Nie ma żadnych dowodów na istnienie koncentracji mediów w Polsce i w związku z tym nie ma potrzeby wprowadzania nowych uregulowań w tej dziedzinie. Przeciwnie, rynek medialny w Polsce jest uznawany za pluralistyczny, w którym istnieje ogromna swoboda wyboru treści i form przekazu mediów - pisze dla OKO.press medioznawca prof. Stanisław Jędrzejewski
Po zawierusze między Kaczyński i Ziobro, PiS powróci do swoich sztandarowych z demolek. Czyli do ostatecznej destrukcji sądownictwa i do zapowiadanej od dawna likwidacji, a w każdym bądź razie - silnego ograniczenia mediów niezależnych. Ma się to odbyć po hasłem dekoncentracji, czasem nazywanej też repolonizacją. I ma być wzorowane na przepisach francuskich regulujących rynek mediów drukowanych i audiowizualnych.
Prof. Stanisław Jędrzejewski* na prośbę OKO.press tłumaczy czego zwolennicy "modelu francuskiego" w partii rządzącej nie zrozumieli, albo zrozumieli, ale stosują to jako zasłonę dymną "bo przecież Francuzi tak robią". Zobaczmy więc jak robią Francuzi i czy w ogóle Polsce potrzebna jest jakaś dodatkowa dekoncentracja.
Tuż po wyborach, 11 sierpnia, na antenie „Polskiego Radia 24” posłanka PiS Joanna Lichocka zapowiedziała uchwalenie ustawy, która miałaby „uporządkować rynek medialny w ten sposób, żeby było więcej podmiotów, które wydają polskie media. W tej chwili, jeżeli rynek jest tak skoncentrowany, że na przykład jedno wydawnictwo ma ponad 90 procent udziałów w segmencie mediów regionalnych, trudno mówić o pluralizmie”.
Następnie, w tygodniku „Sieci” 17 sierpnia, w rozmowie z Michałem Karnowskim przywołała przykład systemu mediów we Francji jako tego, który mógłby stanowić „wzorzec metra” dla Polski, gdyby – dodajmy - już po raz trzeci czy czwarty - zapowiedzi dekoncentracji mediów ( czyt. repolonizacji) zostały wprowadzone.
Przy okazji więc warto przypomnieć i sprostować kilka faktów.
Po pierwsze, w krajach wspólnoty europejskiej nie ma żadnych barier, które krępowałyby przepływ kapitału w krajach członkowskich. Dotyczy to również mediów.
Jeżeli więc mówi się o jakichś przepisach uniemożlwiających inwestowanie w media w krajach wspólnoty, to dotyczyłoby kapitału pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii czy Norwegii.
Po drugie, w Polsce istnieją odpowiednie przepisy antykoncentracyjne (antymonopolowe), które odnoszą się również do mediów, tyle, że intencje zapowiadanych obecnie regulacji mają charakter polityczny.
Po trzecie, na 11 dzienników ogólnopolskich tylko trzy są własnością kapitału zagranicznego i żaden nie ma pozycji dominującej.
I po czwarte, nie istnieje coś takiego jak rynek regionalny, a co najwyżej wiele rynków regionalnych i lokalnych (zob. T. Kowalski „Mity o tzw. repolonizacji” Rzeczpospolita, 2 sierpnia 2020).
Koncentracja własności mediów jest powszechnie uważana za jeden z najważniejszych aspektów ograniczających pluralizm mediów. Zakłada się, że wysoka koncentracja rynku mediów zawęża spektrum wyrażanych poglądów politycznych, kulturalnych i społecznych.
Koncentracja mediów w zasadzie w każdym z wymiarów jest zaprzeczeniem pluralizmu bowiem w takiej sytuacji występuje mała liczba podmiotów medialnych, które:
- mogą dominować w kształtowaniu opinii publicznej;
- ograniczać różnorodność treści;
- ignorować różnorodność kulturową poprzez preferowanie nurtu dominującego.
Pamiętać jednak należy, że paradoksalnie, w niektórych okolicznościach, większa koncentracja może sprzyjać różnorodności. W przeciwnym przypadku pojawia się efekt Hottelinga. Mówi on o tym, że
gdy rynek jest rozdrobniony i podzielony na słabsze ekonomicznie podmioty, tam pojawia się oferta „nizinnej” jakości, a treści ulegają ujednoliceniu.
Nawet jeśli własność mediów jest jednym z głównych problemów, jeśli chodzi o oceny pluralizmu mediów, samo to pojęcie jest szersze, ponieważ dotyka wielu aspektów działania mediów: niezależności wydawcy, warunków pracy dziennikarzy, relacji między mediami a polityką, reprezentacji w mediach społeczności lokalnych i regionalnych oraz mniejszości.
Ponadto, obejmuje wszelkie środki gwarantujące obywatelom dostęp do zróżnicowanych źródeł informacji, tak aby umożliwić tworzenie i cyrkulację w sferze publicznej wielu różnych poglądów.
Pluralizm ma wymiar podwójny: wewnętrzny i zewnętrzny. Pluralizm wewnętrzny dotyczy różnorodności opinii, poglądów i form programów i audycji w ramach określonej organizacji mediów i obejmuje zazwyczaj media publiczne. Pluralizm zewnętrzny stosuje się całego systemu mediów działających w danym kraju.
Istotnym wyzwaniem dla pluralizmu mediów jest struktura własności mediów, gdyż to właściciele mediów mogą, w największej mierze, naruszać niezależność dziennikarzy i linii redakcyjnej. Z drugiej strony, w gospodarce wolnorynkowej, właściciele muszą mieć zdolność do decydowania o strategii własnych firm, aby sprostać rynkowej konkurencji.
Na poziomie wspólnoty europejskiej przeglądy sytuacji w 2009 i w 2013 w krajach członkowskich wykazały, że przepisy prawne w dziedzinie koncentracji mediów działają prawidłowo i zmiany nie są konieczne, choć, jak przyznano, prawo o konkurencji nie chroni dostatecznie skutecznie pluralizmu w procesie konwergencji.
Podstawowym dokumentem w sprawie kontroli koncentracji własności przedsiębiorstw we Wspólnocie Europejskiej jest Rozporządzenie Rady Europejskiej z 20 stycznia 2004 w sprawie koncentracji przedsiębiorstw, które upoważnia KE do oceny koncentracji na poziomie wspólnotowym. W myśl tego rozporządzenia fuzje firm medialnych podlegają ocenie na podstawie ekonomicznej.
Do lat 80. Francja miała system mediów audiowizualnych (radio, telewizję) ściśle regulowany przez państwo. Wszelako, według klasycznej już pracy P. Manciniego i D. C. Hallina „Comparing media systems”, system mediów we Francji, obok kilku krajów południa Europy, określa się mianem śródziemnomorskiego lub spolaryzowanego pluralizmu.
Charakteryzują go m.in.
System dualny, kiedy to obok mediów publicznych/państwowych funkcjonują prywatne, pojawił się we Francji na początku lat 80. Dzisiaj większość mediów w tym kraju jest własnością kapitału prywatnego.
Francja należy do krajów o silnych i rozwiniętych przepisach antykoncentracyjnych w mediach. Ustawa Audiowizualna z 1986 roku nazywana Prawem Léotarda (od nazwiska ówczesnego ministra kultury François Leotarda), nowelizowana później dwukrotnie - w 2004 i 2009, a następnie Ustawa Antykoncentracyjna dotycząca spółek giełdowych, która bierze pod uwagę kilka kryteriów oceny koncentracji: wielkość udziałów, liczba koncesji, zasięg ludnościowy, udział w rynku (oglądalności), starały się jakoś uporządkować sytuację w tej dziedzinie.
Ustawy określają m.in. jaka część akcji mediów drukowanych i audiowizualnych/cyfrowych może być w rękach jednego właściciela, oraz jaki może on osiągnąć udział w rynku. Ściśle ogranicza również łączny procentowy udział w przypadku posiadania kilku różnych mediów.
Jak podają Marta Jas-Koziarkiewicz i Ewa Stasiak-Jazukiewicz („Przeciwdziałanie koncentracji mediów w wybranych państwach członkowskich i Unii Europejskiej - analiza rozwiązań prawnych” Przegląd Politologiczny 2018), granicą dla kapitału zagranicznego spoza Unii Europejskiej inwestowanego w naziemnej telewizji lub w radiu to 20 proc. (art. 40 ustawy audiowizualnej).
Przepis ten nie dotyczy udziałowców nadawców publicznych z państw członkowskich Rady Europy, o ile ich udziały w tych przedsięwzięciach wynoszą 80 proc.
Art. 7 wspomnianej ustawy audiowizualnej ogranicza obecność kapitału zagranicznego w wydawnictwie publikującym francuskojęzyczną prasę informacyjną lub serwis informacyjny online do 20 proc. udziału w kapitale zakładowym lub prawa głosu.
Kapitał zagraniczny nie jest ograniczany w segmencie czasopism.
Jeśli chodzi o kapitał rodzimy na poziomie ogólnokrajowym, to art. 39 mówi o tym, że w rękach jednego właściciela bądź grupy medialnej nie może znaleźć się więcej niż 49 proc. udziału w telewizji naziemnej lub radiu, których średnia roczna oglądalność przekracza 8 proc. widowni/audytorium; ten sam właściciel nie może wówczas posiadać – pośrednio lub bezpośrednio - więcej niż 33 proc. udziału kapitału lub prawa głosu, inwestując w program lokalny lub regionalny.
W segmencie gazet, jeden podmiot nie może osiągać więcej niż 30 proc. nakładu na rynku krajowym.
Z kolei, na poziomie lokalnym i regionalnym nowa koncesja nie zostanie udzielona na danym terenie, właścicielowi podmiotu medialnego, jeżeli ten spełnia łącznie następujące kryteria:
- posiada jedną koncesję lub więcej na nadawanie telewizji cyfrowej (ogólnokrajowej lub nie)
- posiada jedną koncesję lub więcej na rozpowszechnianie programów radiowych, których liczba potencjalnych odbiorców na danym obszarze przekracza 10 proc. potencjalnych odbiorców wszystkich rozgłośni tego typu na danym obszarze.
- jest wydawcą lub kontroluje co najmniej jedną, codziennie wydawaną, publikację drukowaną o charakterze informacyjnym o zasięgu ogólnokrajowym lub nie, a wydawaną na danym terenie.
Przyjętym rozwiązaniem w dziedzinie koncentracji krzyżowej w wymiarze ogólnokrajowym jest to, że żadna nowa koncesja nie może zostać udzielona osobie, która spełnia łącznie następujące kryteria:
- posiada jedną lub więcej naziemnych telewizji cyfrowych, których zasięg geograficzny wynosi 4 miliony mieszkańców,
- posiada jedną lub więcej koncesji radiowych, których zasięg ludnościowy wynosi 30 milionów mieszkańców
- jest wydawcą lub kontroluje jedną lub więcej gazet drukowanych o charakterze informacyjnym, których udział w rynku wynosi ponad 20 proc.
Ten skomplikowany obraz francuskich uregulowań antykoncentracyjnych i antymonopolistycznych w mediach wymaga na zakończenie kilku uwag dotyczących ewentualnego wprowadzenia modelu francuskiego w Polsce.
Po pierwsze, model ten nie rozwiązuje problemów koncentracji kapitału w mediach. Gdyby było inaczej, nie byłoby na rynku francuskim silnych grup medialnych zależnych od kapitału ich właścicieli, którzy są aktywni w innych działach gospodarki i wchodzą w różnego rodzaju relacje z polityką i politykami - nieformalnie i poprzez zamówienia rządowe (zob. Katarzyna Gajlewicz-Korab, Instytut Staszica). Nie byłoby też na tym rynku takich koncernów zagranicznych jak niemiecki Bertelsmann, brytyjski EMAP, włoski Mondadori czy belgijski Roulart.
Po drugie, nie ma żadnych twardych dowodów na istnienie koncentracji mediów w Polsce i w związku z tym nie ma potrzeby wprowadzania nowych uregulowań w tej dziedzinie.
Przeciwnie, rynek medialny w Polsce jest uznawany za rynek pluralistyczny, w którym istnieje ogromna swoboda wyboru treści i form przekazu mediów.
Istota rzeczy tkwi zresztą nie tyle w ograniczaniu koncentracji własności mediów lecz w niedopuszczaniu do jej nadużywania, a to akurat jest w Polsce zakazane i podlega zgłoszeniu do Prezesa UOKiK na podstawie Ustawy o Ochronie Konkurencji i Konsumentów z 16 lutego 2007 r.
Po trzecie, jeżeli jakiś segment medialny w Polsce wykazuje koncentrację, a co więcej jej nadużywa, to jest to sektor mediów publicznych. I to w nim, wbrew przepisom zawartym w Ustawie o Radiofonii i Telewizji z 29 grudnia 1992 roku, dochodzi od kilku lat do porzucenia wszelkich zasad pluralizmu wewnętrznego.
Tzw. media publiczne, przede wszystkim w programach informacyjnych i publicystycznych, zrezygnowały z prezentowania różnych poglądów, punktów widzenia, orientacji kulturowych, ukazywania rzeczywistości społecznej i politycznej w całej jej złożoności.
Poza tym, jeszcze jednym argumentem przemawiającym za dekoncentracją sektora publicznego mediów jest fakt jego udziału w rynku reklamy. Jeżeli dalej ma tam być obecny, powinien podlegać takim samym regulacjom jak inne sektory.
*Prof. dr hab. Stanisław Jędrzejewski – socjolog mediów. Wykłada w Akademii Leona Koźmińskiego. Jest autorem książek, redaktorem zbiorów prac badawczych i ponad stu artykułów z socjologii mediów, w tym przede wszystkim radia.
W latach 1994-1998 był wiceprezesem Polskiego Radia S.A, w latach 2003-2005 Dyrektorem Programu I Polskiego Radia, zaś w 2005 roku – członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. W latach 1995-2007 był członkiem Komisji Radiowej EBU (Europejskiej Unii Nadawców Publicznych) w Genewie.
W latach 2011- 2014 był Przewodniczącym Rady Nadzorczej Polskiego Radia S.A.
Komentarze