Jeszcze nie wmurowano kamienia węgielnego, a już wiadomo, że budowa się opóźni. Polska elektrownia jądrowa ruszy do 2040 – a nie, jak planował rząd PiS, w 2033 roku. Opóźnienie częściowo dziedziczymy po poprzednikach – twierdzą rządzący
Wbicie pierwszej łopaty pod budowę polskiego atomu oddala się w czasie, ale dyskusja o nim nabiera tempa. W ostatnich tygodniach pierwszy raz od dłuższego czasu głośni są przeciwnicy budowy elektrowni atomowej, którzy formują spójny front opozycji wobec inwestycji w Choczewie.
Ostatnio dostali do ręki argument: jest pewne, że budowa elektrowni się opóźni. Ogłosiła to już ministra przemysłu Marzena Czarnecka, która przyznała, że obietnice rozruchu pierwszego reaktora w 2033 roku są już nieaktualne. Elektrownia powinna zacząć działać w 2039 lub 2040 roku. Ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska stwierdziła z kolei, że atomowe plany PiS-u były nierealne, a działania poprzedniego rządu wpływają na opóźnienia.
Linia antyatomowych aktywistów jest niezmienna: atom wybudujemy za późno względem potrzeb odejścia od węgla, jest nieopłacalny, a w momencie oddania pierwszego jądrowego bloku technologia odnawialnych źródeł może pójść do przodu na tyle, by zapewnić nam stabilną energię.
Opóźnienia budowy elektrowni jądrowej można się było spodziewać. Już w poprzedniej kadencji politycy ówczesnej opozycji podważali możliwość szybkiego postawienia nowego bloku jądrowego. Oddala się również perspektywa konstrukcji tak zwanych „małych” reaktorów modułowych (SMR). Miała je budować spółka Orlen Synthos Green Energy, założona przez paliwowego giganta oraz spółkę miliardera Michała Sołowowa. Na pewno nie powstaną one na skalę zapowiadaną przez byłego prezesa Orlenu Daniela Obajtka. Szef koncernu obiecywał około 70 reaktorów w 26 lokalizacjach – przede wszystkim w pobliżu mocno zurbanizowanych terenów.
„Te liczby nie były realne, biorąc dodatkowo pod uwagę terminy, w których te inwestycje miały być realizowane” – mówił Wojciech Wrochna, nowy wiceprezes spółki OSGE, podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Według planów Obajtka pierwsze SMR-y miały zacząć działać w 2030 roku.
W Polsce trwa zatem „urealnianie” planów wielkich inwestycji, a proces ten nie ominął również atomowych planów poprzedniego rządu.
Nie znaczy to jednak, że organy państwa ociągają się z decyzjami dotyczącymi przyszłości polskiej energetyki. Jedną z najważniejszych decyzji dla inwestycji w pomorskim Choczewie wydała ostatnio Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Państwowy organ nadał rygor natychmiastowej wykonalności decyzji środowiskowej pozwalającej na ingerencję w nadmorską przyrodę.
Urzędnicy wprost przyznają, że w procesie przygotowania do budowy może dojść do niszczenia siedlisk rzadkich gatunków. Decyzja zezwala na „niszczenie siedlisk będących ich obszarem rozrodu, wychowu młodych, odpoczynku, żerowania, migracji, niszczenie, usuwanie lub uszkadzanie gniazd, zimowisk, innych schronień, umyślne płoszenie lub niepokojenie, umyślne płoszenie lub niepokojenia w miejscach noclegu, w okresie lęgowym w miejscu rozrodu lub wychowu młodych, odpoczynku, żerowania gatunków objętych ochroną ścisłą i częściową”.
Lista zagrożonych w ten sposób gatunków zawiera 30 gatunków roślin i 63 gatunki zwierząt. GDOŚ tłumaczy, że przychylił się do wniosku przedstawicieli spółki Polskie Elektrownie Jądrowe. Ci wskazywali na konieczność naruszenia siedlisk w okolicznym lesie już przy wykonywaniu prowadzonych przez firmę Bechtel badań geologicznych, niezbędnych do rozpoczęcia budowy obiektu.
Swoją decyzję Dyrekcja uzasadnia „brakiem rozwiązań alternatywnych, a także wymogami nadrzędnego interesu publicznego”.
Wciąż trwa postępowanie odwoławcze w sprawie decyzji. Rygor jej natychmiastowej wykonalności oznacza jednak, że nie musi się nim na razie przejmować.
„Projekt budowy pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej nabiera tempa. Do tej pory prace wykonywane przez stronę amerykańską ograniczały się głównie do kwestii przygotowawczych i analitycznych realizowanych w siedzibie firmy. Teraz firma Bechtel rozpoczyna prace geologiczne w terenie, w lokalizacji »Lubiatowo-Kopalino«. Przed nami więc bardzo ważny i pełen wyzwań czas związany z projektowaniem i budową pierwszej elektrowni jądrowej w naszym kraju” – stwierdził Leszek Juchniewicz, członek zarządu Polskich Elektrowni Jądrowych.
Dla proekologicznych, a jednocześnie nastawionych antyatomowo aktywistów to za mało. Protest skupia się wokół Eko-Unii, stowarzyszenia wielokrotnie występującego przeciwko pomysłowi budowy elektrowni atomowej, jednocześnie działającego jednak również w tematach regulacji Odry czy oddziaływania elektrowni Turów na okoliczne środowisko.
„Na skutek nadania decyzji środowiskowej rygoru wycięto już ponad 40 ha lasu, pomimo że postępowanie odwoławcze nie zostało jeszcze zakończone. Jednocześnie Inwestor prowadzi dalsze działania w procesie inwestycyjnym, w oparciu o nieostateczną decyzję środowiskową. Rygor natychmiastowej wykonalności stał się bowiem narzędziem politycznym wykorzystywanym do procedowania dużych przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko, z pominięciem standardów wynikających z wymagań prawa unijnego i przepisów krajowych. Podobna sytuacja miała miejsce z przekopem Mierzei Wiślanych, pracami regulacyjnymi na Odrze czy budową nowych dróg” – komentuje Radosław Gawlik, lider Eko-Unii.
Hanna Trybusiewicz z dołączającego się do protestów Bałtyckiego SOS zwraca uwagę na możliwość wycinki nawet 150 hektarów zalesionego terenu. „Na pytanie Bałtyckiego SOS skierowane do Polskich Elektrowni Jądrowych w czasie posiedzenia grupy roboczej, dlaczego trzeba już teraz wyciąć tak dużo lasu, skoro nie ma jeszcze żadnych konkretów dotyczących budowy (nie ma projektu, gwarancji finansowania , pozwolenia na budowę a decyzja środowiskowa jest nieprawomocna), nie otrzymaliśmy żadnej sensownej odpowiedzi” – twierdzi Trybusiewicz.
Antyatomowi aktywiści twierdzą, że środowisko będzie niszczone w imię inwestycji, o której nie wiadomo nawet, czy powstanie. Eko-Unia namawia do zarzucenia atomowych projektów i skupieniu się na odnawialnych źródłach energii. Według działaczy te ostatnie stale tanieją i zapewniają rozproszenie systemu energetycznego. Budowa elektrowni atomowych to postawienie na centralizację energetyki za zbyt wysoką cenę.
To nie koniec wątpliwości aktywistów, którzy swój sprzeciw opierają na opinii naukowców. Jak wskazują, elektrownia w tej technologii zagrozi bałtyckiemu ekosystemowi, co potwierdzać mają dwie ekspertyzy naukowców z Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie – prof. Jacka Piskozuba i prof. Karola Kulińskiego. Mówią one między innymi o potężnych ilościach ciepłej wody, które będą wpadać do Bałtyku z systemu chłodzenia elektrowni.
„Raport i decyzja środowiskowa prześlizgnęły się po tym problemie. A jest on bardzo istotny i niedoszacowany. Może wpłynąć trwale na pogorszenie stanu ekosystemu Bałtyku, który jest już bardzo wrażliwy na różne presje człowieka. W połączeniu z nieuchronnym narastaniem ocieplenia morza w wyniku zmian klimatu, z dużym prawdopodobieństwem może przyczyniać się między innymi do wzrostu stref beztlenowych, pozbawionych życia, na dnie morza. Zredukować te zagrożenia może zamknięcie obiegu chłodzenia elektrowni atomowej. Nie jest dla mnie zrozumiałe, dlaczego na tym elemencie elektrowni próbuje się oszczędzać” – twierdzi prof. Piskozub. Jak wskazuje w swojej opinii, „plama ciepła” podgrzeje Bałtyk w miejscu zrzutu nawet o 1 do 4 stopni Celsjusza.
„Ponieważ ta elektrownia jest niezbędna, rygor jest nadany w zgodzie z polskim prawem” – odpiera argumenty Eko-Unii Adam Błażowski z proatomowego ruchu ekologicznego FOTA4Climate. – „Strategia ruchów antyatomowych, które w Polsce reprezentuje EKO Unia, niekoniecznie opiera się na ustalaniu stanu faktycznego, a bardziej na posiłkowaniu się głosem wybranych ekspertów, którzy potwierdzają z góry założony cel. Myślę, że o ile powiodła się ona w przypadku Żarnowca, to tym razem ani rządzący, ani Polacy się na to już nie nabierają”.
W ocenie ekspertów FOTA4Climate niektóre składniki fauny i flory przedstawiają najwyżej średni walor przyrodniczy. Tak jest między innymi w przypadku występujących na terenie dotkniętym inwestycją ptaków. Specjaliści zwracają też uwagę na technologię chłodzenia z systemem wyprowadzenia wody podgrzanej o 10 stopni do morza. Jak twierdzą, to rozwiązanie stosowane powszechnie, a jego użycie nie budzi wątpliwości. „Wyspa ciepła” na Bałtyku będzie jedynie niewielkim punktem, a kilkaset metrów od miejsca zrzutu temperatura wody nie będzie odbiegała od normy – zauważa odpowiedzialny za tę część opracowania Piotr Szmytkiewicz z Instytutu Budownictwa Wodnego PAN.
Alternatywą byłaby budowa zamkniętego obiegu chłodzenia z wykorzystaniem chłodni kominowych – czyli urządzeń schładzających już użytą wodę. Wyborem niezagrażającym Bałtykowi byłoby również przeniesienie elektrowni w odległe miejsce, gdzie możliwy byłby pobór i zrzut wody na przykład ze sztucznego zbiornika. Tak miała działać elektrownia jądrowa w Żarnowcu.
Nie mamy jednak czasu na przeniesienie inwestycji – ostrzega Adam Błażowski.
„Przeniesienie lokalizacji opóźniłoby projekt o wiele lat i wiązałoby się ze zmarnowaniem ogromnych środków zainwestowanych w raport środowiskowy uzgodniony już przecież z 14 krajami w ramach konsultacji transgranicznych. Nie jestem specjalistą od stosunków międzynarodowych, więc powstrzymam się tu od oceny, ale myślę, że można założy, że Amerykanom również zależy na trym, by Polska była bardziej niezależna i bezpieczna energetycznie” – mówi nam lider FOTA4Climate.
To właśnie Amerykanie z Westinghouse są głównymi inwestującymi w polską elektrownię atomową. Rząd powoli przechodzi do kolejnej fazy polskiego programu energetyki jądrowej i wyboru dostawcy technologii dla kolejnego bloku atomowego. Wiadomo, że chętnie do partnerstwa są Francuzi. Jednak już pierwsza z inwestycji będzie dla władzy wyzwaniem. Będą musieli zmagać się z rosnącą presją społeczną i niewygodnymi pytaniami, stawianymi przez naukowców i aktywistów. Jedynie czas pokaże, czy energetyka jądrowa nadal będzie cieszyć się poparciem większości Polek i Polaków.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze