0:00
0:00

0:00

OKO.press, w drugim tygodniu dyskusji o koronawirusie, w skrócie 2019-nCoV, zaprasza czytelników na pouczającą wyprawę po świecie epidemiologicznych fake newsów.

Przeskok z nietoperza, ucieczka z laboratorium, amerykański spisek

Najwięcej mitów dotyczy pochodzenia nowego wirusa. Od kiedy opinia publiczna wskazała, że pacjent zero zaraził się na targu w Wuhan (informacja nie jest potwierdzona), media - w tym kanały społecznościowe - obiegły historie o „dziwactwach” sprzedawanych i zjadanych przez mieszkańców Chin.

Wśród nich rekordy popularności pobił film, na którym dziewczyna je „zupę z nietoperza” (film został już usunięty). Internauci, nie czekając na weryfikację materiału, obwieścili, że winne są standardy „restauracji w Wuhan” i „odrażające nawyki żywieniowe” Chińczyków.

Serię ganiących, często rasistowskich twittów, uzupełniały szydzące memy. Szybko okazało się, że film został nagrany trzy lata temu i to poza terytorium Chin. Mimo to narracja o nietoperzu została.

Wirus z Wuhan - podobnie jak cała rodzina koronawirusów - faktycznie ma pochodzenie zwierzęce i najprawdopodobniej, tak jak dwie dekady temu w przypadku SARS, nosicielami są nietoperze.

To nie oznacza, że wirus bezpośrednio przeskoczył z nich na człowieka. SARS-em człowiek zaraził się m.in. od jenotów, a gospodarzem pośrednim MERS-a (zespół chorobowy wywoływany przez inny koronawirus) były wielbłądy.

Jaka jest droga transmisji 2019-nCoV? Wciąż nie wiadomo, ale najczęściej wymienianymi winowajcami są węże (ta teza nie znajduje potwierdzenia w badaniach naukowych) lub bieługi - wielkie ryby z rodziny jesiotrowatych.

Innymi słowy, rezerwuarem wirusa najprawdopodobniej są nietoperze, ale człowiek zaraził się nim w kontakcie z innym zwierzęciem. Czy trzeba je koniecznie zjeść, żeby doszło do transmisji? Nie, wystarczy bliski kontakt z gospodarzem pośrednim np. na placach handlowych i targowiskach — tłumaczył w „Gazecie Wyborczej” prof. dr hab. Krzysztof Pyrć, kierownik Pracowni Wirusologii Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Przeczytaj także:

Na początku epidemii, gdy pytań jest znacznie więcej niż konkretnych odpowiedzi, dobrze mają się też teorie spiskowe.

Użytkownicy sieci w Stanach Zjednoczonych posiłkując się autorytetem bezimiennych „amerykańskich naukowców”, rozwijają teorię spiskową, która głosi, że wirus mógł „uciec” z laboratorium w Wuhan („National Biosafety Laboratory”), które od 2018 roku prowadzi badania and patogenami groźnych wirusów.

Za to na rosyjskich portalach króluje narracja obciążająca winą za „celowe roznoszenie wirusa"... Amerykanów. Ci, w imię interesów ekonomicznych, mają prowadzić niebezpieczną „wojnę biologiczną".

„Jak nigdy dotąd”, czyli zabójcza niewiedza

Reputacja nowego wirusa wyprzedza jego dokonania. Mówi się o nim, że jest „wyjątkowo zabójczy". Gdy jednak porównamy dotychczasowe statystyki śmiertelności okaże się, że w porównaniu z innymi wirusami, ta jest stosunkowo niska.

W przypadku SARS wyniosła ona blisko 10 proc., a MERS prawie 35 proc. Za to śmiertelność Eboli to aż 50 proc. Jak dotąd w wyniku infekcji spowodowanej wirusem z Wuhan zmarło 305 osób na 14 557 zakażonych (dane WHO z 2 lutego 2020).

A to oznacza, że współczynnik śmiertelności do 2 lutego wynosił 2 proc.
Mapa zakażeń wirusem 2019-nCoV z 2 lutego 2020, źródło: Światowa Organizacja Zdrowia

2019-nCoV ma też „roznosić się szybciej niż inne wirusy". W ciągu pierwszych dni epidemii udało się jednak oszacować tzw. R0, czyli średnią liczbę osób, które zakaża jedna chora osoba. Jak podaje strona Biokompost (powołując się na magazyn „Nature”), sięga ona 1,4-2,5, czyli jedna osoba zaraża maksymalnie 2,5 osoby, z którymi miała kontakt (przypominamy, że choroba roznosi się drogą kropelkową, gdy chory oddycha, mówi, kaszle lub kicha). Jest to wielkość porównywalna z R0 dla SARS i ptasiej grypy.

Współczynnik wyższy niż 1 oznacza, że konieczne jest podjęcie działań epidemiologicznych, bo epidemia nie wygaśnie sama z siebie. Z drugiej strony,

wielkość R0 dla wirusa z Wuhan jest wyraźnie niższa niż w przypadku innych chorób zakaźnych, np. odry gdzie jedna osoba zakaża przeciętnie aż 12 innych.

Z danych WHO wynika też, że 98 proc. przypadków zakażeń wirusem wykryto w Chinach. Kolejne 146 osób objęto leczeniem w 23 krajach na całym świecie.

Bardziej alarmujące od dotychczasowych statystyk umieralności i wskaźnika R0 są ustalenia czołowego specjalisty od chorób zakaźnych w Stanach Zjednoczonych.

Dr Anthony Fauci po przeanalizowaniu niemieckiego raportu na temat drogi transmisji wirusa z Chin do Niemiec uznał, że wirus może przenosić się bezobjawowo, czyli roznoszą go osoby, które jeszcze są zdrowe - nie mają objawów choroby.

To, wraz z brakiem rzetelnych danych dostarczanych przez władze Chin, ma tłumaczyć skokowy przyrost liczby zachorowań. Dane z 3 lutego 2020 mówią już o ponad 14 700 przypadkach zakażeń i 362 ofiarach śmiertelnych.

Absurdalny miks: wirus z Wuhan i medycyna alternatywna

W Polsce szkodliwe fake newsy na temat leczenia wirusa rozprzestrzeniał guru medycyny alternatywnej i ruchu antyszczepionkowców Jerzy Zięba. W filmie „Jak leczyć” umieszczonym na swoim kanale youtube opowiadał, że:

  • u chorego gorączkę trzeba podbijać, a nie obniżać;
  • zakażeni powinni unikać szpitali, bo tam lekarze „pozwalają umrzeć zgodnie z procedurami”;
  • a prawidłowe leczenie to m.in. dożylne podawanie m.in. askorbinianu sodu, perhydrol, złoto i srebro.

31 stycznia, po tym gdy WHO ogłosiło międzynarodowy alarm o zagrożeniu wirusem, Facebook poinformował, że będzie usuwał szkodliwe treści ze stwierdzeniami, które zostaną oflagowane jako fałszywe przez główne światowe organizacje zdrowotne oraz lokalne władze medyczne. Inni administratorzy poszli tym śladem, a kanał polskiego znachora na youtubie został zablokowany.

Wciąż można jednak oglądać wywiad z Ziębą na kanale „wrealu24.pl”, w którym ten powtarza, że „prace nad stworzeniem wirusa trwały od 2003 roku” i jest to element „wojny biologicznej przeciwko Chinom".

Dezinformacja karmi hejt

Efekt dezinformacji? Panika. Nawet w Polsce, gdzie nie wykryto jeszcze żadnego przypadku zakażenia nowym wirusem, do szpitali w trybie alarmowym zgłaszają się pacjenci z „objawami” przypominającymi 2019-nCoV. Problem w tym, że większość z nich nie spełnia podstawowego warunku, czyli wizyty w Chinach lub kontaktu z osobą, która w Chinach przebywała.

W polskich aptekach zabrakło też maseczek, które niestety, przed zakażeniem nie chronią. Dlaczego? Oddychanie sprawia, że materiał - bez osłonki - szybko wilgotnieje. Średni czas użyteczności to 15 minut, potem może być ona jeszcze większym zagrożeniem, bo zarazki lepiej rozwijają się w wilgotnym środowisku.

Strach karmi też rasizm. Łatka skażonego przyczepiła się nie tylko do chińskiego jedzenia, ale też do wszystkich, którzy wyglądają jakby mogli pochodzić z Państwa Środka.

Jak relacjonuje CNN, w Europie i Stanach Zjednoczonych, osoby o korzeniach dalekowschodnich,

są traktowane jak „chodzące patogeny".

Powszechne są sceny omijania - np. przesiadania się w środkach komunikacji miejskiej - a nawet pełne pretensji zaczepki, w których osoby o azjatyckim wyglądzie są przepytywane z „dziwacznych” i „niebezpiecznych” nawyków żywieniowych. W Kanadzie odnotowano też pierwsze przypadki dręczenia w szkołach z pobudek rasistowskich.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze