„Trafiają do nas ludzie, którym zawaliło się życie, stracili władzę nad własnym ciałem. Krok po kroku przywracamy im sprawność, pokazujemy, że to nie koniec”. W zamian fizjoterapeuci dostają pensję 1600 - 1800 zł. O podwyżki na godne życie i drogie kursy walczą od miesięcy. Bezskutecznie. „Minister obiecuje rehabilitacje bez kolejek, ale kto ma to robić?”
„Ktoś, kto z fizjoterapeutą nie miał wiele do czynienia myśli: taki pan od masażu, albo ta pani, co macha kijkami na zajęciach grupowych” - mówi fizjoterapeuta Paweł Kaźmierczak z Tarnowskich Gór.
A kim naprawdę jest fizjoterapeuta?
"Zwykle, to człowiek z ogromną wiedzą zbieraną przez lata nauki, specjalizacji i kursów, który ma całościową wizję ciała i świetnie wie, że chociaż boli prawy bark, to problem może leżeć zupełnie gdzie indziej. To człowiek, który potrafi zdiagnozować i rozwiązać problem funkcjonalny pacjenta" - tłumaczy.
"Trafiają do nas ludzie, którym zawaliło się życie, stracili władzę nad własnym ciałem" - mówi Barbara Zielińska fizjoterapeutka z oddziału neurologicznego. "Krok po kroku wyciągamy ich z beznadziei, przywracamy wolność i sprawność, pokazujemy, że to nie koniec".
Fizjoterapeuta ma dziś do dyspozycji już nie tylko swoje ręce i wiedzę, ale też zaawansowaną technologię. "Nauka ciągle idzie do przodu, a fizjoterapia czerpie z niej pełnymi garściami. Korzystamy dziś np. z egzoszkieletów, czyli maszyn, które wspomagają naukę chodzenia u pacjentów po udarach czy urazach kręgosłupa. Przy pracy z pacjentami po udarach wykorzystujemy też terapię wirtualną" - wylicza fizjoterapeuta Marcin Rutkowski, też z Tarnowskich Gór.
Rozmawialiśmy o tych wszystkich możliwościach medycyny, leżąc na materacach w podziemiu Szpitala Pediatrycznego przy ulicy Żwirki i Wigury w Warszawie, gdy w maju 2019 fizjoterapeuci i diagności głodowali tam przez dziesięć dni, domagając się godnych płac i przyszłości w Polsce. Bo za 1600 - 1800 zł wypłaty żyć jest trudno, a co dopiero płacić za naukę o najnowszych terapiach?
Teraz wspólnie z pracownikami laboratoriów myślą o wznowieniu protestu, bo ministerstwo, mimo obietnic, podwyżek nie zapewniło.
Jedna z głodujących fizjoterapeutek Natalia Sitek za chwilę kończy studia magisterskie. Już myśli o wyjeździe, bo wie, jak jej życie będzie wyglądać w Polsce. Będzie zarabiać 1600 zł na rękę. Do pracy dojeżdża 30 km, to 500 zł miesięcznie. "A ja chcę przecież normalnie żyć, założyć rodzinę" - mówi Natalia. Przyjechała do Warszawy głodować, bo chciałaby to wszystko mieć bez wyjeżdżania z Polski.
Na studia poszła oczywiście z pasji - taki kierunek. Idą tu ludzie, którzy chcą pomagać innym. Czego nie wiedziała, kiedy szła na studia? "Że po tych 5 latach wcale nie będę miała całej wiedzy, jakiej potrzebuję. Byłam chyba przekonana, że dostanę do rąk pełen zestaw narzędzi do pracy. A teraz wiem, że aby być skutecznym, trzeba się ciągle kształcić, chodzić na kursy. A jak mam to zrobić za 1600 zł miesięcznie?".
Kursy i specjalizacje to koszt od 500 do 40 tys. zł.
"Specjalizacje opłacamy z własnej kieszeni, udział w specjalistycznych kursach w większości przypadków też. To dla wielu z nas ogromne wyrzeczenie, a dodatkowe umiejętności nie przekładają się na żadne podwyżki. Ale dorabiamy na kilku etatach i robimy te kursy. Bo nasza etyka zawodowa i chęć rozwoju nie pozwala stać w miejscu" - tłumaczy Marcin.
Jeden z głodujących fizjoterapeutów wspomina o koleżance, która po pracy w szpitalu dorabia sobie w sklepie odzieżowym na pół etatu. "I okazuje się, że bardziej jej się opłaca praca w tym sklepie niż w szpitalu” – mówi.
To czemu nie zmienicie pracy? – pytają ludzie w komentarzach pod tekstami o proteście. "Bo nie chcemy. Kochamy naszą pracę. To system jest chory - za ciężką pracę nie pozwala nam godnie żyć" - mówią zgodnie.
"43 lata w zawodzie i zarabiam 1800 zł na rękę. I to z wszystkimi dodatkami - za wysługę lat (20 proc. pensji), za ciężkość oddziału..." - wyliczała fizjoterapeutka Barbara Zielińska.
Bo praca na oddziale neurologicznym do łatwych nie należy.
"Trafiają do nas najcięższe przypadki: ludzie po wylewach, udarach, wypadkach, którzy nagle stracili władzę nad swoim ciałem. Odpowiedzialność jest ogromna. Wielu pacjentów jest bardzo kruchych, jeden niewłaściwy ruch, dochodzi do zatoru i pacjent umiera. Ja też przez to przeszłam" - mówi Barbara, a jasne oczy na chwilę smutnieją.
"Nasza praca to codzienne zmaganie z cierpieniem i beznadzieją. Trafiają do nas ludzie, którym załamało się życie".
Na przykład młody chłopak po wypadku na motorze. Miał być lotnikiem, a kiedy przyjeżdża, nie może nawet siedzieć. Trzeba go na nowo uczyć oddychać. Albo 30-letnia kobieta, matka, po udarze. Ciało jej nie słucha, jest od personelu całkowicie zależna - mycie, podnoszenie, karmienie..."
"Ale wie pani, co jest niesamowite?" - oczy znowu błyszczą. "Widzieć jak powoli, krok po kroku pacjenci odzyskują część dawnej sprawności, dawnej wolności. Potem patrzymy, jak ta młoda matka po trzech miesiącach pracy całego zespołu wychodzi ze szpitala o własnych siłach" - wspomina Barbara.
"W niepełnosprawnych widzimy to, co sprawne. Pokazujemy, że to nie koniec - popychamy do nowych wyzwań" - tłumaczy.
Trudno się dziwić, że pacjenci bardzo przywiązują się do swoich fizjoterapeutów. "Moja komórka pełna jest numerów" - mówi Marcin. "Jak mam tych ludzi zostawić? Niektórzy już się cieszą, że znowu do mnie wrócą. Tylko że za rok".
Na pracę w publicznej służbie zdrowia za głodowe pensje decydują się ludzie z pasją, którzy z własnej kieszeni finansują dalszą naukę. Ale ta pasja nie wystarczy ani im, ani ich pacjentom, którzy często trafiają do nich za późno albo na zbyt krótko.
„Wyciągamy ludzie ze strasznych stanów, widzimy ich potencjał, wiemy, że mogą wrócić do normalnego życia, ale czas, który mogą z nami spędzić w szpitalu, szybko się kończy" - mówi Barbara.
„U nas warunki i tak są komfortowe - pacjentów neurologicznych dostajemy nawet na 16 tygodni. Większość fizjoterapeutów ma maksymalnie dwa tygodnie na osobę. Pacjenci wychodzą i jeśli nie mają pieniędzy na prywatną rehabilitację..."
"Jedna prywatna sesja z fizjoterapeutą to koszt między 90 a 150 zł"- wylicza Paweł. „Pacjenci prywatnie wydają pięć razy więcej na rehabilitację niż NFZ. Często, żeby wrócić do normalnego życia, potrzeba 4 czy 5 sesji tygodniowo. Kogo na to stać? Dla nas to tragedia. Widzimy potencjał, który się marnuje. Wracają po roku, dwóch latach i na wiele zmian jest już za późno".
„System ochrony zdrowia niestety nie widzi człowieka, tylko procedury i numery statystyczne. Fizjoterapeuci widzą człowieka i jego zmarnowane szanse. Ktoś czasem nie wytrzyma, wpada w depresję" - mówi Paweł.
Gdzie potrzebny jest fizjoterapeuta? "Wszędzie - od porodówki po geriatrię" - mówi Barbara Zielińska. "Od pierwszych do ostatnich chwil życia jest co robić".
"Współpracujemy z lekarzami wszystkich dziedzin - od pulmonologa, neurologa, pediatrę, kardiologa czy dermatologa po dentystę" - przyznaje Marcin.
"Lekarze wiedzą, że jesteśmy ważnymi partnerami, dyrektorzy rzadko nas doceniają, a NFZ chyba w ogóle nie widzi sensu naszej pracy, bo za tak wycenione procedury rehabilitacyjne można tylko egzystować, a nie godnie żyć. Dlatego myślę, że w publicznej ochronie zdrowia pracują tylko pasjonaci-wariaci" - mówi Marcin.
"Nie mamy pojęcia, dlaczego państwo nas tak traktuje. Przecież nasza praca przywraca ludzi do pracy, zapobiega niepełnosprawnościom. Odpowiadamy za profilaktykę i rekonwalescencję, staramy się utrzymać ludzi jak najdłużej w jak największej sprawności albo tę sprawność przywrócić, także po to, żeby mogli wrócić do pracy".
"Ministerstwo kompletnie nas ignoruje" - uważa Marcin.
Krajowa Izba Fizjoterapii codziennie wydaje zaświadczenia polskim fizjoterapeutom wyjeżdżającym za granicę.
"To zastraszająca liczba. We Francji są szpitale, gdzie pracują wyłącznie polscy fizjoterapeuci. Jest ich wielu w całej Europie, od Norwegii i Szwecji po Austrię, Niemcy, Wielką Brytanię. Szacujemy, że już około 15 tys. fizjoterapeutów opuściło Polskę”– mówił w wywiadzie dla Medexpress dr Maciej Krawczyk, prezes Krajowej Rady Fizjoterapeutów.
"Potem słyszymy, jak ministerstwo obiecuje osobom z niepełnosprawnościami w stopniu znacznym rehabilitację bez kolejek i się zastanawiamy - kto ma to robić? Fizjoterapeutów decydujących się na pracę w publicznej ochronie zdrowia jest coraz mniej" - mówi Marcin.
Nic nie wskazuje na to, żeby ministerstwu zależało na zatrzymaniu specjalistów w Polsce.
Diagności i fizjoterapeuci protest głodowy rozpoczęli po miesiącach nieudanych negocjacji z Ministerstwem, które obiecało wielu grupom te same podwyżki od 1 marca. Kiedy się o nie upomniano, odpowiedziało – pieniądze przelaliśmy, dogadajcie się z dyrektorami szpitali. Diagności i fizjoterapeuci utknęli pomiędzy tymi dwiema stronami, które zrzucały na siebie nawzajem odpowiedzialność.
Głodówkę zakończono, bo ministerstwo obiecało dopilnować, żeby dyrektorzy podwyżki przyznali. Po dwóch miesiącach diagności i fizjoterapeuci sprawdzają. Okazuje się, że podwyżki dostało tylko 30 proc. placówek, zwykle groszowe.
„Dajemy ministerstwu czas do września” – mówi OKO.press Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii.
A jeśli ministerstwo i tę szansę zmarnuje? Fizjoterapeuci i pracownicy laboratoriów zaprotestują. A obok nich lekarze, którzy przestaną robić nadgodziny.
Jesień będzie dla pacjentów testem tego, co czeka ochronę zdrowia, jeśli nic się nie zmieni, a pracownicy medyczni dalej będą wyjeżdżać lub odchodzić na zasłużone emerytury.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze