0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Rosja w ostatnim dniu marca ogłosiła, że "nieprzyjazne kraje" (m.in. wszystkie kraje Unii Europejskiej) płaciły za gaz w rublach. To pomysł reżimu Władimira Putina na zmuszenie europejskich spółek gazowych do otwierania kont rublowych w rosyjskich bankach.

Dekret, wydany 31 marca, przewidywał, że Rosja będzie oczekiwała takich płatności już od następnego dnia. Odmowę Moskwa ma potraktować jako zerwanie kontraktu.

Jednak rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow od razu poinformował, że system płacenia w rublach zostanie wprowadzony później, ale do dziś nie wiadomo kiedy. Ani też nie wiadomo jak Rosja chce zmienić warunki płatności w podpisanych już kontraktach bez zgody drugiej strony. I jeśli doszłoby do zerwania kontraktu, to wina byłaby po stronie Rosji.

Więc na razie są to tylko groźby bez pokrycia - żaden kraj jeszcze nie zapłacił w rublach, a gaz dalej płynie do "krajów nieprzyjaznych". Jak już pisaliśmy w OKO.press Putin najprawdopodobniej założył, że Europa nie obejdzie się bez rosyjskiego gazu i ugnie się pod żądaniami.

Unia deklaruje, że nie będzie płacić w rublach.

Przeczytaj także:

W każdym scenariuszu ta sytuacja będzie ciężka zarówno dla UE jak i dla Rosji. Pytanie, co stanie się dalej. I czy Węgry się z tej niezgody na płatność w rublach wyłamią.

Dylemat Europy

"Europejskie spółki importujące gaz musiałyby posiadać na swoich kontach płynne ruble, by móc płacić za import gazu. Dostęp do rubla może być zapewniony tylko przez rosyjskie banki i za zgodą rosyjskiego banku centralnego" - wyjaśniał w rozmowie z OKO.press Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

"To oznacza, że Zachód stoi teraz przed następującym dylematem: możemy eskalować sankcje na rosyjski sektor bankowy, ale to oznacza także, że Rosjanie mogą w każdej chwili odmówić nam dostępu do rubla. W takim wypadku nie będziemy w stanie zapłacić i gaz może przestać płynąć. Od czysto handlowej strony to będzie bolesne dla obu stron".

Dodał również, że

Europa może się też na zapłatę w rublu zgodzić, ale to podminowałoby sankcje na rosyjski sektor bankowy.

Jak piszą analitycy z Ośrodka Studiów Wschodnich, „nie można wykluczyć, że Moskwa może chcieć wykorzystać niechęć zagranicznych partnerów do zmian w mechanizmach rozliczeniowych jako pretekst do czasowego wstrzymania lub ograniczenia dostaw surowców do wybranych państw”. Ich zdaniem jednak taki scenariusz wydaje się jednak mało prawdopodobny.

Znaki zapytania wokół dekretu

"Wprowadzenie opłat rublowych za gaz niosłoby ze sobą przede wszystkim negatywne konsekwencje dla Gazpromu – monopolisty w zakresie eksportu surowca systemem rurociągowym. Oznaczałoby dalsze ograniczenie dostępu koncernu do walut zachodnich" - piszą Iwona Wiśniewska i Szymon Kardaś z OSW.

Dodają także, że wokół samego dekretu jest kilka znaków zapytania. Na przykład to, że nie wiemy, czy rublami trzeba by było płacić jedynie za surowiec dostarczamy przez rurociągi, czy również za LNG?

"Po drugie, kwestię walut rozliczeniowych regulują postanowienia kontraktów, które co do zasady mogą być zmieniane jedynie za obopólną zgodą kontrahentów. Choć decyzja Putina ma charakter swoistej kontrsankcji względem państw zachodnich, to nie wiadomo, w jaki sposób Rosjanie zamierzają wymuszać na zagranicznych partnerach zmiany w umowach handlowych, do tego w niezwykle krótkim terminie wyznaczonym przez prezydenta" - dodają eksperci.

Do tej pory większość płatności za dostawy gazu realizowano w euro (58 proc.) i dolarach (39 proc.). OSW podaje, że jedynie kontrakty na dostawy do Bułgarii, Mołdawii i Serbii przewidują możliwość regulowania należności za surowiec w rublach.

Gaz z Rosji płynie do Europy, w drugą stronę płyną miliardy euro

Dla Moskwy gra jest warta świeczki - handel surowcami wciąż trwa, przynosi ogromne zyski, a europejskie kraje są od gazu, ropy czy węgla z Rosji zależne. Na przykład Niemcy, którzy wciąż sprzeciwiają się wprowadzeniu embarga na ropę i gaz, ale jednocześnie zapowiadają, że będą płacić wyłącznie w euro. Przed inwazją wojną w Ukrainie 1/3 niemieckiego importu ropy, 45 procent zakupu węgla i 55 procent importu gazu pochodziła właśnie z Rosji.

Jak wylicza koalicja Europe Beyond Coal, Niemcy w 2021 roku zapłacili za surowce z Rosji ponad 40 mld euro. Polska - ponad 15 mld euro.

W sumie w 2021 roku do UE rurociągami trafiło 145 mld m3 gazu. Gazprom na dostawach tego surowca do Europy zarobił 55 mld dolarów. OSW podaje, że w ubiegłym roku Rosja "wyeksportowała ponadto 30,3 mln ton (ok. 41,8 mld m3) gazu skroplonego LNG o wartości ok. 7,3 mld dolarów".

Unia mówi "nie"

Władimir Putin może jednak się przeliczyć - oceniają eksperci. UE nie uniknie kosztów związanych z nakładaniem sankcji, ale nie jest w sytuacji bez wyjścia. "Unia może zmniejszyć ciężar ekonomiczny odcięcia się od rosyjskiego gazu, organizując międzyunijną solidarność energetyczną" - wyjaśniał w OKO.press Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Unia Europejska twardo odmawia płacenia w rublach.

„To byłaby decyzja jednostronna i jawne pogwałcenie kontraktu” - powiedziała szefowa KE Ursula von der Leyen o żądaniu Putina. „To byłaby próba ominięcia sankcji. A my nie pozwolimy na omijanie naszych sankcji. Skończyły się czasy, kiedy używano energii do szantażowania nas” - dodała.

W podobnym tonie wypowiadał się m.in. kanclerz Niemiec Olaf Scholz i włoski premier Mario Draghi.

Również premier Mateusz Morawiecki stanowczo zapowiadał, że Polska nie zapłaci w rublach.

"Sankcje muszą być przestrzegane, muszą być szczelne. Ten system musi być szczelny. Nie możemy doprowadzić do jego osłabienia, to wszystko jest krytycznie ważne" – powiedział podczas konferencji prasowej w Otwocku 2 kwietnia. "Pamiętajmy, w Ukrainie dzień to jest nasz tydzień. W Ukrainie jedna godzina to tak, jak nasz dzień. Tam czas biegnie dzisiaj szybciej. My wyłączamy telewizory, a tam wojna nadal się toczy" – zwrócił uwagę Morawiecki.

Budapeszt się wyłamie?

Od początku było wiadomo, że Węgry mogą iść pod prąd i akceptować warunki Putina. Węgierska firma energetyczna MVM tuż po ogłoszeniu dekretu deklarowała, że jest gotowa na zmianę waluty.

31 marca Węgry były jedynym krajem Unii, który podczas spotkania liderów nie zagłosował za przyjęciem wspólnego stanowiska w sprawie płatności w rublach. Przedstawiciele rządu Orbána mieli argumentować, że przesył gazu to sprawa przedsiębiorstw, które ten surowiec sprowadzają, a nie całej UE.

O płacenie za gaz w rublach był pytany minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó. 6 kwietnia pojawił się na wspólnej konferencji prasowej ze swoim serbskim odpowiednikiem Nikolą Selakoviciem. Odpowiedział wymijająco: „Po raz pierwszy będziemy mieli obowiązek zapłaty pod koniec maja. Dostępne jest rozwiązanie techniczne, abyśmy mogli płacić za gaz ziemny. Szczegóły są dopracowywane".

Podkreślał również, że umowa została zawarta między Gazpromem a spółkami zależnymi od MVM, a „UE nie miała w tym żadnej roli”.

Chwilę później zabrał głos premier Viktor Orbán, który zapewnił już bez żadnych zastrzeżeń, że Węgry będą płacić w rublach, jeśli Rosja tego zażąda.

Wypowiedzi węgierskich oficjeli od razu przerodziły się w entuzjastyczne komunikaty rosyjskich agencji informacyjnych. "[Szijjártó] dał do zrozumienia, że ​​Węgry zdecydują się na płacenie za dostawy rosyjskiego gazu w kontaktach z Moskwą i nie zamierzają wzorować się na innych krajach ani ulegać naciskom ze strony kierownictwa UE" - napisała agencja TASS.

Taka decyzja Budapesztu osłabi sankcje nakładane na Rosję. Jednak Węgry nie są nawet w czołówce krajów sprowadzających najwięcej rosyjskich surowców. W 2021 - tu znowu dane Europe Beyond Coal - zapłaciły Moskwie ponad 6 mld euro. To plasuje Węgry na 12. miejscu pod względem kwot.

Najwięcej kosztowała ropa - 3,4 mld euro. Na drugim miejscu znalazł się gaz - 2,5 mld, a na trzecim węgiel z kwotą 46 mln. Obecny długoletni kontrakt z Gazpromem na dostawy gazu opiewa na 4,5 mld m3 surowca rocznie. Orbán zapowiedział jednak gotowość do zwiększenia dostaw o miliard m3.

Nie tylko Węgry...

Choć pod koniec marca prezydent Słowacji Zuzana Čaputová oficjalnie poparła surowe zachodnie sankcje wobec Rosji, to kilka dni później okazało się, że Bratysława może być drugim krajem, który jednak zapłaci za gaz w rublach.

"Dostaw gazu nie można zatrzymać. Sprowadzamy 85 procent potrzebnego surowca właśnie z Rosji. Jeżeli pojawi się żądanie płatności w rublach, to będziemy musieli się dostosować i płacić w rublach" – powiedział w wywiadzie dla słowackiej telewizji Rychard Sulik, minister gospodarki.

"Jestem ministrem gospodarki i muszę zaopatrywać słowacką gospodarkę w energię. Nie zgadzam się z wojną, ale też patrzę na nią z ekonomicznego punktu widzenia" – powiedział polityk z eurosceptycznej partii SaS, należącej do grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w PE (tej samej co Prawo i Sprawiedliwość).

Dodał również, że jest za dywersyfikowaniem dostaw gazu, ale nie da się odciąć od tego surowca z dnia na dzień.

Zupełnie inne stanowisko przestawiła Bułgaria. „Otrzymaliśmy oficjalne żądanie zapłaty za gaz w rublach. Jednak nasz kraj, płacąc za gaz zamierza trzymać się ogólnoeuropejskiego stanowiska i nie ulegać presji. Obecne kontrakty nigdzie nie mówią, że za gaz można płacić w rublach” – powiedział minister energetyki Aleksander Nikołow na antenie bułgarskiej telewizji.

Embargo nie takie straszne

W OKO.press wielokrotnie już wskazywaliśmy, że ekonomiczne skutki ew. odcięcia rosyjskich surowców energetycznych są w europejskiej debacie publicznej przeceniane. Analiza niemieckich ekonomistów opublikowana na początku marca wskazuje, że wpływ całkowitego embarga może wynosić od 0,5 do 3,5 proc. PKB lub od 200 do 1200 euro na mieszkańca w Niemczech — to mniej niż tamtejsza gospodarka straciła w roku wybuchu pandemii. A jest to najbardziej zależny od rosyjskiej energii o europejski kraj. Scenariusze dla całej strefy euro też nie są katastrofalne.

Dla Rosji blokada oznaczałaby z kolei ekonomiczną zapaść znacznie głębszą niż dotychczasowa. Główny ekonomista Institute for International Finance Robin Brooks wskazuje, że zatrzymanie eksportu na surowce energetyczne oznacza 30-40 proc. spadku PKB Rosji w tym roku.

View post on Twitter

Argumenty za natychmiastowym embargiem zestawił Łukasz Rachel, makroekonomista z University College London, członek grupy eksperckiej Dobrobyt na pokolenia. Pisaliśmy o nich w OKO.press:

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze