0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agata KubisAgata Kubis

Komenda Główna Tortur, ul. Pamięci Igora Stachowiaka, Morderstw i Brutalności, Prześladowań LGBTQ+ i Pokojowo protestujących oraz Gwałtów i Poniżania. Do tego nocna akcja plakatowa i akcja ulotkowa i znicze – w taki sposób aktywiści chcą poruszyć sumienia policjantów.

Aktywiści zebrali się punkt siódma rano przy ulicy Puławskiej, gdzie mieści się Komenda Główna Policji w Warszawie. Zapalili znicze dla Igora Stachowiaka, a w internecie pojawił się apel:

„15 MARCA W MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ PRZECIWKO BRUTALNOŚCI POLICJI niech każda i każdy, kto może przyjdzie na ulicę Puławską 148/150 pod KOMENDĘ GŁÓWNĄ TORTUR zapalajcie znicze wzdłuż płotu, na którym zawisły symboliczne bannery z nazwą ulicy IGORA STACHOWIAKA – PAMIĘCI”.

„Dziś Komenda Główna Policji zmienia się w Komendę Główną Tortur, która mieści się przy wszystko mówiących "ulicach": ul. Igora Stachowiaka – Pamięci, ul. Gwałtów i poniżania, ul. Prześladowań LGBTQ+ i pokojowo protestujących, ul. Morderstw i brutalności”.

Od strony ulicy Wielickiej, po dwóch przeciwstawnych rogach, stanęli Babcia Kasia i Linus Lewandowski. Aktywiści przykuli się do płotu okalającego komendę i mówili o swoich zatrzymaniach. Pojawiły się też osoby rozdające ulotki skierowane do funkcjonariuszy policji.

Babcia Kasia pod Komendą Główną Policji, 15 marca 2021. Fot. Agata Kubis/OKO.press
Linus Lewandowski pod Komendą Główną Policji, 15 marca 2021. Fot. Agata Kubis/OKO.press
Aktywistka pod Komendą Główną Policji, 15 marca 2021 Fot. Agata Kubis/OKO.press

Plakaty rozwieszono także przy komendach policji w Ursusie, Piastowie, Pruszkowie, a także w Warszawie, przy ulicach Wilczej, Malczewskiego i Zakroczymskiej. W trakcie policja zatrzymała łącznie pięć osób, w tym dokumentującego akcję fotoreportera Mikołaja Kiembłowskiego.

Kiembłowski mimo okazania legitymacji prasowej był przetrzymywany na komendzie około godziny, gdzie grożono mu m.in. zarekwirowaniem aparatu.

Przeczytaj także:

OKO.press relacjonowało na żywo sytuacje pod Komendą Główną Policji w Warszawie.

Protest przy Komendzie Głównej Policji zakończył się po godzinie – o ósmej rano. Część bannerów z symbolicznymi nazwami ulic została odcięta przez funkcjonariuszy, którzy dziś ograniczyli swoje działania do spisania aktywistów.

W akcji wzięło udział ok. 20 osób. Policja – tym razem – była spokojna. Kilkanaście radiowozów pilnowało komendy – którą aktywiści symbolicznie przemianowali na Komendę Główną Tortur.

„Władza minie – wstyd zostanie”

"Nigdy nie będzie zgody na przemoc, nigdy nie będzie bezkarnej przemocy" – zapewniają aktywiści, a świadectwa samych zatrzymanych znajdują potwierdzenie w raporcie Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur z komisariatów po protestach Strajku Kobiet.

"Policjant tak samo jest człowiekiem i obywatelem i ma obowiązek kierować się etyką i moralnością, która dotyczy nas wszystkich" – mówią nam aktywiści. – "Jeśli widzi osoby pokojowo protestujące - powinien je chronić i tak dotychczas było. Ale od października zeszłego roku wszystko się zmieniło". Podają przykłady z ostatnich dni.

"Choćby to, co działo się 8 marca na manifestacji w Warszawie. Ze stosunkowo niewielkiej grupy protestujących kobiet i wspierających ich mężczyzn siłą wyciągano ludzi. Gdy jednej z kobiet nie udało się wyciągnąć, bo ludzie zareagowali, to policjant na odchodne ją kopnął, jakby chciał w ten sposób powiedzieć: Nie mogę cię zatrzymać? To chociaż cię kopnę!"

"Część policjantów w pewnym momencie traci zahamowania: jako funkcjonariusze mogą więcej, a uważają, że muszą więcej. Mając styczność z patologią, rozszerzają to pojęcie na całe społeczeństwo. W ich rozumieniu przemoc zaczyna być równoznaczna z prewencją. Nasza akcja jest symbolicznym przybiciem tabliczki z napisem: Uwaga, nie idźcie w tę stronę" – mówią aktywiści.

I tłumaczą, że policja nie jest od tego, by być i sądem i katem. A tak – w ich rozumieniu – się zachowuje.

I właśnie dlatego w nocy przy warszawskich komendach pojawiły się plakaty z apelem do policji. Dlatego też przy Puławskiej aktywiści mieli ze sobą ulotki dla policji i wspominali takie zajścia jak złamanie ręki jednej z aktywistek w grudniu zeszłego roku na demonstracji solidarnościowej, pobicie i homofobiczne wyzwiska aktywisty z października, a także zajścia sprzed protestów przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego.

Przypominają też zatrzymania aktywistów z listopada 2017, którzy przykuli się do bramek w siedzibie Dyrekcji Lasów Państwowych w ramach protestów przeciw wycince Puszczy Białowieskiej.

„Do protestujących wezwano kilkanaście radiowozów i około 80 funkcjonariuszy. 24 osoby trafiły na warszawski komisariat i choć nie popełniły czynu zabronionego, kazano im się rozebrać, poniżano, odzierano z godności osobistej, przeszukiwano miejsca intymne pod pretekstem ukrycia żyletek”.

Przypomnieli też sprawę byłego już dziś policjanta z Brodnicy, który został skazany za gwałt na komendzie w 2017 roku. Przeciwko mężczyźnie toczy się postępowanie ws. przestępstw seksualnych wobec czterech innych kobiet.

"Chcemy poruszyć tymi młodymi chłopakami, którzy chcąc gorliwie wypełniać głupie rozkazy, biją, kopią i szarpią pokojowo protestujące osoby. Ci młodzi chłopcy, ucząc się dziś przemocy w policji, mogą za dwa, trzy lata w swej bezkarności rozebrać dziewczynę i doprowadzić ja do tzw. innej czynności seksualnej, lub dokonać takiego aktu, jaki pozbawił życia Igora Stachowiaka" - słyszymy od organizatorów.

Ulica Pamięci Igora Stachowiaka, ulica Morderstw i Brutalności

Aktywiści zmienili dziś nazwy ulic wokół Komendy Głównej Policji w Warszawie. Jedną z nich poświęcili pamięci Igora Stachowiaka, który zmarł w tragicznych okolicznościach na komendzie we Wrocławiu w maju 2016 roku. Jego ojciec poparł akcję.

"Jeżeli policjant, szkolony w jednostkach specjalnych wyciąga teleskopową pałkę i bije obywateli, to brakuje słów, by to komentować" – mówi nam Maciej Stachowiak, nawiązując do zajść pod siedzibą TVP w Warszawie.

18 listopada 2020 doszło do pacyfikacji pokojowej manifestacji na placu Powstańców Warszawy. W zamknięty w kotle tłum wpadli tajniacy usiłując zatrzymać jedną z osób, która odpaliła – kolejną już zresztą tego wieczoru – racę. Użyto gazu, a następnie pałek teleskopowych. W tłumie wybuchła panika. Niedługo później okazało się, że atakujący byli oficerami Biura Ochrony Antyterrorystycznej.

Kilka dni później policja zatrzymała relacjonującą kolejny protest fotoreporterkę Agatę Grzybowską. Wzrost brutalności policji zauważają zarówno aktywiści, jak i ojciec Igora Stachowiaka.

"Widzimy przecież, co dzieje się na protestach: połamane ręce, zatrzymania, wywożenie ludzi, u mnie we Wrocławiu na manifestacji z okazji 8 marca policja użyła gazu. Przykładów jest wiele".

Ulica Gwałtów i Poniżania

Za eskalację napięcia podczas wydarzeń z 18 listopada, do których się odwołujemy, odpowiada policja, która od początku zakłócała przebieg manifestacji, począwszy od zatrzymania pod Sejmem aktywistki Polskich Babć, Katarzynę Augustynek, znanej szerzej jako Babcia Kasia.

Rozmawialiśmy z panią Katarzyną o tym dniu. Dłuższą chwilę kartkowała kalendarz, w którym zapisuje wszystkie swoje zatrzymania, by w końcu odnaleźć datę. "Szłam w towarzystwie dwóch młodych ludzi ulicą Matejki w stronę alei Ujazdowskich. Nagle, ni z tego, ni z owego otoczyło nas sporo policjantów – trudno powiedzieć ilu dokładnie, bo było ciemno. Wyszarpali mi flagę i wrzucili mnie do suki, która stała naprzeciw mnie. Nie wiem w ogóle, o co im chodziło. Na pewno chcieli mnie wylegitymować, ale ja się nie legitymuję od 2016 roku. A najbardziej bałam się o tych młodych chłopaków" – wspominała pani Katarzyna, wyjaśniając jednocześnie powody, dla których się nie legitymuje.

"Policja zarzuca nam działania przeciwko rozporządzeniu covidowemu, ale nie ma przecież ani ustawy pandemicznej, ani stanu wyjątkowego, a samo rozporządzenie nie ma żadnej mocy sprawczej. Powołują się także na nielegalne zgromadzenia. Tak było np. na ul. Matejki, ale nie ma żadnego aktu prawnego, mówiącego o nielegalnych zgromadzeniach. To opinia najtęższych umysłów prawniczych w Polsce. Ja więc się nie legitymuję, bo nie będę tym samym legitymizować działań policji. Radzę tylko młodym, by dane podawali i nie narażali się na nieprzyjemności".

"Po brutalnej szarpaninie na Szucha i wrzuceniu mnie do radiowozu zawieziono mnie do Pruszkowa, gdzie oprócz innych atrakcji, dwie policjantki brutalnie rozbierały mnie w brudnej toalecie, szarpiąc na podłodze i wykręcając ręce i palce. Ściągnęły rajstopy razem z butami i majtki do połowy. Leżąc na brzuchu byłam przygniatana i podduszana, i kątem oka widziałam dwóch policjantów stojących w otwartych drzwiach przyglądających się mojemu poniżeniu" – czytamy w relacji, której policja zaprzecza.

Na swoje zatrzymanie opisane szeroko w oświadczeniu złożyła zażalenie, sprawa jest w toku. Nie usłyszała natomiast żadnych zarzutów za ten dzień. Za to ma już oskarżenie za udział w manifestacji 8 marca. – Artykuł 222 i 226 kodeksu karnego w stosunku do trzech policjantów, choć jeden mnie nie skarżył, wycofał się z zeznań. To typowe artykuły" – mówi. Chodzi o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza i znieważenie funkcjonariusza.

Wywożenie poza Warszawę jest już stałym elementem zatrzymywań na protestach przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Jaki jest tego cel tłumaczył w rozmowie z Marcinem Terlikiem dla portalu Onet.pl mecenas Grzegorz Kukowka.

Ulica Prześladowań LGBTQ+ i Pokojowo protestujących

„Przepisy mówią, że należy zatrzymanej osobie niezwłocznie przedstawić zarzuty. Praktyka (...) pokazuje jednak, że wcale nie dzieje się to niezwłocznie, ponieważ osoba jest przewożona po różnych komendach, następnie wywożona pod Warszawę, gdzie spędza noc w policyjnym pomieszczeniu dla osób zatrzymanych” - mówił dziennikarzowi Kukowka.

Dopiero następnego dnia i to raczej w godzinach popołudniowych czy wieczornych są przeprowadzane czynności. Policja stosuje manewr zatrzymania na dwadzieścia kilka godzin, kiedy osoba zostaje sama, bez kontaktu z bliskimi, bez kontaktu z prawnikiem. Kolokwialnie mówiąc "ma się zastanowić”. Wtedy zmęczona, niewyspana i głodna ma się znaleźć na przesłuchaniu i wysłuchać stawianych zarzutów” – tłumaczył.

Kukowka reprezentuje protestujących pro bono. Działał m.in. w sprawie Linusa Lewandowskiego, który wraz z Babcią Kasią protestuje dziś przeciw brutalności policji oraz prześladowaniu osób LGBTQIA+.

Nad Lewandowskim nadal ciążą zarzuty z „polskiego Stonewall” – starć z policją 7 sierpnia, podczas zatrzymania Margot. Mężczyzna spędził wówczas w celi 27 godzin. Rozmawialiśmy z aktywistą o tych wydarzeniach.

"Rzucili mnie na glebę i skuli ręce na ukos, co nie jest dopuszczalną metodą zakładania kajdanek, następnie wynieśli mnie trzymając za ręce i wrzucili do suki" – wspomina Lewandowski. Co działo się dalej?

"Trafiłem na komendę, a potem na dołek. Cały czas blokowali mi dostęp do adwokata. Nawet słyszałem, jak mój prawnik pytał, czy jestem na tej komendzie a policja mówiła, że mnie nie ma. Dostęp do adwokata miałem po 21 godzinach, już po tym, jak złożyłem zażalenie na zatrzymanie" – opowiada.

"Usłyszałem zarzuty udziału w zbiegowisku, którego celem był gwałtowny zamach na mienie oraz uszkodzenie mienia bez żadnego powodu oraz z lekceważeniem porządku publicznego, co z zasady karę podwyższa, traktowane jest bowiem jak czyn chuligański" – mówi i dodaje:

"Same szkody zaś wyceniono najpierw na trzy tysiące, choć teraz kwota podskoczyła do 17 tys. Zarzucono mi urwanie antenki i wgniecenie dachu radiowozu. Policja najwyraźniej uznała, że naprawa tego dachu wyniesie aż tyle".

"To było moje trzecie zatrzymanie, ale pierwsze tak długie i poważne. Łącznie zatrzymywano mnie sześć razy. Dwa razy byłem wywieziony za Warszawę" – opowiada Lewandowski.

Celem wywożenia ludzi poza miasto jest utrudnianie organizowania demonstracji solidarnościowych, które z reguły są dość liczne. Lewandowski na jednej z nich został zatrzymany i wywieziony do Grodziska Mazowieckiego. Tam spędził całą noc w celi, następnego dnia zwolniono go po rozpatrzeniu zażalenia na zatrzymanie. Innym razem nie miał tyle szczęścia.

"Po proteście pod Trybunałem Konstytucyjnym w styczniu trafiłem do Rembertowa. Tam spędziłem dwie noce" – mówi. – "Zatrzymali mnie koło 19:00. Cały następny dzień nic się nie działo. Przesłuchania były dopiero koło 21 i znów nocleg. Do prokuratury zawieźli mnie dopiero kolejnego dnia. Wtedy również złożyłem zażalenie do sądu na zatrzymanie, ale nie zostało ono przesłane. Kolejny absurd. Zażalenia są przecież przesyłane natychmiast po to, by sąd mógł je od razu rozpatrzyć i w razie potrzeby człowieka nakazać zwolnić" – mówi.

Zażalenie na zatrzymanie złożyli także rodzice Jana Radziwona, 17-latka zatrzymanego na tej samej co Linus demonstracji solidarnościowej jeszcze w zeszłym roku. Ojciec Radziwona, w rozmowach z dziennikarzami mówił wówczas jasno, że w jego rozumieniu chłopak został przez policję uprowadzony, nie miał bowiem informacji o tym, co się z nim dzieje, ani na której komendzie się znajduje.

Również Radziwon noc spędził na dołku. Następnego dnia widział się z prawniczką przez mniej niż dwie minuty. Opowiadał potem dziennikarzom o swoim zatrzymaniu. – "Usłyszałem: szmato, na ziemię, i ktoś mną o ziemię rzucił" – mówił w Onecie. – "Za chwilę doskoczyli do mnie umundurowani funkcjonariusze, trzech lub czterech. Docisnęli mnie do ziemi, mimo że się dusiłem i im o tym mówiłem. Skuli mi ręce z tyłu i wrzucili do radiowozu".

RPO: Jak poprawić zachowania policji?

Raport Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur działającego przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich wskazuje na obszary, które niepokoją i w których konieczne są zmiany. Raport opublikowano w styczniu, po 21 wizytacjach w czasie jesiennych protestów Strajku Kobiet.

Większość zatrzymanych doświadczyła zatrzymania po raz pierwszy w życiu – czytamy na stronie KMPT. „Najbardziej niepokoi brutalność policji w czasie interwencji, nieuzasadnione stosowanie gazu, kajdanek, bicie pałkami i obelgi. Nieco poprawił się dostęp do adwokata po zatrzymaniu – ale głównie dzięki pełnej oddania społecznej akcji prawników. To im ludzie zawdzięczali pomoc prawną” – czytamy dalej.

„Osoby zatrzymywane nie były odpowiednio informowane o przysługujących im prawach, nie miały często dostępu do lekarza. Niepokojące jest rutynowe stosowanie kontroli osobistych a także to, że policjanci nie korzystali ze środków ochrony przed COVID-19” - wskazano.

Oraz podkreślono: „Wywożenie poza Warszawę nie miało uzasadnienia: KMPT sprawdziło, że w tym czasie w warszawskich pomieszczeniach dla osób zatrzymanych były wolne miejsca”.

Komentarze