Fundusz Odbudowy nie powstanie, jeżeli parlamenty narodowe nie zgodzą się na podniesienie maksymalnego poziomu budżetu Unii do 2 proc. dochodu narodowego brutto UE. "To ryzykowne ćwiczenie" - mówi europoseł Jan Olbrycht (PO). Wyjaśniamy, na czym polega ryzyko
Na szczycie Unii Europejskiej 17-21 lipca 2020 zapadła przełomowa decyzja: w latach 2021-2027 Unia ma mieć największy budżet w historii - 1,82 biliona euro. Do tradycyjnego budżetu głowy państw dołączyły Fundusz Odbudowy kontynentu po koronakryzysie - 750 mld euro, w czym 390 mld euro grantów i 360 tanich pożyczek.
Żeby sfinansować tak ambitny plan, Unia potrzebować będzie gruntownej reformy tzw. zasobów własnych, czyli źródeł finansowania UE.
„Unia może wydawać tyle, ile legalnie posiada w budżecie. Dziś ma składki państw członkowskich, częściowe wpływy z VAT i cła. Do tego dochodzą dochody zewnętrzne - np. z kar finansowych. To wszystko razem nazywa się dziś zasobami własnymi” - tłumaczy w rozmowie z OKO.press eurodeputowany PO Jan Olbrycht, zasiadający w komisji budżetowej Parlamentu Europejskiego.
Do niedawna pułap zasobów własnych był na sztywno określony na poziomie 1,2 proc. unijnego dochodu narodowego brutto (DNB). Pułap pokazuje, ile pieniędzy UE może maksymalnie pozyskać. Oraz ile następnie może wydać, bo jej budżet nie przewiduje powstania deficytu.
W czasie kryzysu finansowego (2008-2010) Unia zwiększyła pułap do 1,4 proc. DNB. Obecne porozumienie - konkluzje Rady Europejskiej z 21 lipca 2020 - mówi, że państwa członkowskie podniosą go jeszcze wyżej - do 2 proc. Bo bez tego Komisja nie będzie mogła zaciągnąć pożyczek na Funduszu Odbudowy.
Zwiększenie pułapu zależeć będzie jednak od zgody parlamentów krajowych.
„Potrzeba będzie zgody wszystkich rządów, po czym ratyfikacji przez wszystkie parlamenty narodowe. W niektórych państwach wręcz zgody parlamentów krajów związkowych. To ponad 41 parlamentów. Ostatnio podniesienie pułapu z 1,2 proc. do 1,4 proc. zajęło dwa lata. Teraz członkowie Unii chcą zrobić to w sześć miesięcy.
To ryzykowne ćwiczenie, bo wszystkie kraje muszą wyrazić zgodę. Inaczej cały Fundusz po prostu nie powstanie” - tłumaczy Jan Olbrycht.
Zdaniem eurodeputowanego na jesieni czeka nas ciekawy polityczny spektakl, bo zgoda na zwiększenie pułapu zasobów i stworzenie Funduszu Odbudowy sprawi, że po raz pierwszy w historii Unia wyemituje wspólne obligacje. Ten krok silnie zwiąże ze sobą państwa członkowskie na kolejne dekady.
„Zgoda na zwiększenie pułapu zasobów własnych zmieni Unię. Będzie dzięki temu silniejsza. Czy polski parlament w dzisiejszej wersji będzie chętny do wzmocnienia UE? Na co pan premier zgodził się w Brukseli? Jakie ma poglądy na temat Europy? Czy podjął już decyzję na tak i będzie lansował zgodę polskiego parlamentu?".
Olbrycht ma nadzieję, że parlamenty narodowe jednomyślnie zatwierdzą podniesienie pułapu do 2 proc. Obawia się jednak zażartych dyskusji m.in. w Polsce i na Węgrzech.
„Orbán nie kryje, że jest sceptycznie nastawiony do tych kredytów. Moim zdaniem robi to nieprzypadkowo, bo nie jest zwolennikiem silniejszej Europy. Jak ktoś nie jest zwolennikiem silniejszej Europy, to stworzenie nowych dochodów własnych urządza go średnio. Bo to zmiana funkcjonowania Unii” - mówi.
Jednomyślna decyzja w Radzie UE o podniesieniu pułapu do 2 proc. DNB Unii ma zapaść jeszcze we wrześniu. Następnie ministrowie uruchomią procedurę w parlamentach narodowych.
„Chcieliby, by cały proces zakończył się do końca grudnia, aby i Fundusz, i budżet ruszyły 1 stycznia 2021. Fundusz będzie wydawany poprzez budżet, choć nie jest jego częścią. Chodzi o to, żeby była lepsza kontrola nad tym, gdzie trafiają pieniądze. Musimy tak skonstruować przepisy budżetowe, by to umożliwić” - wyjaśnia Jan Olbrycht.
Gdy pułap zostanie podniesiony, Unia będzie miała przestrzeń, by pozyskać nowe pieniądze. Komisja Europejska będzie mogła wystąpić o pożyczki na rynkach finansowych, by stworzyć Fundusz Odbudowy. Zgodnie z przyjętym planem, dodatkowe 750 mld euro ma zostać wydane w latach 2021-2023.
Spłata zaciągniętych kredytów ma się rozpocząć w 2028 roku i potrwać nawet do roku 2056. Unia jako całość będzie musiała oddać 390 mld euro - tyle ma wynieść pula grantów. W międzyczasie Bruksela będzie spłacać odsetki od długu. Jeszcze w latach 2021-2027 będzie ich 17 mld euro.
„Jeżeli ten fundusz powstanie, będzie na trzy lata. Jego dystrybucja będzie szła na podstawie danych statystycznych z poprzednich lat dotyczących poziomu bezrobocia, PKB i innych. Ważne jest też, które państwo zostanie najbardziej dotknięte koronawirusem. Po dwóch latach będzie to sprawdzane i korygowane, trzeci rok będzie wynikiem tej korekty” - wskazuje Jan Olbrycht.
Europoseł podkreśla, że jeżeli Unia ma spłacić zaciągnięte pożyczki bez podnoszenia składek państw członkowskich i bez cięć w innych politykach UE, konieczne będą nowe dochody własne.
„Trzeba je stworzyć jak najszybciej. My jako Parlament Europejski uważamy, że pożyczki, jakie Komisja zaciągnie na rynkach finansowych powinny być w całości spłacane z nowych źródeł" - mówi Olbrycht.
Jakie to mogą być źródła?
„W nadchodzących latach Unia będzie dążyć do zreformowania systemu zasobów własnych i wprowadzenia nowych zasobów własnych” - zapisali w konkluzjach lipcowego szczytu przywódcy UE.
Rada Europejska zobowiązała Komisję, by ta przygotowała:
W rezolucji-komentarzu do ustaleń szczytu PE uznał te plany za zbyt mało ambitne. Eurodeputowani zagrozili, że nie wyrażą zgody na budżet bez wiążącego porozumienia o reformie i koszyku nowych dochodów.
„Rada Europejska napisała, że nowe źródła należy stworzyć jak najszybciej, podała nawet terminy. Ale dla Parlamentu to za mało, uważamy, że to powinno być wiążące, domagamy się szczegółowego harmonogramu” - komentuje Jan Olbrycht.
Europosłowie i europosłanki uważają także, że podatek od plastiku działający od 1 stycznia 2021 to za mało.
„Sam ten pomysł można oceniać różnie. Z punktu widzenia walki z produkcją plastiku i zanieczyszczeniem środowiska jest to ruch słuszny. Niestety nie będzie to raczej stabilny dochód własny. Celem tego podatku jest zmniejszenie ilości plastiku. Jeżeli kiedyś to się uda, dochód z podatku spadnie” - mówi Olbrycht.
„Nam chodzi o dochód stabilny, choć oczywiście wpływy z każdego typu podatku są zależne od sytuacji gospodarczej. Musimy myśleć o dochodach własnych co najmniej po to, żeby spłacić kredyt. Może skuteczny byłby podatek od transakcji finansowych, który zablokowała kiedyś Wielka Brytania? Może podatek cyfrowy od globalnych graczy?” - wskazuje.
Choć w konkluzjach Rady Europejskiej z 21 lipca państwa członkowskie zdecydowały się wstępnie na podniesienie pułapu zasobów własnych, przepadła szansa na pozbycie się rabatów. Te istnieją w budżecie UE od lat 80., kiedy to pierwszą obniżkę składki opartej o DNB wynegocjowała Wielka Brytania.
Z podobnych przywilejów korzystają dziś kraje tzw. "oszczędnej czwórki" czyli Dania, Austria, Holandia i Szwecja. Niemcy, Holandia i Szwecja płacą także nieco mniejsze składki VAT.
„Gdy Brytyjczycy wychodzili, podniosły się głosy, że teraz to już koniec z rabatami. Protestowali w szczególności ci, którzy nie mają rabatów, a płacą za innych - Włosi, Hiszpanie. PE również mówił, że rabaty trzeba zlikwidować, choć zasoby własne leżą poza jego kompetencjami” - mówi Jan Olbrycht.
Proces decyzyjny Radzie Europejskiej wymaga jednomyślnej decyzji wszystkich członków Unii, dlatego w toku lipcowych rozmów ten pomysł został zbojkotowany. Rabaty mają być jednak nieco niższe. Głowy państw zapisały, że w latach 2021-2027 z obniżki składek skorzystają Dania, Niemcy, Holandia, Austria i Szwecja. Powstałą lukę sfinansują pozostałe kraje.
„Suma składek musi się zgadzać, wynosić 100 proc. Jeżeli jakiś kraj ma rabat, to znaczy, że ktoś musi za niego zapłacić resztę tej składki. Brytyjczycy mieli rocznie 6 mld euro rabatu, spłacali go inni. Np. Francuzi płacili za nich 1 mld euro rocznie, Polacy ok. 340 mln euro. A takich rabatów jest kilka” - przypomina Olbrycht.
Gospodarka
Świat
Mateusz Morawiecki
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
Unia Europejska
budżet UE
Jan Olbrycht
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze