Premier Tusk odczytał list, jaki zostawił Piotr Szczęsny przed samospaleniem w 2017 r. Żona: „Oczywiście radość, rodzaj dumy, ale nic nie wynagrodzi tego, że go nie ma” Syn: „Czy nie za wysoko ta poprzeczka moralna?”
Kiedy w 9. minucie swego wystąpienia premier Donald Tusk zaczął mówić o Piotrze Szczęsnym, zadzwoniłem do Ewy Negrusz-Szczęsnej, żony Piotra ,„Szarego Człowieka”, który 19 października 2017 roku przed Pałacem Kultury puścił z głośnika ich ulubioną piosenkę zespołu Chłopcy z Placu Broni i przy słowach „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”, oblał się łatwopalnym płynem i podpalił. W telefonie usłyszałem płacz.
Godzinę później, pod koniec exposé Tuska, rozmawiamy z Ewą Negrusz-Szczęsną i ich synem Krzysztofem Szczęsnym. Poznaliśmy się 20 października 2017 roku, kiedy przyszli do naszej redakcji (była też córka Piotra, Zofia) prosto z policji, gdzie składali wyjaśnienia. Wybrali OKO.press do przekazania opinii publicznej opowieści o tym, co się wydarzyło i jak to przeżywają.
Piotr Pacewicz, OKO.press: Ponad 7 minut swojego wystąpienia Donald Tusk poświęcił pani mężowi.
Ewa Negrusz-Szczęsna: Pełne zaskoczenie, że coś takiego się wydarzyło. Ogromne, niespodziewane, ogromne. Jak zresztą pan słyszał, gdy rozmawialiśmy wcześniej, no, wzruszenie, płacz. Już zanim padło nazwisko męża i zanim pan premier zaczął odczytywać manifest Piotra, poczułam, że być może mówi o nim.
Dla mnie to było tym ważniejsze, że pan premier Tusk zrobił to z wyczuciem, z szacunkiem, w sposób bardzo godny. I mocno podkreślił fragment listu mojego męża, na który kładł także nacisk ksiądz Adam Boniecki we wspaniałej homilii podczas mszy pogrzebowej.
Oczywiście to są zupełnie różne sytuacje, ale obaj zwrócili uwagę na to, co często umyka z przesłania Piotra. Jego samobójstwo było aktem protestu, twardego protestu, najmocniejszego, na jaki może zdobyć się człowiek,
ale było także przesłaniem miłości w stosunku do tych osób spośród nas, które mają inne poglądy.
„Proszę was jednak, pamiętajcie, że wyborcy PiS to nasze matki, bracia, sąsiedzi, przyjaciele i koledzy. Nie chodzi o to żeby toczyć z nimi wojnę (tego właśnie by chciał PiS) ani nawrócić ich (bo to naiwne), ale o to, aby swoje poglądy realizowali zgodnie z prawem i zasadami demokracji. Być może wystarczy zmiana kierownictwa partii”.
Właśnie. Uwypuklenie tego fragmentu na sali sejmowej, w obecności wielkiego klubu PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, w exposé, którego słuchali wyborcy także tamtej partii, ogromnie mnie ucieszyło. Poza tym, że na pewno wiele osób po raz pierwszy usłyszało o tym, co się wydarzyło na Placu Defilad, sześć lat temu.
Śmierć Piotra Szczęsnego była do tej pory rozumiana jako akt protestu, desperacji, rozpaczy. W drastycznym fragmencie, którego Tusk nie cytował, Piotr podkreślał: „Chciałbym żeby Prezes PiS oraz cała PiS-owska nomenklatura przyjęła do wiadomości, że moja śmierć bezpośrednio ich obciąża i że mają moją krew na swoich rękach”.
Tak, to było twarde oskarżenie, ale też akt miłości wobec ojczyzny, akt obrony wolności, wezwanie, by odsunąć od władzy rządy PiS, ale pojednać się z ich wyborcami. Ksiądz Adam Boniecki podkreślał, że
nie było w Piotrze nienawiści.
Piotr stał się postacią publiczną, odebrał sobie życie w taki sposób, żeby dowiedziało się o tym jak najwięcej osób. Liczył na wstrząs, jaki wywoła, co nie do końca się potwierdziło. Wypowiedź pana premiera to też oddanie sprawiedliwości decyzji Piotra.
Córka [Zofia Szczęsna] napisała mi wiadomość: „To wspaniałe usłyszeć manifest Taty z ust osoby, która rządzi krajem!”.
Któryś z posłów PiS krzyknął do Tuska: „Chyba się popłaczesz”
Ewa Negrusz-Szczęsna: I pan premier odpowiedział, że „nie, nie popłaczę się, jestem poruszony”, a pan marszałek Hołownia mówił coś o poszanowaniu majestatu śmierci, chyba tak, o ile dobrze pamiętam, bo byłam tak roztrzęsiona, że mogło mi coś umknąć. No cóż, takim komentarzem poseł wydał samemu sobie świadectwo.
Ale gdyby odbić się od tej chamskiej odzywki pytaniem, czy po słowach Tuska jakoś inaczej myśli pani o swoim mężu? Poza wzruszeniem rzecz jasna.
Piotr Szczęsny dzięki panu premierowi wrócił do życia publicznego. Jego obywatelska rola została przywrócona, wzmocniona. Ale dla mnie osobiście, jako żony Piotra, nie zmieniło się nic.
Nadal jest tak, jak mąż napisał w liście do nas, że po prostu przeprasza nas za to, co zrobił, ale – jak to ujął – ma nadzieję, że wolna Polska wam to wynagrodzi. Więc muszę powiedzieć, że
oczywiście radość jest wielka, jakiś rodzaj dumy też, ale nic nie wynagrodzi tego, że go nie ma.
Krzysztof Szczęsny: Ja podobnie. Plus to, że jako bardziej pesymistyczna osoba, boję się, jak to wszystko się skończy. Ten rząd ma przecież małe szanse, żeby rozwiązać, zwłaszcza w 100 dni, wszystkie problemy, o których mówił Tusk.
„Mam żal za to, co zrobił, w jakiej sytuacji nasza rodzina jest i będzie” – mówił pan w naszej pierwszej rozmowie. To się zmienia?
Trochę tak się zmienia, oczywiście. Byłem pierwszą osobą, która została obarczona wiadomością o samobójstwie taty. Miałem prawo do takiej reakcji. Z upływem lat przyszło, nie wiem, jak to nazwać, może nie zrozumienie, to by było za dużo powiedziane... W jakiś sposób sobie z tym radzę. Ale przemówienie Tuska nie ma tu żadnego wpływu, jest bez związku. To raczej źródło dodatkowego stresu, bo znów jestesmy na celowniku mediów, nawet jeśli to jest życzliwy celownik, jak OKO.press.
Słowa mojego ojca pojawiają się od czasu do czasu w wypowiedziach polityków, nie mamy na to wpływu, co i jak jest cytowane. Żaden z polityków nigdy nas nie pytał o zgodę. Jeżeli jest to zrobione w sposób godny i z szacunkiem, to oczywiście dobrze, należy to robić. Gorzej, gdy wypowiedzi są lekceważące, co także się zdarzało. Tym razem także nikt nas nie uprzedził.
Nie oglądałem exposé na żywo, akurat wtedy wykopałem samochód z zaspy śnieżnej i tylko w radio słyszałem fragmenty, ale myślę, że
Tusk bardzo wysoko postawił sobie poprzeczkę moralną. Nie wiem, czy nie za wysoko.
Nowy rząd nie sprosta oczekiwaniom, które sformułował pana ojciec?
Trudno, żeby sprostał. No bo jakby? Takie jest życie, taka jest polityka. Taka jest pragmatyka, że jak przychodzi co do czego, to zawsze każda władza, coś co się ma za uszami. Nikt nie będzie idealny. Tusk na pewno nie będzie idealny, więc taki zgrzyt się pojawi prędzej czy później.
Ewa Negrusz-Szczęsna: A jeszcze nie wiadomo, jakie miny czekają na nowych ministrów, bo PiS wiele rzeczy ukrywał. Boję, że coś, że coś takiego wyjdzie, z czym będzie sobie trudno poradzić. Obym się myliła.
Ale trzeba tu podkreślić, że Piotr nie miał złudzeń wobec polityki. Pisał, że ma nadzieję, że jego śmierć wstrząśnie sumieniami, że społeczeństwo się obudzi. I potem, żeby nie liczyć zanadto na polityków
„I nie będziecie czekać, aż wszystko zrobią za was politycy – bo nic nie zrobią!”.
To były przecież gorzkie słowa. Zobaczymy, jak politycy sprostają tym wszystkim wyzwaniom. Miejmy nadzieję, że jakoś to udźwigną.
Przesłanie Piotra jest aktualne w takim znaczeniu, że nie można zostawić kraju tylko w rękach polityków. To jest nasze zadanie jako społeczeństwa obywatelskiego i wszystkich organizacji, które powstały w proteście przeciwko PiS.
Krzysztof Szczęsny: Żeby patrzeć każdej władzy na ręce. Każdej. A nawet, powiedziałbym, że
wobec, że tak powiem, swoich trzeba mieć wyższe standardy.
Jak Piotr Szczęsny przeżywałby ten dzień?
Ewa Negrusz-Szczęsna: Ogromnie by się cieszył, wręcz widzę jego uśmiechniętą twarz. Radowalibyśmy się razem z wyborów 15 października. Bo właśnie o tym myślał, o tym marzył, tego chciał i do tego obywateli wzywał. To są dni wielkiej radości, jestem pewna, że także Piotr, który skądś tam patrzy na nas, się cieszy.
Gdyby Piotr żył, to nowa ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego [Agnieszka Buczyńska] miałaby w nim partnera do rozmów. Byłby wspaniałym doradcą ze względu na swoje ogromne, wieloletnie doświadczenie w tej dziedzinie. No cóż, tak smutno można powiedzieć, że Piotr wytrzymał tylko dwa lata rządów PiSu.
Już wtedy psucie Polski na taką skalę stało się to dla niego nie do zniesienia.
Sześć lat później to samo powiedzieli wyborcy.
Jestem ogromnie wdzięczna, że przez te sześć lat społeczeństwo obywatelskie nie zapomniało o Piotrze. Powstało kilka upamiętnień zarówno z inicjatywy np. Komitetu Obrony Demokracji, jak samorządów.
W rocznice jego śmierci, w wielu miastach odczytywano ten list, który dziś usłyszeliśmy w Sejmie. Trudno mi tu wymienić wszystkich z imienia i nazwiska, którzy nieśli pamięć o Piotrze, którzy demonstrowali, dbali o miejsce samospalenia Piotra. Wszystkim, wszystkim ogromne podziękowania!
Przypomnimy dwa dokumenty (plus dwie dodatkowe uwagi), które zostawił po sobie Piotr Szczęsny. Pierwszy został zacytowany – niemal w całości – przez Donalda Tuska, drugi jest bardziej osobistym głosem do mediów
Protestów pod adresem obecnych władz mógłbym sformułować dużo więcej, ale skoncentrowałem się na tych, które są najbardziej istotne, godzące w istnienie i funkcjonowanie całego państwa i społeczeństwa.
Nie kieruję żadnych wezwań pod adresem obecnych władz, gdyż uważam, że nic by to nie dało.
Wiele osób mądrzejszych i bardziej znanych ode mnie, podobnie jak wiele instytucji polskich i europejskich wzywało już te władze do różnych działań i niezmiennie te apele były ignorowane, a wzywający obrzucani błotem.
Najpewniej i ja za to, co zrobiłem też takim błotem zostanę obrzucony. Ale przynajmniej będę w dobrym towarzystwie.
Natomiast chciałbym żeby Prezes PiS oraz cała PiS-owska nomenklatura przyjęła do wiadomości, że moja śmierć bezpośrednio ich obciąża i że mają moją krew na swoich rękach.
Wezwanie swoje kieruję do wszystkich Polek i Polaków, tych którzy decydują o tym kto rządzi w Polsce, aby przeciwstawili się temu, co robi obecna władza i przeciwko czemu ja protestuję.
I nie dajcie się zwieść temu, że co jakiś czas działalność władz uspokaja się i daje pozór normalności (jak choćby ostatnio) – za kilka dni, czy tygodni znowu będą kontynuować ofensywę, znowu będą łamać prawo. I nigdy nie cofną się i nie oddadzą tego, co już raz zdobyli.
Wprawdzie to już dość wyświechtane powiedzenie, ale bardzo tutaj pasuje: Jeśli nie my, to kto? Kto jak nie my, obywatele ma zrobić porządek w naszym kraju? Jeśli nie teraz, to kiedy?
Każda chwila zwłoki powoduje, że sytuacja w kraju staje się coraz trudniejsza i coraz trudniej będzie wszystko naprawić.
Przede wszystkim wzywam, aby przebudzili się ci, którzy popierają PiS – nawet jeśli podobają się wam postulaty PiS-u, to weźcie pod uwagę. że nie każdy sposób ich realizacji jest dopuszczalny. Realizujcie swoje pomysły w ramach demokratycznego państwa prawa, a nie w taki sposób jak obecnie.
Tych, którzy nie popierają PiS, bo polityka jest im obojętna albo mają inne preferencje, wzywam do działania – nie wystarczy czekać na to co czas przyniesie, nie wystarczy wyrażać niezadowolenia w gronie znajomych, trzeba działać. A form możliwości jest naprawdę dużo.
Proszę was jednak, pamiętajcie, że wyborcy PiS to nasze matki, bracia, sąsiedzi, przyjaciele i koledzy.
Nie chodzi o to żeby toczyć z nimi wojnę (tego właśnie by chciał PiS) ani „nawrócić ich” (bo to naiwne), ale o to, aby swoje poglądy realizowali zgodnie z prawem i zasadami demokracji. Być może wystarczy zmiana kierownictwa partii.
Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności.
A ja wolność kocham ponad wszystko. Dlatego postanowiłem dokonać samospalenia i
mam nadzieję, że moja śmierć wstrząśnie sumieniami wielu osób, że społeczeństwo się obudzi i że nie będziecie czekać, aż wszystko zrobią za was politycy – bo nic nie zrobią!
Obudźcie się! Jeszcze nie jest za późno!”
„Można oczekiwać, że PIS będzie się starał pomniejszyć mój protest i będzie szukał na mnie »haków«. Postanowiłem mu to ułatwić i wskazać pierwszy punkt zaczepienia (inne będą sobie musieli wymyślić).
Od kilku lat choruję na depresję, więc jestem tzw. osobą chorą psychicznie.
Ale takich osób jak ja jest w Polsce kilka milionów i jakoś funkcjonują w sposób mniej więcej normalny, często nawet nie wiadomo o ich chorobie.
Zresztą sformułowanie „choroba psychiczna” odnosi się również np. do takich dolegliwości jak bezsenność, czy jąkanie się, więc niekoniecznie musi być związane z niepoczytalnością. To, co na pewno jest związane z moją chorobą, to problemy ze snem i łaknieniem, zmniejszenie energii, tendencja do odkładania wszystkiego na później (prokrastynacja) i że widzę rzeczywistość w bardziej czarnych barwach niż większość „normalnych” ludzi.
Ale w tej sytuacji to nawet dobrze, bo potrafię dostrzec bardzo niepokojące sygnały wcześniej niż inni i silniej na nie reagować. I może też łatwiej mi poświęcić swoje życie, chociaż zapewniam, że wcale nie tak łatwo.
Cóż mogę jeszcze dodać – poglądy takie jak ja wyraża wiele osób z mojego otoczenia, publicystów, czy polityków, więc nie wynikają one z mojego spaczonego odbioru rzeczywistości.
A dlaczego tak radykalna forma protestu?
Bo sytuacja jest dramatyczna. Nie chodzi o to, że rząd popełnia mniej czy więcej błędów (każdy rząd to robi) ale, że
ten rząd wstrząsa podstawami naszej państwowości i funkcjonowania społeczeństwa. Natomiast większość społeczeństwa śpi, nie zwraca uwagi, co się dzieje i trzeba je z tego snu obudzić”.
Urodziłem się w 1963 r., dlatego jestem w tej dobrej sytuacji, że pamiętam PRL, pamiętam „Solidarność”, odzyskiwanie niepodległości i kształtowanie się naszej demokracji. Dzięki temu mogę lepiej ocenić to, co się teraz dzieje.
Kiedy wybuchła „Solidarność” byłem jeszcze w liceum. I w tym liceum z kolegami zakładaliśmy Samorządne Zrzeszenie Uczniowskie, bo nie było wszak „Solidarności” dla niepełnoletnich uczniów.
13 grudnia [1981 – red.] byłem już studentem i nie spałem do południa tylko roznosiłem pierwsze ulotki.
W czasie stanu wojennego robiłem to, co miliony innych ludzi w Polsce – roznosiłem ulotki, chodziłem na demonstracje, słuchałem Wolnej Europy, zapalałem świeczki w oknach.
4 czerwca 1989 z radością wziąłem udział w pierwszych, częściowo wolnych wyborach i potem we wszystkich następnych.
Mój wkład w odzyskanie niepodległości był mikroskopijny, wstydzę się, że do tej pory tak mało zrobiłem dla Ojczyzny. I wiem, że muszę to zmienić.
Wstydzę się, że mam prezydenta, który jest prezydentem tylko swojej partii i jej zwolenników, i który łamie konstytucję (zawetowanie dwóch niekonstytucyjnych ustaw, aby zaproponować dwie inne, ale nadal niekonstytucyjne ustawy nie jest odkupieniem win).
Wstydzę się, że mam premier, która realizuje wydawane jej „po linii partyjnej” polecenia.
Wstydzę się, że znajomym z Zachodu muszę tłumaczyć, że Polska to nie to samo, co polski rząd.
Wstydzę się, że znowu muszę używać pojęcia „nomenklatura” i sformułowania „partia i rząd” tak jak w czasach PRL.
Wstydzę się widząc, jak opluwani są ludzie, którym należy się szacunek za to, co zrobili dla wolnej Polski.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze