93 proc. obecnych na posiedzeniu europosłów poparło rezolucję za embargiem na surowce energetyczne z Rosji. Niestety, rezolucja nie ma mocy wiążącej. Wszystko zależy od decyzji państw członkowskich. A Niemcy zapierają się, jak tylko mogą
Parlament Europejski zagłosował za rezolucją popierającą pełne embargo na import rosyjskich surowców energetycznych: ropy, gazu i węgla.
Niestety, rezolucja nie oznacza, że państwa członkowskie są teraz zobligowane do podjęcia takiej decyzji.
Ale parlament – który ma przecież demokratyczną legitymację, przedstawicieli wybieraliśmy w 2019 roku – wyraził w ten sposób przekonanie, że należy zatrzymać handel surowcami energetycznymi z Rosją.
93 proc. głosujących było za. To ważny sygnał – Europejczycy chcą działać.
Jednocześnie stan gry na dziś jest taki, że przynajmniej w najbliższym czasie prawie na pewno embarga nie będzie — w szczególności embarga na gaz. Dlaczego? Przyjrzyjmy się, kto decyzję blokuje i dlaczego.
Na pytanie, kto jest hamulcowym decyzji, najprostsza odpowiedź brzmi: Niemcy. 5 kwietnia szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock powiedziała:
„Jeśli całkowite embargo miałoby powstrzymać tę wojnę, to zrobilibyśmy to natychmiast”. I jeszcze raz kategorycznie przypomniała: Niemcy nie są zainteresowani takim rozwiązaniem.
Ale kwestia embarga na gaz dzieli Europę coraz mocniej.
„Wolimy pokój czy włączoną klimatyzację? To jest pytanie, które powinniśmy sobie zadawać” – mówił 6 kwietnia na konferencji prasowej premier Włoch Mario Draghi. Włosi ogłosili, że ewentualnego embarga blokować nie zamierzają.
Różnica zdań między Włochami i Niemcami jest interesująca, bo to dwaj najwięksi importerzy rosyjskiego gazu w Europie. W 2020 roku Niemcy sprowadzili z Rosji 56,3 mld metrów sześciennych gazu (55 proc. całego importu gazu), Włosi - 19,7 mld metrów sześciennych (39 proc. całego importu).
O niemieckim oporze i skutkach embarga rozmawialiśmy z dr. Łukaszem Rachelem z Princeton University. Rachel jest też współautorem eksperckiej analizy dla eurodeputowanych — napisanej wspólnie z hiszpańskim europosłem prof. Luisem Garicano. Wygląda na to, że naukowiec skutecznie przekonał posłów, którzy w zdecydowanej większości zagłosowali za rezolucją.
W wywiadzie dla OKO.press Rachel tak komentował niechęć niemieckich polityków do natychmiastowego zatrzymania importu gazu:
„Mówienie faszystowskiemu zbrodniarzowi, że skończymy z nim handlować, ale za dwa lata, jest kontrproduktywne. Putin w tym momencie ma już niewiele do stracenia i staje się graczem, który może podejmować jeszcze większe ryzyko. Musi grać va banque. A my mu dajemy pieniądze, żeby grał va banque. Musimy ponieść koszt wojny, nie możemy liczyć, że ona się skończy za darmo. Niemcy nie chcą podjąć słusznej moralnie decyzji za jeden procent swojego PKB”.
Monika Schnitzer, członkini Niemieckiej Rady Ekspertów Ekonomicznych – mówi o spadku o aż 5 proc.: „Jeśli zsumować częściowe efekty różnych badań naukowych, produkt krajowy brutto Niemiec mógłby odnotować spadek o pięć punktów procentowych, ale może to być więcej”.
Na zdaniu Schnitzer opierała się podczas konferencji prasowej 5 kwietnia Annalena Baerbock.
Problem w tym, że spadek o 5 proc. to scenariusz skrajnie nieprawdopodobny, który może wydarzyć się tylko przy splocie kilku mało prawdopodobnych zdarzeń. Wśród niezależnych ekonomistów konsensus jest jasny – gdyby za chwilę przestać importować surowce energetyczne z Rosji, zarówno niemieckie jak i unijne PKB spadłoby w tym roku o 1-2 proc.
I takie właśnie zdanie mają koledzy Schnitzer z Niemieckiej Rady Ekspertów Ekonomicznych. W dokumencie wydanym przez Radę możemy znaleźć zestawienie dostępnych badań na temat potencjalnych skutków embarga. Skrajne liczby dla Niemiec i strefy euro to spadek PKB o 2,2 proc. Znajdziemy tam też jedną prognozę dla Austrii – spadek PKB o 1,3 proc.
Niestety Niemcy dalej opierają się przed tym rozwiązaniem, lobbują też za opóźnieniem embarga na węgiel. Ma ono być częścią najnowszego pakietu sankcji. Unia planowała zatrzymanie importu rosyjskiego węgla od lipca, Niemcy chcą, by opóźnić to o cały miesiąc. Trzeba podkreślić: opór przed embargiem na surowce energetyczne to "zasługa" polityków, większość obywateli Niemiec popiera embargo.
Wielu naukowców dalej próbuje przekonać władze Niemiec do zmiany zdania. Eric Chaney, Christian Gollier, Thomas Philippon, Richard Portes z Centre for Economic Policy Reaserch i czołowych ośrodków akademickich stworzyli petycję dla innych akademików, w której również nawołują do dalszych kroków.
Czwórka naukowców ma jednak nieco inne zdanie – zamiast embarga na gaz – które oceniają jako nierealistyczne ze względu na trudności w zastąpieniu gazu w krótkim terminie, proponują podatek na import gazu. A dochód z tego podatku miałby pójść na pomoc Ukrainie. Są za to za pełnym embargiem na ropę. Do dziś petycję podpisały setki osób z Europy i Stanów Zjednoczonych. Wśród sygnatariuszek jest m.in. prof. Joanna Tyrowicz z Uniwersytetu Warszawskiego.
Łukasz Rachel w rozmowie z OKO.press udowadniał, że zatrzymanie importu surowców energetycznych jest absolutnie kluczowe dla uderzenia w rosyjską gospodarkę:
„Historycznie, 40 proc. budżetu rosyjskiego rządu jest finansowane przez wpływy bezpośrednio ze sprzedaży energii. Przy załamaniu gospodarczym związanym z sankcjami i wojną będzie to nawet więcej niż 40 proc., szczególnie że relatywna cena surowców bardzo wzrosła. Byłbym więc zaskoczony, gdyby w tym roku dochód z eksportu surowców nie osiągnąłby przynajmniej 50 proc.
To gigantyczna dziura do załatania. Europa nie może wpłynąć na całość tych 50 proc., bo Rosja sprzedaje surowce nie tylko do Europy. Ale możemy wpłynąć na bardzo dużą część. Putin musiałby szukać cięć albo zacząłby drukować rubla. Oba rozwiązania nakładają dużą presję na reżim. A przez to mocno wzrasta cena prowadzenia wojny” – powiedział nam w wywiadzie badacz.
Na razie Europa płaci Rosji dziesiątki miliardów euro rocznie za surowce energetyczne. Niemcy w 2021 roku – ponad 40 mld, 14 mld na gaz. Szczegóły można prześledzić na wykresie:
Niemcy nie są w swoim oporze jedyne. Ale zgoda Niemiec na pełne embargo na surowce energetyczne z pewnością zwiększyłaby presję na mniejsze kraje, które dalej chcą rosyjski gaz importować. Gdyby zniknął niemiecki opór, prawdopodobnie szybko udałoby się znaleźć rozwiązania, które satysfakcjonowałyby Austrię czy nawet Węgry. Na razie mniejsze kraje mogą chować się za plecami największego gracza.
Za gaz w rublach zamierzają płacić Węgrzy i Słowacy.
„Dostaw gazu nie można zatrzymać. Sprowadzamy 85 proc. potrzebnego surowca właśnie z Rosji. Jeżeli pojawi się żądanie płatności w rublach, to będziemy musieli się dostosować i płacić w rublach" – mówił w tym tygodniu Richard Sulík, słowacki minister gospodarki z eurosceptycznej partii SaS (należącej do grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w PE, tej samej co PiS).
Innego zdania jest Litwa, która po prostu przestała w kwietniu importować gaz z Rosji. Litwa odrobiła jednak zadanie domowe w ostatnich latach. W 2015 roku importowała prawie cały gaz z Rosji. W 2021 roku było to już tylko 26 proc., a większość – 62 proc. – docierała do kraju przez gazoport w Kłajpedzie. Te dane pokazują dramatyczny kontrast z niemieckim podejściem. Niemcy nie tylko nie odchodzili od rosyjskiego gazu, ale zmarnowali lata na budowę kolejnego gazociągu – NordStream 2. Na początku wojny Niemcy projekt zawiesili, ale nie chcą teraz ponieść konsekwencji swoich złych decyzji z ostatnich lat.
Estończycy razem z Łotwą i Finlandia planują budowę terminalu LNG w Estonii. Ma to pozwolić uniezależnić się od rosyjskiego gazu do końca roku. To krok do przodu, ale wciąż daleko do pełnego embarga.
Piąty pakiet sankcji unijnych zostanie przyjęty w czwartek 7 kwietnia lub w piątek 8 kwietnia. Bardzo mało prawdopodobne, by zawierał pełne embargo na surowce energetyczne, wbrew woli zdecydowanej większości europosłów.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze