Napaść Rosji na Ukrainę zatrzymała dostawy zbóż z tych krajów. „Rosja i Ukraina to razem blisko jedna piąta handlu zbożem ogółem i jedna trzecia handlu pszenicą" - mówi OKO.press Monika Piątkowska, prezeska Izby Paszowo-Zbożowej, Olbrzymi problem mają kraje, w których już są niedobory. Jak będzie w Polsce?
Zarówno Rosja, jak i Ukraina zdecydowały o zablokowaniu części swojego eksportu. Drugi z krajów zawiesił go bezterminowo, pierwszy – do końca roku. Na liście produktów objętych ograniczeniami w obu przypadkach są zboża. Oznacza to, że wojna na wschodnie Europy uderza rykoszetem w państwa, które do tej pory zależały od dostaw z dwóch rolniczych potęg.
Rosja i Ukraina odpowiadają za około 29 procent całego światowego eksportu pszenicy.
Ogromne problemy będzie miał między innymi Egipt, który próbuje ratować się przed spodziewanym kryzysem. Władze tego kraju zdecydowały o zatrzymaniu eksportu pszenicy i próbie obsiania nowych pól.
Przed czarnym scenariuszem ostrzega między innymi Middle East Institute (MEI). „Kair polega na dużych ilościach silnie subsydiowanego importu, aby zapewnić wystarczające i niedrogie dostawy chleba i oleju roślinnego dla 105 milionów obywateli” - piszą eksperci. Według nich zapewnia on około połowę zapotrzebowania pustynnego kraju na zboża i rośliny oleiste. Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny Rosja i Ukraina w 2020 roku odpowiadały za 86 proc. importu pszenicy do tego kraju.
Raport MEI wskazuje, już w zeszłym roku Egipcjanie odczuwali wzrosty cen żywności. Teraz drożyzna zdaniem ekspertów może dobić egipski budżet (bo import, jak wspomnieliśmy, jest subsydiowany), a nad północnoafrykańskim państwem wisi niebezpieczeństwo braków żywności.
„Ta wojna toczy się w spichlerzu świata” - mówi OKO.press prezeska Izby Paszowo-Zbożowej, Monika Piątkowska. - „Rosja i Ukraina to razem blisko jedna piąta handlu zbożem ogółem i jedna trzecia handlu pszenicą. Rosja ma pierwsze, a Ukraina czwarte miejsce w eksporcie — to odpowiednio 39,5 mln ton i 16,5 mln ton pszenicy rocznie. Cała produkcja pszenicy to w Rosji około 85 mln ton, w Ukrainie 25 mln ton. Dla porównania na świecie to 775 mln ton. Mówimy o olbrzymim wolumenie i zablokowaniu eksportu z obu krajów”.
Egipt to tylko jeden z listy wielu krajów, które mogą odczuć katastrofalne skutki zablokowania rosyjskiego i ukraińskiego eksportu. Uderzy on między innymi w kraje Afryki– Tunezję czy Nigerii, ale i Libię, Liban czy Turcję.
W najtrudniejszym położeniu są kraje, które już odczuwają niedobory. Według danych Światowego Programu Żywnościowego (WFP) w zniszczonej wojną Libii problem niedożywienia dotyczy blisko 700 tysięcy osób. To niemal 10 procent populacji tego kraju. Liban zmaga się z kryzysem gospodarczym i potężną inflacją. WFP podaje, że ceny żywności w bliskowschodnim kraju skoczyły w ciągu ostatniego roku o 1000 proc.
Liban, podobnie jak inne kraje uzależnione od rosyjskich i ukraińskich dostaw, szukają alternatywnych kierunków importu. Mogą pomóc między innymi Stany Zjednoczone, Indie czy Francja. Eksport najprawdopodobniej zwiększy również Polska.
„Obserwujemy już zapytania z Algierii, Maroka czy Egiptu” - mówi Piątkowska.
Na dostawach ze wschodu Europy w dużej mierze chciały się też oprzeć Chiny, choć do niedawna prowadziły twardą politykę wobec rosyjskiego importu pszenicy. Do końcówki lutego Chińczycy przyjmowali zboże jedynie z części regionów Rosji. Zdecydowali się jednak zdjąć częściowe embargo ze swojego sąsiada, by uzupełnić zapasy po wyjątkowo słabych żniwach. „Wielu ekspertów i techników rolniczych powiedziało nam, że warunki upraw w tym roku mogą być najgorsze w historii” - przyznał chiński minister rolnictwa, Tang Renjian. Według niego zbiory pszenicy ozimej w porównaniu do poprzedniego roku były o 20 procent niższe.
Wojna za naszą wschodnią granicą to ogromne wyzwanie dla Światowego Programu Żywnościowego w stan pełnej gotowości. „Ten kryzys dotyczy nie tylko Ukrainy” - komentował David Beasley z WFP. - „Sytuacja będzie miała wpływ na łańcuchy dostaw, a i przede wszystkim na koszty żywności”
Pomagająca w wyżywieniu krajów globalnego południa agenda ONZ do tej pory pokrywała 50 proc. swojego zapotrzebowania na pszenicę dzięki dostawom z Ukrainy. Dzięki temu miała szansę pomóc między innymi w Jemenie, Etiopii czy Syrii. Koszty działalności WFP mogą teraz wzrosnąć nawet o 75 milionów dolarów miesięcznie.
„Oznacza to po prostu, że będziemy mogli wyżywić mniej ludzi” - mówi Beasley. ONZ naciska na kraje zachodu o natychmiastową pomoc. Zapasy WFP może uzupełnić między innymi Kanada. Tamtejsza ministra rolnictwa Marie-Claude Bibeau stwierdziła jednak, że jej kraj, choć chciałby pomóc, sam zmaga się ze skutkami zeszłorocznej suszy. WFP do tablicy wywołało również między innymi Australię czy Stany Zjednoczone.
Kryzys żywnościowy będzie moralnym sprawdzianem dla krajów Zachodu. Niektóre z nich staną przed wyborem: zasilić swoimi dostawami najbardziej potrzebujących i organizacje pomocowe, czy skierować je w większej części do najbliższych sojuszników? W końcu nie tylko najbiedniejsze kraje świata będą zmagać się z niedoborami.
„W potrzebie są również państwa UE, takie jak Hiszpania, Włochy, Portugalia czy Cypr” - zauważa Piątkowska.
„Ukraina miała wysoki udział w imporcie zewnętrznym UE, m.in. kukurydzy (w 2020 r. odpowiadała za 55 proc. pozaunijnych dostaw), pszenicy (12 proc.) gryki (11 proc.) oraz jęczmienia (8 proc.). Udział Rosji w przywozie do UE wymienionych wyżej zbóż był niższy i nie przekraczał kilku procent” - czytamy z kolei w ostatnim numerze Tygodnika Gospodarczego Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Na razie i bogaci, i biedni muszą pogodzić się z szalejącymi cenami na giełdach.
„Na francuskiej giełdzie MATIF 24 lutego 2021 za tonę pszenicy trzeba było płacić 245,25 euro. 24 lutego tego roku cena ta kształtowała się na poziomie 315 euro, 7 marca to było już 396 euro. Dzień później nastąpiła korekta, a cena wyniosła 371 euro (w kontrakcie marcowym)” - objaśnia Piątkowska. To historyczne rekordy – dodaje prezeska Izby Zbożowo-Paszowej.
Sytuacja na giełdach ma rzecz jasna wpływ na ceny w polskich portach rozładunkowych.
„Pszenica konsumpcyjna jest na poziomie 1 800 - 1900 złotych za tonę. Za tonę kukurydzy płaci się około 1600 - 1700 złotych. Rok temu to było odpowiednio 900-1000 złotych za tonę i 870 – 950 złotych za tonę” - wylicza Piątkowska.
Jak dodaje ekspertka, w tej sytuacji rolnicy raczej grają na zwłokę, czekając ze sprzedażą swoich zapasów na uspokojenie rynku. Cierpią na tym między innymi młynarze, posiadający zapasy na najwyżej kilka dni. W kropce znaleźli się również między innym wytwórcy pasz. W związku z tym wzrost cen wydaje się nieuchronny.
„Koszt mąki piekarniczej w produkcji całej bułki to około 17-20 proc. To nie jest może aż tak duży udział, ale na ceny pieczywa wpływają też inne czynniki. Trzeba brać pod uwagę, że nadal trwa pandemia, która może uderzyć kolejną falą. Musimy się liczyć z dalszymi wzrostami cen energii, kosztów transportu, pracy, a więc w końcu inflacją.” - twierdzi Piątkowska.
Nie jest łatwo, ale jedzenia dla wszystkich wystarczy – uspokaja od kilku dni minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. W tym przypadku nie ma powodu, by mu nie wierzyć. Polska jest eksporterem netto żywności, w tym zboża. Dane Izby Zbożowo-Paszowej wskazują na dobra formę polskiego rolnictwa, które w sezonie lipiec 2020 - maj 2021 sprzedało za granicę ponad 8,5 mln ton zboża. Dlatego Polska może spać względnie spokojnie.
Mimo to trzeba pamiętać, że naszymi zasobami będziemy musieli wykarmić również uchodźców. Granicę Polsko-Ukraińską od początku wojny do piątkowego (11.03) poranka przekroczyło już 1,5 mln osób. Kolejni będą przybywać, a wielu najpewniej zdecyduje się na pozostanie w naszym kraju na dłużej.
„Dziś mamy nadwyżkę, a nasz eksport w porównaniu z poziomem sprzed roku jest na obecną chwilę o 20 proc. niższy. Rynek sam się reguluje, ale sprzedaż na zewnątrz na pewno pójdzie do góry. Trzeba utrzymać balans, by zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe Polsce” - uczula Piątkowska.
Możliwe, że już zakontraktowane dostawy zboża przynajmniej częściowo wyjadą z Ukrainy. Trwają rozmowy nad uruchomieniem pociągów z dostawami, które z zachodu kraju wjechałyby do Polski i innych krajów wschodniej ściany Unii Europejskiej. Mogłoby to uzupełnić choć część strat wynikających z wyłączenia czarnomorskich portów, z których do tej pory w świat wypływała większość ukraińskiego zboża.
„Uczulałabym jednak, że więcej kłopotów czeka nas w dalszej perspektywie czasowej” - zaznacza Piątkowska. - „Nadchodzi czas, kiedy trzeba będzie zasiać zboża jare i inne tego rodzaju gatunki roślin uprawnych (słonecznik, soja). Według informacji z Kijowa, Ukraina będzie w stanie obsiać jedynie około 40 proc. powierzchni pól”/
To dlatego, że rolnicy walczą na froncie, a po ich polach jeżdżą czołgi - co widać na filmach publikowanych w mediach społecznościowych.
Niezależnie od dalszego rozwoju konfliktu część świata już niedługo odczuje jeszcze większe niedobory żywności. Oby druga, bogatsza część nie odwróciła tym razem wzroku.
Na zdjęciu ilustrującym artykuł: pszenica mielona podczas przygotowywania kaszy bulgur w mieście Marjayoun na południu Libanu. Region jest silnie uzależniony od dostaw pszenicy z Rosji i Ukrainy. Zdjęcie: JOSEPH EID / AFP
Ekologia
Gospodarka
Jan Krzysztof Ardanowski
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi
ceny żywności
Rosja
Ukraina
wojna w Ukrainie
żywność
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze