„Bez Trybunału Konstytucyjnego każdej władzy jest łatwiej, ale państwu źle” – mówi OKO.press prof. Ewa Łętowska. I tłumaczy, jak naprawiać Trybunał przy prezydencie Nawrockim
Kohabitacja – nawet trudna – ma swoją logikę – tłumaczy prof. Ewa Łętowska, pierwsza rzeczniczka praw obywatelskich i sędzia Trybunał Konstytucyjnego w stanie spoczynku. W rozmowie z OKO.press prof. Ewa Łętowska mówi między innymi:
Zanim przejdziemy do rozmowy, przypomnienie.
2 czerwca nad ranem dotychczasowy plan na naprawę Trybunału Konstytucyjnego wyleciał w powietrze. Polegał na przyjęciu ustawy wypracowanej przez środowiska prawnicze. W tej ustawie był pomysł na zbudowanie Trybunału od nowa. Sejm ustawę przyjął jesienią 2024 roku, natomiast odchodzący prezydent Andrzej Duda wysłał tę ustawę do zwasalizowanego przez PiS TK. Gdyby prezydentem został Rafał Trzaskowski, mógłby jednak ten wniosek wycofać, albo Sejm przyjąłby podobną ustawę – wszystkie dyskusje się już przecież odbyły – a nowy prezydent zapewne by ją podpisał i proces odbudowy Trybunału Konstytucyjnego by się rozpoczął.
Komisja Wenecka zgłosiła wprawdzie do przyjętego w Sejmie rozwiązania zastrzeżenia – ale nie mogło to mieć aż tak wielkiego znaczenia wobec woli zbudowania Trybunału od nowa. Przecież stary się już do niczego nie nadawał.
Tyle że chwilowo innego Trybunału mieć raczej nie będziemy, bo prezydentem nie został Trzaskowski, tylko popierany przez PiS Karol Nawrocki.
Przypomnijmy, że Trybunał Konstytucyjny został w 2015 i 2016 roku podporządkowany władzy wykonawczej. Objawem tego i problemem jest m.in. fakt, że orzekają w nim osoby, które nie są sędziami. Problem ten traktowaliśmy jednak jako przejściowy. Sprowadzaliśmy go do tego, jakie ustawy trafią do TK i co z sensownych przedłożeń Trybunał ten – zwany Trybunałem Przyłębskiej i obecnie Trybunałem Święczkowskiego – zepsuje.
Od 2024 roku nowa większość parlamentarna postanowiła chwilowo nie publikować wyroków TK. Jeśli obecny Trybunał znajduje jakiś realny problem w prawie, władza rozstrzygnięcie ignoruje, ale potem stara się naprawić błąd normalną ścieżka legislacyjną – a nie na mocy wyroku TK.
Rozwiązanie problemu generalnego było odkładane – na „po wyborach”.
Co teraz?
Warto sobie uświadomić, że rządzenie przy podporządkowanym władzy wykonawczej lub nieuznawanym przez nią TK jest łatwiejsze. Jak dla każdej niepilnowanej władzy. Bo system stanowienia prawa jest ułomny i nieustająca kontrola w wielu szczegółach to gwarancja bezpieczeństwa dla obywateli. Dawny niezależny Trybunał badał mnóstwo spraw – nie tylko te politycznie i społecznie nośne. A jego istnienie sprawiało, że do przyjęcia takiego czy innego rozwiązania nie wystarczała zwykła polityczna większość. W powietrzu zawsze wisiało pytanie „a co na to TK”.
Teraz tak nie jest – zmiana władzy w 2023 tego nie zmieniła. Pytanie „a co na to TK” nie pojawia się już przy projektowaniu rozwiązań z każdej dziedziny.
Żeby ta myśl ponownie pojawiła się w głowach prawodawców, Trybunał trzeba odbudować.
Wady obecnego TK trzeba jakoś usunąć, by doprowadzić do tego, że wyroki będą mieć znaczenie. Zarówno przy „kontroli abstrakcyjnej” (czyli samych aktów prawnych), jak i przy konkretnych sprawach ludzi – ze skarg konstytucyjnych obywateli, którzy przegrali sprawę przed sądem na podstawie przepisu, o którym sądzą, że jest niekonstytucyjny.
Pytanie, jak to zrobić z prezydentem Karolem Nawrockim. Zadajemy je prof. Ewie Łętowskiej, pierwszej rzeczniczce praw obywatelskich i sędzi TK w stanie spoczynku.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Da się uratować lub odnowić Trybunał Konstytucyjny?
Prof. Ewa Łętowska: Mamy tendencje do ocen zero-jedynkowych. Że dla nas albo coś jest dobre albo tak złe tak, że trzeba to skasować z mocą wsteczną. Ale taka postawa nigdzie nas nie zaprowadzi.
Tak, trzeba uruchomić Trybunał Konstytucyjny i zrobić to w warunkach, w jakich jesteśmy, trzymając się imponderabiliów.
Mogę pani powiedzieć, co ja bym zrobiła. Za dwa dni, w piętek 6 czerwca, Komisja Wenecka wyda opinię dotyczącą kompleksowego projektu przygotowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. On dotyczy przywracania ładu konstytucyjnego w powszechnym wymiarze sprawiedliwości. A więc — pozornie – nie dotyczy sądu konstytucyjnego. Ale Komisja Wenecka może dużo powiedzieć na marginesach opinii. Zawsze to czyni – dla uważnych i umiejętnych czytelników.
Dlaczego właśnie Komisja Wenecka?
Musimy się czegoś trzymać – to jest to, co nam zostało. Inaczej zostaniemy sam na sam z setką różnych pomysłów, jeden lepszy od drugiego, inspirowanych rozdzierającą grą interesów i polityk, pisanych dużymi i małymi literami.
Przy czym Komisja Wenecka nie mówi nam, co konkretnie MAMY zrobić. Mówi, W JAKICH GRANICACH MAMY SIĘ PORUSZAĆ, tworząc rozwiązania. To trudne i część prawników tego po prostu nie rozumie. Ale w ten sposób jesteśmy w strukturze, która ma dużo do powiedzenia na temat poziomu ochrony praworządności w Polsce i która trochę nas jednak w tej chwili podpiera.
Z wcześniejszej opinii Komisji Weneckiej do przyjętego przez Sejm projektu obywatelskiego ustawy o TK, wyłania się pewna myśl i strategia. Ona może nie odpowiadać ludziom oczekującym szybkiego i radykalnego załatwienia sprawy. To koncepcja bardziej umiarkowana, ale ona też pojawiała się w naszych krajowych dyskusjach. Opiera się o zasadę, by szanować istniejące instytucje. Naprawiać, a nie burzyć i zaczynać od nowa.
Czyli po ogłoszeniu kolejnej opinii 6 czerwca…
Wzięłabym tę opinię i kilka poprzednich dotyczących wymiaru sprawiedliwości i zastanowiła się, jak trzymając się wytycznych Komisji uruchomić Trybunał. Nie chodzi o tylko o projektowanie przepisów, ale i o to, co realnie teraz można zrobić.
Komisja Wenecka eksponuje konieczność ochrony kadencyjności sędziów TK wybranych zgodnie z prawem.
Ustawowy pomysł na nowy TK zakładał, że wszyscy sędziowie tracą stanowiska.
Ale ochrona kadencyjności stanowisk to konstytucyjna zasada. Na tej podstawie poprzednia władza musiała przywrócić do Sądu Najwyższego prof. Małgorzatę Gersdorf po tym, jak ustawą odesłali ją na emeryturę w trakcie kadencji.
W sprawie sędziów-dublerów Komisja Wenecka się nie patyczkuje. Ale już w tej chwili ten problem maleje.
Dublerów było trzech, teraz jest dwóch następców dublerów. Kadencja ostatniego z nich wygaśnie za rok.
Komisja Wenecka podpowiada nam jeszcze jedną ważną rzecz: nie można dopuścić do sytuacji, żeby cały skład sądu konstytucyjnego był ustanawiany przez jedną większość parlamentarną. Tak jak to zakładała ustawa z 2024 r.
Czyli co? Powoływać sędziów na zwalniane miejsca? W tym Trybunale? W tej chwili są już cztery wakaty, do końca kadencji Sejmu będzie ich osiem.
Mamy teraz nowe otwarcie. Może czas, aby jednak – oczywiście po uporządkowaniu politycznych ram kohabitacji, o czym powiedziałam na wstępie — pomyśleć jednak o tym, co sugeruje Komisja i zacząć uzupełniać skład TK w miarę wygasania kadencji kolejnych sędziów. To bardzo trudne, bo jaki prawnik z udaną karierą i nazwiskiem zgodzie się na taką straceńczą misję? Ale trzeba próbować – za to się ciężko płaci własną reputacją. Ale niektórzy – dzielni – to podejmują. Celem nie jest kariera i stanowisko, tylko zadanie do wykonania.
Pozostaje problem polityczny. Trzeba pójść do prezydenta Nawrockiego i powiedzieć: panie prezydencie, chcielibyśmy zmienić sytuację w Trybunale na zasadach wskazanych przez organ Rady Europy, Komisję Wenecką. A prezydent lubi opowiadać, że jego interesują polskie zasady, a nie obce.
Ja bym poszła. Pokazałabym uczciwie zrobiony projekt, wyjaśniła pole manewru, które gwarantuje bezpieczeństwo systemu.
To wszystko razem to nie jest rozwiązanie systemowe.
To jest system „step by step”, kropelkowy. Strategia odbudowywania zniszczonych instytucji krok po kroku ma sens. I jest to możliwe w warunkach trudnej kohabitacji z prezydentem. Warto przygotowywać ustawy, nawet jeśli prezydent ich nie podpisze.
Każdego dnia trzeba się zmierzyć z konkretną sytuacją i zastanowić się, co da się zrobić. To nie jest żaden symetryzm, tylko kwestia wyciśnięcia z systemu tego, co się da. To kwestia umiejętności interpretacyjnych i uczciwości argumentacyjnej. Postawa: „a jednak się starałam”.
To jest też istota demokracji walczącej, tego konceptu obrzydzonego przez polityków, opatrzonego krzywą gębą przez – niestety – premiera Tuska i – niestety- przywódcę opozycji – Kaczyńskiego. To sensowna koncepcja, zasadza się na odwołaniu do umiejętności rzemieślniczych i fachowych prawników, żeby dali w danych warunkach, w konkretnej sytuacji taką interpretację, która jest jeszcze aprobowalna z punktu widzenia zasad prawidłowej prawniczej roboty, a jednocześnie nie hamuje funkcjonowania instytucji.
W tej chwili brak publikacji orzeczeń TK oznacza, że nie ma dialogu, nie ma nic.
Kiedy Adam Bodnar był RPO, to oceniał każdą sprawę osobno. Jedne kierował do TK, innych nie.
Jednak był też bardzo krytykowany, prawda?
Krytykowane będzie wszystko.
Po tej rozmowie też się na mnie się wyleje kubeł pomyj, że zmieniam front. A ja nie zmieniam frontu, cały czas powtarzam to samo.
Teraz jednak mówi Pani, że trzeba uznać, że prezesem Trybunału jest Bogdan Święczkowski, który będzie się porozumiewał ze Zbigniewem Ziobrą, bo są kolegami. A oni nie mają żadnych skrupułów. Będą robić to, co uważają za stosowne w sytuacji politycznej, której są.
Tak, trzeba to widzieć i umieć reagować, no i próbować zmieniać. I co więcej, trzeba to robić ze świadomością, że to może być operacja straceńcza. Na to niestety trzeba być nie tylko mądrym, ale i mieć rzymską duszę. Być gotowym do powiedzenia: „Starałam się. Widocznie za mało. Pomyślę, poanalizuję, będę starała się więcej, dopóki jestem na urzędzie”.
A jeśli chodzi o rozliczenia – trzeba sobie uświadomić, że prawo nie ma mocy cofnięcia czasu.
Prawo to ułomne narzędzie. I dlatego prawo musi być wspomagane obyczajem, musi być wspomagane kulturą, moralnością.
Zatem operacja uruchomienia TK jest bardzo trudna i ryzykowna dla tych, którzy by się jej podjęli. Tymczasem bez uznawanego i szanowanego TK życie władzy, każdej władzy, jest bardzo wygodne. Wystarczy mieć większość, dogadać się z prezydentem, albo przyjąć coś rozporządzeniem rządu i się w ogóle nie przejmować.
Nie, z rozporządzeniem to nie tak łatwo, bo rozporządzenie trzeba zaczepić o ustawę.
A kto sprawdzi, czy dobrze?
Niestety. Jak się ustawę dobrze naciągnie (albo nawet całkiem oszuka), to znowu pojawi się to, co Trybunał wykorzenił w swoim czasie. Że to zakotwiczenie w ustawie nie musi być materialne, a tylko czysto formalne.
Obecne poczucie katastrofy nie ułatwi takiego myślenia.
To nie poprawię nastroju. Mamy coraz większy problem nie tylko z dualizmem tego, co i kto uważa za prawo, ale i z obrotem elektronicznym i sztuczną inteligencją. Paradygmat domniemania legalności czy zgodności z Konstytucją opiera się na wiedzy i pewnym wyobrażeniu o świecie realnym.
Jeżeli ten cały świat zaczyna być kreowany w sposób sztuczny, to co ja mam z tym zrobić?
A przecież już teraz pojawiają się informacje, że PiS robił kampanię wyborczą na rzeczywistości wykreowanej.
W tej chwili jest potrzebne nowe otwarcie. I określenie politycznych granic kohabitacji. Wtedy można starać się coś zbudować w ramach intelektualnych, legitymizacyjnych i pragmatycznych choćby proponowanych w opiniach Komisji Weneckiej.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze