Premier Morawiecki zapowiada, że zboże z Ukrainy nadal nie będzie wjeżdżać do Polski – bez względu na możliwy konflikt z UE i niezadowolenie Ukraińców. Przed wyborami rząd PiS odgrywa twardzieli przed mieszkańcami wsi
Zboże z Ukrainy nie wjedzie do Polski niezależnie od decyzji w Brukseli i Strasburgu – zapowiedzieli zgodnie premier Mateusz Morawiecki oraz ministrowie rolnictwa i rozwoju. Deklaracja ta nie może być niespodzianką dla nikogo, kto przez ostatnie miesiące śledził wydarzenia wokół ukraińskiego importu do Polski.
Rolnicy i organizacje branżowe konsekwentnie zwracali uwagę na „zalew” polskiego rynku tanim, ukraińskim zbożem, z którym to polskie nie ma szans konkurować. Trafiające do Polski transporty miały przejeżdżać przez nasz kraj tranzytem i jechać do krajów, które tradycyjnie były ich największymi odbiorcami. Chodzi między innymi o kraje Afryki i Bliskiego Wschodu. Zamiast tego zboże zatrzymywało się zaraz za granicą, by później trafiać do polskich nabywców jako rodzimy surowiec, choć miało wyjeżdżać w świat w ramach tak zwanych „korytarzy solidarnościowych”.
Według prokuratury w piekarniach i sklepach pojawiło się ok. 300 tys. bochenków z ukraińskiej „pszenicy technicznej”. Nikt nie potrafił dokładnie odpowiedzieć na nasze pytania o definicję tego terminu, jednak dowiedzieliśmy się, że takie zboże nie powinno być używane do wypiekania chleba. Rzeszowska prokuratura rozpoczęła aż 90 spraw, połączonych później w jedno postępowanie przeciwko przedsiębiorcom łamiącym w ten sposób prawo.
W odpowiedzi na zbożowy kryzys Polska razem z innymi graniczącymi z Ukrainą krajami UE wywalczyła wyjątek w umowie o wolnym przepływie towarów pomiędzy naszymi wschodnimi sąsiadami a Unią. Komisja Europejska zgodziła się na faktyczne embargo na ukraińskie zboże do 15 września. Już w lipcu premier Morawiecki zapowiadał, że Polska – niezależnie od decyzji na unijnym szczeblu – może przedłużyć blokadę. „Albo po 15 września zostaną wypracowane w Komisji Europejskiej mechanizmy i regulacje, które uniemożliwią destabilizację polskiego rynku, albo rząd RP zrealizuje to jednostronnie. Będziemy twardzi” – mówił szef rządu.
Zjednoczona Prawica poszła za ciosem – po południu rząd przyjął uchwałę wzywającą Komisję Europejską do przedłużenia blokady, a wieczorem premier Morawiecki ponownie zapowiedział, że Polska bezwzględnie przedłuży embargo, nawet jednostronnie.
„Nie pozwolimy, by ukraińskie zboże zdestabilizowało polską wieś” – mówił podczas telewizyjnego orędzia w sprawie utrzymania embarga na ukraińskie zboże. Premier podkreśla, że Polska zaangażowała się w pomoc Ukrainie, ale jednocześnie rząd chce zadbać o interesy polskich rolników.
Morawiecki straszył również, że „oligarchowie chcą zarobić kosztem polskiego rolnika”.
„Eksport i tranzyt: tak. Rozchwianie naszego rynku – nie” – mówił premier. – „Nie wahamy się powiedzieć Brukseli: stop. Nie czekamy na decyzje Berlina i brukselskich urzędników. Dzisiejsza decyzja ma jeden cel: zabezpieczyć interesy polskiej wsi, ale też europejskiego rolnictwa” – kontynuował Morawiecki.
Do kryzysu zbożowego odniósł się Janusz Wojciechowski, unijny komisarz ds. rolnictwa (dawniej w PiS). W czasie debaty w Europarlamencie unikał jednak konkretów, ograniczając się do przedstawienia efektów dotychczasowej polityki Brukseli wobec ukraińskiego importu. Według Wojciechowskiego egzamin zdają „korytarze solidarnościowe”, które miały zapewniać tranzyt transportów zza wschodniej granicy UE do krajów Afryki i Bliskiego Wschodu. Ich uruchomienie według komisarza miało pozwolić na eksport 88 mln ton towarów z Ukrainy – z czego połowę stanowiło zboże. Szczególnie dobrze Wojciechowski ocenił działanie korytarza przez Dunaj – w tym rumuńskie porty rzeczne oraz port morski w Konstancy.
„Na Bałtyku i Adriatyku możliwości są ograniczone. Każda wyeksportowana tamtędy tona wiązałaby się z dodatkowym wydatkiem w wysokości od 20 do 40 euro” – mówił Wojciechowski przekonując jednak, że w wykorzystaniu portów w Chorwacji, Polsce i Niemczech nie przeszkadza ich niewielka przepustowość. UE według unijnego urzędnika – gdyby nie wysokie koszty – mogłaby przetransportować tranzytem całe tegoroczne zbiory ukraińskiego zboża.
Wojciechowski chwalił również działanie unijnych i krajowych funduszy wsparcia dla rolnictwa.
„Wsparcie finansowe dla rolników w ramach unijnej rezerwy pomogło. Komisja zdecydowała się aktywować rezerwę w wysokości 156 mln euro dla pięciu państw dotkniętych tą sytuacją. Zezwoliliśmy też na uruchomienie państwowej pomocy rolnikom. To była moja własna inicjatywa. W Polsce kwota ta wyniosła ponad 3 mld złotych. By zapewnić funkcjonowanie korytarzy solidarnościowych przewodnicząca von der Leyen i prezydent Zełenski zdecydowali o powołaniu wspólnej platformy, która ma zapobiec powstawaniu zaburzeń na europejskim rynku" – przekonywał Wojciechowski.
Coraz więcej wskazuje też na to, że załamuje się sojusz państw sprzeciwiających się przyjmowaniu ukraińskiego zboża do UE. Niektóre z nich chciałyby zarabiać na interesach z Ukraińcami. Wątpliwości wobec embarga według ministra rolnictwa Roberta Telusa zgłasza Bułgaria, która chciałaby z listy wyjątków od reguły wolnego przepływu towarów zdjąć ziarna słonecznika, potrzebne tamtejszym przetwórcom.
W kuluarach Wojciechowski mówi jednak o zbliżającym się porozumieniu. Wystarczające poparcie na unijnym forum miałaby zyskać jego propozycja przeznaczenia dodatkowych środków na utrzymanie „korytarzy solidarnościowych” i utrzymanie blokady importu zboża na rynki pięciu granicznych państw UE.
„Na pewno konieczne jest przedłużenie zakazu po 15 września, który bardzo dobrze się sprawdził. Zakaz importu czterech rodzajów ziarna do pięciu krajów członkowskich Unii Europejskiej, w tym do Polski, przy zachowaniu tranzytu spowodował, że Ukraina zwiększyła swój eksport drogami lądowymi z 7,3 mln ton do 9,6 mln ton. Ukraina nie powinna mieć powodów do protestu wobec przedłużenia zakazu” – mówił Wojciechowski w Polskim Radiu 24.
„Nie ma też gwarancji, czy Rumunia będzie chciała utrzymać to rozwiązanie, bo prężnie rozwija swoje porty na Dunaju” – mówi w rozmowie z OKO.press Joanna Solska, obserwująca zbożowy kryzys dziennikarka tygodnika „Polityka”. Między innymi przez rumuńskie porty eksportowane jest zboże z Ukrainy (wyjątek nie objął tego tranzytu), a Bukareszt może coraz mniej przychylnie patrzeć na blokadę importu z tego kraju. Rumuński premier Marcel Ciolacu pod koniec sierpnia wyraził nadzieję, że jego kraj w niedalekiej przyszłości będzie w stanie przepuszczać tranzytem 60 proc. całego ukraińskiego eksportu zboża. Po stronie Polski twardo stoją natomiast Węgry.
„Zboże z Ukrainy, jeszcze z ubiegłorocznych żniw, nadal jest w Polsce. Co więcej, nawet jeśli jedzie tranzytem przez Polskę zagranicę, może wracać do nas po przekroczeniu granicy. Rolnicy mówią o takich przypadkach” – mówi nam Solska. – „Ale Ukraińcy nie palą się do przepuszczania zboża przez nasze porty – to drogi transport. Analitycy twierdzą, że po tegorocznych żniwach nie ma zwiększonego naporu ukraińskiego zboża na Polskę. Problemem są bardzo niskie ceny zboża, które są cenami światowymi. Jego jest na świecie bardzo dużo, między innymi przez rosyjski eksport. Dlatego stawki są niskie również w Polsce, i nie zmieni tego jednostronne, polskie embargo” – komentuje Solska, która prognozuje otwarcie unijnych granic dla ukraińskich produktów.
Czas decyzji na unijnym forum przypadł na najgorętszy do tej pory moment polskiej kampanii przed wyborami parlamentarnymi – stąd twarde stanowisko Mateusza Morawieckiego, ale i dynamiczne reakcje polityków opozycji. Przed południem, trzymając bochen polskiego chleba w dłoni, przed halą lotniska na warszawskim Okęciu pojawił się Michał Kołodziejczak. Dziennikarzom przekazał, że wybiera się do Strasburga przyglądać się poczynaniom polskiego rządu, który miał lobbować za utrzymaniem blokady w unijnych instytucjach.
„Wylatuję do Strasburga walczyć o polski chleb, o to, żeby polskie rolnictwo mogło przetrwać. Szefowa europarlamentu dostanie ode mnie bochenek chleba z lokalnej piekarni” – oznajmił startujący z list Koalicji Obywatelskiej polityk. Rzeczywiście, popołudniu – również z bochenkiem chleba w ręku, możliwe, że tym samym – już we Francji zapowiadał swoje spotkanie z przewodniczącą PE Robertą Metsolą. „Będzie przyjęty na prośbę Donalda Tuska przez swoich kolegów z Europejskiej Partii Ludowej po to, aby stworzyć wrażenie, że coś załatwi” – krytykował wyjazd Kołodziejczaka rzecznik rządu Piotr Müller.
Duże emocje widać również za naszą wschodnią granicą. Ukraina patrzy na ruchy naszego rządu z niepokojem, szczególnie po wypowiedzeniu przez Rosję umowy o korytarzu transportowym dla ukraińskiego zboża wiodącego przez Morze Czarne.
Według Kijowa ewentualne jednostronne decyzje Polski czy Węgier naruszałyby zasady wspólnego rynku i umowę stowarzyszeniową UE-Ukraina. Dlatego przed tygodniem Ukraina zagroziła złożeniem pozwu przeciwko Unii Europejskiej i państwom członkowskim UE w Światowej Organizacji Handlu (WTO).
„Z pełnym szacunkiem i wdzięcznością dla Polski, jeśli jakiekolwiek zakazy zostaną wprowadzone po (15 września – przyp. aut.), Ukraina złoży pozew przeciwko Polsce i UE do WTO” – cytuje wywiad wiceministra gospodarki Ukrainy Tarasa Kaczki w Politico.eu ukraiński portal Europejska Prawda. Według wiceministra nie ma dowodów na odchylenia cenowe lub znaczny wzrost dostaw zbóż, które uzasadniałyby rozszerzenie ograniczeń eksportowych.
W odpowiedzi na ten pomysł Szymon Szynkowski vel Sęk, szef resortu do spraw UE stwierdził, że Ukraina „wykorzystuje środki nacisku dyplomatycznego, czasami bardzo niestandardowe i przekraczające pewne granice”.
Jeśli dojdzie do przedłużenia unijnego zakazu, to jednym z możliwych mechanizmów jest wszczęcie sporu na mocy umowy stowarzyszeniowej. Jest to długotrwała procedura, jednak według Anżeli Machinowej, partnerki w kancelarii prawnej Sayenko Kharenko, część problemów rozwiązuje się na poziomie konsultacji.
„Jeśli UE nie zgodzi się na zastosowanie się do decyzji, Ukraina będzie miała możliwość zażądania dobrowolnej rekompensaty lub zawieszenia równoważnych zobowiązań wobec UE (np. zakazu importu najbardziej wrażliwych pozycji europejskiego importu do Ukrainy lub zastosowania ceł importowych na taki import)” – pisze Machinowa, dodając, że Polska bije rekordy pod względem importu na Ukrainę wielu rodzajów towarów.
Według ukraińskich ekspertów nawet po wyborach zbożowy problem nie zniknie. Ewentualny rząd pod wodzą Koalicji Obywatelskiej zapewne utrzyma twarde stanowisko – szczególnie po wystawieniu na swoich listach Kołodziejczaka. Wobec tego "ukraiński rząd i biznes będą musieli podjąć aktywne działania ofensywne” – twierdzi Machinowa.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze