0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Unia Europejska, 2020Fot. Unia Europejska...

W czwartek 23 lipca 2020 Parlament Europejski obradował w Strasburgu na nadzwyczajnym posiedzeniu plenarnym, by przedyskutować porozumienie budżetowe na kolejne siedem lat wypracowane przez głowy państw członkowskich.

Zgodnie z art. 321 Traktatu o Funkcjonowaniu UE Parlament musi wyrazić zgodę na projekt Wieloletnich Ram Finansowych, czyli budżetu Unii na siedem lat. Tym razem stawka jest większa niż zazwyczaj, bo razem z WRF na lata 2021-2027 Unia chce utworzyć Fundusz Odbudowy po pandemii koronawirusa. W sumie to największy budżet w historii UE - 1,82 biliona euro.

Rada, stanowiąc zgodnie ze specjalną procedurą ustawodawczą, przyjmuje rozporządzenie określające wieloletnie ramy finansowe. Rada stanowi jednomyślnie po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego, który stanowi większością głosów wchodzących w jego skład członków.

Konkluzje niemal 90-godzinnego szczytu UE (17-21 lipca 2020) przedstawili dziś eurodeputowanym przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz szef Rady Europejskiej Charles Michel. Tłumaczyli zwłaszcza, dlaczego ostateczna wersja projektu jest mniej ambitna niż propozycja Komisji Europejskiej z maja 2020.

Przeczytaj także:

„Podjęliśmy trudne i bolesne decyzje dotyczące wielu programów” - mówiła Von der Leyen. Michel dodał, że choć zdaje sobie sprawę, że eurodeputowanym nie spodobają się cięcia, prosi ich o zrozumienie w obliczu ścierających się interesów.

Mimo tych apeli Parlament Europejski przyjął dziś rezolucję krytykującą wtorkowy kompromis. I zapowiada, że zawetuje cały projekt, jeżeli Rada Europejska nie potraktuje poważnie jego zastrzeżeń.

„[Parlament - red.] nie da się zmusić do zaakceptowania złego porozumienia. [...] Zamierza zaangażować się w konstruktywne negocjacje z Radą [...] z myślą o udzieleniu zgody na rozporządzenie określające wieloletnie ramy finansowe na lata 2021–2027” - czytamy w dokumencie.

Eurodeputowani przyznają zarazem, że na „konstruktywne negocjacje” zostało niewiele czasu, a ostateczne decyzje polityczne powinny zapaść najpóźniej w październiku 2020 roku.

Praworządność punktem zapalnym

W projekcie rezolucji czytamy, że PE „głęboko ubolewa, że Rada Europejska znacznie osłabiła dążenie Komisji i Parlamentu do tego, aby w WRF i Instrumencie Unii Europejskiej na rzecz Odbudowy (NGEU) stanąć na straży praworządności, praw podstawowych i demokracji".

Parlament ponawia także swoje żądanie, by wraz z Komisją Europejską dokończyć prace nad projektem „pieniądze za praworządność". Wskazuje, że mechanizm zawieszania wypłat z budżetu, aby był naprawdę skuteczny, powinien działać tak, jak od początku chciała KE.

Czyli jego odrzucenie powinno wymagać większości kwalifikowanej w Radzie UE.

Jak pisaliśmy w OKO.press w konkluzjach przyjętych na szczycie 17-21 lipca głowy państw zapisały mechanizm odwrotny. To do zaakceptowania wniosku Komisji potrzebna będzie większość kwalifikowana (co najmniej 15 krajów reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii).

Kompromisowe osłabienie mechanizmu przez głowy państw członkowskich krytykowali podczas debaty w PE eurodeputowani różnych frakcji.

Dacian Cioloș, szef liberałów z „Odnowić Europę” (trzecia najliczniejsza frakcja), zapowiedział, że jego ugrupowanie nie poprze budżetu, jeżeli uwarunkowanie nie zostanie sformułowanie jaśniej.

Philippe Lamberts, szef Zielonych, ubolewał, że projekt jest zbyt mało szczegółowy, a niektóre kraje traktują Unię jako maszynkę do robienia pieniędzy.

Część europosłów domagała się wręcz zaostrzenia pierwszej wersji rezolucji. Malin Björk i Nikolaj Villumsen z grupy GUE/NGL (lewica) zasugerowali poprawkę, by PE wprost oświadczył, że nie wyrazi zgody na budżet. Chyba że „wiążący mechanizm warunkowości zostanie przedstawiony jako integralna część porozumienia".

Ostatecznie poprawki te odrzucono, ale cały ustęp 9 Rezolucji PE o praworządności został przyjęty znakomitą większością głosów (poszczególne zdania odpowiednio 500 do 151 i 464 do 175). Przeciwko głosowali m.in. eurodeputowani PiS.

Charles Michel doprecyzowuje

Kolejni europosłowie i europosłanki prosili też przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, by wyjaśnił, czy do zawieszenia funduszy konieczna będzie jednomyślna decyzja Rady Europejskiej. Bo rządy Polski i Węgier zapewniały publicznie po szczycie, że to właśnie uzgodniły głowy państw członkowskich.

Michel potwierdził jednak interpretację m.in. OKO.press - o decydującym głosie Rady Europejskiej nie ma tu mowy. Ale organ ten zamierza prowadzić dalsze dyskusje o ochronie wartości Unii.

„Po raz pierwszy w historii nasz budżet będzie bezpośrednio powiązany z praworządnością. Wierzę głęboko, że Europa jest w stanie działać” - stwierdził.

Szef Rady Europejskiej podkreślił, że głowy państw członkowskich będą jeszcze dyskutować na ten temat. Ale sam kształt mechanizmu nie zakłada jej udziału w procedurze zawieszania środków za naruszanie zasady praworządności.

„W ten weekend mieliśmy bardzo długą debatę. Siedliśmy przy stole: 27 szefów państw i rządów, patrzyliśmy sobie w oczy i rozmawialiśmy o rządach prawa, podstawowych wartościach. Może to nie jest końcowy moment, ale pokonaliśmy ważny etap” - powiedział europosłom.

Michel zaznaczył też, że cieszy się, że przedstawia Parlamentowi "związek, warunkowość pomiędzy kwestiami finansowymi a kwestiami praworządności".

„Każdy musi odegrać swoją rolę: KE, PE, Rada Europejska - również w ramach swoich obowiązków, gdy trzeba mówić o kierunkach politycznych. Od tej debaty nie uciekniemy. Trzeba będzie wracać do tego tematu regularnie.

Przypilnuję, żeby ten główny, podstawowy, najważniejszy (temat) w Europie pozostawiał w centrum demokratycznej debaty” - oświadczył.

Krytyka Parlamentu Europejskiego

Eurodeputowani nie zamierzają jednak bez poprawek przyjąć wypracowanego 21 lipca kompromisu. W rezolucji zapisali, że nie akceptują porozumienia w obecnym kształcie. I wyrazili gotowość do negocjacji z Radą UE, by je udoskonalić.

PE potępia także egoistyczne zachowania poszczególnych krajów. „Zbyt często dbanie wyłącznie o krajowe interesy i stanowiska zagraża realizacji wspólnych rozwiązań będących w interesie ogólnym” - czytamy w rezolucji.

Parlament ostrzega zwłaszcza przed cięciami programów w WRF, które uznaje za „sprzeczne z celami UE".

Wymienia niepożądane ograniczenia programów na rzecz zdrowia i badań naukowych, edukacji, transformacji cyfrowej i innowacji, Funduszu Sprawiedliwej Transformacji oraz w funduszach dotyczących migracji i azylu.

Wzywa także unijnych decydentów do poważnego potraktowania kwestii dochodów własnych Unii. Zdaniem eurodeputowanych Unia ma zbyt mało źródeł finansowania, by utrzymać ambitny budżet. Konieczne są nowe podatki - m.in. cyfrowy i od transakcji finansowych, pozyskiwanie wyższych kwot z handlu uprawnieniami do emisji CO2.

„Parlament nie wyrazi zgody na WRF bez porozumienia w sprawie reformy systemu zasobów własnych UE, obejmującej wprowadzenie do końca WRF na lata 2021–2027 koszyka nowych zasobów własnych, który powinien mieć na celu pokrycie co najmniej kosztów związanych z NGEU [Funduszu Odbudowy - red.]” - czytamy w ust. 10 rezolucji.

Eurodeputowani chcieliby także, by Unia ostatecznie zniosła rabaty dla najbogatszych państw członkowskich. Dziś, dzięki tym ulgom kraje, które wpłacałyby do budżetu największe kwoty, mogą dorzucać nieco mniej.

Parlament ostro krytykował zmniejszenie finansowania części programów.

„Programom przewodnim grozi natychmiastowe obniżenie środków na 2021 r. w stosunku do roku 2020. [...] Począwszy od 2024 r. budżet UE jako całość będzie niższy od poziomu budżetu na 2020 r., co zagraża realizacji zobowiązań i priorytetów UE, w szczególności Zielonego Ładu i agendy cyfrowej” - czytamy w rezolucji.

Zdaniem europosłów i europosłanek problemem jest także nowy podział dodatkowych funduszy na odbudowę UE po koronakryzysie.

Parlamentowi nie podoba się, że w kompromisowej wersji konkluzji szczytu stosunek bezzwrotnych grantów do dotacji został zmniejszony.

PE chciałby również aktywniej uczestniczyć w kontroli ex ante i ex post wydatków z Funduszu Odbudowy.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze