0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jazwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jazwieck...

To koniec unijnego embarga na ukraińskie zboże dla pięciu „przyfrontowych” krajów, w tym Polski. Zdecydowała o tym Komisja Europejska, która ustaliła, że nie zachodzą już zakłócenia na rynkach rolnych Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii. Kłopoty ze zbyciem krajowych zasobów zbóż były powodem zatrzymania importu ukraińskich transportów, chętnie przyjmowanych przez przedsiębiorców ze względu na niską cenę. Napływ zboża z Ukrainy do krajów UE był zwiększony w związku z problemami z wyeksportowaniem go do tradycyjnych odbiorców – przede wszystkim na Bliski Wschód i do Afryki.

„Salomonowe” rozwiązanie nie podoba się w Polsce

Komisja w swoim komunikacie pisze, że Ukraina będzie musiała jednak dostosować się do nowych, postawionych przez Brukselę warunków. W ciągu 30 dni Kijów ma wprowadzić środki zapobiegające kolejnym „zakłóceniom rynku”, a na przedstawienie swojego planu ma trzy dni. „Komisja Europejska nie będzie nakładać żadnych ograniczeń, dopóki środki zastosowane przez Ukrainę zostaną wprowadzone i będą w pełni skuteczne” – przekazują unijni biurokraci.

Władze, na czele z Mateuszem Morawieckim, jak i ministrami rolnictwa oraz rozwoju, od miesiąca byli bezwzględni. Mimo ukraińskiej zapowiedzi złożenia skargi do Światowej Organizacji Handlu utrzymywali, że transporty z Ukrainy nadal nie będą w Polsce mile widziane. Przedstawiciele PiS mówią nawet o „bezterminowym” zakazie importu w odpowiedzi na odmowę przedłużenia blokady. Na piątkowym wiecu w Ełku to stanowisko potwierdził premier.

Być może zakończenie embarga, obarczone jednak dodatkowymi żądaniami wobec Ukrainy, miało być salomonowym rozwiązaniem Ursuli von der Leyen. Nieoficjalnie wiadomo, że przewodnicząca Komisji Europejskiej obiecała prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu zniesienie blokady. Z drugiej strony niektóre kraje członkowskie graniczące z Ukrainą – w tym Polska – naciskały na jej kontynuowanie.

Polska pręży muskuły

Decyzję Komisji poprzedziła jednak kilkudniowa nerwówka. Rządzący radzili sobie z nią coraz odważniej machając szabelką, choć co do zasady nie zmienili zdania w sprawie ukraińskiego zboża od lipca. Wtedy Mateusz Morawiecki po raz pierwszy stwierdził, że nie cofniemy się ani o krok, a zakaz handlu transportami z Ukrainy będzie obowiązywał niezależnie od decyzji Brukseli. W ostatnich dniach na wiele sposobów powtarzali to minister rolnictwa Robert Telus i szef resortu rozwoju Waldemar Buda. Temat dalszej blokady dla zboża z Ukrainy pojawił się również w wypowiedziach prezydenta Andrzeja Dudy, który w rozmowie z Polską Agencją Prasową bronił twardego polskiego stanowiska.

„Ukraina ma pretensje – ja to rozumiem, to robi wrażenie konfliktu. Władze ukraińskie chcąc pozyskać pieniądze, również do obrony przed rosyjską agresją, chcą sprzedać jak najwięcej zboża za jak największe pieniądze. To oczywiste, każdy by tak chciał. Ale my musimy bronić naszych interesów, bronić naszego rynku” – mówił Duda w wywiadzie z Polską Agencją Prasową.

„Rozmawiam z prezydentem Zełenskim. (...) My jesteśmy tym krajem, który Ukrainie pomaga najbardziej, władze ukraińskie doskonale sobie zdają sprawę z tego, jakie jest znaczenie Polski, jeśli chodzi o obronę Ukrainy” – mówił Duda zapowiadając, że w Nowym Jorku przy okazji szczytu ONZ będzie miał okazję spotkać się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w cztery oczy i wyjaśnić wątpliwości dotyczące zbożowego kryzysu.

Ukraińcy powinni być wdzięczni i siedzieć cicho?

Wypowiedzi rządzących układają się w spójną całość: pomogliśmy i nadal pomagamy walczącej Ukrainie, więc teraz Ukraina powinna zrozumieć nasze zdanie. Wyraźnie zmieniła się retoryka dotycząca ukraińskich rolników. W oczach polityków Zjednoczonej Prawicy nie są już bohaterami, którzy z narażeniem zdrowia i życia wyjeżdżają w pola, by nakarmić świat, a zdarzy się, że i odholowują rosyjski czołg do jednostki swoich sił zbrojnych. Dziś to bogaci obszarnicy obracający milionami, jeśli nie miliardami. Trzeba przy tym przyznać, że ukraiński rynek rolny to potęga. „W 2019 roku obszar upraw obejmował 28 mln ha, co stanowi 46,7 proc. powierzchni kraju. Największą popularnością cieszyły się zboża, które zajmowały 54,7 proc. areału” – czytamy w opracowaniu Ośrodka Studiów Wschodnich.

Taka retoryka nie spodobała się jednak w Kijowie.

Przeczytaj także:

„Zakaz importu ukraińskiego zboża jest niezgodny z zasadami Światowej Organizacji Handlu i Układu Stowarzyszeniowego z UE. Ukraina wystąpi do arbitrażu WTO o zrekompensowanie strat” – pisał w mediach społecznościowych ukraiński premier Denys Szmychal. – „Nie mieliśmy zamiaru szkodzić polskim rolnikom i nie mamy zamiaru ich krzywdzić. Naprawdę doceniamy wsparcie ze strony Polaków i polskich rodzin! Jednak w przypadku naruszenia prawa handlowego w interesie przedwyborczego populizmu politycznego, Ukraina będzie zmuszona zwrócić się do arbitrażu WTO o odszkodowanie za naruszenie zasad handlu” – wskazywał polityk.

Ukraińskie zboże: Kijów będzie musiał zadziałać ofensywnie

"Ukraiński rząd i biznes będą musieli podjąć aktywne działania ofensywne” – mówiła z kolei Anżela Machinowa, partnerka w kancelarii prawnej Sayenko Kharenko. Według niej przedłużenie unijnego zakazu za naszą wschodnią granicą może być postrzegane jako naruszenie umowy stowarzyszeniowej UE-Kijów, który zakłada wolny handel pomiędzy Wspólnotą a Ukrainą. Może to dawać podstawy do wszczęcia formalnego sporu z Brukselą na podstawie zapisów umowy.

Wiele wskazuje więc na to, że Duda w Nowym Jorku nie może spodziewać się od Zełenskiego zbyt wielu ciepłych słów. Zresztą nie tylko Ukraina postrzega polski upór jako część wewnętrznej rozgrywki wyborczej. Podczas debaty w Parlamencie Europejskim zagraniczni deputowani, niezależnie od afiliacji, stawiali sprawę jasno: „nie obchodzą nas wasze wybory, a bezpieczeństwo żywnościowe świata”.

Mimo to polski rząd postanowił podbić stawkę. Minister rozwoju Waldemar Buda zapowiedział, że Polska będzie blokować ukraiński import bezterminowo, co jego zdaniem nie powinno mieć wpływu na pogorszenie nastrojów na linii Warszawa-Kijów. „Trzeba przyjąć tę decyzję i dalej współpracować” – mówił Buda w wypowiedzi dla PAP.

Międzynarodowa awantura o ukraińskie zboże

Otoczenie międzynarodowe stało się dla Polski mniej przyjazne również w samej Unii. W czwartek bułgarscy parlamentarzyści zagłosowali za rekomendacją zniesienia embarga. Przychylił się do tego rząd, którego zdaniem nie było podstaw do obaw o destabilizację bułgarskiego rynku. Ukraińskie zboże musiałoby być kontrolowane pod kątem skażenia, między innymi herbicydami – zaznaczał tamtejszy minister rolnictwa. Niemal w tym samym czasie jego polski odpowiednik przekonywał w TVP, że Unia, dopuszczając ukraińskie zboże na polski rynek chciałaby wpływać na wynik wyborów.

Bardzo możliwe więc, że czeka nas kolejna międzynarodowa awantura – tym razem nie tylko na linii Warszawa-Bruksela, ale i Warszawa-Kijów.

Problem w tym, że nie możemy w nieskończoność blokować ukraińskich produktów spożywczych, choć rolnicy narzekają nie tylko na zboże, ale i na obecność na polskim rynku ukraińskiego miodu i owoców miękkich. Ukraina w końcu ma stać się częścią Unii Europejskiej i znajdzie się w strefie swobodnego przepływu towarów. Polska może temu przeciwdziałać jedynie drastycznymi środkami, potencjalnie wywołując dyplomatyczny skandal – a więc blokując kandydaturę Kijowa, co zresztą zasugerował już minister Telus. Co więcej, jednostronne przedłużenie embarga może wcale nie poprawić sytuacji polskiego rolnictwa.

„Nawet jeśli wprowadzimy jednostronne embargo, niskie ceny zboża nie pójdą w górę” – mówiła w rozmowie z OKO.press Joanna Solska, dziennikarka gospodarcza tygodnika „Polityka”. Powód jest prosty: do „wojny na zboże” dobrze przygotował się też Władimir Putin. Rosja jest jednym z dwóch (obok Ukrainy) największych globalnych eksporterów zboża. Na początku pełnoskalowej wojny z Ukrainą Rosjanie grozili zagłodzeniem świata, jednak od dłuższego czasu zwiększają produkcję i eksport, przez co zboża na świecie jest więcej, a więc zwyczajnie musi być tańsze.

„Nikt się już nie boi głodu. Nie należy jednak wyciągać z tej sytuacji wniosku, że nie ma co przejmować się polskimi rolnikami. Rosja może w końcu na przykład zablokować eksport zboża – a to skończyłoby się poważnymi problemami, jeśli Polska i inni duzi eksporterzy zmniejszyliby areał upraw” – mówiła Solska jednocześnie przekonując, że z Ukrainą nie możemy się kłócić – należy się z nią dogadać.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze