowne – ponownie głos zabrał sam Putin.
Najpierw, w poniedziałek wieczorem 26 czerwca, w przemówieniu zapowiadanym jako tak ważne, że aż trzeba przerwać nadawanie filmu (o ciężkiej doli kryminalnej policjantki), oznajmił, że bohaterami "wydarzeń” byli zarówno lotnicy, którzy zginęli próbując powstrzymać wagnerowców, jak i sami wagnerowcy. Ci ostatni mają teraz wybór: albo wstąpią do regularnej armii rosyjskiej (tego chcieli za wszelką cenę uniknąć) albo wyjadą na Białoruś. Karane będzie tylko kierownictwo Grupy – o ile wpadnie w ręce Putina.
Na co od razu (we wtorek rano) odpowiedział Aleksander Łukaszenka z Białorusi: że bardzo chętnie wagnerowców przyjmie, bo to świetne wojsko, zna realia współczesnego pola walki. W zamian zaś może Putinowi wysłać całą brygadę białoruskich sił bezpieczeństwa. A sam Prigożyn – oznajmił Łukaszenka – jest na Białorusi.
Wieczorem w poniedziałek Putin spotkał się z dowódcami wszystkich formacji siłowych. A we wtorek 27 czerwca w czasie specjalnej ceremonii dziękował szeregowym funkcjonariuszom na placu Katedralnym na Kremlu.
To – jak się później okazało – byli ci, których Putin zebrał do obrony Kremla w sobotni wieczór (szczegóły opowiedział Aleksandr Łukaszenka i piszemy o tym niżej).
Na placu zebrali się przedstawiciele wojska, ale też FSB, MSW i FSO oraz Gwardii Rosyjskiej. I to jej szef, Wiktor Zołotow (znany z wierności Putinowi i zwany Denaturowem) przedstawił się jako bohater ostatnich wydarzeń.
Putin podkreślił, że sprawne działanie służb bezpieczeństwa sprawiło, że z frontu do obrony Moskwy nie trzeba było ściągać jednostek wojskowych. Po raz kolejny powiedział, że pucz się nie udał ze względu na postawę społeczeństwa. Nazwał to „konsolidacją”, ale prawda jest taka, że ludzie po prostu zareagowali na wydarzenia, kupując na zapas paliwo i wyciągając gotówkę z bankomatów.
Putin przetrwał, bo jego przeciwnik został potraktowany z taką samą obojętnością jak on.
Na Placu Katedralnym Putin już nie zwracał się do Wagnerowców, nie wychwalał ich męstwa. Mówił o ich per „ludzie, którzy zostali wciągnięci do buntu, zobaczyli, że wojsko i lud nie są z nimi”.
Putin tworzył nową narrację: nie twierdził już – tak jak to robiła jego propaganda od niedzieli – że bunt Prigożyna został powstrzymany dzięki sobotniemu przemówieniu Putina. Wedle obecnej wersji “zatrzymanie niezwykle niebezpiecznego rozwoju sytuacji w kraju” było możliwe dzięki “szybkiemu i precyzyjnemu rozmieszczeniu organów ścigania.
Organy ścigania były więc kluczowe
A problem, że w jego obronie reżimu zginęło kilkunastu żołnierzy, Putin rozwiązał ogłaszając minutę ciszy. Śledztwo w sprawie zbrojnego buntu Wagnera, wszczęte przez rosyjską FSB 23 czerwca w nocy, zostało we wtorek umorzone “w związku z ustaniem działań przestępczych”.
Piloci wojskowi, których koledzy zginęli, w ramach rekompensaty dostąpili jeszcze zaszczytu osobnego spotkania z Putinem, w pałacu kremlowskim. Ale tam Putin nie ograniczył się do podziękowań i pochwały za męstwo. Powiedział – co podała propaganda – że Wagnera w całości utrzymywało państwo i był to wielki przekręt.
Czyli że lotnicy zginęli, bo wcześniej państwo wyhodowało ich zabójców
„Jeśli chodzi o tę grupę Wagnera, zawsze traktowaliśmy bojowników i dowódców tej grupy z wielkim szacunkiem, bo rzeczywiście wykazali się odwagą i heroizmem”.
Ale „utrzymanie Wagnera spoczywało na barkach państwa, w ciągu roku sam właściciel firmy Concord [niewymawialny Prigożyn – red.] zarobił 80 miliardów rubli, zaopatrując za pośrednictwem Wojentorga całe wojsko w żywność”. „Tylko od maja 2022 do maja 2023 państwo przeznaczyło Wagnerowi 86,262 mln rubli na wsparcie finansowe bojowników i płatności motywacyjne. «Z tego zasiłek wynosi 70,384 mln, płatności motywacyjne – 15,877 mln, składki ubezpieczeniowe – [kolejne] 110,179 mln»” – wyliczał Putin.
„Mam nadzieję, że nikt niczego nie ukradł, lub ukradł mniej, ale poradzimy sobie z tym wszystkim”.
Krótkie przemówienie dziękczynne Putina na placu zakończyła salwa honorowa i hymn Rosji. Następnie pracownicy propagandy zwrócili się do obecnych na placu dowódców.
I z tłumu wyłuskali akurat szefa Rosgwardii Zołotowa.
I tak na scenę wkroczył generał Zołotow, który:
Wyjaśnił, dlaczego podczas „wydarzeń 24 czerwca” rebeliantom udało się zbliżyć do Moskwy na 200 km: otóż była to zaplanowana taktyka.
„Bardzo proste. Na tym etapie skoncentrowaliśmy wszystkie nasze siły właśnie na obrzeżach Moskwy. Bo gdybyśmy rozproszyli siły, po prostu przeszliby przez nie jak nóż przez masło”.
Wedle Zołotowa Rosgwardia sprawdziła się znakomicie. To jej posterunki opóźniły przemarsz Prigożyna o dwie godziny, a przy tym gwardziści nie otworzyli ognia do buntowników. „A kontaktowaliśmy się przede wszystkim z organami FSB, MSW, Ministerstwem Sytuacji Nadzwyczajnych. Tak więc działania były dobrze skoordynowane”, a sam Zołotow był w „stałym kontakcie zarówno z prezydentem, jak i wszystkimi dowódcami”. Z Putinem zaś rozmawiał „o wielu rzeczach, przede wszystkim o przeprowadzeniu tej specjalnej operacji w celu ochrony zarówno Moskwy, jak i podejść do Moskwy”.
"Kiedy [wagnerowcy] byli już pod Lipieckem, stało się dla nas jasne, wiedzieliśmy, że wygramy” – powiedział Zołotow.
Oznajmił też, że w zasadzie wiedział o planowanym zamachu: „I muszę powiedzieć, że z obozu Prigożyna napływały też takie informacje. (…) Że szykuje się ten bunt, że stanie się to między 22-gim a 25-tym [czerwca]. Co faktycznie się wydarzyło. Sugeruje to, że wszystko było inspirowane: zarówno Zachód, jak i najwyraźniej sam Prigożyn został namówiony do tego kroku, a może jego ambicje, te, przepełnione, że tak powiem, chciał idź jeszcze wyżej, wstań” – powiedział dziennikarzom Zołotow.
Co w normalnym języku znaczyć może „dostałem ofertę od Prigożyna, ale postawiłem na Putina”.
Z rozbrajającą szczerością ujawnił też – chodziło chyba o pokazanie, jak niepewna była sytuacja – że na wszelki wypadek cały majątek przekazał żonie. I że robili tak inni wysocy oficerowie Rosgwardii, w tym jego synowie.
„I potem tego żałowaliśmy” – uśmiechnął się do kamery. A „Wiesti” to pokazały.
O swój udział w sukcesie „wydarzeń 24 czerwca” upomniał się dyktator Białorusi Aleksander Łukaszenka.
Wedle pierwszych oficjalnych komunikatów z soboty, to jego interwencja – a nie męstwo Zołotowa – zatrzymało marsz wagnerowców na Moskwę. Łukaszenka miał wynegocjować gwarancję bezpieczeństwa dla Prigożyna i jego ludzi oraz zaoferował im tworzenie baz na Białorusi.
Dopiero w wieczornym poniedziałkowym wystąpieniu Putin formalnie koledze podziękował („Jestem wdzięczny prezydentowi Białorusi Aleksandrowi Grigoriewiczowi Łukaszence za jego wysiłki i wkład w pokojowe rozwiązanie sytuacji. Ale powtarzam, to patriotyczny duch obywateli, konsolidacja całego rosyjskiego społeczeństwa odegrała w tych dniach decydującą rolę”).
Łukaszenka we wtorek (wręczając we wtorek epolety generalskie w Mińsku) pokazał, że jego rola była większa od roli „ducha patriotycznego obywateli”. To on, Łukaszenka, „na tle wydarzeń w Rosji wydał rozkaz doprowadzenia sił zbrojnych kraju do pełnej gotowości bojowej”.
Potem Łukaszenka przypomniał, że Putin popełnił potężny błąd, a Łukaszenka był jednym z trzech rozgrywających („w żadnym wypadku nie róbcie ze mnie bohatera, ani ze mnie, ani z Putina, ani z Prigożyna, ponieważ przegapiliśmy sytuację, a potem myśleliśmy, że się rozwiąże, ale nie rozwiązało. I zderzyły się dwie osoby, które walczyły na froncie. W tej sprawie nie ma bohaterów”).
Wyraźnie zaznaczył, że nie jest tylko władcą małej Białorusi, ale graczem na skalę całego imperium („A nasza ojczyzna od Brześcia po Władywostok to ziemia, wolność i nasi ludzie, którzy tu mieszkają. Białorusini wiedzą, jak bronić swojej ziemi”). I że mając wybór, stanął za Putinem, bo bez Putina sam upadnie („Moje stanowisko jest takie: jeśli Rosja upadnie, zostaniemy pod gruzami, wszyscy zginiemy”). Białoruska opozycja za granicą, na tle wydarzeń w Federacji Rosyjskiej, „dążyła” do przeprowadzenia zbrojnego powstania w republice, ale „nastąpił falstart”.
„To zamieszanie w Rosji oczywiście bardzo nas nadwyrężyło. Nasze wojsko zareagowało dobrze. Całe wojsko. Zarówno policja, jak i straż graniczna. Ale «bojowników Wagnera nie ma się co bać», ich doświadczenie bojowe, jeśli do kraju przyjadą dowódcy tego PKW, przyda się stronie białoruskiej”.
Tu Łukaszenka zaznaczył, że wagnerowców nie będzie używał do pilnowania rosyjskiej broni atomowej, ktróra jest trzymana na Białorusi. To o tyle dziwne, że broń ta – wedle deklaracji Putina – ma pozostawać pod wyłączną kontrolą Rosji.
Łukaszenko opowiadał też we wtorek szczegóły swoich sobotnich negocjacji z Prigozynem. I mówił, że w rozmowach brali udział tylko wiceminister obrony Junus-Bek Jewkurow i dyrektor FSB Aleksander Bortnikow. Cała reszta się jakby nie liczyła.
Ta wersja różni się do wersji Zołotowa. Nikt tu nie opóźnia marszu wagnerowców na Moskwę. Wszystko rozgrywa się przez telefon. A w tym czasie resztki sił putinowskich szykują się do obrony i na wypadek porażki przepisują majątek na żony. Kilka tysięcy świetnie wyszkolonych wagnerowców za chwile zetrze się z kilkoma tysiącami kadetów i policjantów. Innych wojsk Putin nie ma.
"O 11.00 on (Prigożyn – red.) natychmiast odebrał telefon. To znaczy Jewkurow zadzwonił do niego, dał mu telefon: «Tu dzwoni prezydent Białorusi, porozmawiasz?»
«Porozmawiam z Aleksandrem Grigoriewiczem».
Słyszę ich rozmowę. Biorę telefon" – opowiadał Łukaszenka.
„Pierwsza runda to było 10 razy więcej przekleństw i wulgaryzmów niż normalnego słownictwa” – powiedział Łukaszenka. I relacjonując, jak szukał punktu zaczepienia do negocjacji, sformułował akt oskarżenia pod adresem rosyjskiego dowództwa:
„Chłopaki [żołnierze Wagnera] są cały czas na linii frontu. Widzieli tysiące swoich zabitych. Są bardzo urażeni, zwłaszcza dowódcy. I, jak rozumiem, mieli wielki wpływ na samego Prigożyna. Tak, on jest bohaterskim facetem, ale był pod presją i pod dużym wpływem tych, którzy dowodzili oddziałami szturmowymi i widzieli te śmierci. I w tej sytuacji, dzwoniąc do Rostowa, [kiedy on jest] w takim półszaleństwie… Prowadzę z nim ten dialog...”.
Łukaszenka opowiedział też, jak następnie negocjował z Putinem kwestię „rozwalenia” Prigożyna. Łukaszenka używa żargonowego określenia „замочить”.Z jego opowieści wynika, że dla Putina było to oczywiste rozwiązanie. Jednak Łukaszenka zauważył, że wtedy dopiero zacznie się jatka, bo żołnierze staną w obronie szefa. Łukaszenka wykazał się więc większą wyobraźnią niż Putin.
Tę opowieść podała tylko rosyjska agencja RIA Nowosti. Telewizja uznała chyba, że to nie jest dla dzieci.
„Kim jest Prigożyn? Osobą o dużym autorytecie w siłach zbrojnych. Bez względu na to, czy się to komu podoba, czy nie” – opowiadał Łukaszenka.
„Powiedziałem Putinowi: «Możemy to zrobić, to nie problem. Nie za za pierwszym razem, to za drugim». Powiedziałem jednak: «Nie rób tego». Bo wtedy nie będzie negocjacji. Ci faceci wiedzą, jak się bronić... i walczyli w Afryce, Azji, Ameryce Łacińskiej, zrobią wszystko. Możemy ich «rozwalić» (”замочить„). Ale zginą tysiące, tysiące cywilów i tych, którzy przeciwstawią się wagnerowcom. A to jest najlepiej wyszkolona jednostka w armii. Kto by się z tym kłócił? Moi wojskowi też to rozumieją i nie mamy takich na Białorusi” – cytuje Łukaszenkę jego służba prasowa.
"O piątej wieczorem Prigożyn zadzwonił do mnie i powiedział: «Aleksandrze Grigoriewiczu, akceptuję wszystkie twoje warunki».
Mówię: «Nie zaczną. Obiecuje ci. Biorę to na siebie». Byliśmy w kontakcie z kierownictwem Rosji, FSB zajmowała się głównie tą sprawą. Po prostu nalegałem, aby tego nie robić. Bortnikow to inteligentna osoba. Powiedział: «Aleksandrze Grigoriewiczu, nie jestem głupcem, rozumiem, co może być»".
Tym samym Łukaszenka potwierdził prawdziwość słów Putina: naprawdę starał się zapobiec rozlewowi krwi, bo dał sobie wyperswadować „rozwalenie” Prigożyna.
"Spieszyłem się, bo 200 kilometrów od Moskwy linia obrony była już zbudowana (wiem, poinformował mnie Bortnikow). Wszystko było zmontowane (Putin powiedział mi to w wieczorem), jak w latach wojny. I kadeci ... A policja była w rezerwie – półtora tysiąca. To znaczy, że zgromadzili się zarówno na Kremlu, jak i pod Kremlem. Było to, jak sądzę, dziesięć tysięcy obrońców. Bałem, że jeśli na tej linii zderzą się z nimi wagnerowcy, to poleje się krew i tyle”.
Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu, człowiek, którego głowy domagał się Prigożyn, bo winił go za sytuację swoich żołnierzy na froncie, obecny był we wtorek na Placu Katedralnym i wyraźnie pokazywany przez telewizję. Ale pracownicy propagandy nie prosili go o komentarze.
Szojgu był w mundurze. Jednak chwilę później, na spotkaniu z wojskowymi pilotami na Kremlu Putin zasugerował, że to nie mundur czyni żołnierza, ale doświadczenie bojowe. A tego Szojgu nie ma. Oznajmił:
"Już powiedziałem ministrowi, chcę to jeszcze raz powtórzyć. Ci, którzy dobrze sprawdzają się w pracy bojowej, powinni stanowić w niedalekiej przyszłości kręgosłup kierownictwa Sił Zbrojnych FR, w tym w jego jednostki lotniczej”.
Trudno jednak ocenić, czy nie jest to pocałunek śmierci:
„Znam działalność Szojgu. Czasami jest on niezasłużenie krytykowany”
- cytuje słowa Łukaszenki agencja informacyjna Sputnik Białoruś.
Szef białoruskiego państwa przypomniał, że Szojgu był w Mińsku niejeden raz i Łukaszenka prowadził z nim negocjacje: "Oczywiście nie mogę przekazać mediom tego, o czym rozmawialiśmy. Prowadziliśmy z nim bardzo poważne negocjacje”.
Nie pomogła Szojgu kolejna rewelacja Łukaszenki: w wyniku negocjacji prowadzonych z białoruskim dyktatorem Prigożyn miał zrezygnować z żądania głowy ministra Szojgu i szefa sztabu Gierasimowa. A to był cel marszu na Moskwę.
Zatem jeśli teraz nastąpią zmiany w MON, to nie dlatego, że tego chciał Prigożyn. Szojgu się jednak broni: jego służby prasowe wydały komunikat, że prowadził we wtorek rozmowy z ministrem obrony Kuby, „najważniejszym sojusznikiem Rosji na Karaibach”.
Swoją pozycję próbuje teraz wzmocnić teraz marszałek Dumy Wiaczesław Wołodin. Zwrócił się dziś do szefa Komitetu Bezpieczeństwa Dumy Państwowej Wasilija Piskariewa "o przeanalizowanie, kto próbował wylecieć z Rosji w czasie weekendu”. Ta niewinna prośba może być groźbą – przez cały weekend propaganda regularnie zaprzeczała, jakoby najwyżsi urzędnicy państwowi próbowali opuścić Moskwę i Rosję, więc raczej na pewno wielu z nich próbowało.
„Wszyscy potępiamy tych, którzy w trudnym dla kraju momencie opuścili go, wyjechali, to naprawdę powinno być między innymi karane” – oznajmił Wołodin, który w czasie ”wydarzeń 24 czerwca" od razu jasno opowiedział się za Putinem.
Lider partii komunistycznej Giennadij Ziuganow bezceremonialnie „zasugerował, aby prezydent Rosji Władimir Putin zwołał naradę z szefami frakcji i omówił sytuację z próbą buntu wojskowego”.
Interpretować na tej podstawie, co dzieje się w Rosji, jest trudno. Widać jednak, że reżim Putina zaliczył potężny wstrząs i że następuje przegrupowanie na Kremlu. Przepisywanie majątków na żony najlepszym tego dowodem. Oraz symboliczny obraz z Kremla:
jak Putin schodzi w dół po czerwonym dywanie do wyjścia (na zdjęciu na samej górze).
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze