Wojciech Cieśla, dziennikarz "Newsweeka", ma złożyć zeznania w sprawie artykułu o Mariuszu Muszyńskim, wiceprezesie Trybunału Konstytucyjnego. Oficjalny powód? Ujawnienie miejsca zamieszkania sędziego. "Obóz władzy wykorzystuje przeciwko dziennikarzom policję i prokuraturę. Praca dziennikarska została potraktowana jak przestępstwo", mówił Cieśla
Jak poinformował w piątek 30 listopada rano portal Press.pl Wojciech Cieśla, dziennikarz "Newsweeka", został wezwany na policję w sprawie artykułu o Mariuszu Muszyńskim - wiceprezesie Trybunału Konstytucyjnego.
Tekst pt. "Dubler" opublikowano w "Newsweeku" 13 sierpnia 2018 roku. Cieśla analizuje w nim biografię Mariusza Muszyńskiego, który został sędzią TK w 2015 roku, już za rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Cieśla otrzymał wezwanie w czwartek 29 listopada. Napisano w nim, że dochodzenie dotyczy publikacji artykułu bez zgody osoby zainteresowanej. Policja prowadzi je pod nadzorem prokuratury okręgowej w Warszawie.
Niedługo po publikacji Press.pl prokuratura wydała oświadczenie, w którym sprostowała, że dochodzenie "dotyczy ujawnienia miejsca zamieszkania bohatera artykułu, a nie jego braku zgody na publikację" oraz, że Cieśla został na nie wezwany "w charakterze świadka".
Publicysta "Newsweeka" nie kryje oburzenia. Jego zdaniem wytoczone w tej sprawie działa to sygnał, że rząd próbuje zastraszyć dziennikarzy:
"Brak mi słów. Obóz władzy nie po raz pierwszy wykorzystuje przeciwko dziennikarzom aparat władzy: policję, prokuraturę, ABW. Nie było ze strony Muszyńskiego żadnych innych prób porozumienia się, nie było kontaktów, próśb o sprostowanie itp. Od razu policja. A więc praca dziennikarska została potraktowana jak przestępstwo".
Sprawę skomentowała dla Press także Dominika Bychawska-Siniarska z zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Wezwanie uznała za "kuriozalne".
Prokuratura okręgowa w Warszawie odniosła się do doniesień Press.pl w oficjalnym oświadczeniu oraz na Twitterze. Podkreśliła, że dochodzenie nie dotyczy braku zgody na publikację artykułu, a ujawnienia w nim adresu Mariusza Muszyńskiego.
Policja musi ustalić, czy artykuł powstał bez zgody Muszyńskiego, by móc postawić w tej sprawie zarzuty.
Pod koniec swojego artykułu Cieśla przytacza historię o zaleganiu sędziego ze składką za utrzymanie porządku na ulicy. Usłyszał ją od sąsiadów Muszyńskiego, kiedy wybrał się do jego domu, by z nim porozmawiać. Opisując tę anegdotę, wskazuje na konkretną willę w Piasecznie.
To na tej podstawie sędzia Muszyński postanowił złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. W piątek rano wydał w tej sprawie oświadczenie:
"W przedmiotowej sprawie chodzi o fakt, że w artykule podane zostały dane prywatne, chronione Prawem prasowym. Podając je Pan Cieśla naruszył art. 14 ust. 6 w zw. z art. 49 ustawy Prawo prasowe. Jako osoba prywatna złożyłem zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa".
Za opublikowanie informacji dotyczących prywatnej sfery życia sędziego autorowi artykułu grozi grzywna lub kara ograniczenia wolności.
Prokuratura podkreśliła jednak, że Cieślę wezwano w tej sprawie nie w charakterze podejrzanego, a świadka:
"Dziennikarz został w tej sprawie wezwany jedynie w charakterze świadka. Sprawa ta nie ma nic wspólnego z ograniczaniem wolności słowa czy prawa dziennikarzy do krytyki", napisano w oświadczeniu.
To tłumaczenie co najmniej niezadowalające. Wraz z wezwaniem dla Wojciecha Cieśli, redakcja "Newsweeka" otrzymała pismo z prośbą o udzielenie informacji.
Wydział walki z przestępczością przeciwko mieniu Komendy Rejonowej w Warszawie chce ustalić:
Policja próbuje więc zidentyfikować osoby odpowiedzialne za publikację artykułu. Aby tym właśnie osobom postawić ewentualne zarzuty.
Jeżeli organy ścigania wiedzą już, kto jest podejrzanym w tej sprawie, to wzywanie go w charakterze świadka, choć legalne, wydaje się nadużyciem.
Jako świadek Cieśla będzie bowiem musiał mówić prawdę. Jeżeli dojdzie do postawienia mu zarzutów, dostanie prawo do ponownego złożenia wyjaśnień i obrony. Wcześniejsze zeznania stracą moc prawną - zostaną jednak dołączone do akt sprawy, do wglądu sędziego.
Wobec autora "Newsweeka" wytoczono wyjątkowo duże działa. To historia bez precedensu - sprawą artykułu prasowego zajęła się prokuratura okręgowa (a nie rejonowa) i policja.
W rozmowie z TVN24 w 30 listopada rano Cieśla podkreślał, że nie zdarzyło się jeszcze, by z takiego powodu wytoczono dziennikarzowi proces karny:
"Zwyczaj jest taki, że jak jakiś bohater poczuje się dotknięty, to albo przysyła nam sprostowanie, albo wytacza proces w drodze cywilnej, a tutaj dostaliśmy wezwanie na policję za to, że napisałem tekst bez zgody pana Muszyńskiego o panu Muszyńskim".
Dziennikarz jest też zdziwiony, że jego sprawą zajmuje się akurat Wydział walki z Przestępczością Przeciwko Mieniu Komendy Rejonowej Policji:
"Mam nadzieję, że jak byłem pod domem pana Muszyńskiego, to nic mu nie zginęło".
W wezwaniu, które otrzymał 29 listopada, policja nakazała Cieśli stawić się na przesłuchanie 30 listopada o 9.00 rano.
Z uwagi na obowiązki służbowe - zaplanowane na ten dzień zajęcia ze studentami w Krakowie - dziennikarz "Newsweeka" nie mógł stawić się na komendzie. Zwrócił się więc z prośbą o wyznaczenie innego terminu przesłuchania.
Jak stwierdzili przedstawiciele Komendy Rejonowej Policji w Warszawie, decyzję w tej sprawie podejmie funkcjonariusz, który prowadzi dochodzenie. Komenda odmówiła dalszych komentarzy.
Tryb wezwania - "obowiązkowo na jutro rano" - budzi co najmniej zdziwienie. Sam Cieśla podkreślił, że metody zastosowane przez policję wyglądają na nadużycie władzy i korzystanie z pozycji siły.
To niebezpieczny precedens - zwłaszcza dla dziennikarzy z mniejszych redakcji. Bo, jak zaznaczył Cieśla: "Za mną stoi wielki koncern i kancelaria prawna, ale postawmy się teraz w sytuacji małych mediów, gdyby miały do czynienia z podobną sprawą".
Oświadczenie w tej sprawie wydał też Press Club Polska.
Zdaniem jego członków stawianie dziennikarzom zarzutów karnych, wzywanie na przesłuchania i instrumentalne stosowanie prawa zmierzają do zastraszenia autorów.
Press Club nie ma wątpliwości, że celem władz jest wymuszenie zaniechania publikacji na temat "nieprawidłowości w życiu publicznym".
"Używanie w tym kontekście ABW, policji i prokuratury jest właściwe państwom autokratycznym, nie demokratycznym", piszą autorzy stanowiska.
Press Club Polska wyraził też uznanie dla dziennikarzy i pracowników mediów, którzy rzetelnie wykonują swój zawód i działają w interesie publicznym - m.in wolności słowa i swobody wypowiedzi.
Artykuł pt. "Dubler" nie mógł przypaść do gustu sędziemu Muszyńskiemu. Cieśla krytycznie przygląda się jego karierze, a ton tekstu jest mocno uszczypliwy.
Muszyński znalazł się pod lupą dziennikarzy, gdy został jednym z "sędziów-dublerów" powołanych do TK przez PiS w 2015 roku. Od tego czasu zdołał zostać zastępcą prezes Julii Przyłębskiej i kandydatem do Sądu Najwyższego.
Z wypowiedzi przytoczonych w artykule Cieśli wynika, że jego kompetencje prawnicze stoją pod znakiem zapytania, a sam Muszyński bardzo wstydzi się określenia "dubler".
Dowiadujemy się też o jego powiązaniach z rodziną Przyłębskich i Mariuszem Kamińskim, starciu z sędzią Stanisławem Biernatem, o antypatii do Niemców, o seksistowskich i wulgarnych wypowiedziach na Twitterze i niejasności wokół sportowej pasji Muszyńskiego (trenował dżudo czy zapasy?).
Cieśla przypomina też o domniemanej współpracy sędziego z Urzędem Ochrony Państwa w latach 90., którą miał zataić przed Sejmem.
W 2016 roku "Gazeta Wyborcza" podała, że Muszyński trafił do UOP w 1993 roku, a następnie pracował pod przykrywką w Berlinie. Sędzia nigdy nie zdementował tych doniesień.
Muszyński miał też dać wyraz swojej sympatii wobec polityki Kremla dotyczącej... wolności mediów. Dziennikarz "Newsweeka" przytacza jeden z artykułów sędziego, opublikowanych we "Wprost" w duecie z Krzysztofem Rakiem. Autorzy chwalą w nim Kreml za podporządkowanie swoim celom rosyjskich mediów - "i państwowych, i prywatnych".
O sędzim Muszyńskim pisaliśmy też obszernie w OKO.press:
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze