Film Marcina Koszałki osnuty wokół historii Goralenvolk przypomina niechlubną kartę w góralskich dziejach, ale nie czyni tego, by antagonizować polskie społeczeństwo. Przeciwnie – zaprasza do rzeczowej dyskusji na temat motywów i paradoksów zdrady
7 listopada 1939 roku na Wawelu zjawiła się delegacja górali, którzy przyjechali z Podhala oddać hołd nowomianowanemu gubernatorowi generalnemu Hansowi Frankowi.
Przewodził jej ubrany w strój góralski Wacław Krzeptowski (1897–1945). Ten były żołnierz armii austriackiej z okresu I wojny światowej w II Rzeczpospolitej został działaczem zakopiańskiego Związku Górali i prezesem powiatowych struktur Stronnictwa Ludowego w Nowym Targu. Na Podhalu był niekwestionowanym autorytetem. Otwarcie krytykował rząd polski za wywłaszczenie górali podczas budowy kolejki na Kasprowy Wierch. Był wrogiem sanacji.
Niestety, miał jedną wadę: nie radził sobie w interesach. 3 września 1939 roku jego majątek miał zostać zlicytowany za długi. Kiedy jednak na Podhale wkroczyli Niemcy, licytację wstrzymano. Krzeptowski zrozumiał, że nowa władza okupacyjna jest dla niego szansą. Dlatego między innymi zdecydował się na kolaborację, pociągając za sobą znaczną część społeczności góralskiej.
Kilka dni po audiencji na Wawelu, Krzeptowski witał gubernatora Franka w Zakopanem słowami o góralach, którzy „jęczeli przez 20 lat pod polskim panowaniem, a teraz wracają pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego”. To był początek kariery góralskiego przywódcy. W 1940 roku Krzeptowski stanął na czele zależnego od Niemców Goralenverein (Związku Górali), a od 1942 roku przewodził Goralisches Komitee (Komitetowi Góralskiemu), który dawał ludności z Podhala iluzję autonomii i samorządności.
Naturalnie, to nie Wacław Krzeptowski wymyślił ideę Goralenvolku. Już w 1928 roku profesor archeologii Włodzimierz Antoniewicz w książce „Metalowe spinki góralskie” dowodził, że podobieństwo ozdób góralskich i gockich było wynikiem wpływów germańskich na Podhalu. Ale to Krzeptowski wcielał doktrynę ludu góralskiego w życie, ogłaszając się zresztą przy okazji góralskim księciem.
Dzisiaj górale próbują bagatelizować ten – jedyny na taką skalę – przypadek zdrady i kolaboracji Polaków z okupantem niemieckim. A przecież w spisie powszechnym z 1940 roku przynależność do Goralenvolk zadeklarowało ok. 18 proc. ludności Podhala.
Z kolei historycy, a także publicyści młodego i średniego pokolenia, w videoblogach oraz podkastach najchętniej wyśmiewają próby stworzenia góralskiego legionu SS. Z około 200 rekrutów, zwerbowanych przez Niemców na Podhalu i wywiezionych do obozu szkoleniowego SS w Trawnikach, część zdezerterowała, a część pobiła się na miejscu z przebywającymi tam Ukraińcami i trafiła do Niemiec na roboty przymusowe. Ostatecznie do SS trafiło raptem kilku ochotników.
Tego, co się działo w czasie całej wojny światowej na Podhalu, nie da się jednak obśmiać czy zbagatelizować. Nic podobnego nie wydarzyło się przecież – na taką skalę – w żadnym innym miejscu Polski. Mimo to jednak historia góralskiej zdrady była dotąd nieobecna w polskim kinie. Na przeszkodzie mógł stanąć mit górali i góralszczyzny jako esencji polskości, wzmocniony szczególnie za pontyfikatu Jana Pawła II, którego górale nazywali „nas gazda”.
Górale uważają się za sól ziemi polskiej, jakże mogliby więc zdradzić ojczyznę?
Pierwszym filmem fabularnym, który przełamuje tabu Goralenvolk jest „Biała odwaga” Marcina Koszałki (scenariusz napisali Koszałka i Łukasz M. Maciejewski). Historia kolaboracji Krzeptowskiego i innych mieszkańców Podhala z nazistami jest tu jednak tylko pretekstem do wieloaspektowej opowieści o zdradzie, której jądrem są ludzkie namiętności – chciwość, pycha i miłość. To również film o pasji tworzenia oraz niszczenia – zmagania się z niebytem i bezwzględnej walki o byt własny toczonej z bytem innego. Innymi słowy – to dramat o wymiarze szekspirowskiej tragedii.
Oto bowiem na kraju świata, wskutek błahego, zdawałoby się, występku ludzkiego względem miłości, po rozmaitych perypetiach i zwrotach akcji – śmierć ostatecznie triumfuje nad życiem. Skąd bierze się jej niszcząca siła? Z nieopamiętania. Z czego wynika ów brak umiaru? Z ludzkiej namiętności do naśladowania żywiołów – potęgowania sił naturalnych i używania pozyskanych zeń nieludzkich mocy po to, by zmienić bieg historii. Od zarania najsilniejsi tak właśnie mocują się z własną naturą i przeznaczeniem. Walcząc z fatum, stają się herosami – półbogami, lecz, chcąc nie chcąc, wprawiają w ruch energie, z których poczynają się tragedie zwykłych ludzi.
Kim zatem jest bohater tragiczny Koszałki? To Jędrek Zawrat (Filip Pławiak) – młodszy syn lidera zacnego rodu góralskiego (Juliusz Chrząstowski). Czym zawinił, że upomniało się o niego fatum? Pokochał oraz rozkochał w sobie Bronkę (Sandra Drzymalska) – córkę Skorusa (Andrzej Konopka), który przewodzi równie sławnym na Podhalu Wetulom. Zgodnie z tradycją i obyczajem, Bronka winna poślubić najstarszego syna z rodu Zawratów – dziedzica ojcowizny. Sojusz matrymonialny wzmocniłby oba rody – zwłaszcza w trudnych latach 30. XX wieku, kiedy Podhale opanowują obce żywioły – miastowi, inwestorzy, bankierzy, turyści.
Z powodu długów Zawratowi grozi właśnie utrata majątku – podobnie jak w prawdziwej historii Krzeptowskiemu. Ślub jego syna z córką zamożnego sąsiada to dla niego ostatnia deska ratunku. Jeśli Wetula się nie zgodzi, ziemia Zawratów pójdzie w obce ręce. Wetula przystaje na propozycję Zawrata, ale stawia jeden warunek – Bronka poślubi nie Jędrka, lecz jego starszego brata Macieja (Julian Świeżewski), który – w odróżnieniu od Andrzeja – jest dobrym gospodarzem i człowiekiem godnym zaufania. Tymczasem młodszy z braci jest nowoczesnym pięknoduchem. Jak wielu miastowych ryzykuje życie, wspinając się wyczynowo po górach, miast skupić się na pracy na roli.
Powiadomiona o decyzji ojców młodzież próbuje oponować. Wiadomo przecież, że Bronka kocha Jędrzeja. Co więcej, zaraz okaże się, że jest z nim w ciąży. Przehandlowana dziewczyna zarzuca swojemu ojcu interesowność, ale nie jest w stanie zmienić jego decyzji. Klamka zapada. Szekspirowska tragedia rodowa już wisi w powietrzu. Jędrek, targany popędem miłości i śmierci oraz całym spektrum emocji – od żalu, gniewu, nienawiści, po bezwzględne kochanie i przywiązanie, rzuca wyzwanie całemu światu.
Logika dziejów – co wiemy od starożytności – jest nieuchronna. Wprawionych w ruch sił fatalnych nic już nie zdoła zatrzymać.
Zdradzony przez swoją społeczność Jędrek odchodzi z wioski. Osiedla się w Krakowie, gdzie zarabia na życie jako dostawca wrażeń ekstremalnych. Wspina się bez asekuracji na najwyższe budowle w mieście – między innymi na wieżę Kościoła Mariackiego. Zachwyca swymi wyczynami tłumy i piękną brunetkę Helenę (Wiktoria Gorodeckaja) – żyjącą na modernistyczną modłę scenografkę teatralną żydowskiego pochodzenia. Jędrek nawiązuje z nią płomienny romans.
Pewnego dnia u wspinacza zjawia się niemiecki alpinista i antropolog Wolfram von Kamitz (Jakub Gierszał), który chce z nim w duecie bić kolejne rekordy i dokonywać na stromych ścianach nadludzkich wyczynów. Dlaczego zgłosił się z tą propozycją właśnie do amatora Jędrka, a nie do któregoś ze sławnych już wówczas alpinistów czy himalaistów? Bo jest przekonany, że podobnie jak niemieccy górale, również i polscy górale pochodzą od Gotów – wielkiego plemienia wschodniogermańskiego, które w czasach ekspansji Hunów uległo rozdzieleniu.
Wolfram pragnie zatem, poprzez heroiczne wyczyny, dać wyraz wspólnym korzeniom i usankcjonować braterstwo pomiędzy niemieckimi i polskimi góralami. Młody Zawrat – otumaniony tą pseudonaukową opowieścią antropologiczno-etnograficzną, ale i romantyczną wizją przyszłych dokonań – zawiązuje z Wolframem alians. Czyni to również dlatego, że dzięki niemu będzie miał wreszcie okazję, by odwiedzić syna, którego w międzyczasie powiła Bronka, oraz zaimponować własnej rodzinie.
W trakcie wspólnych treningów wspinacze zaprzyjaźniają się ze sobą. Tymczasem wybucha II wojna światowa. Wolfram namawia charyzmatycznego Jędrka, by przekonał swoją społeczność do współpracy z okupantem, wykorzystując przy okazji obecne w kulturze Podhala pierwiastki separatystyczne i nieufność wobec wszelkich ośrodków władzy – w tym również polskich panów oraz polskiego rządu.
Niektóre argumenty niemieckiego alpinisty rzeczywiście przemawiają do wyobraźni polskiego taternika. Ale akces Jędrka do akcji Goralenvolk bierze się przede wszystkim ze strachu. Chłopak na własne oczy widzi bowiem, w jaki sposób okupant rozprawił się w inteligencją krakowską (uroczystość hołdu góralskiego u Franka miała miejsce dzień po akcji Sonderaktion Krakau, w ramach której aresztowano i wywieziono do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen profesorów krakowskich). Stąd też nie tyle popiera współpracę z Niemcami, co upatruje w niej ostatnią deskę ratunku dla społeczności, z której się wywodzi.
Równocześnie ratuje życie swojej żydowskiej dziewczynie – Helenie, którą ukrywa na Podhalu. Jędrek to bohater pełen sprzeczności, bo w chaosie historii zawsze stara się chronić najbliższych.
Hitlerowcy biorą górali w dwa ognie. Dyscyplinując ich strachem, jednocześnie przekonują ich do teorii wspólnej krwi. W pasterzach i ludziach ziemi dostrzegają rasę równą sobie – wartą podboju nie poprzez poniżenie, lecz poprzez uwiedzenie. To właśnie z tej przyczyny skutki akcji Goralenvolk to materiał nie tyle na dramat wojenny czy historyczny, ale przede wszystkim na wielką tragedię ludową. Nawiasem mówiąc, Koszałka dorzuca do współczesnej chłopomanii kamyczek bezcenny – znamionujący odmienny wariant nowoczesnego zwrotu ludowego.
Gorliwym rzecznikiem reprezentowanej przez Jędrka sprawy staje się ojciec Bronki, zaś jej zagorzałym przeciwnikiem – Maciej, starszy brat, który działa w podziemiu, narażając życie jako kurier tatrzański. Na tle tragedii narodowej rozwija się zatem szekspirowska tragedia rodowa. Majestatyczne góry, które arcydzielnie sfilmował Koszałka, dodatkowo romantyzują tę narrację. Żywioły naturalne intensyfikują chaos historii i na odwrót – zawierucha dziejowa potęguje wrażenie niesamowitości zaklętej w bezwzględnej wobec ludzi przyrodzie.
W rezultacie „Biała odwaga” broni się nie tylko jako wybitny dramat wojenny, ale także jako produkcja filmowa obdarzona szerokim – hollywoodzkim wręcz – oddechem.
Koszałka nie zrobił filmu o Wacławie Krzeptowskim – księciu góralskim oraz bezsprzecznym zdrajcy (powieszonym zresztą za kolaborację w 1945 roku). Filmowiec i jednocześnie wielki miłośnik polskich gór uczynił swoim bohaterem Jędrka – postać niewątpliwie tragiczną, i to z powodów innych niż zdrada narodowa. Jędrek bezustannie mocuje się ze wszelkimi żywiołami – własnymi popędami, niesprawiedliwością dziejową i chaosem życia rodzinnego, społecznego oraz politycznego, a także z bezwzględną górską naturą. W odróżnieniu od Krzeptowskiego, Jędrka można zrozumieć, a nawet żałować, kiedy dopełnia się jego przeznaczenie.
Koszałka i Maciejewski możliwie daleko odeszli od historycznej rekonstrukcji. Dzięki temu „Biała odwaga” nie jest oskarżeniem konkretnych góralskich kolaborantów, lecz pozostaje przepiękną opowieścią o tragedii Skalnego Podhala – regionu co rusz odkrywanego, kolonizowanego i eksploatowanego przez kolejne elity – począwszy od artystyczno-intelektualnej awangardy początku XX wieku, przez nazistowskie elity III Rzeszy, aż po ekonomiczno-polityczne elity PRL-u oraz III RP.
„Biała odwaga” to filmowy portret społeczności przekonanej o własnej wyjątkowości i wywodzącej swoją megalomanię zarówno z własnej mitologii, jak i z ideologii nowoczesnych – w tym również narodowych, a nawet i faszystowskich. To dlatego tytuł zawiera aluzję do „białej siły” – hasła współczesnych neonazistów. Ale tytułowa biel to także magnezja wspinaczkowa, czyli proszek, którego używają wspinacze, by zwiększyć przyczepność rąk do skał.
Góralska społeczność w optyce Koszałki nie dzieli się na “winnych” i “niewinnych” tudzież “wygranych” oraz “przegranych”.
Bohaterowie „Białej odwagi” czasem niesprawiedliwie wygrywają, czasem niesłusznie przegrywają. Lecz w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że i tak mają znikomy wpływ na swoje losy. Machina historii nie przestaje ich bowiem niszczyć.
Reżyser przypomina niechlubną kartę w góralskich dziejach, ale nie czyni tego, by antagonizować polskie społeczeństwo. Przeciwnie – przełamuje tabu w tej sprawie i zaprasza do rzeczowej dyskusji. I jeśli rzeczywiście jakimś piętnem naznacza współczesnych górali, to wcale nie jest to piętno zdrady, a (tylko i aż) piętno pychy. Inna rzecz, że ludzka hybris to jeden z najcięższych grzechów wobec istnienia. To przecież bezpośrednia przyczyna wygnania ludzi z Raju i wojen trojańskich. A stara jak świat prawda głosi, że to właśnie pycha kroczy przed upadkiem.
„Biała odwaga” jest przy tym filmem artystycznie spełnionym. Filip Pławiak w roli Jędrka daje naprawdę świetny występ – i to zarówno od strony aktorskiej, jak również wyczynowej. Na rok przed rozpoczęciem zdjęć aktor rozpoczął przygotowania pod okiem doświadczonego taternika Andrzeja Marcisza. Dzięki temu nie potrzebował dublera w efektownych ujęciach, w których Jędrek wspina się po najtrudniejszych ścianach skalistych Tatr. Sceny te autentycznie zapierają dech w piersiach.
W filmie postacie z Podhala mówią gwarą góralską, tłumaczoną za pomocą polskich napisów. Jeśli widz współczesny potrzebuje tłumaczenia, by zrozumieć mowę górali, to tym bardziej potrzebuje opowieści (na przykład filmowej), by zrozumieć ich motywacje.
Górale powinni być więc wdzięczni Koszałce. Reżyser opowiedział o niezaprzeczalnych faktach z ich historii, darując sobie publicystykę. Słowem, nie wykorzystał ich dramatu. Przeciwnie – historię zdrady przekuł w format szekspirowskiej tragedii. Polskie kino zasługiwało na taki film – zasługuje nań również Podhale. Mimo przeszłości – zasługuje.
Premiera kinowa filmu 8 marca.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Doktor nauk humanistycznych, historyczka literatury, krytyczka literacka i publicystka. Stała współpracowniczka „Kultury Liberalnej”, gdzie publikuje recenzje książek i spektakli oraz współtworzy rubrykę „Debiuty i po-debiuty”. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim. Współpracuje z Prix Grand Continent, „Nowym Tygodnikiem Kulturalnym” i „Notatnikiem Teatralnym", prowadzi autorką audycję „Mowa domowa” w Radiu Kapitał.
Doktor nauk humanistycznych, historyczka literatury, krytyczka literacka i publicystka. Stała współpracowniczka „Kultury Liberalnej”, gdzie publikuje recenzje książek i spektakli oraz współtworzy rubrykę „Debiuty i po-debiuty”. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim. Współpracuje z Prix Grand Continent, „Nowym Tygodnikiem Kulturalnym” i „Notatnikiem Teatralnym", prowadzi autorką audycję „Mowa domowa” w Radiu Kapitał.
Komentarze