Elektrownia Jaworzno znów zalicza awarię, a jej najnowszy blok stoi. Oddany w 2020 roku obiekt od momentu uruchomienia najczęściej jest w naprawie. Węglowa energetyka w ostatnich tygodniach zawodzi, a ratuje nas OZE. Większe problemy zaczną się jednak w zimie
Co to jest: stoi bezczynnie i nie produkuje prądu? Najnowocześniejszy polski blok do produkcji prądu.
Takim gorzkim żartem można podsumować 21 miesięcy działania w teorii najbardziej efektywnej konwencjonalnej jednostki prądotwórczej w Polsce.
"Blok uruchomiony pod koniec 2020 roku ciągle jest w naprawie, wciąż są z nim problemy. Nie wygląda na to, żeby spełniał swoją rolę, mimo że podatnicy wydali na niego ponad 6 mld złotych" - mówi OKO.press Paweł Czyżak, starszy analityk ds. energii i klimatu think-tanku Ember.
Należący do państwowego Taurona blok Nowe Jaworzno zaliczył już kilka spektakularnych awarii. Ta ostatnia - sprzed zaledwie kilku dni - kosztowała utratę dyrektorskiego stanowiska Sebastiana Golę, zarządzającego jednostką w Jaworznie. Potężna instalacja o mocy 910 megawatów (MW) nie działa od poniedziałku (8 sierpnia).
Problemy z najnowszym blokiem Elektrowni Jaworzno zaczęły się jeszcze przed jego uruchomieniem.
Tauron kilkukrotnie opóźniał start jednostki postawionej przez spółkę Rafako, zajmującej się budową i serwisowaniem instalacji. Jej rozruch był pierwotnie planowany na początek 2019 roku. Przy pierwszej próbie jego uruchomienia według Tauronu uszkodzony został element kotła. Naprawa potrwała długie miesiące. W końcu blok ruszył w listopadzie 2020 roku.
"Jednostka należy do najbardziej przyjaznych środowisku bloków węglowych w tej części Europy. W porównaniu do wycofywanych z eksploatacji bloków 120 MW emisja dwutlenku siarki i tlenków azotu jest niższa o ponad 80 proc., a CO2 o przeszło 30 proc." - chwalił instalację na łamach portalu WNP Łukasz Hołubowski, wiceprezes zależnej od Rafako spółki E003B7, odpowiedzialnej za budowę bloku i pomoc w jego eksploatacji. Hołubowski stwierdził, że przygotowania do ponownego włączenia instalacji i tak przebiegły sprawnie - w końcu prace trwały w czasie pandemii, a załogę dziesiątkowały kolejne fale COVID.
Naprawiony blok działał bezawaryjnie przez zaledwie kilka miesięcy. Już w lutym 2021 doszło do pożaru i wycieku płynu hydraulicznego w młynie bloku. W mediach pojawiały się też informacje o zanieczyszczeniach węgla przeznaczonego do spalania w Jaworznie. Jednocześnie Rafako znalazło się w finansowej zapaści. Kierownictwo spółki przyznawało, że na kondycji finansowej firmy odbiły się nieopłacalne dla niej kontrakty - między innymi na opóźniającą się budowę bloku kogeneracyjnego w Wilnie.
Elektrownia Jaworzno zaliczała kolejne awarie. Następną datą w ich kalendarium jest 14 czerwca 2021 - wtedy doszło do "usterki armatury kotła". Remont awaryjny miał potrwać do 28 czerwca. W końcu naprawa jednostki znowu zajęła długie miesiące - również przez fatalną sytuację Rafako. Raciborska spółka domagała się większego finansowego wsparcia w usuwaniu usterek od skarbu państwa i Tauronu. Jej władze straszyły, że w przeciwnym wypadku firma działająca od lat 40. ubiegłego wieku upadnie, co pociągnie za sobą problemy dla korzystających z jej usług spółek energetycznych. W grę według Rafako wchodził wykup jednej trzeciej akcji firmy przez spółkę skarbu państwa - na przykład Tauron. Inaczej Rafako nie będzie miało możliwości naprawy Jaworzna - twierdziło kierownictwo przedsiębiorstwa.
Pierwotnie w znajdującą się na krawędzi bankructwa spółkę miał zainwestować Polimex-Mostostal i Polski Fundusz Rozwoju. Ostatecznie jednak pomoc dla raciborskiego przedsiębiorstwa popłynie od Agencji Restrukturyzacji Przemysłu. W lipcu zeszłego roku ARP zatwierdziła transfer 100 mln złotych, na który w środę (10.08) zezwoliła Komisja Europejska. Prace remontowe przypadły konsorcjum Rafako i Mostostalu Warszawa. W grudniu 2021 zapadła decyzja, że pracujące razem przedsiębiorstwa dokończą naprawy do lutego 2022. Elektrownia Jaworzno miała znowu normalnie działać.
I ten termin nie został dotrzymany, a naprawa bloku 910 MW zakończyła się dopiero w kwietniu tego roku. Oznacza to, że kolejny przestój w działaniu jednostki trwał aż dziewięć miesięcy. Instalacja funkcjonowała normalnie, choć nie z pełną mocą, przez kolejnych pięć miesięcy. By zakończyć "okres przejściowy" potrzebne jest wykonanie "strojeń, testów i optymalizacji" - informował Łukasz Zimoch, rzecznik Tauronu. Również za te prace miało odpowiadać Rafako, jednak dopiero w sierpniu udało się dojść do porozumienia mediacyjnego pomiędzy obiema spółkami. Dyskusja dotyczyła między innymi warunków finansowych umowy na przywrócenie bloku do normalnego funkcjonowania.
"Sprawne zakończenie okresu przejściowego jest ważne nie tylko dla RAFAKO i Grupy TAURON, ale również dla stabilności systemu energetycznego Polski. RAFAKO i Grupa TAURON zgodnie będą prowadzić dalsze prace nad dokończeniem jednostki" - pisali we wspólnym oświadczeniu prezesi Tauronu i Rafako.
W osiągnięciu porozumienia mediacyjnego pomagała Prokuratoria Generalna. Elektrownia Jaworzno miała według planu odzyskać pełną sprawność z końcem października tego roku.
Problem w tym, że na początku sierpnia pracujący z największą efektywnością węglowy blok w Polsce znów stanął. Można więc powiedzieć, że jego prawidłowe działanie nie jest już normą, a wyjątkiem.
O kolejnych problemach w Jaworznie 5 sierpnia informował Onet - o fatalnej jakości węgla spalanego w elektrowni miało alarmować Rafako. Materiał wysyłany do jednej z najnowocześniejszych instalacji prądotwórczych w kraju miał być zanieczyszczony stalowymi prętami, śrubami, gwoździami czy żwirem. Dokumenty od Rafako miały dotrzeć do Tauronu, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina oraz premiera Mateusza Morawieckiego.
Tauron stanowczo zaprzeczył medialnym rewelacjom i stwierdził, że instalacje Nowego Jaworzna starannie filtrują węgiel z zanieczyszczeń. Trzy dni później blok przestał działać. Według Onetu tym razem była awaria odżużlacza - czyli urządzenia służącego do odgarniania wypalonego w elektrowni miału.
"Trudno powiedzieć, czy i jak można było zapobiec awarii i jakie dokładnie są jej przyczyny. Publicznie jesteśmy świadkami jedynie przepychanki pomiędzy Rafako a Tauronem" - komentuje Paweł Czyżak z Emberu i pyta retorycznie: czy w ogóle warto było wydawać pieniądze na blok, który teraz nie działa?
"On był budowany w momencie, gdy węgiel w Europie szedł do odstawki, ceny emisji dwutlenku węgla według prognoz miały rosnąć, co zresztą się sprawdziło."
Z inwestycji w Jaworznie mamy więc jedynie problemy: kosztowne było jej postawienie, coraz bardziej kosztowne jest spalanie potrzebnego do produkcji prądu węgla, a do tego dochodzą koszty usuwania awarii.
To jedynie ostatnia z wpadek rządu stawiającego na rozwój konwencjonalnej energetyki. Elektrownia Jaworzno nie jest jedynie niechlubnym wyjątkiem na tle całej branży. Najbardziej efektowną była porażka elektrowni Ostrołęka C. Rząd naciskał na jej powstanie pomimo sprzeciwu ekologicznych aktywistów i specjalistów branży energetycznej. Węglowy blok według nich pochłonąłby potężne pieniądze, kolejne poszłyby na unijne opłaty za emisję dwutlenku węgla, a ten z kolei solidnie dołożyłby się do postępu kryzysu klimatycznego.
Według ustaleń OKO.press inwestycję dobiła polityka kadrowa rządu, który do kontroli inwestycji wyznaczył osoby ze swojego otoczenia. Budowy doglądali ludzie bez doświadczenia w energetyce, w tym jedna z zarzutami korupcyjnymi. Przy budowie ostrołęckiej elektrowni Prawo i Sprawiedliwość przepaliło 1,35 mld złotych. Projekt elektrowni ma wskrzesić Orlen, ale to mglista wizja - szczególnie że blok według najnowszych planów miał być zasilany gazem. Ten jest dziś towarem drogim i deficytowym.
Ogromne problemy miała również elektrownia Turów. Oddany w 2021 roku blok w Bogatyni zaliczył przerwę w działaniu zaledwie miesiąc po uruchomieniu. Powód: słabej jakości węgiel zasilający instalację za 4 mld zł, przystosowanej do przepalania paliwa o lepszych parametrach.
Kolejnym problemem jest susza i wysokie temperatury. Węglowe bloki chłodzone są wodą.
Jeśli w Polsce panuje upał, elektrownie nie mogą pobierać jej z otoczenia - wypuszczenie rozgrzanej cieczy z powrotem do rzeki czy zbiornika wodnego zagrażałoby wodnym ekosystemom.
Listę problemów polskiej energetyki zamykają braki w dostawach węgla. Przestoje zanotowały w ostatnich tygodniach obiekty w Połańcu, Opolu, Turowie i Kozienicach. Właściciel tej ostatniej, czyli państwowa Enea wyjaśniała w Rzeczpospolitej, że bloki są wyłączane z konieczności oszczędności brakującego na rynku węgla i przez potrzebne naprawy. Podobne problemy zgłaszał Tauron.
Przez niedobory energii w krajowym systemie prąd w hurcie 4 lipca zdrożał do rekordowych 2,5 tysiąca złotych za megawotogodzinę (MWh). Nic dziwnego - rynek jest rozchwiany, a Polska produkuje mniej prądu niż na przykład przed rokiem. Pokazują to dane Forum Energii dotyczące sytuacji w energetyce w lipcu.
"Zużycie energii elektrycznej wyniosło 13,8 TWh (terawoatogodziny - przyp. aut) – 4,3 proc. mniej niż rok temu. Produkcja energii elektrycznej również była niższa względem lipca 2021 r. – o 3,7 proc., wynosząc 12,8 TWh" - piszą eksperci w swoim opracowaniu.
„Polska nie chciała odchodzić od węgla i teraz w Polsce tego węgla brakuje. Zapasy przy kopalniach i elektrowniach są na niskim poziomie, a gospodarstwa domowe nie mają jak zdobyć węgla” – mówił OKO.press Bernard Swoczyna z Fundacji Instrat.
Wicepremier Jacek Sasin uspokaja jednak: blackout nam nie grozi, awarie się zdarzają, a Polska w każdym momencie może zaimportować brakujące wolumeny energii z rynków zagranicznych.
Na razie możemy spać w miarę spokojnie - lato jest łaskawe dla polskiej elektroenergetyki. Jest słonecznie, dość mocno wieje, więc w momentach niedoborów ratuje nas produkcja z odnawialnych źródeł energii.
"Mamy bardzo dużą generację z fotowoltaiki, która sięga 6-7 gigawatów w ciągu dnia. Jest całkiem wietrznie. Dzięki produkcji z OZE nie mamy na razie sytuacji zagrożenia blackoutem" - twierdzi Paweł Czyżak. Zaznacza jednak, że awarie mogą poważnie zagrozić nam w zimie. Kupowanie energii zagranicą nie będzie wtedy łatwe.
„Import będzie trudny - bo wszystkie kraje mają trudności."
"Niemcy, Wielka Brytania czy Włochy mają problemy z dostawami gazu, we Francji wypadają remontowane bloki atomowe. W Szwecji, Austrii czy Szwajcarii mamy z kolei niższą produkcję energii z elektrowni wodnych. W całej Europie jest mało mocy, import może nas uratować awaryjnie - może na jeden dzień. Sprowadzanie dużych ilości prądu od sąsiadów przez wiele tygodni nie będzie wchodzić w grę. Wypadnięcie na przykład Jaworzna w zimie rodzi pytanie, czy wystarczy nam bloków, by zapełnić tę lukę" - komentuje ekspert.
Do wielkich awarii dochodzą te mniejsze - na przykład środowy pożar na taśmociągu dostarczającym węgiel do drugiego, starszego bloku elektrowni w Jaworznie. Rząd na razie skupia się na gaszeniu pożaru w ciepłownictwie i przygotowuje kolejne dodatki pomagające pokrywać rachunki za ogrzewanie. Za rogiem może jednak czaić się kolejny kryzys, prawdopodobnie niemożliwy do rozwiązania samymi dymisjami w kierownictwie spółek energetycznych.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze